sobota, 5 kwietnia 2014

14. TEN, W KTÓRYM ODREAGOWUJĄ...

AUSTRIA, INNSBRUCK, SZPITAL UNIWERSYTECKI...

- Co się stało? - zapytał blondyn siedzących na korytarzu kolegów.
- Pojechaliśmy na gokarty, po jakiejś godzinie przyjechał Gregor i stwierdził, że wyjdą fajne fotki. - zaczął Manu.
- Tylko ten kretyn nie zdawał sobie sprawy z tego, że oprócz nas na torze są jeszcze inni.. - dodał Andi. 
- No i wlazł na tor. Jakiś dzieciak nie wyhamował na zakręcie i zahaczył Schlierego. - wyjaśnił Stefan.
- Przeleciał przez stertę opon i wylądował na torze obok. - dokończył Die-die.
- I co z Nim? - zapytała blondynka. 
- Nic mu nie będzie. Potłukł sobie dupsko i łeb ale miał więcej szczęścia niż rozumu. O treningach może teraz zapomnieć. Właśnie gipsują mu rękę. - powiedział Michi.
- Alex już wie? - zapytał Thomas.
- Jeszcze nie.
- To dobrze Andi. Niech się sam tłumaczy. Za głupotę trzeba płacić.- stwierdził Morgi. W tym momencie z sali wyszedł szatyn. Miał poobijaną twarz, rękę w gipsie i nietęgą minę. Wszyscy spojrzeli na Niego.
- Nic nie mówcie. - powiedział i przeszedł obok nich bez słowa.
    Po powrocie do domu zamknął się w pokoju nie chcąc z nikim rozmawiać. Nie minęło pół godziny a w willi rozległ się wściekły głos Alexa. 
- Gdzie ten idiota?! Przysięgam, że nie wytrzymam z Wami nerwowo! Mam dość użerania się z nieodpowiedzialnymi dzieciakami!. - wrzasnął i skierował się do pokoju szatyna. Krzyki słychać było wszędzie. Pozostali siedzieli w salonie jak na szpilkach czekając na wyjście trenera. Po pół godziny wrócił na dół. - Jeśli któremuś z Was przyjdzie do głowy... - zaczął groźnie. Wziął głęboki oddech i uspokoił głos. - Jutro widzę Was wszystkich na treningu o 7:00 rano. Zrobimy sobie pogadankę na temat odpowiedzialności. - powiedział i wyszedł trzaskając drzwiami. Zapanowała cisza. Pierwszy odezwał się wracający od rodziny Wolfi, który właśnie w tym momencie wszedł do domu.
- Dlaczego Alex wyszedł stąd taki wściekły i gadał coś o nieodpowiedzialnym szczylu? - zapytał. Pokręcili tylko głowami.
- To Wy wyjaśnijcie koledze sytuację a ja się pójdę położyć. - powiedziała wstając z kanapy.

   Wzięła szkatułkę leżącą na biurku w ręce i usiadła na łóżku. Wpatrywała się w Nią przez chwilę. Zastanawiała się po co właściwie to robi? Po co nadal bierze leki? Skoro i tak zostało jej niewiele czasu mogłaby to przyspieszyć i mieć z głowy. Albo wziąć zbyt dużą dawkę... Albo inhalować się zbyt długo i zbyt intensywnie... Zasnąć... Nie sprawiać nikomu kłopotów... Nie być ciężarem... Odejść cicho... Jeszcze nie teraz. Jak wróci. Do domu. Nie tutaj. Usłyszała pukanie do drzwi.
- Proszę! - w drzwiach ukazała się twarz blondyna.
- Mogę? - zapytał. Poklepała miejsce obok siebie. - Robisz przegląd biżuterii? - wskazał na szkatułkę.
- Powiedzmy. - otwarła ją.
- Zapomniałem... przepraszam. - pocałował ją w rękę. - Najpierw zielone. - przypomniał i wyjął odpowiednie leki z pudełka. Po zażyciu wszystkich usiadła na przeciwko Niego. Spojrzał jej w oczy i chwycił za dłonie delikatnie ściskając. - Cieszę się, że jednak dałaś mi szansę. - powiedział. Uśmiechnęła się. - Mam nadzieję, że nie będziesz żałować.
- Ty na pewno będziesz - powiedziała pewnie.
- Tak? A co? Zamierzasz mnie zadręczać problemami w kwestii "Thomas, nie mam się w co ubrać!" - powiedział cienkim głosikiem. Zaśmiali się.
- Jeżeli nie będziemy musieli iść do filharmonii to Ci tego oszczędzę. - powiedziała. - Ale...- zaczęła. Zbliżyła się do Niego i lekko pchnęła go na łóżko. Zawisła nad Nim z tajemniczym uśmiechem na twarzy.
- Ale? - zapytał śmiejąc się.
- Ale... - zbliżyła swoją twarz do Jego twarzy. - Mogę Cię zamęczyć w inny sposób... - wymruczała mu do ucha i pocałowała w szyję.
- Mhm... ciekawe w jaki... - powiedział zadowolony.
- A na przykład w taki... - zbliżyła swoje usta do jego ust i  spojrzała głęboko w oczy po czym... zaczęła Go łaskotać. Po chwili jednak przestała i spojrzała na Niego z zawiedzioną miną. - Nie masz łaskotek? - zapytała płaczliwym głosem. Puścił jej oko i zwinnym ruchem obrócił ją tak, że teraz to On był na górze pochylony nad jej twarzą.
- Nie mam. Zawiedziona? - zapytał.
- Troszkę. - przyznała. - Muszę teraz wymyślić jakiś inny sposób zadręczenia Cię Morgenstern. - powiedziała zrezygnowana. Zaśmiał się wesoło i czule pocałował. Uśmiechnęła się i przygryzła dolną wargę. Zarzuciła ręce na jego kark i lekko przyciągnęła do siebie całując namiętnie. Jedną dłoń wplotła w jego włosy. On błądził swoją dłonią po jej policzku... szyi...obojczyku...
- Alicja jesteś naga? Bo jeśli tak to wchodzę! - usłyszeli zza drzwi po czym ktoś otworzył drzwi. Blondyn jęknął zrezygnowany i usiadł na łóżku pomagając blondynce wstać. - Przepraszam, że przeszkadzam gołąbeczki ale ktoś mi musi zmienić opatrunek a Alutka ma najmniejsze dłonie. - powiedział beztrosko i usiadł na fotelu.
- Nie nauczył Cię nikt pukać? - zapytała z pretensja w głosie.
- Puk puk! - zawołał wesoło. Westchnęli. Blondynowi zadzwonił telefon.
- Zaraz wracam. - powiedział do dziewczyny. - A z Tobą sobie jeszcze pogadam. - zwrócił się do szatyna i wyszedł. Spojrzała na gościa z wyrzutem i wstała. Wzięła od Niego wodę utlenioną i gazę i zajęła się opatrunkiem na głowie. Jako, że opatrunek był w okolicach czoła musiała znieść jego wyczekujące spojrzenie.
- Bądź delikatna. Jestem bardzo wraż..- Au!!! - jęknął kiedy odlepiła plaster. Zamilkł. - A więc Thomas...- zaczął. - Co On w sobie ma, że wybrałaś Jego układ? - zapytał nadal na Nią patrząc.
- Nie stara się wyprowadzić mnie z równowagi jak Ty.
- Jak Tobie niewiele potrzeba do szczęścia... Au!! - znowu syknął kiedy przyłożyła do rany gazę z wodą utlenioną zbyt mocno. Znów zamilkł. - Tylko tyle? To słaby powód. - kontynuował po chwili.
- Nie muszę Ci się tłumaczyć. - powiedziała spokojnie.
- Znów będzie cierpiał... - zaczął poważnie.
- Posłuchaj... Thomas jest dla mnie dobry... Jest dla mnie oparciem. Jest kiedy Go potrzebuję. Umie ze mną rozmawiać i szanuje moje decyzje mimo tego, że się z nimi nie zgadza. Jest opiekuńczy, troskliwy, czuły... Czuję się przy Nim bezpiecznie. - powiedziała. - A Ty jesteś irytujący, bezmyślny, drażnisz się ze mną i wyprowadzasz z równowagi przy każdej okazji. I co? W dzień miałabym się na to godzić a w nocy robić schadzki na cichy sex?
- Nie musiałby być cichy. - powiedział z cwanym uśmieszkiem.
- I o to chodzi. Ty nawet przez moment nie potrafisz być poważny. - dokończyła. Znów nastała cisza. - Skończyłam, możesz już iść. - powiedziała i stanęła obok. Wstał z fotela i zbliżył się do Niej.
- On nawet nie jest w Twoim typie. - stwierdził.
- Oo oświeć mnie jaki jest mój typ? - zapytała rozdrażniona.
- Hmn... - zaczął. Wziął w palce kosmyk jej włosów i bawił się przez chwilę cały czas mówiąc. - Nie jesteś grzeczną dziewczynką za jaką się podajesz... - przejechał kciukiem po jej policzku i zbliżył się jeszcze bardziej. Spojrzał jej głęboko w oczy. Owinął ją Jego zapach. Bardzo intensywny. Bardzo męski. Bardzo pociągający. - Lubisz niegrzecznych chłopców... - stwierdził. Czuła jego oddech na swoim policzku. Uśmiechnął się słysząc jej nierówny oddech. Nie wiedziała co się z Nią dzieje. - Teraz powiedz mi, patrząc prosto w oczy, że to na Ciebie nie działa... - powiedział cicho lekko zachrypniętym głosem. Jej podświadomość mdlała z wrażenia jakie zrobił na Niej ten facet. Wzięła głęboki wdech.
- Wal się Schlierenzauer. - powiedziała spokojnie i usiadła na łóżku. Uśmiechnął się cwanie i skierował w stronę drzwi.
- Nadal wolę jak mówisz do mnie Gregor. - powiedział i wyszedł z pokoju zamykając za sobą drzwi.
 W końcu mogła swobodnie odetchnąć. Zacisnęła dłonie w pięści. Ten facet działał na Nią w dwojaki sposób. I to na raz. Z jednej strony cholernie pociągał Ją fizycznie. Umiał uwodzić kobiety. Był w tym nieziemsko dobry. A z drugiej strony wkurzał ją jak nikt inny na świecie. Irytował do bólu. Prowokował i bawił się Nią dla własnej przyjemności.
- Pieprzony Don Huan. - powiedziała i uderzyła pięścią w poduszkę. Po chwili do pokoju wszedł blondyn. Usiadł obok Niej.
- Wszystko w porządku? - zapytał widząc jej minę.
- Tak. Schlieri jak zwykle nie mógł się opanować żeby mnie nie wkurzyć.
- Hej, powiedział Ci coś..
- Przyzwyczaiłam się. Muszę się nauczyć odreagowywać spotkania z Nim.
- Jeżeli chcesz to mogę z Nim pogadać..
- Nie. Nie trzeba. Mam lepszy pomysł. - zaczęła. - Masz klucze do Waszej siłowni? - zapytała wesoło.
- Mam. - powiedział lekko zdziwiony.
- No to wskakuj w dres i choć pomóc mi odreagować. - powiedziała wesoło i zniknęła za drzwiami łazienki.
 Po 15 minutach byli już w siłowni. Od razu podeszła do wiszącego pod ścianą worka treningowego. Wpatrywała się w niego przez chwilę. W końcu blondyn podszedł do stolika i wziął kilka rzeczy. Wrócił do dziewczyny.
- Daj ręce. - poprosił i obwiązał jej dłonie specjalną taśmą. Potem założył jej najmniejsze rękawice jakie znalazł w schowku. - Ok. Musisz przyjąć odpowiednią postawę. O tak.. - pokazał jej co ma robić. - Świetnie. Jeżeli chcesz efektywnie poćwiczyć to musisz pamiętać kilka zasad... - zaczął. Wysłuchała wszystkiego spokojnie i ze zrozumieniem. Blondyn tłumaczył wszystko powoli i dokładnie. Po tak szczegółowych instrukcjach była gotowa na mały trening. Dał jej buziaka i podszedł trzymać worek treningowy w odpowiedniej pozycji. W jej głowie była tylko jedna myśl. Wyżyć się. Wyobraziła sobie twarz szatyna wykrzywioną w tym Jego cwanym uśmieszku i od razu poczuła chęć przyłożenia mu. Uderzyła pierwszy raz. - Mocniej Al... - powiedział blondyn. Spięła się i tym razem uderzyła dwa razy. - Dobrze Ci idzie. Dawaj jeszcze raz... - dopingował ją. Zaczęła bić w czarny materiał z całą siłą. Wyładowując swoją frustrację i zdenerwowanie. Całą swoją złość. Mimo, że męczyła się bardzo, sprawiało jej to szaloną przyjemność. - Może chwila odpoczynku? - zapytał.
- Nie ma mowy. Mam do podbicia jeszcze jedno oko i muszę mu ponownie złamać nos. - powiedziała wesoło.
- Nos zostaw mi. Mam w tym wprawę. - zaśmiali się.
 Jeszcze chwilę mocno uderzała w wyimaginowane oblicze szatyna po czym usiadła zmęczona na ławeczce obok bieżni.
- O nie skarbie, teraz Ty asekurujesz mnie. - powiedział całując ją i zdejmując jej rękawice. Po chwili byli już na swoich pozycjach i to blondyn zaczął uderzać. Na początku trochę Ją odrzuciło do tyłu, bo nie spodziewała się takiej siły w tak wątłym ciele. Uśmiechnął się do Niej i zaczął boksować. Z taką siłą... z taką pasją w oczach... z takim skupieniem... z taką agresją... Zobaczyła w Nim silnego faceta z krwi i kości. Imponowało Jej to. Ta nieokiełznana moc jaka teraz od Niego biła. Pot lał się z nich strumieniami. Usiedli na materacach pod ścianą zmęczeni wysiłkiem. Podała mu butelkę z wodą i ręcznik.
- To było coś. - powiedziała. - Dawno się tak dobrze nie czułam jak teraz. - powiedziała uśmiechnięta i położyła się na materacu. Zrobił to samo tylko zawisł lekko nad Nią. Spojrzał jej w oczy i pogłaskał po policzku.
- Chciałbym, żebyś zawsze była taka szczęśliwa kiedy ze mną jesteś... - powiedział cicho.
- Pocałuj mnie Thomas... - szepnęła.
   Nie wahał się. Po prostu pocałował ją wkładając w to wszystkie swoje uczucia. Chciał, żeby poczuła to co On. To ciepło w sercu kiedy są razem... Ten magnetyzm kiedy patrzą sobie w oczy... To, że chce być przy Niej i to, że jest... To, że chce Jej ofiarować wszystko co najlepsze, bo na to właśnie zasługuje... Delikatnie głaskał jej ramię... Jej ręce odnalazły krawędź Jego koszulki... Lekko podciągnęła ją ku górze, po czym sprawnie się jej pozbyła... Spojrzał na Nią tak inaczej... Z takim uczuciem w oczach... Poczuła przyjemne mrowienie w dole brzucha... Przez moment tylko na siebie patrzyli uspokajając oddech. Z ich wzroku można było wyczytać wszystkie emocje jakie Nimi teraz szarpały. Ale najbardziej dało się odczuć to napięcie pomiędzy Nimi. To pożądanie, które teraz wzięło górę nad rozsądkiem... Z taką zachłannością nie całował jej jeszcze nikt... Swoimi pocałunkami zjechał niżej... Jego ręce powoli pozbywały się jej koszulki... Kiedy swoimi pocałunkami dotarł do dekoltu jęknęła cichutko... Dawał jej tyle przyjemności... Szczęśliwi czasu nie liczą... Dlatego i Oni nie liczyli pozbywając się zbędnej odzieży. Jego wyćwiczone mięśnie sprawiały, że przechodził ją przyjemny dreszcz kiedy dotykała jego torsu. On natomiast nie mógł się napatrzeć na jej delikatne ale bardzo zmysłowe ciało...
   Przyjemność jaką Jej dawał... Rozkosz jaką czuła... Nikt Jej tego nie zabierze... Jemu także... Spojrzał na jej zarumienioną twarz... Wiedział, że to co się właśnie wydarzyło zmieniło wszystko. Ważne jednak było dla Niego tylko tu i teraz. Reszta jakoś się ułoży...


"Gdy dwoje ludzi staje się jednym..."

**********************************************************************************
Troszkę pikanterii :)
Pisanie w nocy sprzyja tworzeniu takich scen. 
Mam nadzieję, że się Wam podoba ;)
Co sądzicie o zachowaniu bohaterów? :D
Buziole :*

piątek, 4 kwietnia 2014

Libster Award :)


   Hej wszystkim :)
   Po pierwsze - dziękuję bardzo Klaudia mrau za nominację :) Nie spodziewałam się tego więc jest to dla mnie całkiem miłe zaskoczenie :)
   Po drugie - kolejny rozdział pojawi się dopiero jutro ze względu na opracowanie strategii jak ta historia ma się potoczyć dalej :)
  No i po trzecie - odpowiedzi na pytania Klaudii :

1. Jak zaczęła się Twoja przygoda z pisaniem?
 ~ Najpierw tylko czytałam różne opowiadania. Potem sama coś zaczęłam tworzyć ale na papierze. Na bloga musiałam się nastawiać około pół roku. No i jestem :)

2. Jakich cech u siebie nie lubisz najbardziej?
~ Może zabrzmi to trochę pokrętnie ale nie znoszę u siebie tego, że uwielbiam denerwować ludzi, albo irytować... jak zwał tak zwał no i jestem strasznie zakręcona jak ruski termos więc ciężko ze mną wytrzymać bez zrobienia jakiegoś odpału. To doprowadza ludzi do skrajnych emocji i potem po przemyśleniu strasznie tego żałuję.

3. Interesuje Cię sport?
~ Oczywiście że tak :D Inaczej ten blog by nie powstał. Uwielbiam sporty zimowe i wszelkie sporty drużynowe :)

4. Co sprawia, że chce Ci się pisać kolejne rozdziały na Twoim blogu?
~ Nie zaskoczę jeżeli powiem, że Wasze komentarze. Są bardzo budujące. Inspirują mnie.

5. Najważniejsza wartość u człowieka, według Ciebie, to...?
~ Szczerość. Bez Niej wszystko co robimy może zostać odebrane jako kłamstwo.

6. Jaka jest Twoja ulubiona piosenka?
~ Jeżeli chodzi o polską muzykę to bez wątpienia Edyta Bartosiewicz - Ostatni... - Cudowna...
  A co do zagranicznych...  Queen - Bohemian Rhapsody... - Majstersztyk :D

7. Film, który nigdy Ci się nie znudzi?
~ Oczywiście "Pearl Harbor" i ekranizacja "Przeminęło z wiatrem" z Vivien Leigh :)

8. Lubisz czytać?
~ Uwielbiam :D

9. Ulubiony owoc?
~ Mandarynka :P

10. Czy lubisz uczyć się języków obcych?
~ Nawet bardzo, zwłaszcza, że szybko wchodzą mi do głowy :)

   Do usłyszenia jutro :*


czwartek, 3 kwietnia 2014

13. TEN, W KTÓRYM PODEJMUJE DECYZJĘ...

AUSTRIA, INNSBRUCK, WILLA SPORTOWA...

   "Jak mam się zachować? Co to wszystko miało znaczyć? Powiedzieć mu żeby się odwalił czy zachowywać się jakby nic się nie wydarzyło?". Milion myśli krążyło w jej głowie. Przeglądnęła się w lusterku i wyszła z pokoju kierując się w stronę salonu. Znalazłszy się tam napotkała wzrok swoich współlokatorów. Patrzyli na Nią w różny sposób. Jedni ze zdziwieniem, inni ze zdezorientowaniem a jeszcze inni z dziwnymi uśmiechami na ustach. Napiła się wody i odstawiła butelkę na blat. Szatyn siedział pośród nich i cieszył się nie wiadomo z czego.
- No dobra, co jest? - zapytała patrząc w ich stronę. Szukała wzrokiem blondyna ale Go tam nie było.
- Jak było na koncercie? - zapytał wesoło Stefan.
- W porządku, całkiem sympatycznie. - powiedziała.
- Noo to widać. - bąknął Manu z uśmiechem.
- Słucham?
- Gregor zrobił Wam fajne fotki... - zaczął Michi. - Nawet zdążył niektóre wywołać. - dodał uśmiechając się. Spojrzała na szatyna ze zdziwieniem w oczach. Wzruszył ramionami.
- Tylko 2 zdjęcia. Potem poszedłem grzecznie spać. - powiedział. - Ale ująłem w nich esencję tego koncertu. - dodał i puścił jej oko. Westchnęła.
- Zapewne - powiedziała. - Mogę je zobaczyć? I dlaczego wywołało w Was takie reakcje? Die-die wygląda jakby zobaczył ducha. - powiedziała i podeszła do nich. 
Nad wielkim telewizorem wisiały dwa ogromne zdjęcia oprawione w antyramę. Na obu znajdowała się Ona. Westchnęła. Zrozumiała dlaczego tak dziwnie się zachowywali. Na pierwszym zdjęciu widać było jak rozpięła kurtkę z napisem "I am a lesbian" i miała przy tym tak zadowoloną minę, że sama się zawstydziła. Na drugim natomiast został uwieczniony jej bardzo ale to bardzo namiętny pocałunek z brunetką stojącą obok... W głowie usłyszała głos podświadomości..."Widzisz? Nadal się z Tobą bawi. Nie daj mu tej satysfakcji."
- No no... Schlieri... udały Ci się te zdjęcia. Są świetne. Zrobisz mi ich kopie? Powieszę sobie nad łóżkiem. - powiedziała do Niego z uśmiechem. Pokręcił głową ale również się uśmiechał. Reszta popatrzyła na Nią jak na wariatkę. Odwróciła się i poszła w stronę kuchni nucąc jakże pasujący do sytuacji refren...

I kissed a girl I like do it
The taste of her cherry chapstick

 Usłyszała śmiech z salonu i wesoły głos Stefana.
- Uwielbiam ją haha
 Zaśmiała się i zerknęła na zegarek. Wskazywał 16:00. Strasznie długo spała. Była głodna ale pora na śniadanie już dawno minęła. Po chwili w kuchni pojawiła się cała reszta. Opierali się o blat patrząc wyczekująco na dziewczynę.
- Nie jestem lesbijką. - powiedziała. Usłyszała westchnięcie. Zaśmiała się. - Ale wszystko przede mną. Nie zostało mi wiele czasu a rzeczy do spróbowania mnóstwo. - dodała. - To co chcecie na obiad? - zapytała otwierając lodówkę.
- Jak kiedyś zaprosisz sobie tutaj jakąś laskę to dasz popatrzeć? - zapytał Stefan po czym dostał po głowie od Michaela i Andiego na raz. Zaśmiała się.
- A masz jakąś fajną koleżankę? - zapytała.
- Kurde... nie mam. - powiedział zawiedziony.
- To przykro mi. - zaśmiała się znów. - Nie mam pomysłu, możemy zamówić chińszczyznę? - zapytała. 
Pokiwali głowami, a Manu wziął do ręki telefon. Spojrzała na szatyna. Też na Nią patrzył. 
- Gdzie jest Thomas? - zapytała buszującego po lodówce Michaela.
- Pojechał odwieź Lily. Kristina wróciła i zadzwoniła do Niego rano. Właściwie to zaraz powinien być w domu. - wyjaśnił. Pokiwała głową. Odwróciła się i mało co nie dostała zawału, bo przed jej nosem pojawił się Gregor. Wzięła głęboki wdech.
- Uwielbiasz mnie straszyć, prawda? - zapytała.
- Tylko odrobinę denerwować. Takie hobby co zrobić... - wzruszył ramionami. - Musimy pogadać. - powiedział poważnie i pociągnął ją za rękę wychodząc z domu. 
- Czemu na parkingu? - zapytała.
- Bo tu nas nikt nie usłyszy.
- Zamierzasz mnie zgwałcić? - zapytała z ironią.
- Sorry wolę nocny sex. - odpowiedział. - Nie po to Cię tu wywlokłem. Zakładam, że nie chcesz żeby reszta wiedziała o propozycji jaką złożył Ci Thomas.
- Masz rację, nie chcę.
- Ani o propozycji, którą złożyłem Ci ja. - dodał opierając się o swój samochód.
- Nie brałam jej na poważnie Schlierenzauer. Non stop się ze mnie śmiejesz albo powodujesz, że wychodzę z siebie kiedy Cię tylko zobaczę. Jak mam uwierzyć że te bzdury wczorajsze to rzeczywiście Twoja propozycja? - zapytała zakładając ręce na piersi.
- Bo wczoraj mieliśmy rozejm. I nadal wolę jak mówisz do mnie Gregor. - puścił jej oko. Znów musiała wziąć głębszy oddech. Spojrzała na Niego i wlepiła swój wzrok w jego brązowe tęczówki.
- Dzisiaj jak wróciliśmy... - zaczęła. - Pocałowałeś mnie bo ? - zapytała.
- Bo chciałem żebyś miała porównanie. Już Ci to mówiłem. - wywrócił oczami. 
- Czyli Ty nic... do mnie... yyy.. nic do mnie nie masz tak? - upewniła się. Spojrzał na Nią rozbawiony.
- Nie. Nic do Ciebie nie mam. - odpowiedział. - Bardzo zgrabny eufemizm. - dodał. - A co? Ty coś do mnie masz? - zapytał zaciekawiony.
- Nie. Zupełnie nic. Poza tym, że Cię nie znoszę. - powiedziała pewnie.
- To też jakieś silne uczucie. - skomentował. - No to co z tym naszym układem? - zapytał.
- Boże Ty na prawdę mówiłeś poważnie...
- Ile jeszcze razy mam Ci to powtórzyć?
- Ani raz. I chcę o tym zapomnieć jak najszybciej. - powiedziała szybko.
- Czyli z naszego układu nici... Szkoda mogłoby być... - zastanawiał się nad odpowiednim słowem. - interesująco. - zakończył. Złość prawie z Niej kipiała. 
- Jeśli to wszystko co chciałeś wiedzieć to wrócę do chłopaków. - powiedziała i odwróciła się w stronę drzwi wejściowych. 
- Czekaj. - zatrzymał ją łapiąc za rękę. Spojrzała na Niego groźnie. - Przyjmiesz propozycję Thomasa? - zapytał poważnie.
- Nie wiem. Nadal się zastanawiam. 
- Ok. - puścił ją. - Hej! - zawołał za Nią. - A który z nas lepiej całuje?! - krzyknął. Popukała mu w czoło i zniknęła za drzwiami...

KILKA GODZIN PÓŹNIEJ...

  Siedziała w salonie razem z Michaelem i Gregorem oglądając jakiś teleturniej.
- Ech.. strasznie proste te pytania. - westchnęła.
- Na połowę z nich nie znam odpowiedzi. - wyznał blondyn.
- Serio? - zapytała z rezygnacją. - W takim razie wygrałabym ten milion. - powiedziała pewnie.
- Tak? To odpowiadaj na pytania razem z nimi - szatyn wskazał telewizor. Wzruszyła ramionami. Usłyszała głos spikera...
- "literatura światowa. W kogo zamienił się Gustaw w Dziadach Adama Mickiewicza?"
- W Konrada. - powiedziała. Ta sama odpowiedź padła w teleturnieju.
- To proste bo jesteś Polką. - zauważył blondyn.
- "Jaką część ciała odciął sobie Vincent van Gogh?"
- Lewe ucho. - powiedziała. Spojrzeli na Nią dziwnie. Prowadzący podał dokładnie tą samą odpowiedź.
- Ok, to mogłaś wiedzieć. - powiedział szatyn. - Van Gogh jest dość znaną postacią.
- W takich teleturniejach wszystko jest dość znane. - zauważyła. - To, że Ty niedosłyszysz na lewe ucho też wiem. - wyszczerzyła się. Posłał jej mordercze spojrzenie.
- "Zielony barwnik obecny w liściach"
- Chlorofil. - powiedziała znudzona.
- No dobra... chyba nam wystarczy. - powiedział blondyn i przełączył na jakiś kanał muzyczny. W tym momencie do domu ktoś wszedł.
- Hej - powiedział. - Gdzie są wszyscy? - zapytał.
- Pojechali na gokarty. Wolfi jeszcze u rodziny. - wyjaśnił Michi.
- A Wy nie z nimi? - zapytał zdziwiony.
- Ja zaraz idę spowrotem spać. - powiedział szatyn. - Alicja chyba też jest wyczerpana po tak upojnej nocy. - powiedział patrząc na nią z cwanym uśmiechem. Wywróciła oczami.
- Upojnej? - spytał zdziwiony blondyn. Drugi blondyn wskazał koledze wiszące nad telewizorem zdjęcia. Zdziwienie jakie teraz malowało się na twarzy Morgiego było wręcz bezcenne.
- Idę spać. Albo nie, mam lepszy pomysł... - powiedział szatyn z cwanym uśmieszkiem i wyszedł.
- Thomas może się przejdziemy? - zapytała. Pokiwał głową cały czas patrząc na zdjęcia.

GDZIEŚ W INNSBRUCKU...

     Szli ulicami miasta w kierunku parku.Blondyn pytał ją jak było na koncercie więc opowiadała z fascynacją. Buzia jej się nie zamykała. Nawet się nie spostrzegła jak doszli na jezioro. Usiedli na trawie.
- Czyli innymi słowy świetnie się bawiłaś. - skomentował.
- Tak. - uśmiechnęła się. I nastała chwila ciszy. Milczenia, którego każde z Nich chciało uniknąć. - Z Lily wszystko w porządku? Nawet nie zdążyłam się pożegnać. - powiedziała.
- Nie chciałem Cię budzić. - wyjaśnił. - Może jeszcze ją przywiozę w któryś weekend. - powiedział z uśmiechem. I znów cisza.
- Rozmawiałam wczoraj z Gregorem o Twojej propozycji. - zaczęła.
- Nie chciałbym, żeby jego zdanie wpłynęło na Twoją decyzję. - powiedział patrząc w stronę jeziora.
- Podzielam jego zdanie. - powiedziała. - Zgadzam się z tym, że mogę Cię cholernie zranić jeżeli przez te dwa tygodnie nie poczuję do Ciebie nic więcej.
- Al..
- Daj mi skończyć. - przerwała mu. - Ale na tym koncercie zdałam sobie sprawę, że potrzebuję bliskości. Potrzebuję miłości i chcę chociaż przez chwilę czuć się bezpiecznie. - spojrzał na Nią. - I może to będzie samolubne ale... jeżeli nadal chcesz mi to zaoferować... - spojrzała w jego oczy. Widziała w nich tą nadzieję. To pragnienie, które i u Niej siedzi gdzieś tam głęboko. Zbliżyła twarz do jego twarzy. Poczuła jego zapach... Tak delikatny ale tak męski... I to ciepło bijące od jego ciała... Przymknęła powieki i delikatnie dotknęła jego ust. Znów niepewnie odwzajemnił pocałunek. Jakby nie wierząc że to dzieje się na prawdę.
- Jesteś tego pewna? - zapytał szeptem lekko odrywając się od Niej.
- Jestem. - powiedziała.
Tym razem się nie bał. Położył swoją dłoń na jej policzku i złączył ich usta w czułym pełnym namiętności pocałunku. Tak subtelnym a tak zachłannym... Tak przyjemnym... Chciała tego. Pragnęła. Lekko rozwarła jego usta aby ich języki mogły swobodnie ze sobą tańczyć. Objął ją delikatnie i położył na trawie. Jego dłoń bardzo powoli ale stanowczo błądziła po jej plecach... Wplotła dłoń w jego włosy a drugą dotknęła policzka. Ta chwila mogłaby się dla Niej nie kończyć.
- Mógłbym tak trwać cały czas... - szepnął odrywając się od Niej. Uśmiechnęła się widząc tą radość w Jego oczach. Teraz dopiero wszystkie niepewności opuściły jej umysł. Dopiero w tym momencie poczuła się pewnie ze swoją decyzją. Oparł się na jednej ręce a drugą ręką bawił się jej dłonią. - 2 tygodnie. - powiedział. - Domyślam się, że to pozostanie naszą tajemnicą... - zaczął.
- Jeżeli to nie wypali... Nie chcę żeby zrobiła się napięta atmosfera.
- Rozumiem. - powiedział zamyślony. W tym momencie zadzwonił jego telefon. Westchnął. - Co jest? - zapytał patrząc na Nią wesoło. - Co? - jego wyraz twarzy natychmiast się zmienił. Usiadł i wsłuchiwał się w słowa rozmówcy. Po chwili potakiwań rozłączył się. Usiadła obok Niego.
- Co się stało?
- Musimy jechać do szpitala. - powiedział poważnie pomagając jej wstać.
- Ale co się stało Thomas? - zapytała patrząc mu w oczy. Westchnął.
- Pewnemu idiocie zachciało się robić zdjęcia na torze rajdowym...


"Szczęście widać w oczach. Uśmiech to dodatek..."

***********************************************************************************
No witam Was moje drogie :)
Mam nadzieję, że decyzja Alutki Was nie zaskoczyła choć mogła Niektóre z Was zawieźć. :P
Co nie oznacza, że przestanie się dziać :D 
W końcu to Austria Team. ;)
Buziole :*

środa, 2 kwietnia 2014

12. TEN, W KTÓRYM JEST KONCERT...

AUSTRIA, INNSBRUCK, WILLA SPORTOWA, JEJ POKÓJ...

    Stała na środku pokoju trzymając małą na rękach. Co chwilę słychać było śmiech tej małej istotki. Blondynka spojrzała na mężczyznę siedzącego na jej łóżku. Był spokojny. Patrzył na nie z uwielbieniem. Westchnęła. 
- Muszę już iść. - powiedziała. Wstał i wziął małą na swoje ręce. Spojrzał na blondynkę i uśmiechnął się miło.
- Świetnie wyglądasz. - powiedział. Uśmiechnęła się. Koncert zaczynał się o 21:00. Żeby dojechać do Wiednia na czas musieli wyjechać o 15:00. Poprawiła kucyk i przejrzała się raz jeszcze w lustrze. Czarne rurki, biały podkoszulek i czarna skórzana kurtka. Do tego wysokie trampki. Jak na koncert przystało. Wzięła torebkę i wyszli z pokoju.
- Thomas... - zaczęła. Spojrzał na Nią. - Jak wrócę... Musimy porozmawiać. - powiedziała poważnie.
- Będę czekał. - powiedział z uśmiechem. 
 W salonie czekał już szatyn. 
- To będzie koncert muzyki filmowej? - zapytał Stefan.
- Czemu zadałeś tak głupie pytanie? - zapytał Gregor. Stał oparty o ścianę. Miał na sobie wytarte dżinsy, biały obcisły podkoszulek i brązową skórzaną kurtkę. Do tego okulary jak u pilota.
- Boś się ubrał jak Tom Cruise w Top Gun - zaśmiał się Kraft za co oberwał poduszką. Tym razem wszyscy się zaśmiali. Blondynka pożegnała się z małą księżniczką i ruszyła do drzwi.
- Chodź Maverick - powiedziała wesoło do szatyna co też spotkało się ze śmiechem ze strony pozostałych.

AUDI, GDZIEŚ POMIĘDZY INNSBRUCKIEM A WIEDNIEM...

  Wpatrywała się w okno. A właściwie w to co było za oknem, czyli bariery autostradowe i mijane przez nich samochody. Cały czas myślała o propozycji Thomasa. Uszczęśliwić. 2 tygodnie. Nawet gdyby mu je dała to co? Mieliby zachowywać się jak para? Przecież powiedziała mu, że Go nie kocha. Miała udawać? I czy rzeczywiście bycie z nim dałoby jej to szczęście? To na to chciał otrzymać ten czas. Żeby pokazać jej jak może być jej z Nim dobrze. A co potem? Co po dwóch tygodniach? Nic nie będzie takie samo. Wszystko się zmieni. Zrani Go i nie będą umieli się porozumieć. Nawet jeśli zapewni, że da spokój, że odpuści. Ona nadal będzie wiedziała o uczuciu jakim Ją darzy. Nie będzie potrafiła Go zranić. To będzie bolało i ją i Jego...
- Piękne widoki, prawda? - zapytał szatyn.
- Taa - odpowiedziała nadal pogrążona w myślach.
- Nie wiedziałem, że jesteś fanką balustrad autostradowych. - powiedział z uśmiechem. Spojrzała przed siebie.
- Wszystko jest bardziej fascynujące od Twoich bystrych uwag. - powiedziała wracając na ziemię. Zaśmiał się.
- Słuchaj czeka nas jeszcze co najmniej 3h wspólnej podróży więc może na ten czas zorganizujmy sobie nie wiem... zawieszenie broni? - zapytał spoglądając na Nią.
- Na cały koncert. - poprawiła Go.
- Niech będzie. - zgodził się. Przez chwilę żadne z Nich nic nie mówiło. - Lily jest bardzo urocza czyż nie? - zapytał. Uśmiechnęła się.
- Cudowna. - powiedziała. Widząc jej uśmiech sam się uśmiechnął. - Dlaczego Thomas nie jest już z Kristiną?
- Myślałem, że wiesz.
- Wiem, że się rozstali i że to bardzo przeżył.
- Był załamany. - powiedział poważnie. - To był wrak człowieka. Nie mieliśmy pojęcia jak z Nim rozmawiać. Kristy stwierdziła, że jej uczucie do Niego wygasło. Że coś się wypaliło. Że już Go po prostu nie kocha. - kontynuował. - Chciał to ratować, głównie ze względu na małą ale to nic nie dało. Rozstali się. Dopiero po pół roku mógł normalnie z Nią porozmawiać. Teraz są w stosunkach koleżeńskich. Lily mieszka z Nią ale Thomas odwiedza ją kiedy tylko może.
- Jest bardzo uczuciowy...
- Pytasz czy stwierdzasz? - spojrzał na Nią. - Jest. Cholernie łatwo Go zranić. A On każdemu nieba by przychylił. Dlatego nie powinnaś zgadzać się na Jego propozycję. - dokończył. Spojrzała na Niego. - To mój najlepszy przyjaciel. Dużo rozmawiamy. - wyjaśnił wzruszając ramionami. Zamilkli. Znów patrzyła przed siebie. -Podjęłaś już decyzję? - zapytał.
- Nie.
- Yhym... Jeśli zupełnie nic do Niego nie czujesz to się nie zgadzaj. Nie dawaj mu nadziei. Z resztą... Moje zdanie pewnie znasz.
- Zgadzam się z Twoim zdaniem. - powiedziała. - Tylko problem tkwi we mnie.
- Dlaczego? Przecież mówiłaś że nie chcesz się z nikim wiązać. 
- Bo nie chcę.
- Więc?
- Chcę się chociaż przez chwilę poczuć szczęśliwa. - powiedziała cicho.
- I z Thomasem będziesz?
- Nie wiem. 
- No właśnie. Sorry, że zapytam ale miałaś w ogóle kiedyś faceta? 
- Miałam chłopaka kilka lat temu.
- Nie pytałem o chłopaka w gimnazjum. - odpowiedział rozbawiony.
- Więc o co? - zapytała trochę poirytowana.
- Ok, więc walnę prosto z mostu... jesteś dziewicą? - zapytał jakby pytał o to co leci w telewizji. Wpatrywała się w Niego niedowierzając. Spojrzał na Nią przez chwilę. - To chyba proste pytanie.
- Tak.
- Tak, jesteś czy tak, to proste pytanie?
- Tak, to proste pytanie. - odparła.
- Więc?
- Po co Ci to wiedzieć?
- Widzisz... gdyby się okazało, że nie jesteś jednak taka święta i nie chcesz iść w butach do Nieba i chcesz jeszcze poszaleć przed tym co nieuniknione...
- Do rzeczy. - ponagliła Go. Uśmiechnął się.
- Jeśli chciałabyś z kimś pójść na układ zero uczuć-czysty sex, to Morgi nie jest dobrym kandydatem. On się za bardzo angażuje jak sama wiesz. 
- A kto jest dobrym kandydatem może Ty? - zapytała z ironią. Zlustrował ją wzrokiem.
- Brzydka nie jesteś, ja też nie a każdy ma swoje potrzeby więc...
- Jesteś bezczelny. - powiedziała.
- Ale za to szczery. - uśmiechnął się.
- Jaki to ma związek z moim dziewictwem? - zapytała nie wierząc że to mówi.
- Wolałbym wcześniej wiedzieć. - powiedział jakby to było oczywiste.
- Ok. Jak będę miała chcicę to się do Ciebie zgłoszę. - powiedziała z ironią.
 Reszta podróży zleciała im w ciszy. Może dlatego, że zasnęła. Obudził ją dopiero gdy dotarli na miejsce. Była dopiero 19:30. Wysiedli z samochodu przed ogromnym Ernst-Happel-Stadion. Z zewnątrz przy nocnym oświetleniu wyglądał imponująco. 
- Gotowa na dobrą zabawę? - zapytał podekscytowany.
- Zawsze. - powiedziała. Ruszył przed siebie.
- Poczekaj. - zatrzymała Go ciągnąc za rękę.
- Słucham.
- Rozejm tak? - zapytała. Wywrócił oczami.
- Rozejm. - potwierdził.
- Ok. W takim razie... Gregor.. - zaczęła. Uśmiechnął się i pociągnął ją za rękę do bramek.
Mężczyzna sprawdzający bilety długo mu się przyglądał, co irytowało szatyna niezmiernie. W końcu wpuścił ich na murawę boiska. Tłumy jakie się tam znajdowały lekko przeraziły blondynkę. 
- Nie chcesz się zgubić prawda? - zapytał ją prawie krzycząc jej do ucha. Pokręciła głową. - Świetnie. W takim razie trzymamy się razem tak?
- Tak. - Chwycił jej dłoń w swoją. Miał wyjątkowo ciepłe ręce. Pociągnął ją za sobą i przebił się pod same barierki. Przez godzinę pilnowali swoich miejsc i siebie na wzajem, żeby się nie zgubić. Praktycznie przez cały czas trzymali się za ręce. Dziewczyny stojące obok mężczyzny ciągle o coś Go pytały a On skutecznie je odstraszał pokazując im trzymaną dłoń blondynki. Natomiast obok dziewczyny stały kobiety może o kilka lat starsze od Niej i co chwilę się całowały. Jedna z nich puściła do blondynki oko. Uśmiechnęła się nieśmiało i odwróciła wzrok. - Chyba masz adoratorkę. - krzyknął jej do ucha.
- Noo i to całkiem sexy. - odparła. Zaśmiał się.
 W tym momencie zabrzmiały pierwsze nuty dobrze znanej im obojgu piosenki. To co czuła było nie do opisania. Na scenę wyszedł wokalista zespołu. Perkusista dawał z siebie wszystko. Cała publiczność klaskała rytmicznie.
- Cześć Wiedeń! Jak się bawicie!? - krzyknął wokalista a tłum wydał okrzyk. Wszędzie było dużo dymu, świateł i te dźwięki... Mocne, rockowe... Jej ulubione. Uśmiech nie schodził jej z twarzy by po chwili zacząć śpiewać razem z wokalistą. Nawet szatyn się dołączył. Bujali się na boki drąc się w niebogłosy...

My friend's got a girlfriend
Man he hates that bitch
He tells me every day
He says "man I really gotta lose my chick
In the worst kind of way"

 Atmosfera koncertu była cudowna, wokalista miał świetny kontakt z publiką. Schodził ze sceny i podchodził do pierwszych rzędów żeby zaśpiewać razem z fanami. Szatyn niewiadomo skąd wyciągnął swój aparat i pstrykał fotki wszystkim dokoła. Czuła, że i ona będzie miała pierdylion zdjęć. Uśmiechnął się do Niej nucąc refren kolejnej piosenki i pstryknął im wspólne zdjęcie.

 So don't debate, play it straight
You know he really doesn't get it anyway
Gonna play the field, and keep it real
For you no way, for you no way

   To co się tam działo porwało ich doszczętnie. Po godzinie można by rzec darcia przez wszystkich ryja wokalista zrobił to co robi na każdym koncercie...
- Ok Wiedeń! Czas na Kisscam! - krzyknął.
Po chwili na telebimie było widać ogromne serce a w jego środku pary będące przy barierkach. Wokalista do nich podchodził i robił sobie z nimi zdjęcie po czym mieli się pocałować. Było przy tym dużo śmiechu. Do czasu...
- Mamy kolejną parę! - krzyknął patrząc na telebim. 
Szatyn uśmiechnął się do Niej cwanie widząc ich twarze na ekranie. Pokręciła głową i rozpięła swoją kurtkę. Na białym podkoszulku, który teraz był widoczny na ekranie widniał duży wyraźny napis "I AM A LESBIAN". Szatynowi uśmiech zszedł z twarzy natomiast na jej twarzy pojawił się wielki. Wokalista podszedł do Niej i przeczytał na głos tekst z podkoszulka.
- To nie jest problem - powiedziała do mikrofonu kobieta stojąca obok. Była niską brunetką o wielkich czarnych oczach. Beztrosko się uśmiechnęła i wpiła się ustami w usta blondynki. Jej zaskoczenie było ogromne. Oderwała się na chwilę i spojrzała na szatyna. Jego cwany uśmiech doprowadzał ją do szału więc puściła mu oko i tym razem to ona połączyła swoje usta z ustami brunetki. Po chwili odwróciła się w stronę swojego towarzysza i posłała mu triumfalny uśmiech. Pokręcił głową z uśmiechem i ponownie chwycił ją za rękę. Tym razem okręcił ją tak, że stała przed Nim, a On obejmował ją ramionami od tyłu. Zespół zaczął grać balladę. Dobrze znaną jej balladę. Wszystkie ręce były w górze. Kto miał ten trzymał zapaloną zapalniczkę w ręce bujając się na boki. Szatyn mocniej przytulił się do ciała blondynki i nucił jej do ucha słowa utworu...

Can you stay strong?
Can you go on?
Kristy are you doing okay?
A rose that won’t bloom
Winter’s kept you
Don’t waste your whole life trying
To get back what was taken away

  Spojrzała na jego uśmiechniętą twarz. Znów był tak po prostu uśmiechnięty. Po prostu dobrze się bawił. Z Nią. Najdziwniejsze było to, że w jego ramionach czuła się dobrze. Wyjątkowo dobrze. Czuła jego zapach... Jego ramiona wokół swojego ciała... Te oczy, które patrzyły na Nią tym wzrokiem... Poczuła się przez moment szczęśliwa. Czuła się bezpieczna w jego ramionach. Przestraszyła się tego uczucia. Odwróciła wzrok i skupiła się na reszcie koncertu...
  Siedzieli w samochodzie nic nie mówiąc. Noc widoczna za oknami działała na Nią uspokajająco. Myślała o tym co ma zrobić... co powiedzieć blondynowi. Czy przy Nim też będzie czuła to co jeszcze niedawno przez chwilę przy szatynie? Jeśli istniała choć najmniejsza na to szansa...
- Mam nadzieję, że dobrze się bawiłaś. - powiedział w końcu. Spojrzała na Niego.
- Świetnie. - odpowiedziała uśmiechnięta. - Dziękuję, to był na prawdę cudowny prezent. - pokiwał głową.
- Numer z koszulką... świetny. - przyznał śmiejąc się. 
- Co ty chcesz? Ta laska na prawdę świetnie całowała. - powiedziała śmiejąc się.
- Lepiej niż ja? - zapytał spoglądając na Nią.
- Nie wiem jak całujesz. - odpowiedziała wzruszając ramionami.
- Przecież...
- To się nie liczy. To było sprowokowane i żeby zrobić na złość. Nie było prawdziwe. - przerwała mu. Nic nie powiedział. Przez resztę drogi żadne z nich się nie odzywało. Pod dom dojechali około 4:00 nad ranem. W willi panowała grobowa cisza. Nie chcąc nikogo obudzić powoli i po cichu weszli na górę. 
- Dobranoc - powiedziała i już chciała wejść do swojego pokoju ale szatyn złapał ją za rękę i obrócił w swoją stronę. Popatrzyła na Niego zaskoczona. - Co Ty robisz?
- Chcę żebyś miała porównanie. - powiedział i powoli zbliżył swoje usta do jej ust. Jego pocałunek był delikatny, bardzo subtelny... Jego dłoń znalazła się na jej policzku delikatnie je głaszcząc kciukiem. Zamknęła oczy. Szatyn pogłębił pocałunek. Poddała się temu. Za bardzo potrzebowała czułości, żeby się oprzeć. A może za bardzo nie chciała się temu oprzeć... Powoli się od Niej odsunął i spojrzał w oczy. - Teraz zdecyduj który układ wolisz. - szepnął i odszedł...


"Maverick..."

**********************************************************************************
Nie wiem co o tym sądzić...
Wy się wypowiedzcie.
Co sądzicie o propozycji Gregora? 
Buziole dla wszystkich, którym się jeszcze nie znudziło :*

wtorek, 1 kwietnia 2014

11. TEN, W KTÓRYM SĄ SZYBCY I WŚCIEKLI...

INNSBRUCK, WILLA SPORTOWA, PIĄTEK POPOŁUDNIU...

   Siedziała w swoim pokoju słuchając muzyki. Cały ranny trening poświęciła na poprawianie własnej kondycji. Biegała wokół skoczni z słuchawkami na uszach, żeby nie słyszeć głupich uwag szatyna i troskliwego marudzenia blondyna. Jeden śmiał się z jej marnej kondycji, drugi pouczał, że w jej stanie nie wolno się forsować. Reszta tylko patrzyła na Nią ze współczuciem w oczach. Nie chciała z nikim gadać. Chciała się po prostu zmęczyć. I dobrze jej to wyszło. Kiedy wrócili do domu wzięła szybki prysznic i od razu rozwaliła się na swoim łóżku. Minęło 2 godziny odpoczynku a do jej pokoju co chwilę ktoś pukał pytając czy czegoś nie potrzebuje albo czy nie chce pogadać. Miała tego dość. Ale wiedziała również, że nie może się zachowywać jak urażona księżniczka. W końcu była ich gościem. Zeszła do salonu, gdzie wszyscy siedzieli. Wszyscy oprócz jednej osoby... 
- Gdzie jest Thomas? - zapytała.
- Dostał jakiś telefon i od razu wybiegł i gdzieś pojechał. - powiedział Andi.
- Wyglądał na zdenerwowanego. - dodał Michael. Pokiwała głową i usiadła na jedynym wolnym miejscu, które znajdowało się obok szatyna. Puścił jej oko, a ona tylko wywróciła oczami.
- Co robicie? - zapytała.
- Biegamy nago po łące - powiedział szatyn.
- Nudzimy się. - poprawił go Manu.
- A nie mieliśmy iść na kręgle? - zapytała z uśmiechem. Ożywili się.
- A chcesz? - zapytał wesoło Stefan.
- Czemu nie? - uśmiechnęła się do Niego miło. 
  Nie minęło 10 minut a wszyscy byli gotowi do wyjścia. I wtedy się zaczęło...
- Ja nie prowadzę, bo mam ochotę się napić, jest piątek! - krzyknął Stefan.
- Nie pyskuj dzieciaku tylko wskakuj za kółko - odpowiedział mu Andi.
- Nie ma mowy!
- Nie kłóćcie się i tak musimy jechać dwoma samochodami, do jednego się nie zmieścimy. - powiedział spokojnie Michael.
- Jak to nie? - zapytał zdziwiony Die-die.
- Gdybyś umiał liczyć to byś wiedział, że jest nas siedmioro. Potrzebujemy 2 auta. - zauważył Michi.
- Mogę być kierowcą. - zaoferował się szatyn. 
- W takim razie ja jadę z Tobą. - powiedział Michael.
- I ja też - dodał Manu. - szatyn spojrzał z uśmiechem na blondynkę. 
- Alicja? - zapytał. - Miejsce obok kierowcy jest dla Ciebie. - powiedział z cwanym uśmieszkiem. Również się uśmiechnęła.
- To nie będzie konieczne Schlieri - podkreśliła ostatnie słowo. - Ja poprowadzę drugi samochód. - dodała. Spojrzeli na Nią jak na wariatkę. - Mam prawo jazdy i doświadczenie w samochodzie więc nie macie się o co martwić. - wyjaśniła.
- Ja Jej wierzę. - powiedział Stefan. - Powierzam Ci moje ukochane autko. Bądź dla Niego delikatna, proszę. - powiedział. Wywróciła oczami i wyszła na parking. Szatyn stanął obok swojego ukochanego srebrnego Audi z zadowoloną miną. 
- Stefan? Czym Ty tak właściwie jeździsz? - zapytała, bo zamiast markowego breloczka przy kluczykach był brelok z Kermitem...
- Moje kochanie stoi na końcu. - pochwalił się. Podeszła do auta i uśmiech nie schodził jej z twarzy. 
- Cudowny... - powiedziała rozanielona. Usłyszała prychnięcie szatyna. Wsiadła do samochodu i poczuła zapach skórzanych obić. Były takie wygodne. - O rany... Ożeń się ze mną Stefan. - zaśmiała się. - Ja chcę to BMW! - zapiszczała uradowana. - To jest siódemka co nie?
- Noooo - powiedział dumnie rozsiadając się obok kierowcy. - 2013, świeżyzna, prosto z fabryki - wyszczerzył się. Dziewczyna zapięła pasy, poprawiła lusterka, przesunęła lekko fotel do przodu i poprawiła oparcie. Spojrzała w lusterko wsteczne. Andi i Die-die mieli niepewne miny. Uśmiechnęła się i puściła im do lusterka oko. Zapaliła samochód i delikatnie podjechała pod Audi stojące przy wyjeździe. Wrzuciła biegi na luz i wcisnęła gaz żeby pospieszyć lekko szatyna.
- Oooooch - powiedziała równocześnie ze Stefanem. - Kocham ten dźwięk. - westchnęła słysząc delikatny pomruk silnika. Szatyn ruszył. Jechał powoli. Musiała jechać za Nim, bo nie znała drogi do kręgielni. - Stefan, masz tu GPS?
- Po co Ci? - zapytał zdziwiony.
- Jeżeli będziemy jechać tempem tego ciołka to nam kręgielnie zamkną. Poza tym chciałabym zobaczyć co to cacko potrafi. - powiedziała z uśmiechem. Zaśmiał się lekko i ustawił adres w programie. Spojrzała we wsteczne lusterko. - Jesteście gotowi? - zapytała szczerząc się. Poprawili pasy i chwycili się uchwytów przy drzwiach. Zablokowała je. Spojrzeli na Nią ze strachem. - To tak dla bezpieczeństwa. - powiedziała nieśmiało. - No dobra skarbie, pokaż co potrafisz... - szepnęła i zmieniła zgrabnie bieg przyspieszając.

W TYM SAMYM CZASIE W DRUGIM SAMOCHODZIE...

- Czemu jedziemy tak wolno Schlieri? - marudził manu.
- Nie chcę żeby rozwaliła auto Stefanowi. Baba za kierownicą to zły pomysł. - powiedział śmiejąc się.
- Przecież mówiła, że potrafi prowadzić.. - stwierdził.
- To jest laska. Laski nie potrafią jeździć samochodami. - odpowiedział mu pewnie.
- Tak? To czemu nas właśnie wyprzedza? - zapytał rozbawiony blondyn siedzący obok kierowcy.
Spojrzeli w lewo. Bielutkie BMW właśnie ich wyprzedziło i z dużą prędkością skręciło na wjazd na autostradę. Zdziwienie na twarzy szatyna było wręcz namacalne.
- Co Ona robi? 
- hehe chyba chce Ci utrzeć nosa - zaśmiał się blondyn.
- Ej, spowrotem jadę z Nią. - stwierdził Manu. - Chłopaki muszą mieć niezły ubaw. - westchnął widząc jak kobieta zgrabnie wyprzedza wszystkie samochody na autostradzie i znika im z pola widzenia. W szatynie coś się zagotowało. 
- Nie ma mowy, żeby dojechała tam szybciej. - powiedział wkurzony. Zmienił bieg i przyspieszył...

BMW...

- Wooooooooooooohooooooooooooooooo! - krzyczał zadowolony Stefan.
- Hahahaha uwielbiam to autko. - zaśmiała się wesoło.
- Jak tam z tyłu? Żyjecie? - zapytał. Dwójka nie odezwała się ani słowem. Siedzieli wbici w fotele jakby bali się poruszyć. Blondynka weszła w kolejny zakręt z piskiem opon powodując przerażenie w oczach kolegów.
- Alutka błagam zwolnij... - powiedział płaczliwie Die-die. Zaśmiała się.
- Zaraz będziemy na miejscu. - powiedziała i zjechała z autostrady. Zwolniła trochę wjeżdżając do miasta ale nadal była to prędkość dość niebezpieczna jak na wąskie uliczki pełne ludzi. Wjechała na parking pod dużym budynkiem z napisem BOWLING i zaparkowała w cieniu. - Pilot dziękuje Państwu za miłą podróż i życzy miłego pobytu w kręgielni. - powiedziała z uśmiechem. Dwójka siedząca z tyłu natychmiast wysiadła z samochodu i usiadła na krawężniku. Pozostała dwójka przybiła sobie piątki i oparła się o bagażnik. Po chwili na parking wtoczyło się Audi. Ze środka wysiadł wesoło brunet i krzyknął z daleka...
- Spowrotem jadę z Tobą! - zaśmiała się.
- Chętnie się wymienimy! - krzyknęli Andi i Die-die.
Z samochodu wysiadł też rozweselony blondyn i wkurzony szatyn.
- No no no... jestem pod wrażeniem. - powiedział Michael podchodząc do blondynki. - Gdzie się nauczyłaś tak jeździć? - zapytał.
- Lubię rajdy. Trochę się w to bawiłam w tamtym roku. - powiedziała i wzruszyła ramionami. Usłyszała prychnięcie szatyna.
- No to idziemy na podbój kręgielni! - krzyknął wesoło Stefan i ruszyli do budynku. Przechodząc obok szatyna dźgnęła go w bok i puściła oko.
- Punkt dla mnie... Schlieri.

3 GODZINY PÓŹNIEJ...

  Kręgle były świetnym pomysłem. Wszyscy się rozluźnili. Nawet wkurzony szatyn teraz śmiał się ze wszystkiego. Kule leciały wszędzie tylko nie tam gdzie trzeba. 
- Mamy problemy ze wzrokiem? Może powinnaś iść do okulisty? - zapytał szatyn podchodząc do blondynki. 
- Trafiam w każdy założony sobie cel.
- Ooo z pewnością. Na razie tego nie widać. - stwierdził z uśmiechem. Kula, którą trzymała w ręce wylądowała na stopie szatyna. - Ałaaa! - krzyknął.
- Ups! Przepraszam. - powiedziała z udawanym przejęciem i pochyliła się nad jęczącym Gregorem. - Mówiła, ze zawsze trafiam w cel. - szepnęła. - Odrobiłam straty. Mamy remis. - powiedziała i odeszła.
  Przez resztę czasu wygłupiali się i powodowali uśmiech na twarzach przechodzących obok nich osób. Bawili się aparatem, który dostała na urodziny robiąc miliony zdjęć. Jednak ich zachowanie było już na tyle nieznośnie, że zostali wyproszeni z klubu. Wyszli z niego śmiejąc się z zaistniałej sytuacji po czym wsiedli do samochodów. Tym razem jej pasażerami z tyłu samochodu byli Michael i Manu. Wywróciła oczami i ruszyła w drogę powrotną. Tym razem szatyn nie chciał jej dać wygrać tak łatwo. Praktycznie mijali się co minutę. W końcu jej inteligencja wzięła górę nad popisami i włączyła na chwilę radio dla kierowców. Nic ciekawego się nie działo. Do pewnego momentu...
- Hej wszystkim, na wlotowej do Innsbrucka od południa stoją Miśki....- usłyszała. Natychmiast zwolniła pozwalając szatynowi się wyprzedzić.
- Nie powinniśmy do Niego zadzwonić? - zapytał Manu.
- Nie odbieraj mi tej satysfakcji, proszę. - powiedziała z uśmiechem.
Nie musiała długo czekać. Po prawej stronie stało srebrne Audii zatrzymane przez policję. Przejechała obok niego spokojnie i znów zwiększyła prędkość.
   Po kilkunastu minutach była pod willą. Wchodząc do domu śmiali się wesoło z szatyna, który miał dopiero dotrzeć po spotkaniu z mandatem. W salonie siedział blondyn. Spojrzał na Nich zza kanapy. Napotkała jego wzrok. Już miała mu powiedzieć, że chce z Nim porozmawiać ale usłyszała jakiś dźwięk. Zdziwił ją to bo na początku nie mogła sobie uświadomić co to za dźwięk. Dopiero po chwili jej oczy zrobiły się duże jak 5-cio złotówki kiedy blondyn z uśmiechem na twarzy uniósł maleńką istotkę do góry i przytulając do swojej piersi wstał z kanapy. Blondynka patrzyła na dziecko jakby pierwszy raz w życiu widziała takie stworzenie. Tak urocze stworzenie... Mała miała ogromne błękitne oczy, usta jak malinka, malutki nosek, małe rączki, małe nóżki i cudowne piórka na głowie, bo jej włosy nie można było nazwać włoskami. Na głowie miała czerwoną opaskę z kokardką a ubrana była w czerwoną sukieneczkę w kropki różnego koloru. Spod sukieneczki wystawał jej pampers. Uśmiechała się wesoło bawiąc się medalikiem ojca. Blondynka nie mogła się napatrzeć na to maleńkie piękno. W tym momencie do willi weszli pozostali.
- Następnym razem ja prowadzę. - powiedział wkurzony Andi.
- Co się stało? - zapytał Thomas.
- W wielkim skrócie... Alicja to najlepszy wyścigowy kierowca jakiego znam i jedyna kobieta, której dam prowadzić swój samochód. - zaczął Michael.
- A Schlieri kazał nam płacić za jego mandat. - powiedział wkurzony Die-die. Zaśmiali się. Po chwili do salonu wszedł również wściekły szatyn. Stanął obok blondynki i też wpatrywał się w małą Lily.
- Ale my tu mamy gościa... - zaczął z uśmiechem Stefan. - Witamy małą pannę Morgenstern. - podszedł do blondyna i połaskotał małą. Zaczęła się śmiać. Jej śmiech wywołał uśmiech na ustach wszystkich zgromadzonych. Była cudowna...
Każdy przywitał się z małą. Kiedy szatyn do niej podszedł zaczęła płakać. Blondynka zdziwiła się a reszta zaśmiała.
- Lily zawsze płacze przy Schlierim. - wyjaśnił Thomas patrząc na blondynkę. - Ale kiedy się przyzwyczai to nie schodzi z jego rąk. - dodał śmiejąc się.
- Bo wujek Gregor jest najlepszy co nie księżniczko? - zapytał szatyn uśmiechając się do małej. Znów zaczęła płakać i wtuliła się w ojca. - Dam jej trochę czasu. - powiedział i poszedł na górę. Jego zmiana zachowania przy małej była tak wyraźna, że blondynka zaczęła się zastanawiać czy jej się to nie śni. Nawet się nie obejrzała jak salon opustoszał a przy niej pojawił się blondyn z małą na ręce. Spojrzała na Niego. Był wesoły. Mimo tego jak Go potraktowała poprzedniego dnia.
- Alicjo to jest właśnie moja córka. - przedstawił ją. Mała spojrzała swoimi wielkimi oczami na blondynkę a na jej maleńkich ustach pojawił się uśmiech. Wystawiła małe rączki w stronę dziewczyny. Ta stała zaskoczona nie wiedząc co zrobić. - Chyba chce do Ciebie. - powiedział rozbawiony.
- To chyba nie jest najlepszy pomysł... ja nie wiem jak...
- Weź ją tylko na ręce. - powiedział spokojnie. Blondynka niepewnie przejęła małą na swoje ręce. Lily pociągnęła ją lekko za włosy co spowodowało u dziewczyny śmiech.
- Hej mała, jestem Alicja... - powiedziała pogodnie.
- Usiądziemy na chwilę? - zapytał niepewnie. Spojrzała na Niego i kiwnęła głową.
 Wyszli na taras. Usiedli na kocu na trawie. Dziewczyna posadziła małą pomiędzy swoimi nogami i bawiła się z Nią piłeczką. Mała zaczynała gaworzyć co sprawiało im wiele radości.
- Jest taka urocza... Możnaby ją schrupać. - zaśmiała się. Spojrzała na blondyna. Uśmiechał się lekko do Niej. - Thomas ja... - zaczęła.
- Nic nie mów. - przerwał jej. - To moja wina. Miałaś prawo się tak zachować. Gdybym nie był takim idiotą... Naciskam na Ciebie mimo, że obiecałem Ci tylko przyjaźń. Więcej już tego nie zrobię. I przepraszam za wczoraj. - powiedział szczerze.
- Thomas, widzisz... Dużo myślałam o tym ostatniej nocy. I o tym co mi powiedziałeś. To prawda, że przez te ostatnie miesiące chciałabym zaznać trochę szczęścia. Bardzo. Ale nie kosztem innych. I nie mówię tutaj o Tobie, bo masz przyjaciół. Pomogliby Ci przez to przejść. Ale co z Lily? - zapytała. Blondyn spojrzał na córkę. Milczał. - Ta sytuacja jest na prawdę trudna. Nie chcę jej komplikować jeszcze bardziej. Zwłaszcza, że...
- Że nic do mnie nie czujesz. - dokończył. 
 Jego oczy były smutne. Bardzo smutne. Błękit stał się szary. A blask zgasł. Poczuła ukłucie w sercu. Nie chciała tego robić. Nie chciała łamać mu serca. Ma wrażenie, że robi to odkąd przyjechała. Ale po prostu nie może zaoferować mu nic więcej poza przyjaźnią.
- Jesteś dla mnie kimś wyjątkowym, wyjątkowo ważnym. - zaczęła. - I mogę Ci powiedzieć, że Cię pokochałam... - spojrzał na Nią. - .. jak brata. - dokończyła. Zamknął oczy słysząc te słowa. Wiedziała, że go zraniła. I to bardzo. Przez chwilę milczał. Z salonu wychylił się Stefan wołając ich na kolację. - Już idziemy! - odpowiedziała. Wstali. Chciała iść do jadalni ale blondyn złapał ją za rękę.
- Poczekaj...  - zaczął. - Mam dla Ciebie propozycję. Przysięgam na Lily, że to ostatnia rzecz o jaką Cię proszę. - powiedział.
- Słucham.
- Będziesz tu jeszcze 2 miesiące... Lily jest u mnie tylko na weekend, bo Kristina musiała wyjechać w jakąś delegację, więc w nic ją nie wplączemy... Sama powiedziałaś, że coś Ci się od życia należy i  że chciałabyś poczuć się szczęśliwa przez chwilę. - pokiwała głową. - Daj mi 2 tygodnie. - powiedział patrząc jej w oczy.
- Na co Thomas? - zapytała zdezorientowana.
- Daj mi 2 tygodnie na uszczęśliwienie Cię. - powiedział. - Potem zdecydujesz, czy chcesz to dalej pociągnąć czy zakończyć. A ja dostosuję się do Twojej decyzji. - mówił z zapałem. - Tylko daj mi 2 tygodnie... - szepnął patrząc jej w oczy. Nie wiedziała co ma powiedzieć. Tak ją zaskoczył tymi słowami, że stała tam jak kamień. - Nie decyduj już teraz. Przemyśl to i daj mi znać. - dodał i odszedł w stronę domu. Patrzyła na jego oddalającą się sylwetkę. "Oddychaj!" - przypomniała jej podświadomość. Spojrzała w górę. Zobaczyła tylko poruszająca się firankę w jednym z okien. Westchnęła...

"Panna Morgenstern..."

**********************************************************************************
Dziś mniej irytującego Schlierego ale za to jest Lily :D
Czyż ona nie jest cudowna? <3
A co do koncertu to przetrzymam Was troszkę w niepewności :P
Buziole :*

poniedziałek, 31 marca 2014

10. TEN W KTÓRYM TRACI CIERPLIWOŚĆ...

INNSBRUCK, BERGISEL...

   Siedziała w kawiarni na samym szczycie skoczni. Nawet nie wiedziała, że od drugiej strony można bez żadnych specjalnych identyfikatorów i pozwoleń wejść na teren tego obiektu. W kawiarni jak zawsze było dużo ludzi. W końcu każdy chce zobaczyć trening skoczków... Patrzyła w okno. Na telewizorze w kawiarni pokazywane były skoki treningowe. Nawet nie trzeba było wychodzić na taras widokowy. Spojrzała w ekran. Na belce siedział szatyn. Westchnęła. Od kilku dni chodziła jak na szpilkach w jego obecności. Powie czy nie powie? Była spięta jak struna w jego obecności. Słuchała każdego słowa, które wypowiadał. Była na każde jego zawołanie. Nawet Thomas to zauważył...
- Coś się stało? - zapytał któregoś dnia.
- Nie, czemu tak myślisz?
- Bo kiedy w pobliżu pojawia się Schlieri robisz się jakaś dziwna. Alicja czy On Ci coś powiedział?
- Nie, dał mi prezent na urodziny. I nic więcej.
- Na pewno? - spojrzał w jej oczy.
- Na pewno. - skłamała. 
 Od tamtej pory bardziej uważała na swoje zachowanie. Co nie zmieniło faktu, że szatyna ta sytuacja niezmiernie bawiła. I to ją denerwowało. Musiała wymyślić coś co skończy tę chorą sytuację. Tylko co? "Wykorzystaj swój prezent mądrze a to co się tutaj stało będzie naszą małą, słodką tajemnicą." Te słowa brzmiały w jej głowie echem. Bilety. 2 bilety na koncert jej ulubionej kapeli. W najbliższą sobotę, czyli pojutrze. W Wiedniu. Ciekawe jak miała się tam dostać... Chciała. Bardzo chciała. To było na jej liście marzeń. Posłuchać The Offspring na żywo... Poczuć tą atmosferę... Ten charakter, który w słuchawkach był tylko nikłym procentem tego co kapela tak na prawdę potrafi. Jej ulubiona kapela. "Skąd wiedział?" - pomyślała. To teraz nie było ważne. Thomas pytał ją o prezent, który dostała od szatyna ale wolała o tym nie mówić. Wyraźnie tym wbiła szpileczkę blondynowi ale gdyby powiedziała o biletach od razu chciałby z Nią tam jechać... No właśnie... 2 bilety. Nie jeden. "Wykorzystaj swój prezent mądrze..." - znów zabrzmiało w jej głowie. To nie mogło o to chodzić... Czyżby szatyn chciał...
- Jak myślisz wyglądasz starzej. - usłyszała za plecami. Od razu się wyprostowała. Usiadł na przeciwko Niej.
- Skończyłeś już trening? - zapytała.
- Ja tak. Byłem dzisiaj najlepszy więc Alex dał mi godzinę wolnego. - powiedział dumnie. Wziął jej kubek z kawą i napił się łyka.
- Nie krępuj się. - powiedziała z ironią. Spojrzał na Nią z rozbawieniem w oczach. - Fajnie, że świetnie się bawisz moim kosztem, to takie dżentelmeńskie. - dodała.
- A kto powiedział, że jestem dżentelmenem? - zapytał pochylając się w jej stronę. Znowu owinął ją ten zapach. Tym razem opanowała swoje zmysły i odwróciła wzrok wbijając go w ciastko, które przed Nią leżało. Zaśmiał się wesoło. - To co? Jedziesz na koncert? - zapytał popijając nie swoją kawę.
- Skąd wiedziałeś, że Offspring? - odbiła piłeczkę spoglądając na Niego.
- W komputerze masz milion plików muzycznych. Ale tylko The Offspring ma osobny folder ze wszystkimi albumami. To proste. - powiedział jakby to było oczywiste.
- Dlaczego to właśnie Ciebie mam tam zabrać? - zapytała. Uśmiechnął się szeroko.
- Nooo widzę, że przechodzimy do konkretów. - stwierdził. - Bo też ich lubię.
- Gdyby chodziło tylko o to pojechałbyś na ten koncert nawet sam. - odparła pochylając się lekko w przód.
- Trafna uwaga. 
- Więc? - zapytała.
- Może nie chodzi o sam koncert tylko o towarzystwo? - zapytał z cwanym uśmieszkiem.
- Możesz jechać z każdym więc dlaczego ja?
- Może chcę zobaczyć jak się bawisz bez zahamowań?
- Uwielbiasz mnie denerwować prawda? - zapytała nie mając już do niego siły.
- To coś złego? - zapytał.
- Będziemy rozmawiać pytaniami?
- Dlaczego nie? - wyszczerzył się. Zagotowało się w Niej. 
- Wiesz, że powoli zaczynam Cię nie lubić. - powiedziała poważnie.
- Och nie... - udał przejęcie. - I co ja mam robić? Będziesz mnie nie lubiła przez następne 2 miesiące. Rany to takie dołujące. - zacisnęła ręce w pięść.
- Chcesz zamienić koncert, na który chcę iść od zawsze w wydarzenie, które będzie mi przypominało o Twojej denerwującej naturze, tak?
- Pochlebiasz mi. Ale i przeceniasz. Chcę po prostu się dobrze zabawić A Ty wyglądasz na kogoś kto potrzebuje dobrej zabawy więc wyświadczam Ci przysługę.
- Chętnie oddam Ci te bilety, jeżeli mam być Ci coś winna. - odpowiedziała pewnie. Wywrócił oczami.
- Żaden z chłopaków nie słucha Offspring więc nie bawiłoby ich to, a Thomas zrobiłby dla Ciebie wszystko dlatego nie może z Tobą tam jechać. Potraktowałby to jak randkę. Już i tak namieszałaś idąc z Nim w te góry i do tego planetarium. 
- Thomas wie, że jesteśmy przyjaciółmi. Tylko i wyłącznie.
- Taa, szkoda tylko, że jego penis mówi mu coś innego. - stwierdził.
- W kwestii mowy ciała raczej nie powinieneś się wypowiadać. - zauważyła. Spojrzeli na siebie wzrokiem miotającym pioruny.
- Hej, czuję burzę w powietrzu haha - zaśmiał się Manu siadający zaraz obok dziewczyny.
- O czym gadacie? - zapytał Michael.
- O mowie ciała. - powiedział szatyn nie odrywając wzroku od dziewczyny.
- Interesujące. - stwierdził Andi. - I co mówi Twoje ciało Schlieri?
- Że jestem boski. - powiedział dumnie. Prychnęła. Zaśmiał się cicho.
- Mamy pomysł na weekend. - zaczął dumnie Die-Die.
- Jaki? - zapytał z zainteresowaniem szatyn. Ciągle patrzył na blondynkę. Nienawidziła tego jego sposobu patrzenia na Nią. Ciarki ją przechodziły pod jego wpływem.
- Jutro kręgle a w sobotę ostry melanż w klubie. Co Wy na to? - zapytał Michi.
- Kręgle... brzmi świetnie. - stwierdził szatyn. - Co Ty na to Alutka? - zwrócił się do dziewczyny. Spotkała jego wzrok. Wiedziała, że przegrała tą bitwę. Ale wojna trwa.
- Tak, kręgle to super pomysł. - odparła.
- A klub? Potańczymy, popijemy... będzie fajnie - kontynuował Stefan.
- Z tym może być problem. - powiedziała odwracając wzrok od szatyna. Czuła że się uśmiechnął.
- Czemu? - zapytał milczący do tej pory Thomas. Spojrzała mu w oczy.
- Bo w sobotę jedziemy na koncert The Offspring do Wiednia. - powiedziała.
- My? - zapytał Manu.
- Ja i Gregor. - powiedziała bez entuzjazmu. - Ten koncert to moje marzenie a Gregor załatwił dwa bilety i...
- Jasne. Bawcie się dobrze. - stwierdził blondyn i wstał od stolika. - Wracajmy już do domu. - powiedział i wyszedł z kawiarni.
- Zadowolony? - zapytała szatyna po cichu.
- Nawet nie wiesz jak mała. - szepnął jej do ucha i pogwizdując wyszedł za kolegami.

WILLA SPORTOWA, KILKA GODZIN PÓŹNIEJ... 

  Siedziała w pokoju słuchając muzyki. Przeglądała zdjęcia wywołane przez szatyna. Ktoś zapukał.
- Proszę!
 W drzwiach ujrzała głowę blondyna. Poklepała miejsce obok siebie. Zamknął za sobą drzwi i usiadł obok Niej. Wziął od Niej kilka zdjęć i uśmiechnął się widząc je. 
- Wywołał. - stwierdził.
- Własnoręcznie. - dodała. 
- Idziesz do Nas? Rozgrywamy małą partyjkę. - zapytał.
- Nie, dzięki. Posiedzę tutaj. - powiedziała. Zapanowała cisza. Siedzieli w milczeniu oglądając zdjęcia z uśmiechami na ustach.
- To jest ten zespół? - zapytał zerkając w stronę grającego radia.
- Tak. Uwielbiam ich. - odpowiedziała wesoło. Spojrzał na Nią. 
- Dlaczego chcesz jechać tam z Gregorem? - zapytał. Westchnęła. - Jak nie chcesz to nie musisz mówić. Tylko wiesz... martwię się o Ciebie bo ostatnio Wasze relacje są na prawdę dziwne.
- Dziwne?
- Najpierw Go unikasz a teraz wyskakujecie z tym wyjazdem...
- To jest trochę bardziej skomplikowane.
- Skomplikowane?
- Po prostu obiecałam mu ten wyjazd. Też lubi ten zespół więc czemu miałby nie jechać? W końcu sam kupił te bilety.
- Ale to prezent. To Ty powinnaś decydować z kim chcesz jechać.
- Thomas... - spojrzała mu w oczy. Widać było w nich iskierki buntu. To było oczywiste, że to On chciał Ją tam zabrać ale to jest niemożliwe. - Opanuj że się. - powiedziała z uśmiechem na twarzy.
- On jest trochę nieodpowiedzialny, może zrobić coś głupiego. - powiedział. "Co Ty nie powiesz... Dobrze,  że nie wiesz jak nieobliczalna ja jestem..." - pomyślała.
- Już raz uratował mi życie. Może nie zginę. - powiedziała z lekką ironią.
- Nie podoba mi się ten pomysł. - powiedział odwracając wzrok.
- Chyba mi nie powiesz, że jesteś zazdrosny. - powiedziała z powątpieniem. Blondyn się nie odezwał. - Thomas! - prawie krzyknęła.
- Ojjj noo może trochę. Ale to tylko dlatego, że to nie ja wpadłem na ten pomysł z tym koncertem.
- Hej, przecież spełniłeś już jedno moje marzenie. Dajże szansę innym - zaśmiała się. Wywrócił oczami. - Poza tym są dwie sprawy. Po pierwsze nie możesz być zazdrosny, bo nic Nas nie łączy prawda?
- Taa
- Thomas?
- Tak, nic nas nie łączy. - powiedział od niechcenia.
- Po drugie, nawet gdyby Nas coś łączyło to akurat o Gregora możesz być spokojny. - stwierdziła z uśmiechem.
- Nie byłbym tego taki pewien. Schlieri potrafi zawrócić kobietom w głowie. I potrafi to wykorzystać. - jej podświadomość biła brawa jego spostrzegawczości. 
- Spokojnie, nie martw się o mnie. Nie zamierzam się z nikim wiązać. - powiedziała pewnie.
- Wiem, przekonałem się już o tym. - przypomniał. Wywróciła oczami.
- Przestań jęczeć Morgi. Tyle lasek chodzi po świecie a Ty sobie wymyśliłeś mnie.
- To coś złego? - zapytał. Patrzył na Nią z takim czymś w oczach. Z uczuciem. Z nadzieją. Znów z nadzieją. "Boże ten człowiek nie odpuści..." - pomyślała z obawą. Była na Niego zła. Przecież jej obiecał.
- Jestem łysa i umrę w przeciągu pół roku. A Ty masz świetlaną przyszłość przed sobą i córkę, która potrzebuje matki. Zacznij zachowywać się odpowiedzialnie! - powiedziała ostro i wyszła z pokoju. Blondyn podążył za Nią.
- Ale dlaczego nie chcesz tych ostatnich chwil spędzić będąc szczęśliwa? - zapytał dołączając do Niej. Zeszli szybkim tempem po schodach. Przechodzili właśnie przez salon. - Alicja dlaczego?
- Daj mi spokój Thomas! - krzyknęła i wyszła z domu trzaskając drzwiami. Oczy wszystkich siedzących przy ogromnym stole zwróciły się w kierunku blondyna, który w tym momencie z całej siły uderzył pięścią w ścianę i zaklął pod nosem. 
- Dlaczego... - zaczął Michael ale Thomas nie dał mu dokończyć.
- Bo jestem idiotą. Kompletnym kretynem. - powiedział i usiadł na schodach.
- To Ty się pozałamuj trochę a ja pójdę jej poszukać, bo jakbyście nie pamiętali to za pół godziny musi wziąć leki. - stwierdził szatyn i wyszedł z domu.
- Dowiemy się co się stało? - zapytał Wolfi.
- Nie. To nieistotne. - mruknął i poszedł do swojego pokoju.

W TYM SAMYM CZASIE GDZIEŚ W INNSBRUCKU...

  Siedziała na ławce obserwując jezioro, w którym odbijały się światła latarni. Długo myślała. I dużo. To co zrobiła z Thomasem nie było jej zamiarem. Nie chciała tego. Ale czuła, że to idzie w złą stronę. On nie potrafi dotrzymać jednej obietnicy a Ona nie potrafi Go zniechęcić.
- Masz. - usłyszała za sobą. Odwróciła się. Szatyn stał za Nią z pastylkami w jednej ręce i wodą w drugiej. Wzięła je od Niego i połknęła. Odwróciła się spowrotem w stronę wody. - Jesteś nieodpowiedzialna. - stwierdził. Zaśmiała się.
- I co z tego? I tak masz mnie gdzieś. - stwierdziła i ruszyła wzdłuż jeziora. Poszedł za Nią. - Moja nieodpowiedzialność powinna Ci wisieć.
- I wisi. Tylko jesteś pod naszą opieką. I gdyby coś Ci się stało...
- Ok. Punkt dla Ciebie. - powiedziała. - Skąd wiedziałeś, że tu będę? - zapytała.
- To najbliższe miejsce od naszego domu, które znasz. 
- Racja. Widzisz już masz 2 punkty. Na każdym kroku ze mną wygrywasz. - stwierdziła.
- Co się stało? - zapytał cicho. Stanęła i spojrzała mu w oczy.
- Serio chcesz wiedzieć czy znowu toczysz jakąś grę? - zapytała ze złością wypisaną na twarzy.
- To, że denerwowanie Cię to moja ulubiona czynność ostatnimi czasy nie znaczy, że nie mam uczuć. Widzę, że coś jest nie tak. Thomas stwierdził, że jest idiotą więc musiał zrobić albo powiedzieć coś co Cię wytrąciło z równowagi. A, że nie jest to łatwe to musiało być coś na prawdę dużego.
- Bystra z Ciebie menda Schlieri. - powiedziała z przekąsem.
- Nadal wolę jak mówisz do mnie Gregor. - powiedział z cwanym uśmiechem. Odwróciła się na pięcie i znów szła. - To co? Dowiem się czy mam zgadywać?
- Wracam do Polski. - powiedziała.
- Co?! - szarpnął ją za rękę tak, że musiała na Niego spojrzeć.
- Wracam do Polski. Przyjazd tutaj był beznadziejnym pomysłem. W brew swojej woli zawróciłam mu w głowie a On nie potrafi się pogodzić z tym, że Go odrzucam. Ciągle próbuje mnie przekonać, że może dać mi szczęście i że mi się to od życia należy ale...
- Ale? - zapytał. Westchnęła.
- Nie czuję do Niego nic poza przyjaźnią. I nawet gdybym nie była chora to nie mogłabym z Nim być. - powiedziała. Patrzył na Nią z zainteresowaniem.
- Powiedziałaś mu to? - zapytał.
- Zaraz po tym jak mnie pocałował.
- Co zrobił?! - zapytał zdziwiony.
- Z Tobą też się całowałam. - zauważyła. - I nic to nie znaczy. - dodała.
- Racja. - stwierdził. - Ale Jego fascynacja Tobą nie powinna wpływać na Twój pobyt tutaj. - powiedział stanowczo.
- A to coś nowego. Wydawało mi się, że nie przepadasz za moją obecnością.
- Reszta przepada. - stwierdził wzruszając ramionami. - Poza tym masz ze mną jechać na koncert. Więc nie możesz wyjechać. - zauważył zadowolony. Uniosła jedną brew.
- Możesz sobie znaleźć jakąkolwiek laskę i ją tam zabrać a przy okazji załapać się na darmowy sex. - spojrzał na Nią znacząco. - Idiota. - mruknęła i odeszła kawałek. Po chwili był już przy Niej.
- Żart mała. Nie jesteś w moim typie. - powiedział. - Widzisz? Ze mną możesz czuć się bezpieczna. Nie zaciągnę Cię do łóżka a z Morgim mogłoby to się różnie skończyć.
- Jesteś ostatnią osobą, z którą chcę rozmawiać o mojej sytuacji z Thomasem.
- A jednak rozmawiasz.
- Boś się napatoczył. - zaśmiał się. - I z czego się śmiejesz?
- Bo Ci się tak fajnie policzki ruszają jak się złościsz. - jej złość kipiała. Zacisnęła dłonie w pięści. - No już, nie złość się. Romantyczny spacer mamy za sobą to może wybierzemy się do kina co? - zapytał zagradzając jej drogę. Spojrzała na Niego jak na kretyna. Przez chwilę nic nie mówiła. Powoli wciągnęła i wypuściła powietrze z płuc.
- Wal się Schlierenzauer. - powiedziała dobitnie i odeszła  w stronę domu.
- Nadal wole jak mówisz do mnie Gregor! - zawołał za nią z uśmiechem...


"Bystra menda..."

**********************************************************************************
Ojej Ojej Ojej :D
Tak dobrze mi się pisało ten rozdział :D
Wszystkie chciałybyście Gregora... a co z biednym Morgim?
Jakieś pomysły na to jak spędzą koncert? 
I czy w ogóle tam pojadą?
Czekam na opinie, buziole:*

niedziela, 30 marca 2014

9. TEN, W KTÓRYM MA URODZINY...

AUSTRIA, INNSBRUCK, WILLA SPORTOWA, JEJ POKÓJ...

   Promienie słońca zaczęły padać na jej twarz. Uśmiechnęła się czując to ciepło. Otwarła lekko oczy, zerknęła na zegarek i wstała z łóżka jak oparzona. 9:30. "Czemu nikt mnie nie obudził?" - pomyślała. Był piątek. 30 dzień maja. Od 8:00 powinna być z Nimi na skoczni. Rozglądnęła się po pokoju. Na biurku leżała kartka. Podniosła ją i odczytała.
  "Alutka,
   Spałaś tak słodko, że żal było mi Cię budzić. Dziś Twoje urodziny więc zrobiliśmy Ci wolne od fotografowania i kibicowania nam na treningu. Odpocznij i czekaj na Nas cierpliwie. Mamy dla Ciebie niespodzianki :D Wrócimy koło 14:00. Całujemy. A szczególnie ja...
                                                                        Thomas.

P.S.: Ja całuję mocniej i zrobiłem Ci śniadanko :D - Stefan.
P.S.: Ale ode mnie masz małe co nieco w termosie ;) - Thomas.

P.S.: Tu są fotki, które chciałaś. Teraz jesteśmy kwita. Mamy remis mała. - wiesz kto."

 Czytając ostatnie zdanie wywróciła oczami. Przypomniała sobie sytuację sprzed 2 dni i mimowolnie się uśmiechnęła. Od tamtej pory szatyn trzymał się z dala od Niej. Ubrała sobie krótką sukienkę na szelkach. Na dworze było ponad 26 stopni. Wziąwszy kanapki i czekoladę, którą przygotował jej Thomas usiadła na trawie w ogrodzie. Znów napawała się tym widokiem. Tym wspaniałym widokiem. Po zjedzeniu jakże wspaniałego śniadanka stwierdziła, że skoro ma jeszcze 4 godziny do powrotu bandy świrów to może je wykorzystać w inny sposób. Pobiegła wesoło do pokoju i wygrzebała z walizki swój strój kąpielowy. Czerwony w czarne kropki. Ubrała go pospiesznie, nasmarowała się odpowiednimi olejkami i wziąwszy książkę wyszła na taras. Rozłożyła się na jednym z leżaków i zatopiła w lekturze. Co chwilę przewracała się z jednej strony na drugą jak kotlet na patelni, a tak też właściwie się czuła. Słońce prażyło niemiłosiernie. "Skoro i tak mam raka to jeszcze jeden nie zrobi mi różnicy" - pomyślała patrząc na swoją skórę. Instynkt wziął jednak górę nad beztroskim podejściem do sprawy i ponownie nasmarowała się filtrem. Ułożyła się wygodnie na leżaku i znów zagłębiła się w dzieje Scarlett...
- Aluuutkaaa - usłyszała ciche wołanie. Otwarła oczy i zobaczyła nad sobą uśmiechniętego blondyna. - No cześć biedronko. Wyspałaś się? - zapytał.
- Nawet nie wiem kiedy zasnęłam. - powiedziała podnosząc się.
- Chyba niedawno bo nie zdążyło Cię całkiem spalić. - powiedział lustrując Ją wzrokiem. Wywróciła oczami i wstała z leżaka. Założyła na siebie zwiewną sukienkę, którą miała pod ręką.
- I jak trening? - zapytała.
- Dobrze. - odpowiedział zadowolony. - Znów byłem lepszy od Schlierego. - pochwalił się. Uśmiechnęła się i przybili sobie piątki. - Jest sprawa. - zaczął poważniej.
- Jaka?
- Chciałbym Cię dzisiaj wieczorem gdzieś zabrać jeżeli nie masz nic przeciwko. - powiedział weselej. Spojrzała na Niego uważniej. - To nie randka. Prezent na urodziny. Ale musisz ze mną gdzieś pojechać. - dodał.
- Bez podtekstów?
- Bez.
- I nie będziesz mnie chciał pocałować? - wywrócił oczami.
- Nie będę próbował tego zrobić może tak być? - zapytał.
- Ok. O której mam być gotowa? - zapytała wesoło.
- O 20:00. I ubierz się... w coś bardziej wygodnego. - zaśmiali się. 
- Morgi! Możesz ją przyprowadzić! - usłyszeli krzyczącego Stefana. 
- Zapraszam. - wziął ją pod rękę i weszli do salonu. 
- 100 lat, 100 lat niech żyje, żyje nam... - zaczęli śpiewać stojąc na środku pokoju z wielkim tortem w rękach Stefana. Uśmiechnęła się wesoło. 
- Wszystkiego najlepszego z okazji urodzin Alutka! - krzyknął Die-Die i uściskał ja mocno.
- hahaha postaw mnie na ziemi bo mnie udusisz haha - powiedziała będąc w powietrzu. Blondyn zrobił to o co prosiła.
- No to teraz dmuchaj świeczki. - powiedział Stefan.
- Ale najpierw pomyśl życzenie. - dodał Andi. Rozglądnęła się po pokoju nie było w nim Wolfiego, który pojechał na weekend do rodziny i nie było Gregora... Trochę ją to zasmuciło mimo woli ale uśmiechnęła się i podeszła do tortu. Spojrzała na Thomasa i uśmiechnęła się szerzej po czym zdmuchnęła świeczki. Musiała to robić kilkakrotnie z powodu swoich marnych płuc ale nikomu to nie przeszkadzało. Po chwili w salonie pojawił się manu trzymający nóż w ręce i stosik plastikowych talerzyków. Po rozkrojeniu i zjedzeniu jogurtowego przysmaku rozsiedli się na kanapach z butelkami piwa w rękach.
- Morgi Ty nie pijesz? - zapytał Michael.
- Mam dzisiaj jeszcze jeden kurs. - powiedział i puścił do Niej oko. 
- To w takim razie czas na prezenty! - krzyknął uradowany Stefan.
- To ja pierwszy! - krzyknął podekscytowany Diethart. - To jest prezent ode mnie i od Andiego. Żebyś nie musiała już wkurzać Schlierego. - zaśmiał się.
- Wszystkiego najlepszego - powiedział wesoło brunet i uściskał ją mocno. Otwarła pudełko i jej oczom ukazał się sporych rozmiarów elegancki aparat fotograficzny. 
- Rany... jest piękny... - powiedziała. - Na pewno był bardzo drogi niepotrzebnie się tylko wykosztowaliście...
- Mówiłem, że tak będzie. - stwierdził blondyn. - Dla nas to niewiele.
- A dla Ciebie uniezależnienie się od Gregora. - wyszczerzył się brunet.
- hehe dziękuję, jesteście kochani. - powiedziała i dała im po buziaku.
- No to teraz my - wyszczerzył się Michael.
- Mam się bać? - zapytała ze śmiechem.
- Mamy nadzieję, że Ci się spodobają. - powiedział Stefan i podał jej ogromne pudło. Otwarła je i od razu zaczęła się śmiać. Wyciągnęła z pudełka jeden z licznie zgromadzonych tam prezentów. Wszyscy dokoła też się zaśmiali.
- Teraz masz całą tęczową kolekcję Victoria's Secret. - powiedział Michi.
- Mam nadzieję, że tym odkupię swoje winy. - stwierdził Stefan. Uściskała ich mocno i każdemu dała po buziaku. 
- No to zostałem Ja. - wyszczerzył się Manu. - To ode mnie i od Wolfiego. Kazał Cię intensywnie wycałować - powiedział z bananem na buzi. Otwarła paczuszkę i uśmiechnęła się wesoło. - Kiedyś się odegram. Schlieri też. - puścił do Niej oko. Wyjęła z pudełka zestaw do pokera i profesjonalną skakankę. Z uśmiechem na ustach wycałowała bruneta dwukrotnie. 
   
KILKA GODZIN PÓŹNIEJ...

   Zbiegła po schodach ubrana w wygodne białe spodnie i błękitną bluzkę. Uśmiechnęła się do blondyna i wsiadła do jego samochodu. Zawiązał jej oczy apaszką.
- Daleko jeszcze? - spytała po raz kolejny.
- Trochę mniej niż 3 minuty temu. - powiedział. Zaśmiali się. - Za chwilę będziemy na miejscu. 
Po niecałych 15 minutach zatrzymał samochód. Pomógł Jej z niego wysiąść i złapał za rękę prowadząc do nieznanego jej celu. Szli przez trawnik, potem po schodach, potem po kamiennej ścieżce... W końcu weszli do jakiegoś pomieszczenia. Było cicho. Bardzo cicho. Chwyciła Go mocniej za rękę. Posadził ją na jakimś wygodnym fotelu. Czuła ciszę.
- Jesteśmy w kinie? - szepnęła.
- Zaraz się przekonasz. - powiedział tajemniczo. Usiadł obok niej. Poczuła pulsujące ciepło. Takie jakie wydaje zapalona lampka. Czuła się zdezorientowana. - Uwaga... - powiedział i zaczął odwiązywać jej apaszkę. - Wszystkiego najlepszego - szepnął jej do ucha. Otwarła oczy a widok zaparł jej dech w piersiach. Uniosła ręce do ust rozglądając się po pomieszczeniu. Wszędzie dokoła było ciemno. Co chwilę zaczynała świecić jakaś gwiazda. Co jakiś czas zaraz obok nich przelatywała jakaś kometa. Widziała planety. Ziemię... Marsa... Wenus... I wielkie świecące słońce. Wybuchające na nim kratery wyrzucające gorące kule ognia... Spojrzała na Niego. - Mówiłaś, że chciałabyś polecieć w kosmos... Może to nie zupełnie to samo ale...
- Tu jest cudownie. - przerwała mu. - To najlepszy prezent jaki kiedykolwiek dostałam. Dziękuję Ci Thomas. - powiedziała i złożyła na jego policzku delikatny pocałunek. Uśmiechnął się wesoło. - Gdzie my tak właściwie jesteśmy? - zapytała rozglądając się.
- To jest centrum badań nad kosmosem. Jesteśmy w sali projekcji 3D.
- I tak po prostu można sobie tu wejść?
- Nie. - powiedział wzruszając ramionami. Zdziwiło ją to. - Mój kolega jest tutaj doktorantem. Mamy 4 godziny tylko dla siebie.
 Spojrzała mu w oczy. Znów zobaczyła te iskierki nadziei jakie tliły się w jego cudownie błękitnych tęczówkach. Przytuliła się do Niego mocno.
- Jesteś najlepszym przyjacielem jakiego kiedykolwiek miałam Morgenstern. - powiedziała wesoło.
- Nawet nie wiesz jak mnie to cieszy. - powiedział szczerze. - Czas na pokaz. - stwierdził i pociągnął ją za rękę. Chodzili po sali oglądając różne rzeczy. Podchodząc do wirtualnej planety mogli ją obracać w dłoniach, powiększać, oglądać z każdej strony a lektor opowiadał o ciekawostkach z Nią związanych. Czas minął im bardzo szybko. I bardzo przyjemnie. Blondyn ani na chwilę nie wypuszczał jej ręki ze swojej. Na to mogła mu pozwolić. Ale tylko i wyłącznie na to. Kiedy wrócili do domu było już dobrze po północy. Stanęła przy drzwiach do swojego pokoju.
- Jeszcze raz Ci dziękuję. - powiedziała patrząc mu prosto w oczy. - Spełniłeś moje marzenie. - dodała.
- Staram się. - odpowiedział. - Jeżeli mi pozwolisz to spełnię ich więcej. - powiedział poważnie. Jego oczy znów miały ten wyraz. Nadziei. Twarz znów była niebezpiecznie blisko. 
- Obiecałeś. - przypomniała mu. Uśmiechnął się.
- Dobranoc. - powiedział. Pocałował ją w czoło i zniknął za drzwiami swojego pokoju. Odetchnęła z ulgą i weszła do siebie. Jakież było jej zdziwienie kiedy na swoim łóżku zobaczyła siedzącego szatyna. Wstał kiedy weszła. - Schlieri.
- Wolę jak mówisz do mnie Gregor. - stwierdził nieskrępowany. Wywróciła oczami.
- Co Ty ty robisz tak późno? - zapytała.
- Czekam na Ciebie. - odpowiedział jakby to było oczywiste. W jej oczach pojawiły się pytajniki. - Też mam dla Ciebie prezent.- powiedział i podszedł do Niej. Wręczył Jej małe pudełko. Spojrzała na Niego zaskoczona.
- Ty. - powiedziała z powątpieniem. - Co tam jest? Świerszcze? Mrówki? Jadowity pająk? - pytała z ironią.
- Przykro mi, że masz o mnie takie zdanie Alicjo - powiedział poważnie, patrząc jej w oczy. Zbliżył się do Niej jeszcze bardziej powodując, że opierała się plecami o ścianę. Nie mogła odwrócić wzroku od Jego oczu. Działały na Nią w dziwny i niewytłumaczalny sposób. A najbardziej denerwowało ją to, że On doskonale o tym wiedział. Zbliżył swoją twarz do jej twarzy tak, żeby stykali się nosami. Uśmiechnął się słysząc jej przerywany oddech. - Interesujące. - mruknął. Popatrzyła na Niego groźnie.
- Odsuń się. - szepnęła.
- Na pewno chcesz żebym się odsunął? - szepnął jej do ucha sunąc nosem po jej policzku. Mimowolnie przymknęła powieki. Zbliżył swoje usta do jej ust. Spojrzała mu w oczy. Ten zapach, ten wzrok, ten dotyk... To wszystko sprawiało, że kręciło jej się w głowie. Nie panowała nad sobą. Pierwsza wykonała ruch i wtopiła się w jego usta. Były gorące. Miękkie. Delikatne. Całował ją. Też ją całował. Dopiero po chwili w jej głowie zapaliła się czerwona lampka. Od razu go odepchnęła. Patrzyła na niego ze strachem w oczach. Uśmiechał się do Niej cwanie. - Przerażenie w Twoich oczach to najlepszy widok pod słońcem Alicjo. - powiedział cytując jej słowa. - Spokojnie. Wykorzystaj swój prezent mądrze a to co się tutaj stało będzie naszą małą, słodką tajemnicą. - znów ją zacytował. Stała tam jak sparaliżowana. Wściekłość jaką teraz czuła była nadal w Niej. Najchętniej by Go spoliczkowała ale przecież to Ona Go pocałowała. - Wszystkiego najlepszego z okazji urodzin. - powiedział. - Dobranoc Alicjo. - dodał i wyszedł zostawiając ją samą ze swoimi myślami. Pośpiesznie otwarła małe pudełko i ujrzała 2 bilety. Bilety na koncert...


"Z Tobą chcę oglądać świat..."

***********************************************************************************
Nie podoba mi się. :( 
Tyle o tym.
Może kolejny będzie lepszy... i dłuższy...
Buziole dla Was:*