AUSTRIA, INNSBRUCK, SZPITAL UNIWERSYTECKI...
- Co się stało? - zapytał blondyn siedzących na korytarzu kolegów.
- Pojechaliśmy na gokarty, po jakiejś godzinie przyjechał Gregor i stwierdził, że wyjdą fajne fotki. - zaczął Manu.
- Tylko ten kretyn nie zdawał sobie sprawy z tego, że oprócz nas na torze są jeszcze inni.. - dodał Andi.
- No i wlazł na tor. Jakiś dzieciak nie wyhamował na zakręcie i zahaczył Schlierego. - wyjaśnił Stefan.
- Przeleciał przez stertę opon i wylądował na torze obok. - dokończył Die-die.
- I co z Nim? - zapytała blondynka.
- Nic mu nie będzie. Potłukł sobie dupsko i łeb ale miał więcej szczęścia niż rozumu. O treningach może teraz zapomnieć. Właśnie gipsują mu rękę. - powiedział Michi.
- Alex już wie? - zapytał Thomas.
- Jeszcze nie.
- To dobrze Andi. Niech się sam tłumaczy. Za głupotę trzeba płacić.- stwierdził Morgi. W tym momencie z sali wyszedł szatyn. Miał poobijaną twarz, rękę w gipsie i nietęgą minę. Wszyscy spojrzeli na Niego.
- Nic nie mówcie. - powiedział i przeszedł obok nich bez słowa.
Po powrocie do domu zamknął się w pokoju nie chcąc z nikim rozmawiać. Nie minęło pół godziny a w willi rozległ się wściekły głos Alexa.
- Gdzie ten idiota?! Przysięgam, że nie wytrzymam z Wami nerwowo! Mam dość użerania się z nieodpowiedzialnymi dzieciakami!. - wrzasnął i skierował się do pokoju szatyna. Krzyki słychać było wszędzie. Pozostali siedzieli w salonie jak na szpilkach czekając na wyjście trenera. Po pół godziny wrócił na dół. - Jeśli któremuś z Was przyjdzie do głowy... - zaczął groźnie. Wziął głęboki oddech i uspokoił głos. - Jutro widzę Was wszystkich na treningu o 7:00 rano. Zrobimy sobie pogadankę na temat odpowiedzialności. - powiedział i wyszedł trzaskając drzwiami. Zapanowała cisza. Pierwszy odezwał się wracający od rodziny Wolfi, który właśnie w tym momencie wszedł do domu.
- Dlaczego Alex wyszedł stąd taki wściekły i gadał coś o nieodpowiedzialnym szczylu? - zapytał. Pokręcili tylko głowami.
- To Wy wyjaśnijcie koledze sytuację a ja się pójdę położyć. - powiedziała wstając z kanapy.
Wzięła szkatułkę leżącą na biurku w ręce i usiadła na łóżku. Wpatrywała się w Nią przez chwilę. Zastanawiała się po co właściwie to robi? Po co nadal bierze leki? Skoro i tak zostało jej niewiele czasu mogłaby to przyspieszyć i mieć z głowy. Albo wziąć zbyt dużą dawkę... Albo inhalować się zbyt długo i zbyt intensywnie... Zasnąć... Nie sprawiać nikomu kłopotów... Nie być ciężarem... Odejść cicho... Jeszcze nie teraz. Jak wróci. Do domu. Nie tutaj. Usłyszała pukanie do drzwi.
- Proszę! - w drzwiach ukazała się twarz blondyna.
- Mogę? - zapytał. Poklepała miejsce obok siebie. - Robisz przegląd biżuterii? - wskazał na szkatułkę.
- Powiedzmy. - otwarła ją.
- Zapomniałem... przepraszam. - pocałował ją w rękę. - Najpierw zielone. - przypomniał i wyjął odpowiednie leki z pudełka. Po zażyciu wszystkich usiadła na przeciwko Niego. Spojrzał jej w oczy i chwycił za dłonie delikatnie ściskając. - Cieszę się, że jednak dałaś mi szansę. - powiedział. Uśmiechnęła się. - Mam nadzieję, że nie będziesz żałować.
- Ty na pewno będziesz - powiedziała pewnie.
- Tak? A co? Zamierzasz mnie zadręczać problemami w kwestii "Thomas, nie mam się w co ubrać!" - powiedział cienkim głosikiem. Zaśmiali się.
- Jeżeli nie będziemy musieli iść do filharmonii to Ci tego oszczędzę. - powiedziała. - Ale...- zaczęła. Zbliżyła się do Niego i lekko pchnęła go na łóżko. Zawisła nad Nim z tajemniczym uśmiechem na twarzy.
- Ale? - zapytał śmiejąc się.
- Ale... - zbliżyła swoją twarz do Jego twarzy. - Mogę Cię zamęczyć w inny sposób... - wymruczała mu do ucha i pocałowała w szyję.
- Mhm... ciekawe w jaki... - powiedział zadowolony.
- A na przykład w taki... - zbliżyła swoje usta do jego ust i spojrzała głęboko w oczy po czym... zaczęła Go łaskotać. Po chwili jednak przestała i spojrzała na Niego z zawiedzioną miną. - Nie masz łaskotek? - zapytała płaczliwym głosem. Puścił jej oko i zwinnym ruchem obrócił ją tak, że teraz to On był na górze pochylony nad jej twarzą.
- Nie mam. Zawiedziona? - zapytał.
- Troszkę. - przyznała. - Muszę teraz wymyślić jakiś inny sposób zadręczenia Cię Morgenstern. - powiedziała zrezygnowana. Zaśmiał się wesoło i czule pocałował. Uśmiechnęła się i przygryzła dolną wargę. Zarzuciła ręce na jego kark i lekko przyciągnęła do siebie całując namiętnie. Jedną dłoń wplotła w jego włosy. On błądził swoją dłonią po jej policzku... szyi...obojczyku...
- Alicja jesteś naga? Bo jeśli tak to wchodzę! - usłyszeli zza drzwi po czym ktoś otworzył drzwi. Blondyn jęknął zrezygnowany i usiadł na łóżku pomagając blondynce wstać. - Przepraszam, że przeszkadzam gołąbeczki ale ktoś mi musi zmienić opatrunek a Alutka ma najmniejsze dłonie. - powiedział beztrosko i usiadł na fotelu.
- Nie nauczył Cię nikt pukać? - zapytała z pretensja w głosie.
- Puk puk! - zawołał wesoło. Westchnęli. Blondynowi zadzwonił telefon.
- Zaraz wracam. - powiedział do dziewczyny. - A z Tobą sobie jeszcze pogadam. - zwrócił się do szatyna i wyszedł. Spojrzała na gościa z wyrzutem i wstała. Wzięła od Niego wodę utlenioną i gazę i zajęła się opatrunkiem na głowie. Jako, że opatrunek był w okolicach czoła musiała znieść jego wyczekujące spojrzenie.
- Bądź delikatna. Jestem bardzo wraż..- Au!!! - jęknął kiedy odlepiła plaster. Zamilkł. - A więc Thomas...- zaczął. - Co On w sobie ma, że wybrałaś Jego układ? - zapytał nadal na Nią patrząc.
- Nie stara się wyprowadzić mnie z równowagi jak Ty.
- Jak Tobie niewiele potrzeba do szczęścia... Au!! - znowu syknął kiedy przyłożyła do rany gazę z wodą utlenioną zbyt mocno. Znów zamilkł. - Tylko tyle? To słaby powód. - kontynuował po chwili.
- Nie muszę Ci się tłumaczyć. - powiedziała spokojnie.
- Znów będzie cierpiał... - zaczął poważnie.
- Posłuchaj... Thomas jest dla mnie dobry... Jest dla mnie oparciem. Jest kiedy Go potrzebuję. Umie ze mną rozmawiać i szanuje moje decyzje mimo tego, że się z nimi nie zgadza. Jest opiekuńczy, troskliwy, czuły... Czuję się przy Nim bezpiecznie. - powiedziała. - A Ty jesteś irytujący, bezmyślny, drażnisz się ze mną i wyprowadzasz z równowagi przy każdej okazji. I co? W dzień miałabym się na to godzić a w nocy robić schadzki na cichy sex?
- Nie musiałby być cichy. - powiedział z cwanym uśmieszkiem.
- I o to chodzi. Ty nawet przez moment nie potrafisz być poważny. - dokończyła. Znów nastała cisza. - Skończyłam, możesz już iść. - powiedziała i stanęła obok. Wstał z fotela i zbliżył się do Niej.
- On nawet nie jest w Twoim typie. - stwierdził.
- Oo oświeć mnie jaki jest mój typ? - zapytała rozdrażniona.
- Hmn... - zaczął. Wziął w palce kosmyk jej włosów i bawił się przez chwilę cały czas mówiąc. - Nie jesteś grzeczną dziewczynką za jaką się podajesz... - przejechał kciukiem po jej policzku i zbliżył się jeszcze bardziej. Spojrzał jej głęboko w oczy. Owinął ją Jego zapach. Bardzo intensywny. Bardzo męski. Bardzo pociągający. - Lubisz niegrzecznych chłopców... - stwierdził. Czuła jego oddech na swoim policzku. Uśmiechnął się słysząc jej nierówny oddech. Nie wiedziała co się z Nią dzieje. - Teraz powiedz mi, patrząc prosto w oczy, że to na Ciebie nie działa... - powiedział cicho lekko zachrypniętym głosem. Jej podświadomość mdlała z wrażenia jakie zrobił na Niej ten facet. Wzięła głęboki wdech.
- Wal się Schlierenzauer. - powiedziała spokojnie i usiadła na łóżku. Uśmiechnął się cwanie i skierował w stronę drzwi.
- Nadal wolę jak mówisz do mnie Gregor. - powiedział i wyszedł z pokoju zamykając za sobą drzwi.
W końcu mogła swobodnie odetchnąć. Zacisnęła dłonie w pięści. Ten facet działał na Nią w dwojaki sposób. I to na raz. Z jednej strony cholernie pociągał Ją fizycznie. Umiał uwodzić kobiety. Był w tym nieziemsko dobry. A z drugiej strony wkurzał ją jak nikt inny na świecie. Irytował do bólu. Prowokował i bawił się Nią dla własnej przyjemności.
- Pieprzony Don Huan. - powiedziała i uderzyła pięścią w poduszkę. Po chwili do pokoju wszedł blondyn. Usiadł obok Niej.
- Wszystko w porządku? - zapytał widząc jej minę.
- Tak. Schlieri jak zwykle nie mógł się opanować żeby mnie nie wkurzyć.
- Hej, powiedział Ci coś..
- Przyzwyczaiłam się. Muszę się nauczyć odreagowywać spotkania z Nim.
- Jeżeli chcesz to mogę z Nim pogadać..
- Nie. Nie trzeba. Mam lepszy pomysł. - zaczęła. - Masz klucze do Waszej siłowni? - zapytała wesoło.
- Mam. - powiedział lekko zdziwiony.
- No to wskakuj w dres i choć pomóc mi odreagować. - powiedziała wesoło i zniknęła za drzwiami łazienki.
Po 15 minutach byli już w siłowni. Od razu podeszła do wiszącego pod ścianą worka treningowego. Wpatrywała się w niego przez chwilę. W końcu blondyn podszedł do stolika i wziął kilka rzeczy. Wrócił do dziewczyny.
- Daj ręce. - poprosił i obwiązał jej dłonie specjalną taśmą. Potem założył jej najmniejsze rękawice jakie znalazł w schowku. - Ok. Musisz przyjąć odpowiednią postawę. O tak.. - pokazał jej co ma robić. - Świetnie. Jeżeli chcesz efektywnie poćwiczyć to musisz pamiętać kilka zasad... - zaczął. Wysłuchała wszystkiego spokojnie i ze zrozumieniem. Blondyn tłumaczył wszystko powoli i dokładnie. Po tak szczegółowych instrukcjach była gotowa na mały trening. Dał jej buziaka i podszedł trzymać worek treningowy w odpowiedniej pozycji. W jej głowie była tylko jedna myśl. Wyżyć się. Wyobraziła sobie twarz szatyna wykrzywioną w tym Jego cwanym uśmieszku i od razu poczuła chęć przyłożenia mu. Uderzyła pierwszy raz. - Mocniej Al... - powiedział blondyn. Spięła się i tym razem uderzyła dwa razy. - Dobrze Ci idzie. Dawaj jeszcze raz... - dopingował ją. Zaczęła bić w czarny materiał z całą siłą. Wyładowując swoją frustrację i zdenerwowanie. Całą swoją złość. Mimo, że męczyła się bardzo, sprawiało jej to szaloną przyjemność. - Może chwila odpoczynku? - zapytał.
- Nie ma mowy. Mam do podbicia jeszcze jedno oko i muszę mu ponownie złamać nos. - powiedziała wesoło.
- Nos zostaw mi. Mam w tym wprawę. - zaśmiali się.
Jeszcze chwilę mocno uderzała w wyimaginowane oblicze szatyna po czym usiadła zmęczona na ławeczce obok bieżni.
- O nie skarbie, teraz Ty asekurujesz mnie. - powiedział całując ją i zdejmując jej rękawice. Po chwili byli już na swoich pozycjach i to blondyn zaczął uderzać. Na początku trochę Ją odrzuciło do tyłu, bo nie spodziewała się takiej siły w tak wątłym ciele. Uśmiechnął się do Niej i zaczął boksować. Z taką siłą... z taką pasją w oczach... z takim skupieniem... z taką agresją... Zobaczyła w Nim silnego faceta z krwi i kości. Imponowało Jej to. Ta nieokiełznana moc jaka teraz od Niego biła. Pot lał się z nich strumieniami. Usiedli na materacach pod ścianą zmęczeni wysiłkiem. Podała mu butelkę z wodą i ręcznik.
- To było coś. - powiedziała. - Dawno się tak dobrze nie czułam jak teraz. - powiedziała uśmiechnięta i położyła się na materacu. Zrobił to samo tylko zawisł lekko nad Nią. Spojrzał jej w oczy i pogłaskał po policzku.
- Chciałbym, żebyś zawsze była taka szczęśliwa kiedy ze mną jesteś... - powiedział cicho.
- Pocałuj mnie Thomas... - szepnęła.
Nie wahał się. Po prostu pocałował ją wkładając w to wszystkie swoje uczucia. Chciał, żeby poczuła to co On. To ciepło w sercu kiedy są razem... Ten magnetyzm kiedy patrzą sobie w oczy... To, że chce być przy Niej i to, że jest... To, że chce Jej ofiarować wszystko co najlepsze, bo na to właśnie zasługuje... Delikatnie głaskał jej ramię... Jej ręce odnalazły krawędź Jego koszulki... Lekko podciągnęła ją ku górze, po czym sprawnie się jej pozbyła... Spojrzał na Nią tak inaczej... Z takim uczuciem w oczach... Poczuła przyjemne mrowienie w dole brzucha... Przez moment tylko na siebie patrzyli uspokajając oddech. Z ich wzroku można było wyczytać wszystkie emocje jakie Nimi teraz szarpały. Ale najbardziej dało się odczuć to napięcie pomiędzy Nimi. To pożądanie, które teraz wzięło górę nad rozsądkiem... Z taką zachłannością nie całował jej jeszcze nikt... Swoimi pocałunkami zjechał niżej... Jego ręce powoli pozbywały się jej koszulki... Kiedy swoimi pocałunkami dotarł do dekoltu jęknęła cichutko... Dawał jej tyle przyjemności... Szczęśliwi czasu nie liczą... Dlatego i Oni nie liczyli pozbywając się zbędnej odzieży. Jego wyćwiczone mięśnie sprawiały, że przechodził ją przyjemny dreszcz kiedy dotykała jego torsu. On natomiast nie mógł się napatrzeć na jej delikatne ale bardzo zmysłowe ciało...
Przyjemność jaką Jej dawał... Rozkosz jaką czuła... Nikt Jej tego nie zabierze... Jemu także... Spojrzał na jej zarumienioną twarz... Wiedział, że to co się właśnie wydarzyło zmieniło wszystko. Ważne jednak było dla Niego tylko tu i teraz. Reszta jakoś się ułoży...
Wzięła szkatułkę leżącą na biurku w ręce i usiadła na łóżku. Wpatrywała się w Nią przez chwilę. Zastanawiała się po co właściwie to robi? Po co nadal bierze leki? Skoro i tak zostało jej niewiele czasu mogłaby to przyspieszyć i mieć z głowy. Albo wziąć zbyt dużą dawkę... Albo inhalować się zbyt długo i zbyt intensywnie... Zasnąć... Nie sprawiać nikomu kłopotów... Nie być ciężarem... Odejść cicho... Jeszcze nie teraz. Jak wróci. Do domu. Nie tutaj. Usłyszała pukanie do drzwi.
- Proszę! - w drzwiach ukazała się twarz blondyna.
- Mogę? - zapytał. Poklepała miejsce obok siebie. - Robisz przegląd biżuterii? - wskazał na szkatułkę.
- Powiedzmy. - otwarła ją.
- Zapomniałem... przepraszam. - pocałował ją w rękę. - Najpierw zielone. - przypomniał i wyjął odpowiednie leki z pudełka. Po zażyciu wszystkich usiadła na przeciwko Niego. Spojrzał jej w oczy i chwycił za dłonie delikatnie ściskając. - Cieszę się, że jednak dałaś mi szansę. - powiedział. Uśmiechnęła się. - Mam nadzieję, że nie będziesz żałować.
- Ty na pewno będziesz - powiedziała pewnie.
- Tak? A co? Zamierzasz mnie zadręczać problemami w kwestii "Thomas, nie mam się w co ubrać!" - powiedział cienkim głosikiem. Zaśmiali się.
- Jeżeli nie będziemy musieli iść do filharmonii to Ci tego oszczędzę. - powiedziała. - Ale...- zaczęła. Zbliżyła się do Niego i lekko pchnęła go na łóżko. Zawisła nad Nim z tajemniczym uśmiechem na twarzy.
- Ale? - zapytał śmiejąc się.
- Ale... - zbliżyła swoją twarz do Jego twarzy. - Mogę Cię zamęczyć w inny sposób... - wymruczała mu do ucha i pocałowała w szyję.
- Mhm... ciekawe w jaki... - powiedział zadowolony.
- A na przykład w taki... - zbliżyła swoje usta do jego ust i spojrzała głęboko w oczy po czym... zaczęła Go łaskotać. Po chwili jednak przestała i spojrzała na Niego z zawiedzioną miną. - Nie masz łaskotek? - zapytała płaczliwym głosem. Puścił jej oko i zwinnym ruchem obrócił ją tak, że teraz to On był na górze pochylony nad jej twarzą.
- Nie mam. Zawiedziona? - zapytał.
- Troszkę. - przyznała. - Muszę teraz wymyślić jakiś inny sposób zadręczenia Cię Morgenstern. - powiedziała zrezygnowana. Zaśmiał się wesoło i czule pocałował. Uśmiechnęła się i przygryzła dolną wargę. Zarzuciła ręce na jego kark i lekko przyciągnęła do siebie całując namiętnie. Jedną dłoń wplotła w jego włosy. On błądził swoją dłonią po jej policzku... szyi...obojczyku...
- Alicja jesteś naga? Bo jeśli tak to wchodzę! - usłyszeli zza drzwi po czym ktoś otworzył drzwi. Blondyn jęknął zrezygnowany i usiadł na łóżku pomagając blondynce wstać. - Przepraszam, że przeszkadzam gołąbeczki ale ktoś mi musi zmienić opatrunek a Alutka ma najmniejsze dłonie. - powiedział beztrosko i usiadł na fotelu.
- Nie nauczył Cię nikt pukać? - zapytała z pretensja w głosie.
- Puk puk! - zawołał wesoło. Westchnęli. Blondynowi zadzwonił telefon.
- Zaraz wracam. - powiedział do dziewczyny. - A z Tobą sobie jeszcze pogadam. - zwrócił się do szatyna i wyszedł. Spojrzała na gościa z wyrzutem i wstała. Wzięła od Niego wodę utlenioną i gazę i zajęła się opatrunkiem na głowie. Jako, że opatrunek był w okolicach czoła musiała znieść jego wyczekujące spojrzenie.
- Bądź delikatna. Jestem bardzo wraż..- Au!!! - jęknął kiedy odlepiła plaster. Zamilkł. - A więc Thomas...- zaczął. - Co On w sobie ma, że wybrałaś Jego układ? - zapytał nadal na Nią patrząc.
- Nie stara się wyprowadzić mnie z równowagi jak Ty.
- Jak Tobie niewiele potrzeba do szczęścia... Au!! - znowu syknął kiedy przyłożyła do rany gazę z wodą utlenioną zbyt mocno. Znów zamilkł. - Tylko tyle? To słaby powód. - kontynuował po chwili.
- Nie muszę Ci się tłumaczyć. - powiedziała spokojnie.
- Znów będzie cierpiał... - zaczął poważnie.
- Posłuchaj... Thomas jest dla mnie dobry... Jest dla mnie oparciem. Jest kiedy Go potrzebuję. Umie ze mną rozmawiać i szanuje moje decyzje mimo tego, że się z nimi nie zgadza. Jest opiekuńczy, troskliwy, czuły... Czuję się przy Nim bezpiecznie. - powiedziała. - A Ty jesteś irytujący, bezmyślny, drażnisz się ze mną i wyprowadzasz z równowagi przy każdej okazji. I co? W dzień miałabym się na to godzić a w nocy robić schadzki na cichy sex?
- Nie musiałby być cichy. - powiedział z cwanym uśmieszkiem.
- I o to chodzi. Ty nawet przez moment nie potrafisz być poważny. - dokończyła. Znów nastała cisza. - Skończyłam, możesz już iść. - powiedziała i stanęła obok. Wstał z fotela i zbliżył się do Niej.
- On nawet nie jest w Twoim typie. - stwierdził.
- Oo oświeć mnie jaki jest mój typ? - zapytała rozdrażniona.
- Hmn... - zaczął. Wziął w palce kosmyk jej włosów i bawił się przez chwilę cały czas mówiąc. - Nie jesteś grzeczną dziewczynką za jaką się podajesz... - przejechał kciukiem po jej policzku i zbliżył się jeszcze bardziej. Spojrzał jej głęboko w oczy. Owinął ją Jego zapach. Bardzo intensywny. Bardzo męski. Bardzo pociągający. - Lubisz niegrzecznych chłopców... - stwierdził. Czuła jego oddech na swoim policzku. Uśmiechnął się słysząc jej nierówny oddech. Nie wiedziała co się z Nią dzieje. - Teraz powiedz mi, patrząc prosto w oczy, że to na Ciebie nie działa... - powiedział cicho lekko zachrypniętym głosem. Jej podświadomość mdlała z wrażenia jakie zrobił na Niej ten facet. Wzięła głęboki wdech.
- Wal się Schlierenzauer. - powiedziała spokojnie i usiadła na łóżku. Uśmiechnął się cwanie i skierował w stronę drzwi.
- Nadal wolę jak mówisz do mnie Gregor. - powiedział i wyszedł z pokoju zamykając za sobą drzwi.
W końcu mogła swobodnie odetchnąć. Zacisnęła dłonie w pięści. Ten facet działał na Nią w dwojaki sposób. I to na raz. Z jednej strony cholernie pociągał Ją fizycznie. Umiał uwodzić kobiety. Był w tym nieziemsko dobry. A z drugiej strony wkurzał ją jak nikt inny na świecie. Irytował do bólu. Prowokował i bawił się Nią dla własnej przyjemności.
- Pieprzony Don Huan. - powiedziała i uderzyła pięścią w poduszkę. Po chwili do pokoju wszedł blondyn. Usiadł obok Niej.
- Wszystko w porządku? - zapytał widząc jej minę.
- Tak. Schlieri jak zwykle nie mógł się opanować żeby mnie nie wkurzyć.
- Hej, powiedział Ci coś..
- Przyzwyczaiłam się. Muszę się nauczyć odreagowywać spotkania z Nim.
- Jeżeli chcesz to mogę z Nim pogadać..
- Nie. Nie trzeba. Mam lepszy pomysł. - zaczęła. - Masz klucze do Waszej siłowni? - zapytała wesoło.
- Mam. - powiedział lekko zdziwiony.
- No to wskakuj w dres i choć pomóc mi odreagować. - powiedziała wesoło i zniknęła za drzwiami łazienki.
Po 15 minutach byli już w siłowni. Od razu podeszła do wiszącego pod ścianą worka treningowego. Wpatrywała się w niego przez chwilę. W końcu blondyn podszedł do stolika i wziął kilka rzeczy. Wrócił do dziewczyny.
- Daj ręce. - poprosił i obwiązał jej dłonie specjalną taśmą. Potem założył jej najmniejsze rękawice jakie znalazł w schowku. - Ok. Musisz przyjąć odpowiednią postawę. O tak.. - pokazał jej co ma robić. - Świetnie. Jeżeli chcesz efektywnie poćwiczyć to musisz pamiętać kilka zasad... - zaczął. Wysłuchała wszystkiego spokojnie i ze zrozumieniem. Blondyn tłumaczył wszystko powoli i dokładnie. Po tak szczegółowych instrukcjach była gotowa na mały trening. Dał jej buziaka i podszedł trzymać worek treningowy w odpowiedniej pozycji. W jej głowie była tylko jedna myśl. Wyżyć się. Wyobraziła sobie twarz szatyna wykrzywioną w tym Jego cwanym uśmieszku i od razu poczuła chęć przyłożenia mu. Uderzyła pierwszy raz. - Mocniej Al... - powiedział blondyn. Spięła się i tym razem uderzyła dwa razy. - Dobrze Ci idzie. Dawaj jeszcze raz... - dopingował ją. Zaczęła bić w czarny materiał z całą siłą. Wyładowując swoją frustrację i zdenerwowanie. Całą swoją złość. Mimo, że męczyła się bardzo, sprawiało jej to szaloną przyjemność. - Może chwila odpoczynku? - zapytał.
- Nie ma mowy. Mam do podbicia jeszcze jedno oko i muszę mu ponownie złamać nos. - powiedziała wesoło.
- Nos zostaw mi. Mam w tym wprawę. - zaśmiali się.
Jeszcze chwilę mocno uderzała w wyimaginowane oblicze szatyna po czym usiadła zmęczona na ławeczce obok bieżni.
- O nie skarbie, teraz Ty asekurujesz mnie. - powiedział całując ją i zdejmując jej rękawice. Po chwili byli już na swoich pozycjach i to blondyn zaczął uderzać. Na początku trochę Ją odrzuciło do tyłu, bo nie spodziewała się takiej siły w tak wątłym ciele. Uśmiechnął się do Niej i zaczął boksować. Z taką siłą... z taką pasją w oczach... z takim skupieniem... z taką agresją... Zobaczyła w Nim silnego faceta z krwi i kości. Imponowało Jej to. Ta nieokiełznana moc jaka teraz od Niego biła. Pot lał się z nich strumieniami. Usiedli na materacach pod ścianą zmęczeni wysiłkiem. Podała mu butelkę z wodą i ręcznik.
- To było coś. - powiedziała. - Dawno się tak dobrze nie czułam jak teraz. - powiedziała uśmiechnięta i położyła się na materacu. Zrobił to samo tylko zawisł lekko nad Nią. Spojrzał jej w oczy i pogłaskał po policzku.
- Chciałbym, żebyś zawsze była taka szczęśliwa kiedy ze mną jesteś... - powiedział cicho.
- Pocałuj mnie Thomas... - szepnęła.
Nie wahał się. Po prostu pocałował ją wkładając w to wszystkie swoje uczucia. Chciał, żeby poczuła to co On. To ciepło w sercu kiedy są razem... Ten magnetyzm kiedy patrzą sobie w oczy... To, że chce być przy Niej i to, że jest... To, że chce Jej ofiarować wszystko co najlepsze, bo na to właśnie zasługuje... Delikatnie głaskał jej ramię... Jej ręce odnalazły krawędź Jego koszulki... Lekko podciągnęła ją ku górze, po czym sprawnie się jej pozbyła... Spojrzał na Nią tak inaczej... Z takim uczuciem w oczach... Poczuła przyjemne mrowienie w dole brzucha... Przez moment tylko na siebie patrzyli uspokajając oddech. Z ich wzroku można było wyczytać wszystkie emocje jakie Nimi teraz szarpały. Ale najbardziej dało się odczuć to napięcie pomiędzy Nimi. To pożądanie, które teraz wzięło górę nad rozsądkiem... Z taką zachłannością nie całował jej jeszcze nikt... Swoimi pocałunkami zjechał niżej... Jego ręce powoli pozbywały się jej koszulki... Kiedy swoimi pocałunkami dotarł do dekoltu jęknęła cichutko... Dawał jej tyle przyjemności... Szczęśliwi czasu nie liczą... Dlatego i Oni nie liczyli pozbywając się zbędnej odzieży. Jego wyćwiczone mięśnie sprawiały, że przechodził ją przyjemny dreszcz kiedy dotykała jego torsu. On natomiast nie mógł się napatrzeć na jej delikatne ale bardzo zmysłowe ciało...
Przyjemność jaką Jej dawał... Rozkosz jaką czuła... Nikt Jej tego nie zabierze... Jemu także... Spojrzał na jej zarumienioną twarz... Wiedział, że to co się właśnie wydarzyło zmieniło wszystko. Ważne jednak było dla Niego tylko tu i teraz. Reszta jakoś się ułoży...
"Gdy dwoje ludzi staje się jednym..."
**********************************************************************************
Troszkę pikanterii :)
Pisanie w nocy sprzyja tworzeniu takich scen.
Mam nadzieję, że się Wam podoba ;)
Co sądzicie o zachowaniu bohaterów? :D
Buziole :*