AUSTRIA. INNSBRUCK. WILLA SPORTOWA. SALON.
Siedziała na wielkim superwygodnym fotelu z jasnej skóry. 7 par oczu patrzyło na Nią wyczekująco. Dawno nie miała takiej widowni. Miała wrażenie, że to ona jest gwiazdą. A oni właśnie szykują się do przeprowadzenia z Nią wywiadu. To uczucie było dziwne. Z jednej strony czuła się odrobinę speszona tą sytuacją a z drugiej trochę ją to śmieszyło.
- Może się czegoś napijesz? - zapytał w końcu Michi.
- Chętnie...
- Sprite? - Manu.
- Pepsi? - Stefan.
- Mirinda? - Diethart.
- Sok porzeczkowy? - wszyscy spojrzeli ze zdziwieniem na Koflera.
- Wystarczy woda. Jeśli macie to niegazowana. - powiedziała z uśmiechem.
- Już przynoszę - powiedział z lekkim uśmiechem Morgi. Wychodząc postukał w czoło Andiemu ten tylko wzruszył ramionami. Znów zapanowała niezręczna cisza. Przerwał ją schodzący po schodach i jak przypuszczała klnący w najlepsze szatyn. Trzymał w rękach trzy ogromne pudła.
- Mógłby mi któryś z Was łaskawie pomóc? - zapytał zza pudeł. Żaden z kolegów nie zlitował się nad biednym skoczkiem.
- A co tam masz? - zapytał rozbawiony Loitzl.
- Zabawki Krafta - jęknął. Znów się zaśmiali. Spojrzała na Niego ze współczuciem. Podeszła i stanęła na palcach po czym wzięła od Niego duże pudło.
- One są z ołowiu? - zapytała lekko się uginając. Od razu podbiegł do Niej najbliżej siedzący Fetti i wziął pudło. Szatyn zdołał położyć pozostałe pudła na podłodze. Widać było, że się zmęczył. W tym momencie z kuchni wrócił blondyn. Podał szklankę z wodą dziewczynie a ta zamiast się napić spojrzała na szatyna ze współczuciem i z uśmiechem podała mu szklankę. Przez chwilę tylko na nią patrzył trzymając w dłoni przedmiot by po chwili odwzajemnić uśmiech. - Skąd macie tyle maskotek? - zapytała z uśmiechem siadając ponownie na fotelu.
- Od fanek. Przysyłają z listami, dają na konkursach, na spotkaniach z fanami, zostawiają pod drzwiami... - wymieniał Stefan. Zdziwiła się słysząc ostatnią opcję. Po chwili nad jej głową zawisł blondyn z miłym uśmiechem i podał jej szklankę z wodą.
- Dzięki.
- Nie ma za co - puścił jej oko. Usiedli na swoich miejscach. Znów patrzyli na Nią jak na eksponat w muzeum. Zaśmiała się cicho.
- Pytajcie o co chcecie. - powiedziała i odłożyła szklankę na stolik.
- A Ty nie masz do Nas żadnych pytań? - Manu.
- Miałam całą listę. - powiedziała. - Jak miałam 16 lat. - dodała. - Moja opiekunka z fundacji postanowiła, że spełni moje marzenie z okresu kiedy dowiedziałam się o chorobie czyli sprzed 5 lat. Wtedy wypełniłam jakiś kwestionariusz dotyczący marzeń itd. I oto jestem.
- Nie jesteś za stara na tą fundację?
- Michi! - skarcił go Wolfgang. Uśmiechnęła się.
- Jestem. Ale ten argument nie docierał do Anny, mojej opiekunki. Widocznie moje wyniki są tak kiepskie, że czas na spełnienie marzeń - zaśmiała się lekko. Patrzyli na Nią nie wiedząc jak zareagować na jej słowa. Jedynie blondyn się uśmiechał. - Widzisz? - zwróciła się do Niego. - A mówiłeś, że to ja mogę mieć problem z przystosowaniem się. - pokręcił głową z uśmiechem. - Słuchajcie, chyba powinniśmy sobie wyjaśnić parę rzeczy. - zaczęła. - Nie powinno mnie tu być. Ale ktoś postanowił, że ta przygoda mi się przyda i, że mogę się przez te 3 miesiące świetnie bawić. I myślę, że ten ktoś miał rację. Innsbruck to najpiękniejsze miejsce na ziemi, a Wy jesteście cholernie sympatycznymi ludźmi więc myślę, że może nam się uda jakoś przetrwać tą moją wizytę. To, że mam raka nie zmienia tego, że jestem sobą i chcę żebyście poznali prawdziwą mnie. Taką zwykłą, jak na co dzień. Uprzedzam, że mogą być ze mną kłopoty, bo skoro mam nie doczekać gwiazdki to postanowiłam brać z życia co się da i nie przejmować się konsekwencjami. Więc te ograniczenia, które zapewne Wam dali, to co mi nie wolno... mam to gdzieś. I tak trafię do piekła. - uśmiechnęła się.
- Zapomniałaś dodać, że muszą przywyknąć do Twojego poczucia humoru. - dodał blondyn.
- Jest dość specyficzne. - wyjaśniła.
- Zauważyliśmy - stwierdził Manu.
- Macie jakieś pytania? - napiła się wody. Każdy z nich patrzył na Nią przetrawiając jej słowa. - Na prawdę możecie pytać o wszystko.
- Masz 20 lat... czemu lekarze mówią, że jesteś nierokująca? - zapytał cicho Morgi.
- Mam ostrą astmę. I wrodzoną wadę genetyczną, która powoduje nawroty astmy po każdym jej uśpieniu. Nowe płuca mogłyby ją zniwelować albo jeszcze powiększyć. Po przeszczepie mogłabym wyzdrowieć albo się od razu udusić. - odpowiedziała.
- Ale skoro jest szansa na wyleczenie to dlaczego... - zaczął Andi.
- W Polsce przepisy dotyczące przeszczepów mówią jasno, że żeby go otrzymać musisz być praktycznie zdrowy. Taki paradoks. - uśmiechnęła się smutno.
- Nie powinnaś brać teraz jakiejś chemii czy naświetlań? - zapytał Loitzl.
- Moje wyniki się bardzo poprawiły. Mogę zostać przez ten czas na lekach.
- Ten czas? - Koffi.
- Wśród chorych na raka jest takie określenie... "Jazda bez trzymanki". To jest czas, kiedy po dłuższym okresie nagle poprawiają się wszystkie wyniki i pacjentowi wystarcza branie leków przeciwbólowych itd. W tym czasie zazwyczaj pacjenci wyjeżdżają w swoją ostatnią podróż. Takie nagłe poprawienie się wyników oznacza, że wkrótce przyjdzie koniec. - powiedziała poważnie. Zamilkli.
- I Ty...
- Tak Michi, Teraz mam jazdę bez trzymanki. Dlatego chcę się zabawić - uśmiechnęła się.
- Ile... - odezwał się cicho jak dotąd nic nie mówiący szatyn. Spojrzała na Niego.
- 4 do 7 miesięcy. - powiedziała.
- I tak po prostu się z tym pogodziłaś? - zapytał uparcie wpatrując się w jej oczy. Uśmiechnęła się ale w jej oczach widać było smutek. Ogromny smutek ale i rezygnację, zmęczenie.
- Nie mam się na co godzić. Ktoś wyznaczył mi taki koniec. Ja muszę zadbać, żeby te ostatnie miesiące były najlepszymi w moim życiu.
Cisza jaka zapanowała aż kuła w uszy.
- To nie fair - powiedział w końcu jakby się kłócił.
- To nic nie zmienia. - odpowiedziała nadal patrząc na Niego.
- Masz rodzeństwo? - zapytał Stefan chcąc rozładować atmosferę panującą w pokoju.
- Nie. Wychowywałam się w domu dziecka. - powiedziała. Brunet załamał się. Zamiast rozładować atmosferę jeszcze bardziej ją pogorszył. - No to najbardziej krępującą i przymulającą część wiadomości mamy za sobą - zażartowała. Szatyn nadal na Nią patrzył. Pomimo uśmiechu na twarzy w jej oczach nadal widział strach i smutek. Coś ścisnęło go za serce. Może gdyby była starsza inaczej odebrałby te wiadomości. - No to kto oprowadzi mnie po tym pałacu? Nie chcę przez przypadek trafić do nieodpowiedniego pokoju w nieodpowiednim momencie - znów zażartowała. Mężczyźni odrobinę się rozluźnili ale to co powiedziała im blondynka wyryło pewne znamię na ich psychice. Coś w nich przeskoczyło. Coś dało powód do zastanowienia się nad własnym życiem. - A! Zapomniałabym! Jak mam się do Was zwracać? - zapytała. Popatrzyli na Nią jak na wariatkę.
- Po imieniu, po nazwisku, przezwiskiem... jak wolisz. - odpowiedział miło Thomas.
- Ok. W takim razie... Thomas, mógłbyś pokazać mi co i jak? - poprosiła. Chętnie wstał i oprowadził dziewczynę po willi. Dom był ogromny. Każdy z nich miał swój pokój. Dowiedziała się który jest czyj. Jej był ostatni. Otwarli go z ciekawości, żeby zobaczyć co wymyślił szatyn. Pokój był czysty, pozbawiony pluszaków, plakatów i innych dziwnych rekwizytów. Zostały jedynie różowe zasłony. Pościel była satynowa. Filetowa. Na łóżku została tylko jedna maskotka. Był to dużych rozmiarów królik, który miał na brzuchu naszyte logo i podpis "Schlieri". A na drzwiach do łazienki wisiał już tylko jeden plakat. Również dotyczący szatyna. Był na Nim w kombinezonie i z nartami. Plakat był z autografem.
- Cwaniaczek - zaśmiał się blondyn. - Jeszcze dedykację walnął, patrz. - stwierdził podchodząc do plakatu. Zrobiła to samo. - "Dla nowej koleżanki - Gregor." - zacytował. - Nie wysilił się. - zaśmiała się. Wzięła z biurka leżący tam marker. Podeszła spowrotem do plakatu i narysowała klasyczne wąsy na twarzy szatyna.
- Wyżyj się - zwróciła się do blondyna. Pokręcił głową z uśmiechem ale wziął marker i dorysował koledze wielkie okulary, rogi i ogon. Dziewczyna dodała jeszcze widły i narysowała u dołu płomienie. Zgodnie stwierdzili, że ich dzieło jest ponadprzeciętne i kiedyś na pewno będzie warte miliony.
- Jest coś, co chciałabyś zrobić zanim... - zaczął.
- Zanim umrę. Nie bój się to wypowiadać. - uśmiechnęła się. - Jest milion takich rzeczy. Ale wiele z Nich nie mogłabym spełnić nawet gdybym miała nadal żyć. - zamilkł. - Chcesz listę? - zaśmiała się.
- A masz taką? - zapytał również się śmiejąc.
- Nie, ale mogę zrobić, powiedzmy, że ograniczę się do tysiąca. - zaśmiali się wesoło. Kiedy wrócili na dół kilkoro ze skoczków wynosiło pudła z zabawkami z domu, a kilkoro krzątało się wokół stołu w jadalni.
- Macie podzielone zadania? - zapytała.
- Dyżury. Dzisiaj do stołu nakrywa Stefan i Manu. - powiedział z uśmiechem.
- A kto Wam gotuje? - zapytała. Westchnął.
- Schlieri. - powiedział niechętnie.
- Gregor?
- Tylko on nie puszcza kuchni z dymem. Może to nie jest Gordon Ramsay ale idzie mu coraz lepiej. - powiedział lekko się śmiejąc.
- A co dzisiaj macie na obiad? - zapytała.
- Chodź to zapytamy. - pociągnął ją do kuchni. Szatyn właśnie kroił cukinię kiedy stanęli przed blatem. Spojrzała na to co miał na sobie. Uśmiechnął się szeroko.
- "Najseksowniejszy kucharz świata"? - zdziwiła się.
- Ten gustowny fartuszek dostał od Nas z prośbą o gotowanie. Chyba popełniliśmy wtedy błąd. - stwierdził blondyn patrząc na wyczyny szatyna.
- Uważasz że nie jestem seksowny? - zapytał z udawanym oburzeniem.
- Tego nie wiem, trzeba zapytać osoby, która zna się na atrakcyjności - powiedział dołączający do nich Michi. Spojrzał na dziewczynę. - Bo to, że jesteś przystojniejszy ode mnie już zdążyłem się dowiedzieć. - wywróciła oczami.
- O popatrz jak miło. - szatyn prawie pękał z dumy.
- Wg nastolatek. - powiedziała. Uśmiech szatyna zgasł. - Co gotujesz?
- Spaghetti.
- Znowu makaron? - jęknął Michael.
- Może ja coś ugotuję? - zapytała.
- Jesteś gościem. - powiedział Gregor.
- To nie znaczy że mam tylko siedzieć bezczynnie i Was sobie oglądać - odpowiedziała.
- Umiesz zrobić coś poza spaghetti? - zapytał z nadzieją Thomas.
- Myślę, że tak. - zaśmiała się.
- Zapraszam do mojego królestwa - powiedział szatyn i zdjął z siebie fartuch, by po chwili założyć go dziewczynie. - Uroczo. - skomentował. Zaśmiali się. Podczas gotowania chętnie podawali jej wszystkie składniki i próbowali potrawy, żeby fachowo określić czy nadaje się do jedzenia. Reszta ekipy wydawała z siebie okrzyki świadczące o ich ogromnym głodzie. W końcu dostali swoje jedzenie. Zielone curry smakowało im tak bardzo, że właściwie nic nie zostało.
Siedzieli na trawie w ogrodzie. Łapali ostatnie tego dnia promienie słońca. Co chwilę wybuchali śmiechem. Czuła, że czas z nimi spędzony będzie najlepszym w jej marnym, mało ciekawym życiu. Spojrzała na góry. Były piękne a zachodzące słońce dodawało uroku temu obrazkowi. Uśmiechnęła się patrząc na nie.
- Byłaś tutaj już wcześniej? - usłyszała pytanie.
- Nie. To mój pierwszy wyjazd poza granice Polski. - przyznała szczerze.
- A jak Ci się podoba? - zapytał ponownie Manu.
- Pięknie tu. Mogłabym tu zamieszkać. - powiedziała z sentymentem w głosie. - Jaki macie plan na jutrzejszy dzień? - zapytała.
- O 9:00 mamy trening na siłowni, a potem mamy zajęcia zespołowe. - odezwał się Loitzl.
- Zespołowe?
- Koszykówka, siatkówka, piłka nożna... nie wiemy co dla nas przygotował na jutro Alex. - odpowiedział Die-die.
- Mogę jechać z Wami? - zapytała.
- Taki był plan. - powiedział szczerzący się Andi.
- Co się tak szczerzysz? - zapytał Kraft.
- Bo w końcu sędziował będzie ktoś kto nie jest stronniczy pajacu - odparł mu kolega.
- Sam żeś jest pajac, sędziowanie jest w porządku tylko Ty grać nie potrafisz, wiek już nie ten, co? - zaśmiał się.
- Ja przynajmniej trafiam w piłkę nie to co Ty.
- Zamknij się głąbie.
- Och to takie dorosłe.
- Oni tak zawsze? - zapytała cicho siedzącego obok Niej Thomasa.
- Przeważnie. - odpowiedział śmiejąc się.
- Która jest godzina? - zapytała poważniejąc.
- 19:30 - odpowiedział. - Coś się stało?
- Cholera. - powiedziała po polsku. - Zapomniałam o lekach, zaraz wracam. - powiedziała i pobiegła do swojego pokoju. Otwarła swoją walizkę i zaczęła wyrzucać z niej wszystkie rzeczy aż dotarła do czarnej kosmetyczki. Otwarła ją i wyrzuciła wszystkie leki na łóżko. Usiadła na nim i spojrzała na stertę leżącą obok.
- Sporo ich. - usłyszała. Uśmiechnięty blondyn stał w futrynie drzwi do pokoju. - Wybacz za wtargnięcie ale trochę się przestraszyłem. Wszystko w porządku? - zapytał.
- Tak, myślę, że jeśli zażyję je pół godziny po czasie to nie umrę szybciej. - odpowiedziała z uśmiechem.
- Mogę?
- Zapraszam. - blondyn usiadł obok Niej.
- To co najpierw? - zapytał patrząc na leki.
- Zielone opakowanie. - powiedziała. Blondyn podał jej leki. Połknęła pastylkę. Kolejne leki również.
- Thomas jak wyglądają wasze dni? No wiesz, porządek tygodnia.
- Rano treningi, potem chwilę wolnego żeby coś zjeść, potem znowu jakiś ruch... To zależy od tego co nam ustali Alex, nasz trener. Ale dzięki Tobie będziemy mieli więcej wolnego - zaśmiał się.
- Czyli dużo sportu. W takim razie mam do Ciebie prośbę.
- Słucham.
- Znalazłbyś dla mnie trochę czasu jutro popołudniu? Muszę uzupełnić moją sportową garderobę. Wzięłam tylko jeden dres. - zaśmiała się.
- Nie ma sprawy. Coś dla Ciebie znajdziemy. Moja znajoma ma świetny sklep sportowy tu niedaleko więc nie będzie problemu.
- Dzięki. Przepraszam Cię ale jestem trochę zmęczona i...
- Oczywiście, już Cię zostawiam. Gdybyś czegoś potrzebowała to mów. Jestem do Twojej dyspozycji. Mam pokój obok więc jakby coś to wal w ścianę. - puścił jej oko i wyszedł zamykając za sobą drzwi...
- A masz taką? - zapytał również się śmiejąc.
- Nie, ale mogę zrobić, powiedzmy, że ograniczę się do tysiąca. - zaśmiali się wesoło. Kiedy wrócili na dół kilkoro ze skoczków wynosiło pudła z zabawkami z domu, a kilkoro krzątało się wokół stołu w jadalni.
- Macie podzielone zadania? - zapytała.
- Dyżury. Dzisiaj do stołu nakrywa Stefan i Manu. - powiedział z uśmiechem.
- A kto Wam gotuje? - zapytała. Westchnął.
- Schlieri. - powiedział niechętnie.
- Gregor?
- Tylko on nie puszcza kuchni z dymem. Może to nie jest Gordon Ramsay ale idzie mu coraz lepiej. - powiedział lekko się śmiejąc.
- A co dzisiaj macie na obiad? - zapytała.
- Chodź to zapytamy. - pociągnął ją do kuchni. Szatyn właśnie kroił cukinię kiedy stanęli przed blatem. Spojrzała na to co miał na sobie. Uśmiechnął się szeroko.
- "Najseksowniejszy kucharz świata"? - zdziwiła się.
- Ten gustowny fartuszek dostał od Nas z prośbą o gotowanie. Chyba popełniliśmy wtedy błąd. - stwierdził blondyn patrząc na wyczyny szatyna.
- Uważasz że nie jestem seksowny? - zapytał z udawanym oburzeniem.
- Tego nie wiem, trzeba zapytać osoby, która zna się na atrakcyjności - powiedział dołączający do nich Michi. Spojrzał na dziewczynę. - Bo to, że jesteś przystojniejszy ode mnie już zdążyłem się dowiedzieć. - wywróciła oczami.
- O popatrz jak miło. - szatyn prawie pękał z dumy.
- Wg nastolatek. - powiedziała. Uśmiech szatyna zgasł. - Co gotujesz?
- Spaghetti.
- Znowu makaron? - jęknął Michael.
- Może ja coś ugotuję? - zapytała.
- Jesteś gościem. - powiedział Gregor.
- To nie znaczy że mam tylko siedzieć bezczynnie i Was sobie oglądać - odpowiedziała.
- Umiesz zrobić coś poza spaghetti? - zapytał z nadzieją Thomas.
- Myślę, że tak. - zaśmiała się.
- Zapraszam do mojego królestwa - powiedział szatyn i zdjął z siebie fartuch, by po chwili założyć go dziewczynie. - Uroczo. - skomentował. Zaśmiali się. Podczas gotowania chętnie podawali jej wszystkie składniki i próbowali potrawy, żeby fachowo określić czy nadaje się do jedzenia. Reszta ekipy wydawała z siebie okrzyki świadczące o ich ogromnym głodzie. W końcu dostali swoje jedzenie. Zielone curry smakowało im tak bardzo, że właściwie nic nie zostało.
Siedzieli na trawie w ogrodzie. Łapali ostatnie tego dnia promienie słońca. Co chwilę wybuchali śmiechem. Czuła, że czas z nimi spędzony będzie najlepszym w jej marnym, mało ciekawym życiu. Spojrzała na góry. Były piękne a zachodzące słońce dodawało uroku temu obrazkowi. Uśmiechnęła się patrząc na nie.
- Byłaś tutaj już wcześniej? - usłyszała pytanie.
- Nie. To mój pierwszy wyjazd poza granice Polski. - przyznała szczerze.
- A jak Ci się podoba? - zapytał ponownie Manu.
- Pięknie tu. Mogłabym tu zamieszkać. - powiedziała z sentymentem w głosie. - Jaki macie plan na jutrzejszy dzień? - zapytała.
- O 9:00 mamy trening na siłowni, a potem mamy zajęcia zespołowe. - odezwał się Loitzl.
- Zespołowe?
- Koszykówka, siatkówka, piłka nożna... nie wiemy co dla nas przygotował na jutro Alex. - odpowiedział Die-die.
- Mogę jechać z Wami? - zapytała.
- Taki był plan. - powiedział szczerzący się Andi.
- Co się tak szczerzysz? - zapytał Kraft.
- Bo w końcu sędziował będzie ktoś kto nie jest stronniczy pajacu - odparł mu kolega.
- Sam żeś jest pajac, sędziowanie jest w porządku tylko Ty grać nie potrafisz, wiek już nie ten, co? - zaśmiał się.
- Ja przynajmniej trafiam w piłkę nie to co Ty.
- Zamknij się głąbie.
- Och to takie dorosłe.
- Oni tak zawsze? - zapytała cicho siedzącego obok Niej Thomasa.
- Przeważnie. - odpowiedział śmiejąc się.
- Która jest godzina? - zapytała poważniejąc.
- 19:30 - odpowiedział. - Coś się stało?
- Cholera. - powiedziała po polsku. - Zapomniałam o lekach, zaraz wracam. - powiedziała i pobiegła do swojego pokoju. Otwarła swoją walizkę i zaczęła wyrzucać z niej wszystkie rzeczy aż dotarła do czarnej kosmetyczki. Otwarła ją i wyrzuciła wszystkie leki na łóżko. Usiadła na nim i spojrzała na stertę leżącą obok.
- Sporo ich. - usłyszała. Uśmiechnięty blondyn stał w futrynie drzwi do pokoju. - Wybacz za wtargnięcie ale trochę się przestraszyłem. Wszystko w porządku? - zapytał.
- Tak, myślę, że jeśli zażyję je pół godziny po czasie to nie umrę szybciej. - odpowiedziała z uśmiechem.
- Mogę?
- Zapraszam. - blondyn usiadł obok Niej.
- To co najpierw? - zapytał patrząc na leki.
- Zielone opakowanie. - powiedziała. Blondyn podał jej leki. Połknęła pastylkę. Kolejne leki również.
- Thomas jak wyglądają wasze dni? No wiesz, porządek tygodnia.
- Rano treningi, potem chwilę wolnego żeby coś zjeść, potem znowu jakiś ruch... To zależy od tego co nam ustali Alex, nasz trener. Ale dzięki Tobie będziemy mieli więcej wolnego - zaśmiał się.
- Czyli dużo sportu. W takim razie mam do Ciebie prośbę.
- Słucham.
- Znalazłbyś dla mnie trochę czasu jutro popołudniu? Muszę uzupełnić moją sportową garderobę. Wzięłam tylko jeden dres. - zaśmiała się.
- Nie ma sprawy. Coś dla Ciebie znajdziemy. Moja znajoma ma świetny sklep sportowy tu niedaleko więc nie będzie problemu.
- Dzięki. Przepraszam Cię ale jestem trochę zmęczona i...
- Oczywiście, już Cię zostawiam. Gdybyś czegoś potrzebowała to mów. Jestem do Twojej dyspozycji. Mam pokój obok więc jakby coś to wal w ścianę. - puścił jej oko i wyszedł zamykając za sobą drzwi...
"Za ten uśmiech..."
***********************************************************************************
Mam nadzieję, że nie zanudziłam Was na śmierć. :) Mam nadzieję, że pomimo tego iż wątek miłosny w tym momencie jest (jeszcze) ograniczony nie zniechęcicie się do dalszych odwiedzin :P Kolejny już niebawem ;)
Skoro to są nudy, to ja chcę się tak nudzić codziennie. :D A to zdjęcie Morgiego na koniec, tak wszystko pięknie dopełniło. :) Nic tylko pogratulować rozdziału. ;)) Hahah, chłopaki z Austria Team, mnie po prostu rozwalają! Kocham ich za to po prostu. <3 Ale... Ale strasznie, strasznie, strasznie szkoda mi tej dziewczyny... Taka choroba. ;/ No to ja czekam na dalsze rozdziały. ;]
OdpowiedzUsuńBuziaki. ;*
Takie rozdziały nie mogą nudzić! Genialnie! ; ) Oni wszyscy są tacy kochani, ale Thomas to już w ogóle ;D Jestem ciekawa, jak się to wszystko rozwinie. ; )
OdpowiedzUsuńZdjęcie na koniec, awww *.*
Jakie nudy? To jest genialne kochana! :) Tak to ja się mogę nudzić cały czas :) Kocham Austrię Team, a w szczególnści Morgiego :D Nie wiedziałam, że chłopcy będą tacy opiekuńczy i wgl :) Ale ten pokój to mnie rozwalił, sama pewnie bym wybuchła śmiechem, gdybym miała w takim mieszkać :) Liczę na to, że między Alicją, a Morgenem coś będzie :) Weny kochana <3
OdpowiedzUsuńPs. To zdjęcie, kocham <3
'Podał szklankę z wodą dziewczynie a ta zamiast się napić spojrzała na szatyna ze współczuciem i z uśmiechem podała mu szklankę ' - jakie to piękne!
OdpowiedzUsuńGregor robi swoje podchody to widać ;D a Thomas? Zostawię bez komentarza , oczywiście , że tak!
Świetnie mi się czyta to opowiadanie!
Ann.