sobota, 22 marca 2014

2. TEN, W KTÓRYM JĄ POZNAJĄ...

AUSTRIA. INNSBRUCK. WILLA SPORTOWA. SALON.

     Siedziała na wielkim superwygodnym fotelu z jasnej skóry. 7 par oczu patrzyło na Nią wyczekująco. Dawno nie miała takiej widowni. Miała wrażenie, że to ona jest gwiazdą. A oni właśnie szykują się do przeprowadzenia z Nią wywiadu. To uczucie było dziwne. Z jednej strony czuła się odrobinę speszona tą sytuacją a z drugiej trochę ją to śmieszyło. 
- Może się czegoś napijesz? - zapytał w końcu Michi.
- Chętnie...
- Sprite? - Manu.
- Pepsi? - Stefan.
- Mirinda? - Diethart.
- Sok porzeczkowy? - wszyscy spojrzeli ze zdziwieniem na Koflera.
- Wystarczy woda. Jeśli macie to niegazowana. - powiedziała z uśmiechem.
- Już przynoszę - powiedział z lekkim uśmiechem Morgi. Wychodząc postukał w czoło Andiemu ten tylko wzruszył ramionami. Znów zapanowała niezręczna cisza. Przerwał ją schodzący po schodach i jak przypuszczała klnący w najlepsze szatyn. Trzymał w rękach trzy ogromne pudła. 
- Mógłby mi któryś z Was łaskawie pomóc? - zapytał zza pudeł. Żaden z kolegów nie zlitował się nad biednym skoczkiem.
- A co tam masz? - zapytał rozbawiony Loitzl.
- Zabawki Krafta - jęknął. Znów się zaśmiali. Spojrzała na Niego ze współczuciem. Podeszła i stanęła na palcach po czym wzięła od Niego duże pudło. 
- One są z ołowiu? - zapytała lekko się uginając. Od razu podbiegł do Niej najbliżej siedzący Fetti i wziął pudło. Szatyn zdołał położyć pozostałe pudła na podłodze. Widać było, że się zmęczył. W tym momencie z kuchni wrócił blondyn. Podał szklankę z wodą dziewczynie a ta zamiast się napić spojrzała na szatyna ze współczuciem i z uśmiechem podała mu szklankę. Przez chwilę tylko na nią patrzył trzymając w dłoni przedmiot by po chwili odwzajemnić uśmiech. - Skąd macie tyle maskotek? - zapytała z uśmiechem siadając ponownie na fotelu. 
- Od fanek. Przysyłają z listami, dają na konkursach, na spotkaniach z fanami, zostawiają pod drzwiami... - wymieniał Stefan. Zdziwiła się słysząc ostatnią opcję. Po chwili nad jej głową zawisł blondyn z miłym uśmiechem i podał jej szklankę z wodą.
- Dzięki.
- Nie ma za co - puścił jej oko. Usiedli na swoich miejscach. Znów patrzyli na Nią jak na eksponat w muzeum. Zaśmiała się cicho.
- Pytajcie o co chcecie. - powiedziała i odłożyła szklankę na stolik. 
- A Ty nie masz do Nas żadnych pytań? - Manu.
- Miałam całą listę. - powiedziała. - Jak miałam 16 lat. - dodała. - Moja opiekunka z fundacji postanowiła, że spełni moje marzenie z okresu kiedy dowiedziałam się o chorobie czyli sprzed 5 lat. Wtedy wypełniłam jakiś kwestionariusz dotyczący marzeń itd. I oto jestem.
- Nie jesteś za stara na tą fundację?
- Michi! - skarcił go Wolfgang. Uśmiechnęła się.
- Jestem. Ale ten argument nie docierał do Anny, mojej opiekunki. Widocznie moje wyniki są tak kiepskie, że czas na spełnienie marzeń - zaśmiała się lekko. Patrzyli na Nią nie wiedząc jak zareagować na jej słowa. Jedynie blondyn się uśmiechał. - Widzisz? - zwróciła się do Niego. - A mówiłeś, że to ja mogę mieć problem z przystosowaniem się. - pokręcił głową z uśmiechem. - Słuchajcie, chyba powinniśmy sobie wyjaśnić parę rzeczy. - zaczęła. - Nie powinno mnie tu być. Ale ktoś postanowił, że ta przygoda mi się przyda i, że mogę się przez te 3 miesiące świetnie bawić. I myślę, że ten ktoś miał rację. Innsbruck to najpiękniejsze miejsce na ziemi, a Wy jesteście cholernie sympatycznymi ludźmi więc myślę, że może nam się uda jakoś przetrwać tą moją wizytę. To, że mam raka nie zmienia tego, że jestem sobą i chcę żebyście poznali prawdziwą mnie. Taką zwykłą, jak na co dzień. Uprzedzam, że mogą być ze mną kłopoty, bo skoro mam nie doczekać gwiazdki to postanowiłam brać z życia co się da i nie przejmować się konsekwencjami. Więc te ograniczenia, które zapewne Wam dali, to co mi nie wolno... mam to gdzieś. I tak trafię do piekła. - uśmiechnęła się. 
- Zapomniałaś dodać, że muszą przywyknąć do Twojego poczucia humoru. - dodał blondyn.
- Jest dość specyficzne. - wyjaśniła. 
- Zauważyliśmy - stwierdził Manu.
- Macie jakieś pytania? - napiła się wody. Każdy z nich patrzył na Nią przetrawiając jej słowa. - Na prawdę możecie pytać o wszystko.
- Masz 20 lat... czemu lekarze mówią, że jesteś nierokująca? - zapytał cicho Morgi.
- Mam ostrą astmę. I wrodzoną wadę genetyczną, która powoduje nawroty astmy po każdym jej uśpieniu. Nowe płuca mogłyby ją zniwelować albo jeszcze powiększyć. Po przeszczepie mogłabym wyzdrowieć albo się od razu udusić. - odpowiedziała. 
- Ale skoro jest szansa na wyleczenie to dlaczego... - zaczął Andi.
- W Polsce przepisy dotyczące przeszczepów mówią jasno, że żeby go otrzymać musisz być praktycznie zdrowy. Taki paradoks. - uśmiechnęła się smutno.
- Nie powinnaś brać teraz jakiejś chemii czy naświetlań? - zapytał Loitzl.
- Moje wyniki się bardzo poprawiły. Mogę zostać przez ten czas na lekach.
- Ten czas? - Koffi.
- Wśród chorych na raka jest takie określenie... "Jazda bez trzymanki". To jest czas, kiedy po dłuższym okresie nagle poprawiają się wszystkie wyniki i pacjentowi wystarcza branie leków przeciwbólowych itd. W tym czasie zazwyczaj pacjenci wyjeżdżają w swoją ostatnią podróż. Takie nagłe poprawienie się wyników oznacza, że wkrótce przyjdzie koniec. - powiedziała poważnie. Zamilkli.
- I Ty...
- Tak Michi, Teraz mam jazdę bez trzymanki. Dlatego chcę się zabawić - uśmiechnęła się.
- Ile... - odezwał się cicho jak dotąd nic nie mówiący szatyn. Spojrzała na Niego.
- 4 do 7 miesięcy. - powiedziała.
- I tak po prostu się z tym pogodziłaś? - zapytał uparcie wpatrując się w jej oczy. Uśmiechnęła się ale w jej oczach widać było smutek. Ogromny smutek ale i rezygnację, zmęczenie.
- Nie mam się na co godzić. Ktoś wyznaczył mi taki koniec. Ja muszę zadbać, żeby te ostatnie miesiące były najlepszymi w moim życiu.
Cisza jaka zapanowała aż kuła w uszy. 
- To nie fair - powiedział w końcu jakby się kłócił.
- To nic nie zmienia. - odpowiedziała nadal patrząc na Niego. 
- Masz rodzeństwo? - zapytał Stefan chcąc rozładować atmosferę panującą w pokoju.
- Nie. Wychowywałam się w domu dziecka. - powiedziała. Brunet załamał się. Zamiast rozładować atmosferę jeszcze bardziej ją pogorszył. - No to najbardziej krępującą i przymulającą część wiadomości mamy za sobą - zażartowała. Szatyn nadal na Nią patrzył. Pomimo uśmiechu na twarzy w jej oczach nadal widział strach i smutek. Coś ścisnęło go za serce. Może gdyby była starsza inaczej odebrałby te wiadomości. - No to kto oprowadzi mnie po tym pałacu? Nie chcę przez przypadek trafić do nieodpowiedniego pokoju w nieodpowiednim momencie - znów zażartowała. Mężczyźni odrobinę się rozluźnili ale to co powiedziała im blondynka wyryło pewne znamię na ich psychice. Coś w nich przeskoczyło. Coś dało powód do zastanowienia się nad własnym życiem. - A! Zapomniałabym! Jak mam się do Was zwracać? - zapytała. Popatrzyli na Nią jak na wariatkę.
- Po imieniu, po nazwisku, przezwiskiem... jak wolisz. - odpowiedział miło Thomas.
- Ok. W takim razie... Thomas, mógłbyś pokazać mi co i jak? - poprosiła. Chętnie wstał i oprowadził dziewczynę po willi. Dom był ogromny. Każdy z nich miał swój pokój. Dowiedziała się który jest czyj. Jej był ostatni. Otwarli go z ciekawości, żeby zobaczyć co wymyślił szatyn. Pokój był czysty, pozbawiony pluszaków, plakatów i innych dziwnych rekwizytów. Zostały jedynie różowe zasłony. Pościel była satynowa. Filetowa. Na łóżku została tylko jedna maskotka. Był to dużych rozmiarów królik, który miał na brzuchu naszyte logo i podpis "Schlieri". A na drzwiach do łazienki wisiał już tylko jeden plakat. Również dotyczący szatyna. Był na Nim w kombinezonie i z nartami. Plakat był z autografem. 
- Cwaniaczek - zaśmiał się blondyn. - Jeszcze dedykację walnął, patrz. - stwierdził podchodząc do plakatu. Zrobiła to samo. - "Dla nowej koleżanki - Gregor." - zacytował. - Nie wysilił się. - zaśmiała się. Wzięła z biurka leżący tam marker. Podeszła spowrotem do plakatu i narysowała klasyczne wąsy na twarzy szatyna.
- Wyżyj się - zwróciła się do blondyna. Pokręcił głową z uśmiechem ale wziął marker i dorysował koledze wielkie okulary, rogi i ogon. Dziewczyna dodała jeszcze widły i narysowała u dołu płomienie. Zgodnie stwierdzili, że ich dzieło jest ponadprzeciętne i kiedyś na pewno będzie warte miliony. 
- Jest coś, co chciałabyś zrobić zanim... - zaczął.
- Zanim umrę. Nie bój się to wypowiadać. - uśmiechnęła się. - Jest milion takich rzeczy. Ale wiele z Nich nie mogłabym spełnić nawet gdybym miała nadal żyć. - zamilkł. - Chcesz listę? - zaśmiała się.
- A masz taką? - zapytał również się śmiejąc.
- Nie, ale mogę zrobić, powiedzmy, że ograniczę się do tysiąca. - zaśmiali się wesoło. Kiedy wrócili na dół kilkoro ze skoczków wynosiło pudła z zabawkami z domu, a kilkoro krzątało się wokół stołu w jadalni.
- Macie podzielone zadania? - zapytała.
- Dyżury. Dzisiaj do stołu nakrywa Stefan i Manu. - powiedział z uśmiechem.
- A kto Wam gotuje? - zapytała. Westchnął.
- Schlieri. - powiedział niechętnie.
- Gregor?
- Tylko on nie puszcza kuchni z dymem. Może to nie jest Gordon Ramsay ale idzie mu coraz lepiej. - powiedział lekko się śmiejąc.
- A co dzisiaj macie na obiad? - zapytała.
- Chodź to zapytamy. - pociągnął ją do kuchni. Szatyn właśnie kroił cukinię kiedy stanęli przed blatem. Spojrzała na to co miał na sobie. Uśmiechnął się szeroko.
- "Najseksowniejszy kucharz świata"? - zdziwiła się.
- Ten gustowny fartuszek dostał od Nas z prośbą o gotowanie. Chyba popełniliśmy wtedy błąd. - stwierdził blondyn patrząc na wyczyny szatyna.
- Uważasz że nie jestem seksowny? - zapytał z udawanym oburzeniem.
- Tego nie wiem, trzeba zapytać osoby, która zna się na atrakcyjności - powiedział dołączający do nich Michi. Spojrzał na dziewczynę. - Bo to, że jesteś przystojniejszy ode mnie już zdążyłem się dowiedzieć. - wywróciła oczami.
- O popatrz jak miło. - szatyn prawie pękał z dumy.
- Wg nastolatek. - powiedziała. Uśmiech szatyna zgasł. - Co gotujesz?
- Spaghetti.
- Znowu makaron? - jęknął Michael.
- Może ja coś ugotuję? - zapytała.
- Jesteś gościem. - powiedział Gregor.
- To nie znaczy że mam tylko siedzieć bezczynnie i Was sobie oglądać - odpowiedziała.
- Umiesz zrobić coś poza spaghetti? - zapytał z nadzieją Thomas.
- Myślę, że tak. - zaśmiała się.
- Zapraszam do mojego królestwa - powiedział szatyn i zdjął z siebie fartuch, by po chwili założyć go dziewczynie. - Uroczo. - skomentował. Zaśmiali się. Podczas gotowania chętnie podawali jej wszystkie składniki i próbowali potrawy, żeby fachowo określić czy nadaje się do jedzenia. Reszta ekipy wydawała z siebie okrzyki świadczące o ich ogromnym głodzie. W końcu dostali swoje jedzenie. Zielone curry smakowało im tak bardzo, że właściwie nic nie zostało.
   Siedzieli na trawie w ogrodzie. Łapali ostatnie tego dnia promienie słońca. Co chwilę wybuchali śmiechem. Czuła, że czas z nimi spędzony będzie najlepszym w jej marnym, mało ciekawym życiu. Spojrzała na góry. Były piękne a zachodzące słońce dodawało uroku temu obrazkowi. Uśmiechnęła się patrząc na nie.
- Byłaś tutaj już wcześniej? - usłyszała pytanie.
- Nie. To mój pierwszy wyjazd poza granice Polski. - przyznała szczerze.
- A jak Ci się podoba? - zapytał ponownie Manu.
- Pięknie tu. Mogłabym tu zamieszkać. - powiedziała z sentymentem w głosie. - Jaki macie plan na jutrzejszy dzień? - zapytała.
- O 9:00 mamy trening na siłowni, a potem mamy zajęcia zespołowe. - odezwał się Loitzl.
- Zespołowe?
- Koszykówka, siatkówka, piłka nożna... nie wiemy co dla nas przygotował na jutro Alex. - odpowiedział Die-die.
- Mogę jechać z Wami? - zapytała.
- Taki był plan. - powiedział szczerzący się Andi.
- Co się tak szczerzysz? - zapytał Kraft.
- Bo w końcu sędziował będzie ktoś kto nie jest stronniczy pajacu - odparł mu kolega.
- Sam żeś jest pajac, sędziowanie jest w porządku tylko Ty grać nie potrafisz, wiek już nie ten, co? - zaśmiał się.
- Ja przynajmniej trafiam w piłkę nie to co Ty.
- Zamknij się głąbie.
- Och to takie dorosłe.
- Oni tak zawsze? - zapytała cicho siedzącego obok Niej Thomasa.
- Przeważnie. - odpowiedział śmiejąc się.
- Która jest godzina? - zapytała poważniejąc.
- 19:30 - odpowiedział. - Coś się stało?
- Cholera. - powiedziała po polsku. - Zapomniałam o lekach, zaraz wracam. - powiedziała i pobiegła do swojego pokoju. Otwarła swoją walizkę i zaczęła wyrzucać z niej wszystkie rzeczy aż dotarła do czarnej kosmetyczki. Otwarła ją i wyrzuciła wszystkie leki na łóżko. Usiadła na nim i spojrzała na stertę leżącą obok.
- Sporo ich. - usłyszała. Uśmiechnięty blondyn stał w futrynie drzwi do pokoju. - Wybacz za wtargnięcie ale trochę się przestraszyłem. Wszystko w porządku? - zapytał.
- Tak, myślę, że jeśli zażyję je pół godziny po czasie to nie umrę szybciej. - odpowiedziała z uśmiechem.
- Mogę?
- Zapraszam. - blondyn usiadł obok Niej.
- To co najpierw? - zapytał patrząc na leki.
- Zielone opakowanie. - powiedziała. Blondyn podał jej leki. Połknęła pastylkę. Kolejne leki również.
- Thomas jak wyglądają wasze dni? No wiesz, porządek tygodnia.
- Rano treningi, potem chwilę wolnego żeby coś zjeść, potem znowu jakiś ruch... To zależy od tego co nam ustali Alex, nasz trener. Ale dzięki Tobie będziemy mieli więcej wolnego - zaśmiał się.
- Czyli dużo sportu. W takim razie mam do Ciebie prośbę.
- Słucham.
- Znalazłbyś dla mnie trochę czasu jutro popołudniu? Muszę uzupełnić moją sportową garderobę. Wzięłam tylko jeden dres. - zaśmiała się.
- Nie ma sprawy. Coś dla Ciebie znajdziemy. Moja znajoma ma świetny sklep sportowy tu niedaleko więc nie będzie problemu.
- Dzięki. Przepraszam Cię ale jestem trochę zmęczona i...
- Oczywiście, już Cię zostawiam. Gdybyś czegoś potrzebowała to mów. Jestem do Twojej dyspozycji. Mam pokój obok więc jakby coś to wal w ścianę. - puścił jej oko i wyszedł zamykając za sobą drzwi...


"Za ten uśmiech..."

***********************************************************************************

Mam nadzieję, że nie zanudziłam Was na śmierć. :) Mam nadzieję, że pomimo tego iż wątek miłosny w tym momencie jest (jeszcze) ograniczony nie zniechęcicie się do dalszych odwiedzin :P Kolejny już niebawem ;)

czwartek, 20 marca 2014

1. TEN, W KTÓRYM ONA PRZYJEŻDŻA...

AUSTRIA. INNSBRUCK. WILLA SPORTOWA. 

Sześciu biegających po ogromnej willi facetów, trzymających w dłoniach ściereczki, odkurzacze, mopy itp. to dość niecodzienny widok. Cóż... 
- Jak się nie chciało dupci ruszyć wcześniej to tak jest - śmiał się blondyn.
- Pomógłbyś nam a nie stał tak jak kołek jakiś i dyrygował jak waćpan zakichany - mruknął przechodzący obok blondyna Kofler.Zaśmiali się.
- Stefanie, czy byłbyś łaskaw przypomnieć mi dlaczego nie musimy pomagać im w porządkach? - zapytał poważnie blondyn.
- Ależ z przyjemnością Ci przypomnę Michaelu. Ja...
- Dobra, darujcie sobie. - powiedział niezadowolony z sytuacji Fettner. 
- O której po Nią jedziesz? - zapytał Morgi.
- Za godzinę mam czekać na lotnisku. Ale żeby Wam nie przeszkadzać to chyba pojadę od razu. - wyszczerzył się i wziął ze stolika kluczyki do samochodu. Po chwili już go nie było. Wszyscy zwrócili swój wzrok na stojącego z cwanym uśmieszkiem Stefana. 
- Jeśli myślisz, że będziesz tak stał i nic nie robił to się grubo mylisz. - powiedział Manu.
- Zrób zakupy, bo nie ma nic w lodówce. To przynajmniej przeszkadzał nie będziesz. - stwierdził Diethart.
- Jak wolicie... sprzątasie - zaśmiał się. Po chwili nie było mu do śmiechu bo mokra szmata, którą Gregor mył podłogę w korytarzu wylądowała na głowie kolegi.
- Ups - powiedział niewinnie szatyn. - Chciałem sobie ją przerzucić na drugi koniec korytarza a myślałem, że już wyszedłeś. - zabrał szmatę z twarzy bruneta i z uśmiechem skierował się w stronę salonu pogwizdując wesoło...

GDZIEŚ W POWIETRZU. SAMOLOT. MIEJSCE 47A.

    Widok był tak zachwycający, że nie potrafiła oderwać oczu od szyby. Pierwszy raz w samolocie. Pierwszy raz w chmurach. "I pewnie ostatni. Jak umrę to na bank trafię do piekła." - pomyślała. Zaśmiała się sama do siebie. 
- Prosimy o zapięcie pasów bezpieczeństwa, znajdujemy się dokładnie nad Portem Lotniczym w Innsbrucku. Dzisiaj mamy 18 dzień maja. Godzina 15:30 czasu lokalnego. Na zewnątrz temperatura wynosi 24 stopnie Celsjusza a niebo jest prawie bezchmurne. Linia Eurolines życzy Państwu miłego pobytu i dziękuje za wspólny lot. - powiedziała stewardessa. Dziewczyna posłusznie zapięła pas. "Za chwilę któryś z nich Cię odbierze z lotniska, popraw ryjek" - poinstruowała ją podświadomość. Wyciągnęła małe lusterko z torby i przeglądnęła się. Jej okrągła twarz była lekko zaróżowiona. Oczy świeciły błyskiem pewnej ekscytacji wynikającej z możliwości przeżycia tej ostatniej w życiu przygody. Odkąd wie o chorobie i prognozach jakie co chwilę dają na nowo lekarze, postanowiła zrezygnować z jakiegokolwiek make-upu. "Skoro teraz się nie maluje i wyglądam jak wyglądam to jeżeli umrę i mnie wymalują to przynajmniej zrobię wrażenie." To zdanie powtarzała sobie codziennie rano stając przed lustrem. Poprawiła grzywkę. Włosy... były takie delikatne. "I drogie" - pomyślała. Westchnęła i schowała lusterko spowrotem do torebki. "Po co ja właściwie tu przyjechałam? Ach tak... spełnić marzenie. Tylko to marzenie należało do nastolatki. Nie do mnie." 
   Przetrwawszy najgorszą część podróży, czyli znalezienie bagażu udała się za tłumem w kierunku wyjścia do hallu. Wszystko było zorganizowane jak w zegarku. Ona przyjeżdża, jeden z nich ją odbiera i jadą do nich, a potem przeżywają 3 miesiące jak ostatnie w życiu. "Cóż za ironia." Jedynym haczykiem było to, że zupełnie nie wiedziała kto ma ją odebrać. Jej niepokój zwiększył się stokrotnie kiedy wyszła na wielką halę przylotów. 
- Świetnie. Jestem w dupie. - mruknęła pod nosem. Tłum jaki przed Nią się przemieszczał był nie do ogarnięcia. Mogła szukać skoczka ile chciała. Był igłą w stogu siana. Z tym, że nie wiedziała nawet jak ta igła ma wyglądać. "Luz w dupie Alutka!" - pomyślała i po prostu usiadła na najbliższej ławeczce czekając aż spora część tego tłumu się zutylizuje. Trwało to wbrew jej oczekiwaniom dłużej niż 10 minut. Zobaczyła faceta. Czekał na kogoś z bukietem kwiatów. Po chwili w jego ramiona wpadła kobieta. Ściskali się jakby to miało być ich ostatnie spotkanie w życiu. Westchnęła. "Nie zakochuj się." Te słowa brzmiały w jej głowie echem. Ludzie powoli opuszczali lotnisko. Wstała i stanęła na ławeczce. Teraz przynajmniej widziała na dalej niż metr przed nosem. Niestety nikt nie wyglądał znajomo. "A co myślałaś? Że w kasku i z nartami tu będzie sterczał?" - pytała zażenowana podświadomość. "Nie ukrywam, że byłoby łatwiej." - pomyślała. "No dobra, szukaj młodych facetów, stosunkowo wysokich i wyglądających jakby się zgubili, prawdopodobnie będzie miał telefon w ręce." To nie zmieniło zbyt wiele, bo takich osób było jeszcze zbyt dużo. "No dobra, teraz każdemu z nich załóż kask..." Wyobraźnia to było to, z czego była najbardziej zadowolona w swoim życiu. To dzięki bujnej wyobraźni mogła we śnie podróżować po świecie, robić rzeczy, których normalnie by nie mogła, a w zwykłym życiu tworzyć niezwykłe opowieści, które czytała na dobranoc najmłodszym pacjentom. Rozglądnęła się uważniej. Po chwili uśmiechnęła się sama do siebie. "Nie zachowuj się jak głupia nastoletnia psychofanka!" - skarciła ją podświadomość. "Wystarczy, że już jakieś go dopadły." Zobaczyła jak grupa nastolatek zrobiła wokół skoczka kółeczko. Zdezorientowany blondyn szukał wokół siebie ratunku ale nic nie znalazł. Zrezygnowany zaczął rozdawać autografy i pozować do zdjęć w międzyczasie rozglądając się za kimś dokoła. Zaśmiała się rozbawiona tą sytuacją. Wzięła walizkę i podeszła trochę bliżej grupki rozhisteryzowanych dziewcząt. Usiadła na pobliskiej ławeczce i z uśmiechem na twarzy obserwowała zmagania blondyna z fankami. Jego tłumaczenia, że czeka na kogoś nic nie dawały a grupka stawała się coraz większa. "Jak go stamtąd wyciągnąć?" - pomyślała. W tym momencie wpadła na genialny pomysł. Znów stanęła na ławce i poszukała jakiegoś najbardziej oddalonego punktu na hali. Zobaczyła, że właśnie przed chwilą wylądował samolot z Dubaju. Turyści wychodzili z bagażami z korytarza po drugiej stronie lotniska. 
- Hej! Gregor Schlierenzauer przyleciał samolotem z Dubaju! - krzyknęła głośno i wskazała korytarz. Grupa fanek od razu zrobiła szum i pobiegła w tamtą stronę. Uśmiechnięta dziewczyna zeszła z ławki i podeszła szybko do zdezorientowanego blondyna. - To na mnie czekasz, później podziękujesz, a teraz jedźmy bo zaraz się zorientują, że tam nie ma żadnego Gregora. - powiedziała. Mężczyzna uśmiechnął się i wziął jej walizkę kierując się w stronę wyjścia na parking. Kiedy siedzieli już w samochodzie spokojnie mogli się przywitać.
- Michael - podał jej dłoń.
- Wiem - uśmiechnęła się sympatycznie. - Alutka - przedstawiła się.
- Jak?
- Alicja - powiedziała. - Ale wszyscy mówią mi Alutka. - odpalił samochód i ruszyli.
- Alutka... - powiedział z zabawnym akcentem. Uśmiechnęła się. - Fajnie. No więc... Alutka... - popatrzył na nią. - Dwa pytania. Pierwsze... dlaczego nie wyglądasz na 15 lat?
- Bo nie mam 15 lat? - odpowiedziała pytając.
- To się Stefan zdziwi... - mruknął z tajemniczym uśmieszkiem. - W takim razie ile masz jeśli można zapytać?
- Jeszcze 20.
- Jeszcze?
- Jeżeli doczekam to za dwa tygodnie 21. - powiedziała lekko.
- Jeżeli doczekasz? - zapytał patrząc na nią ze strachem w oczach.
- Patrz na drogę! - rozkazała. - Spokojnie, nie mam zamiaru Wam zejść podczas obiadu. - zaśmiała się. Chłopak milczał. - Wyluzuj. - powiedziała beztrosko. - Mam specyficzne poczucie humoru. W końcu umieram od 4 lat. - puściła mu oko. 
- Czyli jeżeli powiem, że Twoje poczucie humoru mnie przeraża ale wbrew mojej woli mi się podoba to nie popełnię Faux Pas? - zapytał z lekkim uśmiechem.
- Przyjmę to jako komplement. - odpowiedziała.
- Już Cię lubię...
- Miałeś dwa pytania - przypomniała. - Jakie jest drugie?
- Dlaczego Schlieri?
- Żeby odwrócić uwagę nagrzanych nastolatek od jednego przystojnego skoczka trzeba im dać na tacy innego, przystojniejszego skoczka. - powiedziała jakby to było oczywiste.
- Przystojniejszego...
- To znaczy bardziej przystojnego od tego, który w danym momencie się pojawił. - wytłumaczyła.
- Wiem co to znaczy przystojniejszy.
- To znaczy, że Ty też jesteś przystojny.
- Na prawdę uważasz, że jest przystojniejszy? - zapytał urażony.
- Piętnastolatki tak uważają. Mnie w to nie mieszaj. - odpowiedziała z uśmiechem. Również się zaśmiał. 
- Musisz się przygotować na 3 miesiące w psychiatryku. - powiedział prawie, że z dumą.
- Uważasz, że się nie dopasuję? - zapytała wesoło.
- Poczekaj aż ich poznasz...

TYMCZASEM W WILLI SPORTOWEJ...

  Wszyscy skoczkowie siedzieli w salonie na kanapach w oczekiwaniu na gościa.
- Siedzicie spięci jakby miał nas Papież odwiedzić. - stwierdził wchodzący do salonu Kraft. 
- A jak nas nie polubi? - zapytał brunet.
- Co najwyżej się Ciebie przestraszy Manu. To jest 15-latka. Jesteś gotowy na odpowiadanie na milion pytań dotyczących tego jakie dziewczyny Ci się podobają?
- No Ty z tym problemu miał nie będziesz Die-die. - zaśmiali się.
- A właściwie to skąd wiecie ile ma lat? - zapytał Andi. 
- Gregor mówił, że to nastolatka. - stwierdził Morgi. Wszyscy spojrzeli na szatyna.
- No co? - zapytał zdezorientowany.
- Skąd wiesz, że to piętnastolatka?
- Nie wiem Morgi. Tak podejrzewam. - odpowiedział beztrosko.
- Tak podejrzewasz?! - wykrzyknął zdenerwowany Kraft.
- Uspokój się. Sprawdzałem w internecie co to za fundacja, tam pisało, że spełniają marzenia dzieci i nastolatków którzy są śmiertelnie chorzy. To musi być nastolatka. A czy ma 13 lat czy 15 to chyba nie jest duża różnica. - odpowiedział śmiejąc się z miny kolegi.
- Lepiej żebyś miał rację.
- To coś Ty zrobił z tym pokojem, że masz takiego pietra? - zapytał śmiejący się Kofler.
- Dostosowałem do wieku. Już Wam mówiłem. - odpowiedział zdenerwowany. W tym momencie drzwi do willi się otwarły a do środka wszedł roześmiany blondyn ciągnący niewielką walizkę i równie roześmiana blondynka. Wszystkie oczy zostały skierowane w ich stronę. Po chwili głupawki przestali się śmiać i zwrócili uwagę na zdziwionych mężczyzn.
- Chłopaki poznajcie naszego gościa. - powiedział z uśmiechem. - To jest Alicja. - przedstawił dziewczynę. - Alutka, to są chłopaki. Ich imiona znasz. - powiedział. Dziewczyna nieśmiało pomachała do nich. Zapanowała cisza. Żaden z nich się nie odezwał. Zamiast nastolatki obwieszonej ich podobiznami zobaczyli niską, szczupłą bladą dziewczynę o długich blond włosach wyglądającą trochę doroślej. Na sobie zamiast atrybutów fanki miała zwykłe jeansy i biały sweterek, a jej walizka nie pękała w szwach od zeszytów na autografy. Pierwszy ocknął się Morgi. Podszedł do dziewczyny i z uśmiechem uścisnął jej dłoń.
- Witaj, przepraszam za kolegów ale myśleliśmy, że będziesz młodsza. Trochę.
- Tak, wiem, Michael mi już mówił. Przykro mi, że Was zawiodłam. - powiedziała uśmiechając się do blondyna.
- A ile...
- 20 - odpowiedział za nią roześmiany Hayboeck.
- O Boziu. - jęknął Kraft i z miną męczennika opadł na sofę.
- Gdybym wiedziała, że będziecie aż tak zawiedzeni to zabrałabym ze sobą jedną fankę z lotniska. - zaśmiała się razem z blondynem.
- Wybacz - zaczął Wolfgang. - Stefan po prostu przygotował Ci pokój podobno dostosowany do Twojego wieku. - powiedział z uśmiechem na twarzy. Pozostali również się uśmiechnęli. Po kolei przywitali się z dziewczyną.
- No Stefan, to pokaż koleżance ten pokój, którym się tak chwaliłeś - zaczął wesoło Manu. Brunet spojrzał z obawą na dziewczynę.
- Zabijcie mnie. - powiedział cicho. Zaśmiali się. 
- Muszę to nagrać. - powiedział wesoło szatyn i pobiegł po kamerę. 
- No to chodźmy! - zawołał wesoło Michael i wszyscy ruszyli na górę. Stanęli przed drzwiami do odpowiedniego pokoju.
- Stefan otwórz to królestwo - powiedział zniecierpliwiony Andi. Brunet jęknął.
- Wybacz mi - powiedział do blondynki i otworzył drzwi do pokoju...Usłyszał za sobą głośny śmiech kolegów, którzy w tym momencie prawie tarzali się po podłodze nie mogąc się opanować. Jedynie Gregor próbował się opanować trzymając kamerę skierowaną na twarz dziewczyny. Twarz, na której panował spokój. Spokój i przerażenie. Lekkie niedowierzanie. Nie wiedziała czy ma dołączyć do mężczyzn czy zacząć płakać. Zrobiła krok do przodu. 
- Cóż... - zaczęła nie wiedząc co powiedzieć. - Masz rozmach. - przyznała i zaczęła się delikatnie śmiać. Ściany były obwieszone plakatami przedstawiającymi skoczków, różowe firanki, różowa lampka przy łóżku, różowa pościel w kropki, różowe pluszaki, pluszaki... i jeszcze więcej pluszaków. - Na pewno nie będę się czuła samotna. - powiedziała patrząc na ich ilość. Tym razem nawet opanowany szatyn nie wytrzymał i wybuchł śmiechem opuszczając kamerę. Trwało to chwilę.
- Przepraszam, ja to wszystko zmienię...- zaczął tłumaczyć się brunet. - Zostałem wprowadzony w błąd. Gregor mówił, że jesteś nastolatką więc...
- Więc to nie Twoja wina. - odpowiedziała z uśmiechem. Szatyn zakrztusił się i spojrzał na blondynkę. - Ale gdybym miała 13 lat to byłabym w siódmym niebie. - dodała. - Dziękuję. - dała buziaka brunetowi. Na jego ustach od razu pojawił się uśmiech. Wszyscy jak jeden mąż spojrzeli na szatyna.
- Ale...-zaczął.
- Nie ma żadnego ale. Jeszcze dzisiaj masz zrobić tutaj porządek. - powiedział Stefan.
- Lepiej zacznij od razu jeżeli chcesz zdążyć do kolacji. - dodał wesoło Manu.
- A my zapraszamy koleżankę na dół. Będziemy się lepiej poznawać - powiedział wesoło Loitzl i wziął dziewczyną pod rękę...

"Taki jestem uroczy...:D"
**********************************************************************************
Cieszy mnie bardzo Wasz pozytywny odbiór mojego prologu :D Chyba te wasze pozytywne komentarze sprawiły, że dostałam takiej weny. Takiej, że aż napisałam kolejny rozdział :P Miłego czytania :*

środa, 19 marca 2014

PROLOG

POLSKA. KRAKÓW. SZPITAL. ODDZIAŁ ONKOLOGICZNY. SALA NR.14.

     Stała przy oknie. Lubiła patrzeć na przejeżdżające tramwaje. Tłumy ludzi, które przemieszczały się tam i spowrotem. Tłumy zdrowych ludzi. Tłumy, do których nie należała. Ona należała do tego drugiego świata. Świata bez szaleństw, bez imprez, bez życia jak prawdziwa dwudziestolatka...Ludzie byli interesującymi obiektami. Na podstawie tego jak się zachowywali, jak ubierali i jaki mają stosunek do innych można bardzo dużo o człowieku się dowiedzieć... Odwróciła się i zobaczyła długi korytarz. Wzięła swój stojaczek z kroplówką i szła powoli wzdłuż korytarza. W salach leżeli ludzie. Chorzy ludzie. W większości czekający albo na przeszczep, albo na śmierć, albo na cud... W większości przypadków ten pierwszy był bardziej prawdopodobny. Ale nie w jej przypadku. Ona czekała tylko na chwilową poprawę żeby móc spokojnie odejść na tą drugą stronę... Uśmiechnęła się do swojej sąsiadki z sali. Kobieta miała około trzydziestki. Chorowała na raka nerek. Czekała na dawcę. Miała męża i dwie córki. "Tak... jej te nerki się przydadzą. Tak jak płuca wszystkim innym pacjentom, oprócz Ciebie..." Usiadła na łóżku i otwarła książkę, którą aktualnie czytała. Nie było jej dane zagłębić się w lekturze, bo do sali weszła wesoła blondynka i od razu zrobiło się głośno. Pani Marta. Pani Marta była działaczką fundacji "Spełniamy marzenia". Fundacja ta zajmowała się nieuleczalnie chorymi dziećmi, którym zostało niewiele czasu, a które mają pewne marzenia, których sami nie byliby w stanie spełnić. Była po czterdziestce ale miała duszę nastolatki.
- Mam dla Ciebie świetną wiadomość! - klasnęła w dłonie.
- Moja wrodzona astma zniknęła, wada genetyczna się cofnęła i zgodzili się na przeszczep? - zapytała z ironią.
- Nie bądź pesymistką. Jesteś młoda masz jeszcze szanse.
- Astma i wada zmniejsza ją do ok 1%. - odpowiedziała. - Co to za świetna wiadomość?
- Pamiętasz jak kazałam Ci wypełnić formularz o tym co lubisz, o czym marzysz itd.? - zapytała podekscytowana.
- Tak, miałam wtedy z 16 lat. - odpowiedziała.
- No to mam nadzieję, że Innsbruck nadal jest najpiękniejszym miejscem dla Ciebie a skoki narciarskie nie przestały Cię interesować. - powiedziała ze szczerym uśmiechem.
- To się nie zmieniło. Zmieniło się jedynie podejście do zawodników.
- Nie lubisz ich? - zapytała zdziwiona.
- Hehe nie znam ich.
- No to ich poznasz. - powiedziała prawie skacząc z podekscytowania. Na czole dziewczyny pojawiła się zmarszczka.
- Nie rozumiem. - przyznała.
- Fundacja zgodziła się spełnić Twoje marzenie. Twoje wyniki są na tyle dobre, że możesz przetrzymać te trzy miesiące na lekach, a nam udało się załatwić wszystko z AZN i za dwa dni możesz ruszać w drogę!
- Anka! - dziewczyna przerwała kobiecie - O co chodzi? Jaką drogę? Jaki AZN? - dopytywała.
- Austriacki Związek Narciarski. To chyba powinnaś wiedzieć. - powiedziała z przekąsem. - Spełniamy Twoje marzenie. Za dwa dni wyjeżdżasz do Innsbrucku żeby poznać austriackich skoczków narciarskich i spędzić z nimi najbliższe 3 miesiące. - powiedział dumnie. Dziewczyna wytrzeszczyła oczy.
- Że co?
- Nie cieszysz się? - zapytała zawiedziona kobieta.
- Anka...wiele dzieci - podkreśliła to słowo. - ...czeka na spełnienie marzeń. A Ty chcesz spełnić moje marzenie z czasów kiedy miała 16 lat i kochałam się w każdym ładniejszym skoczku narciarskim?
- Dokładnie tak. Jakiś problem?
- Tak? Po pierwsze, nie jestem już dzieckiem, obejdę się bez spełnienia marzeń, a po drugie nie mam już 16 lat.
- Postaraj się po prostu nie przesadzić z wariactwami, które podobno już dla Ciebie szykują i jeszcze jedno... - zaczęła już poważniej.
- Co takiego?
- Postaraj się nie zakochać w żadnym z nich.
- Czyli to, że tam jadę jest już ustalone tak?
- Pojutrze o tej porze będziesz już w samolocie. - powiedziała wesoło. Dziewczyna pokręciła głową z uśmiechem na twarzy. - Obiecaj mi, że się nie zakochasz. - powtórzyła.
- Obiecuję. To już nie ten wiek hehe poza tym nikt by ze mną nie wytrzymał dłużej niż 5 minut. Wiesz, że skazujesz ich na 3-miesięczne tortury psychologiczne? - zaśmiały się.

AUSTRIA. INNSBRUCK. WILLA SPORTOWA. SALON GIER.
    Grupa mężczyzn siedziała z joystickami w dłoniach przed wielkim ekranem. Co chwilę padały jakieś wyzwiska i bliżej nieokreślone okrzyki.
- Morgi zjeżdżaj pajacu, bo tylko spowalniasz! - krzyknął brunet.
- Manu i tak nie masz szans.
- W ogóle cieniasy nie macie szans, król dróg nadjeżdża! - krzyknął szatyn.
W tym momencie na ekranie wybuchł pożar i trzy samochody wyścigowe zaczęły płonąć. Obok nich powoli przejeżdżał mały żółty samochód.
- Co jest? - krzyknął blondyn.
- Mówiłem, że tylko spokój Was uratuje - zaczął poważnie starszy brunet. - Frajerzy. - dodał.
- Zatkaj się Loitzl! - krzyknął Manu i rzucił w niego poduszką.
- Nie można w wyścigach jeździć 60km/h! To są wyścigi! - tym razem pretensje miał szatyn.
- Gregor, gdybyś się tak nie pluł to byś zauważył że Wasza szaleńcza jazda nie przyniosła skutków i to ja wygrałem. - powiedział ze stoickim spokojem i uśmiechnął się szeroko. Znów oberwał poduszkami. Pozostali leżeli na podłodze ze śmiechu. Do pokoju wszedł kolejny mężczyzna. Widząc tą sytuację pokręcił głową. 
- Pojutrze ma przyjechać ta dziewczyna. Lepiej zacznijcie sprzątać dom, bo nie zdążycie.
- A Ty Kraft co przepraszam będziesz robił? - zapytał blondyn.
- Ja już zrobiłem swoje. Zrobiłem porządek w pokoju gościnnym i urządziłem go stosownie do wieku naszego gościa. - powiedział dumnie. - Reszta to Wasza działka. 
- Ja jadę po Nią na lotnisko. - powiedział blondyn.
- Ty to zawsze się ustawisz Hayboeck. - rzucił w Niego poduszką Morgi.
- Ktoś wie na co ona choruje? - zapytał Wolfgang.
- Na raka. - odpowiedział Stefan.
- Raka czego? - dopytał Manu.
- Płuc. 
- Ale to jest uleczalne. Przecież można zrobić przeszczep. - stwierdził Kofler.
- Podobno jest nierokująca. 
- Nierokująca? Co to w ogóle za określenie? Jak taka młoda osoba może być nierokująca? - oburzył się brunet.
- Nie wiem, zapytasz ją jak przyjedzie Manu.
- W ogóle to jak my mamy ją traktować? Jakoś specjalnie czy coś? - tym razem odezwał się Gregor.
- Alex mówił, żebyśmy się starali ją traktować normalnie. Wiecie, jak zdrową. - odpowiedział Michael. - W każdym razie tutaj mamy rozpiskę, czego jej nie wolno. - praktycznie rzucili się na listę.
- Prościej by było wypisać co jej wolno. - stwierdził Diethart. - Przynajmniej można ją zabrać na gokarty. To ja zamawiam ten pomysł. - powiedział szczerząc się. - A Wy się martwcie co jej zafundować. W końcu będzie tu 3 miesiące. 
Spojrzeli na niego groźnie po czym rzucili w niego poduszkami. 
- To co robimy do jedzenia? - zapytał Morgi. Spojrzeli na Niego szczerząc się jak głupki. - PIZZA!


**********************************************************************************

Prolog za mną :) Witajcie! Mam nadzieję, że Wam się spodoba ;) Liczę na szczere komentarze i dużą ich ilość :) Rozdziały będą się pojawiały na razie co środę i sobotę a potem... zobaczymy, może częściej ;) Na pewno będą dłuższe niż Prolog ;)
Niektórzy mogą mnie kojarzyć z mojego równolegle pisanego opowiadania o Kamilu :) (O Kamilu ;)) Tych, którzy tam nie zaglądali zapraszam serdecznie :)
A do stworzenia tego opowiadania zmotywowało mnie pewne video o naszych kochanych AUTach :D