piątek, 2 maja 2014

INFORMACJA

CZEŚĆ I CZOŁEM WSZYSTKIM MOIM CZYTELNICZKOM :)

CIESZĘ SIĘ, ŻE OPOWIADANIE WAM SIĘ PODOBA I ŻE CAŁY CZAS ZE MNĄ JESTEŚCIE.

WIEM, ŻE NIEKTÓRE Z WAS NIECIERPLIWIE CZEKAJĄ NA KOLEJNE ROZDZIAŁY I JAK DODAJĘ JE PO 11 TO ZACZYNAJĄ SIĘ MARTWIĆ :P
(jk doceniam to niezmiernie :*)

DLATEGO W TROSCE O WAS OŚWIADCZAM, ŻE KOLEJNY ROZDZIAŁ POJAWI SIĘ NAJWCZEŚNIEJ W PONIEDZIAŁEK.

SPOWODOWANE JEST TO TYM, ŻE MAM W DOMU ZAMIESZANIE Z POWODU KOMUNII MOJEJ KUZYNECZKI KOCHANEJ (buziaczki Isabella:*) I TYM, ŻE MUSZĘ WZIĄĆ WASZE ZDANIE NA TEMAT OPOWIADANIA POD UWAGĘ I ZASTANOWIĆ SIĘ W JAKIM KIERUNKU JE DALEJ KONTYNUOWAĆ.

MAM NADZIEJĘ, ŻE MI TO WYBACZYCIE I ZACZEKACIE NA KOLEJNY ROZDZIAŁ :)

POZDRAWIAM WAS SERDECZNIE, CAŁUJĘ I ŻYCZĘ CIERPLIWOŚCI DO MNIE :P

BUZIOLE :*

WASZA
Panna Boop



Moje szczere oczko dla Was ;)

czwartek, 1 maja 2014

38. TEN, W KTÓRYM PYTA...


POKÓJ HOTELOWY...

- Thomas co Ty wyprawiasz? Teraz chcesz wyjechać? - zapytał Michael widząc pakującego się w pośpiechu blondyna.
- I tak musimy jechać do Szwajcarii na zawody, jeżeli będziemy 2 dni wcześniej nie zrobi nam to różnicy. - odpowiedział nadal wrzucając rzeczy do torby.
- Nie możemy teraz wyjechać.
- Czemu Stefan? Gregor jest przy Alicji.
- My też powinniśmy.
- Nie. Nie mam zamiaru patrzeć jak umiera bez sensu.
- Bez sensu?! Czy Ty się słyszysz? Ona chce walczyć! Jeżeli zacznie brać leki to zabije własne dziecko!
- Co Ty nie powiesz?! - wydarł się w końcu blondyn. Złość jaka się w Nim kłębiła przesłaniała Mu cały realny świat. Był wściekły. - Wystarczy tam dwoje idiotów! Jeden idiota zamiast uratować Jej życie jak miał w zamiarze zrobił Jej dzieciaka, a ta idiotka zamiast się leczyć woli robić z siebie cierpiętnicę! I nie mów mi że nie bierze leków bo nie chce zabić własnego dziecka Stefan! Jeżeli ich nie weźmie to nie przeżyje. Nie jest na tyle silna, rozumiesz? Nie przeżyje ani Ona ani to dziecko!
  W pokoju zrobiła się głucha cisza. Każdy patrzył na blondyna takim samym wzrokiem. Smutnym. Bo wiedzieli, że ma rację. Wiedzieli, że Alicja postąpi tak, żeby nie narażać zdrowia płodu. Wiedzieli też, że nie ma ani sił ani czasu na ciążę. Mimo szansy jaką dostała nie wykorzysta jej. Blondyn usiadł na łóżku i schował twarz w dłonie. Nie miał już siły. Najpierw walczył o Jej miłość. Potem walczył o przyjaźń. Później walczył o to, żeby dochować tajemnicy, a teraz kiedy wszystko szło dobrze i było tak jak ma być wszystko runęło. Nie miał siły dłużej walczyć o tą dziewczynę.
- Jak na to wszystko patrzy Greg? - zapytał cicho Manuel. Blondyn się zaśmiał ironicznie.
- Ten kretyn zrobi wszystko, żeby Ona była szczęśliwa. Nie przemawiają do Niego żadne argumenty.
- Thomas... to jest też Jego dziecko. - zaczął Michael.
- Ono i tak nie przeżyje. - mruknął cicho. - Nienawidzę Go. - szepnął.
- Morgi uspokój się, to Twój przyjaciel...
- Nie Andi. Tego jest już za dużo. To przez Niego Alicja umrze. I nawet nie próbuj mi wmawiać, że jest inaczej. - powiedział stanowczo. - Chcecie to zostańcie. Za 3 godziny mam samolot.
- Wyjedziesz tak bez pożegnania? - zapytał Stefan.
- Nie chcę Mu po raz kolejny złamać nosa. - powiedział i wyszedł z pokoju trzaskając drzwiami...

KLINIKA...

   Kiedy wrócił od lekarza dziewczyna leżała na łóżku z zamkniętymi oczami. Spała. Usiadł na fotelu obok i po prostu na Nią patrzył. Wyglądała zupełnie inaczej niż wtedy kiedy widzieli się po raz ostatni. Była wyraźnie bledsza, miała delikatne cienie pod oczami, buła chudsza co w Jej przypadku było lekko ironiczne. No i najważniejsza rzecz... nie nosiła peruki. Nie była już blondynką. Jej naturalne ciemne włosy błyszczały. Jedyna zdrowa rzecz w Jej organizmie... Była bardzo krucha. Delikatna. Jak porcelanowa lalka. Jej klatka piersiowa delikatnie, powoli unosiła się do góry i opadała. Co jakiś czas pojawiał się chwilowy przestój wprawiający szatyna w lekka panikę ale każdy kolejny oddech był dla Niego ogromną ulgą. Bał się. Bardzo się bał. Lekarz dał jasno do zrozumienia, że szanse na powodzenie decyzji Alicji są nikłe. I zabolało. Bo bardzo chciał Ją uratować. I Ją i dziecko, które pokochał od chwili, w której się o Nim dowiedział. A teraz zaczął się zastanawiać czy decyzja jaką podjęła dziewczyna w ogóle ma sens. Karcił się za to. Bo na przeciwko ryzyka, które podjęła stała wizja przyszłości z Nią ale i z poczuciem winy i ogromną stratą. Nigdy nie wybaczyłaby Mu gdyby Ją przekonał do brania leków. Oskarżałaby Go o zabicie dziecka do końca życia. Ale przynajmniej by żyła.
  Zamknął oczy. Czuł na sercu ogromny ciężar. Ogromną odpowiedzialność. Bo to przez Niego nie można normalnie przeprowadzić przeszczepu. Przez Niego Ona nie może brać leków. Przez Niego prawie na pewno umrze nie mając pewności czy dziecko przeżyje. Nawet gdyby lekarze wprowadzili Ją w śpiączkę i podtrzymywali sztucznie wszystkie funkcje życiowe. Nie ma gwarancji. Przez Niego. Ale Ona jest szczęśliwa. Nie rozumiał tego. Jest szczęśliwa pomimo świadomości, że może nie przeżyć. Jest szczęśliwa, bo ma dla kogo walczyć. Ma o kogo walczyć. O cząstkę Jej. I cząstkę Jego.
  Miał ochotę zapłakać. Głośno. Tak żeby każdy słyszał i widział Jego wewnętrzny, tak dobrze skrywany ból. I żal. Do samego siebie. Gula rosnąca w Jego gardle z każdą chwilą powodowała coraz większe trudności z oddychaniem. Wziął głęboki oddech i spuścił głowę. "Thomas ma rację. To wszystko przeze mnie...".
- Nie podziękowałam Ci za to wszystko. - usłyszał Jej cichy głos. Podniósł głowę i oparł na dłoniach wykrzywiając usta w lekki uśmiech. - Nie wiem jak uda mi się oddać Ci te wszystkie pieniądze.
- Jak wyzdrowiejesz to będziesz mi gotować, prać i sprzątać do końca życia i będziemy kwita. - powiedział beztrosko. Zaśmiała się. Słysząc ten dźwięk zrobiło Mu się trochę lepiej. Jej wesołość dodawała Mu sił.
- Umowa stoi. - powiedziała. Po chwili spoważniała. - Dam radę Gregor. - dodała pewnie.
 Nic nie odpowiedział. Patrzył tylko na Nią chcąc uwierzyć tak mocno w te słowa jak wierzy Ona. Dopiero po chwili się odezwał.
- Thomas... - zaczął szatyn.
- Thomas powinien mnie zrozumieć najlepiej. W końcu sam ma dziecko i dla Lily zrobiłby wszystko. - powiedziała urażona.
- Alicja... Ja... - nie wiedział jak ma ubrać w słowa to co chciał powiedzieć. - Nie chcę żebyś mnie zostawiła po raz drugi. - powiedział poważnie.
 Wbiła w Niego swój wzrok. Taki zdeterminowany. Pewny. Nie znoszący sprzeciwu.
- Nie zostawię.
- Wiesz, że szanse są niewielkie. Wiesz, że nie masz czasu na ciążę. - powiedział lekko zbuntowanym tonem.
- Jeżeli mi się nie uda to zostanie Ci...
- Dziecko? Nie chcę...- przerwał. Spojrzała na Niego niedowierzając.
- Nie chcesz dziecka? - zapytała cicho.
- Nie to miałem na myśli. - powiedział spokojnie. Usiadł na łóżku zaraz obok Niej. Ścisnął Jej dłoń. - Kocham to dziecko. Ale kocham też Ciebie i nie umiem sobie wyobrazić przyszłości, w której Cię nie ma.
- A ja nie potrafię świadomie skrzywdzić własnego dziecka Gregor. - powiedziała stanowczo. Wpatrywali się w siebie przez dość długi czas. - Jeśli tego nie rozumiesz to chyba lepiej będzie jeśli teraz mnie zostawisz samą. - powiedziała ciszej.
- Nigdy. Rozumiesz? Nigdy nie zostawię Cię samej. - powiedział dobitnie. - Jesteśmy w tym razem. Oboje tam byliśmy. I oboje przez to przejdziemy. Tylko nie podejmuj za mnie decyzji. Znowu.
- Do końca życia będziesz mi to wypominał prawda? - zapytała odwracając od Niego wzrok.
- Jeżeli nadal będziesz przede mną uciekać to powtórzę to ile będzie trzeba. - stwierdził. Czekał na Jej reakcję. Nie zrobiła nic. - Spójrz na mnie. - poprosił spokojnie. Zrobiła to. - Obiecaj mi, że spróbujesz wszystkiego, żeby utrzymać się przy życiu.
- Nie mogę Ci tego obiecać. - powiedziała poważnie.
- Więc obiecaj, że zrobisz wszystko, żeby utrzymać przy życiu Was oboje. - poprawił się. Westchnęła.
- Obiecuję.
- Nie wierzę Ci.
- Przysięgam, że zrobię wszystko, żebyś mógł płacić mi alimenty na dziecko do końca życia. - powiedziała poważnie.
  Zaśmiał się lekko. Też się uśmiechnęła. Odgarnął Jej opadającą na oczy grzywkę. Pogłaskał policzek... Znów poczuł to co kilka tygodni temu. Ciepło. Uczucie wypełniające Jego serce. Coś niedającego żołądkowi spokoju. Zbliżył się do Niej i delikatnie złączył swoje usta z Jej ustami. W końcu... Po tylu dniach tęsknoty. Po tylu dniach domysłów. Po tylu dniach zastanawiania się nad sensem tego wszystkiego. Teraz te dni bólu odeszły. Jakby ktoś wymazał je z Jego głowy. Całował Ją powoli ale bardzo namiętnie. Czule. Oddawał Jej całą swoją miłość. Czuła ją. Całą sobą. Czuła szczęście i siłę. Siłę, którą musiała rozdzielić na dwie walczące o życie osoby. Ale wiedziała, że obie te osoby są tak samo mocno kochane przez szatyna. Dlatego tej siły wystarczy Jej do końca. Nie pozwoli sobie odebrać szczęścia, które dostała. Nie mogli się od siebie oderwać. Pragnęli siebie tak bardzo, że nic nie było w stanie przerwać tej chwili. Chwili, w której do siebie wracają. Chwili, w której uczucia stają się jasne a wszystko zostaje wybaczone...
- Odbierz.. - szepnęła.
 Niechętnie oderwał się od dziewczyny i zerknął na wyświetlacz.
- Cholera. - mruknął i odebrał. - Cześć tato... Ja... yyy ja jestem jeszcze w klinice... Wiem, niech mama się nie denerwuje. Wszystko jest w porządku... Dobrze... Będę za pół godziny. - rozłączył się. Brunetka spojrzała na Niego zaskoczona tą rozmową.
- Jest coś o czym chciałbyś mi powiedzieć Schlierenzauer? - zapytała z groźnym wyrazem twarzy. Uśmiechnął się. Ta forma zwracania się do Niego przez Alicję zawsze Go bawiła.
- Moi rodzice i rodzeństwo są na lotnisku. - oznajmił.
- Tutaj?! - prawie pisnęła.
- Tak. Powiedziałem im o ciąży. Martwią się o Ciebie.
- Przecież mnie nie znają.
- Po pierwsze trochę im o Tobie opowiadałem. - zaczął niepewnie. - Właściwie to wszystko o Tobie wiedzą. - dodał. - A po drugie nosisz w sobie ich wnuka więc...
- Chcesz ich tu teraz przywieź? - zapytała.
- Dzisiaj dam Ci już spokój. Zawiozę ich do hotelu i przyjadę do Ciebie. Poznasz ich jutro. - powiedział zadowolony.
- Stres nie jest teraz moim przyjacielem. - zauważyła.
- To po co się stresujesz? Złość piękności szkodzi mała. - puścił Jej oko.
- Wal się Schlierenzauer. - syknęła.
- Nadal wolę jak mówisz do mnie Gregor. - powiedział z uśmiechem i cmoknął Ją w usta...

LOTNISKO...

   Wpadł na halę przylotów jakby się paliło. Rozejrzał się dokoła w poszukiwaniu rodziny. Po krótkiej chwili zauważył swoją siostrę wykłócającą się o coś z ochroniarzem. Podszedł do nich z uśmiechem na ustach.
- Co się stało? - zapytał.
- Gloria wymyśliła, że ojciec ma rzucić palenie. Dosłownie. - powiedział rozbawiony Lucas.
- To nie moja wina, że tato sobie życie chce zmarnować! - warknęła.
- Musiałaś wyrzucać tego papierosa do kosza na śmieci? - wrzasnął ojciec.
- Mogłeś nie palić! Wtedy kosz by się nie zapalił. - powiedziała i wzruszyła ramionami. Szatyn zerknął na ochroniarza i pokręcił głową.
- Ile kosztują szkody? - zapytał.
- Musimy to ocenić. - odpowiedział.
- To proszę mnie wtedy powiadomić a ja ureguluję wpłatę dobrze? - podał ochroniarzowi swoje dane i numer telefonu.
  Droga do hotelu minęła bardzo szybko. Być może dlatego, że szatyn chciał jak najszybciej pozbyć się gderającej siostry i przekraczał dozwolone prędkości albo dlatego, że chciał jak najszybciej wrócić do szpitala.
- Jak Ona się czuje? - zapytała Angelika siadając w końcu przy małym stole w pokoju hotelowym.
- Mówi, że dobrze... - zaczął. - Ale widzę, że nie jest tak jak powinno być. Ciężko jej czasem oddychać. Ataki musi uspokajać zanim jeszcze się pojawią, bo każdy następny to utrata tlenu a w Jej stanie mogłoby to bardzo zaszkodzić i Jej i dziecku... - powiedział zmęczonym głosem.
- A jak Ty się czujesz? - zapytała Gloria podchodząc do brata. Uśmiechnął się lekko.
- Jestem zmęczony udawaniem, że godzę się z tym co się dzieje. Ale nie potrafię się Jej sprzeciwić. Poza tym... - wziął głębszy oddech. - Poza tym ja na prawdę chcę tego dziecka. - powiedział szczerze. - I dopóki będzie szansa na to, że oboje przez to przejdą to będę popierał tą decyzję w 100%.
- A co jeśli w którymś momencie pogorszy się tak bardzo, że trzeba będzie wybrać? - zapytała ponownie Gloria. - Przecież prognozy są takie, że Alicja ma jeszcze jakiś miesiąc. - powiedziała poważnie. Spojrzał na Nią wzrokiem, który mówił "zamilcz".
- Pojadę już. Wyśpijcie się. - powiedział wstając z krzesła. - Mamo... mogę Cię prosić na chwilę? - zapytał.
 Podeszli do drzwi. Spojrzała na Niego uważnie ale i z wielką troską w oczach. Uśmiechnęła się do Niego i wyciągnęła z torebki to, o co prosił szatyn kiedy dzwonił do Niej poprzedniego dnia. - Dziękuję. - powiedział i ucałował Ją w policzki.
- Jestem z Ciebie dumna synku. - powiedziała ze łzami w oczach. Przytulił Ją mocno i wyszedł z pokoju...

KLINIKA...

  Kiedy wszedł do pokoju brunetki zastał puste łóżko. Zaścielone. Serce podeszło Mu do gardła. W panice rozglądnął się dokoła. W łazience też Jej nie było. Wyszedł na korytarz i rozejrzał się po Nim nerwowo.
- Już wróciłeś? - usłyszał wesoły głos za plecami. Odwrócił się i zobaczył uśmiechniętą brunetkę. Odetchnął z ulgą i przytulił Ją do siebie mierzwiąc Jej włosy. - Ej hehe rozczochrasz mnie. - zaśmiała się. Uśmiechnął się szeroko i pociągnął Ją za rękę. - Gdzie idziemy? - zapytała.
- Chodź, nie marudź. - powiedział.
- To, że spodziewam się Twojego dziecka nie oznacza, że...
- Oj nie zrzędź. - zaśmiał się.
  Zeszli schodami do budynku, który znała bardzo dobrze. Odkąd tutaj przyjechała codziennie odwiedzała te ławki. Codziennie rozmawiała z gospodarzem tego domu. Spojrzała ze zdezorientowaniem na szatyna. Uśmiechnął się i pociągając Ją lekko za rękę podszedł do samego przodu.
- Gregor co My tutaj robimy? - zapytała szeptem.
- Muszę coś komuś obiecać. - odpowiedział Jej równie cicho.
- W kaplicy? - spytała zdziwiona.
  Uklęknął przed samym ołtarzem. Stała obok Niego nie wiedząc co ma robić. W ławkach za Nimi modliło się kilka osób, które teraz z zainteresowaniem patrzyło na wydarzenia pod ołtarzem.
- Wiem, że mnie słuchasz. I wysłuchujesz moich próśb. Dziwię Ci się, bo jestem chyba największym grzesznikiem jaki chodził po tej ziemi. - zaczął. Mówił głośno i wyraźnie. Stała obok Niego wpatrując się jak zahipnotyzowana. - I dziękuję Ci za to bardzo. Pamiętasz? Ostatnio prosiłem Cię o to, żebyś dał mi jakiś znak, co mam robić, żeby Alicja mogła wyzdrowieć. I dałeś mi Go. I starałem się jak mogłem. Teraz proszę Cię o to, żebyś nie odbierał mi Jej. Nie odbierał mi ani Jej ani dziecka, które nie jest tutaj niczemu winne. Nie odbieraj mi mojej rodziny... - przerwał. Spojrzał na dziewczynę. Patrzyła na Niego nie wierząc własnym uszom. - Jeżeli jest jakaś możliwość, żebyś ich oszczędził... Żebyś pozwolił mi się Nimi zaopiekować to błagam zrób to, bo nie wyobrażam sobie życia bez Nich. Bo tak bardzo ich kocham... - powiedział. Musiała usiąść na pobliskiej ławce. Teraz szatyn zwrócił się do Niej. Podszedł i uklęknął zaraz przed Nią. - Alicjo... Przed ołtarzem przysięga się bycie razem na dobre i na złe. W zdrowiu i w chorobie. Do końca... jaki by nie był... Kocham Cię i chcę trwać przy Tobie ile tylko czasu nam będzie dane. A wierzę, że On - wskazał za siebie. - da nam go jeszcze sporo. Dlatego chciałbym wiedzieć jedną tylko rzecz. - powiedział i wyciągnął z kieszeni czerwone pudełko. Otwarł je a Jej oczom ukazał piękny złoty pierścionek z dużym zielonym kamieniem otoczony malutkimi brylancikami. - Dasz mi ten czas i zostaniesz moją żoną?



"Kiedy czekasz na najważniejsze słowo w życiu...
To, które sprawi, że będziesz szczęśliwy lub to, które sprawi, że będziesz walczył o zatrzymanie łez w oczach.
Paradoks?
Oba są 3 literowe..."

**********************************************************************************
Łzawo i romantycznie :)
Mam nadzieję, że wywołam pozytywne emocje w Waszych serduszkach.
Dziękuję za wczorajsze komentarze kochane :*
Nie oglądałam filmu ale nie musiałam.
Całe moje miasto żyło tą historią.
A potem razem z koleżankami z drużyny płakałyśmy na Jej pogrzebie.
Nie życzę nikomu takich wyborów.
Ale wierzę, że Ten u góry miał w tym jakiś konkretny cel.
Co będzie w tym opowiadaniu?
Sama jeszcze się zastanawiam.
No i pytanie do Was.
Macie cierpliwość do moich wypocin czy mam skończyć tą historię w niedługim czasie?
Liczę na Waszą szczerość.
Buziole:*

środa, 30 kwietnia 2014

37. TEN, W KTÓRYM POJAWIA SIĘ KTOŚ TRZECI...

NIEMCY, MONACHIUM, PARKING PRZED KLINIKĄ...

   Siedział w samochodzie. Patrzył na drzwi wejściowe. Co chwilę ktoś wchodził i wychodził z budynku. A budynek był ogromny. Oszklony. I miał piękny ogród. Z oczkami wodnymi. To dlatego wybrał tą klinikę. Bo oprócz znakomitych lekarzy było tu po prostu pięknie. Oprócz możliwości powrotu do zdrowia i dalszego życia chciał żeby miała kawałek Raju na Ziemi. Zerknął na fotel pasażera. Wziął do ręki kopertę i po raz setny zaczął czytać list, który znał już prawie na pamięć. Ale z każdym kolejnym razem czuł jakby czytał go po raz pierwszy...

   Gregor...
 Po pierwsze nie spalaj tej biednej kartki, która jest Bogu ducha winna zanim nie przeczytasz całości. Wiem, że po tym co zrobiłam i co powiedziałam nie mam prawa prosić Cię o chociażby moment uwagi ale jednak to zrobię. Proszę...
  Jeżeli czytasz te słowa to znaczy, że nie znienawidziłeś mnie do końca i jestem z tego powodu bardzo szczęśliwa. Ale to oznacza również, że mnie już nie ma. Że moje życie dobiegło końca. Dlatego właśnie czas najwyższy na to abyś poznał całą prawdę. Prawdę, którą nosiłam w sobie jak ciężki kamień. Przygniatała mi serce codziennie. Odkąd tylko Cię lepiej poznałam. A być może od samego początku...
  Nie powinnam była zgadzać się na Nasz układ. Nie powinnam była pozwalać Ci lepiej mnie poznać. Nie powinnam była rozkochać Cię w sobie. A co najważniejsze nie powinnam była się w Tobie zakochać... Błędy, które popełniłam zostawiły w Nas obojgu ogromny ślad. Wpłynęły na Nasze decyzje. Nie chciałam Cię nigdy skrzywdzić. Nie chciałam Cię zranić. Nie chciałam ale nie potrafiłam inaczej...
  Każdej nocy myślałam o tym jak uwolnić się od tego uczucia. Wiele razy chciałam zrezygnować Ale kiedy tylko spojrzałam na Ciebie, kiedy tylko poczułam Twój dotyk... Chciałam więcej. Potrzebowałam więcej. Potrzebowałam Ciebie Gregor. Bo tak bardzo Cię pokochałam...

  Zamknął oczy. Z każdym kolejnym słowem Jego serce przeżywało zawał. Czuł ucisk. Ręce się trzęsły a w oczach czuł piekący ból. Wziął głęboki oddech i powrócił do lektury...

  Wiedziałam... Myślałam. Tak, myślałam, że dla Ciebie jestem tylko koleżanką od seksu. A kiedy powiedziałeś, że Ci na mnie zależy... Byłam gotowa zrobić już wszystko. Widzisz? Jedno słowo a tyle zmieniło. Byłam gotowa wrócić pod ten przeklęty prysznic i zrzucić z siebie wszystko. Dosłownie wszystko. Ale potem powiedziałeś, że Ci zależy jak na przyjaciółce... I każde następne zbliżenie bolało jeszcze bardziej. Rozpalało ogień, który po uświadomieniu sobie, że to nic dla Ciebie nie znaczy gasł wypalając ogromną dziurę w moim sercu.
  A potem przeczytałam, że w Twoim sercu powstawały identyczne dziury. Że mnie kochasz. A ja wiedziałam, że nie mogę Ci na to pozwolić. Bo mnie już niedługo nie będzie. Bo odejdę na zawsze. Dlatego postanowiłam, że lepiej będzie jak od razu o mnie zapomnisz. Jak nie będziesz patrzył jak powoli uchodzi ze mnie życie. I powiedziałam, że jesteś dla mnie nikim. Choć tak bardzo chciałam wykrzyczeć, że jest zupełnie odwrotnie, bo jesteś dla mnie całym światem. 
  Chłopakom również niesłusznie się dostało. Żeby było autentycznie. I uciekłam. Do Thomasa. Chciał żebym wróciła. Żebym Ci wszystko wyjaśniła i żebym spędziła te ostatnie tygodnie z Tobą. Ale ja byłam bardziej uparta od Niego. I jak sam wiesz On zrobiłby dla mnie wszystko. Dlatego wróciliśmy do domu i wyjaśniłam chłopakom całą sytuację. Stefan obiecał, że nic Ci nie powiedzą chociaż najmniej podobał Mu się ten pomysł. Całą noc przekonywał mnie do zmiany decyzji. Ale jak widać się nie dałam. Rano zawieźli mnie na lotnisko. Nie miej im tego za złe.
   Kiedy pisze ten list mam wrażenie jakbym rzeczywiście pisała Go zza światów. Chciałabym żebyś wybaczył mi to jak Cię potraktowałam. Zrobiłam to, bo chciałam Cię ochronić. Przed bólem jaki musielibyśmy znieść oboje żegnając się już na zawsze. Płaczę jak jeszcze nigdy. Bo serce mi się rozrywa jakby ktoś przebijał je mieczem. To smutne, że dwoje ludzi nie może być blisko siebie bo się kocha prawda? A ja Cię kocham. Największą miłością jaką można sobie wyobrazić. Łzy zamazują niektóre litery ale nie potrafię ich opanować. Nie chcę tego robić. Nie chcę się z Tobą zegnać. Nie chcę odchodzić. Ani teraz ani nigdy... 
   Boję się.
Bardzo się boję.
Chciałabym kiedyś Cię spotkać.
Może po śmierci będzie nam to dane.
Będę tam na Ciebie czekać.
Czekać na Twoją miłość i na Twoje wybaczenie.
Przepraszam...

Zawsze Twoja
Alicja

  Zacisnął zęby. Zacisnął pięść i uderzył w kierownicę. Rzucił list na fotel i spojrzał na wejście do szpitala. Musiał się uspokoić. Musiał sobie przypomnieć, że Ona nie umarła. Że żyje i walczy ze swoją chorobą. Dzięki Niemu. Bo dla Niej zrobi wszystko. Bo kocha. Bezgranicznie i bezwarunkowo. I że jest tak blisko. Na wyciągnięcie ręki.
  Rozdzwonił mu się telefon. Zerknął na wyświetlacz. THOMAS DZWONI. Który to już raz dzisiaj? Nie pamięta. Po tym jak kilka dni temu powiedział przyjacielowi kilka słów za dużo teraz czuł wyrzuty sumienia. Thomas zrobił to dla Niej. On też by tak postąpił gdyby sytuacja była odwrotna. Bo Ją kochał. I Thomas też Ją kocha. W dziwny sposób ale to też miłość. Może czas na pojednanie? Odebrał.
- Słucham. - powiedział zmęczonym głosem.
- Przepraszam. - usłyszał po drugiej stronie. - Nie mogłem postąpić inaczej.
- Wiem. - powiedział cicho szatyn. - Teraz już wiem... Gdzie jesteście? - zapytał.
- W Monachium. - zapanowała cisza. Szatyn poczuł złość ale nie mógł mieć pretensji skoro przez te kilka dni nie odbierał od nikogo telefonów.
- Jesteście w klinice? - zapytał spokojnie.
- Jeszcze w hotelu. Alicja ma teraz ponowne badania. Prosiła żebyśmy przyszli popołudniu.
- Widzieliście Ją już?
- Tak. Jesteśmy tu 3 dzień. - oznajmił.
- Powiedziałeś Jej, że...
- Tak. - odparł krótko. Zabolało. Bo wiedziała i nie zadzwoniła.
- Muszę się z Nią zobaczyć Thomas. - powiedział dobitnie.
- Też tak uważam. 
- Na prawdę? - zdziwił się słysząc odpowiedź przyjaciela.
- Tak. Widzę, że coś jest nie tak Gregor i nie wiem co. Al nic nie chce powiedzieć. Ciągle mówi, że wszystko jest w porządku ale nie widziałem, żeby brała leki, za to widziałem jak ciężko oddycha. Jak źle wygląda. Jest blada, jej oczy zupełnie straciły kolor... - wziął głęboki oddech. - Ma coraz częstsze ataki.
- Sprawdzę to. - powiedział spokojnie.
- Ciekawe jak. Lekarz nic Ci nie powie.
- Powie.
- Nie jesteś z rodziny Gregor.
- Ale opłacam Jej leczenie. - powiedział poważnie. Po drugiej stronie słuchawki zapanowała cisza.
- Chyba na prawdę musimy porozmawiać...

OGRÓD PRZY KLINICE...

   Siedziała na ławce w ogromnym ogrodzie. Wszystko było piękne, zielone, świeże... Kolorowe kwiaty tworzyły różnorodne mozaiki. Drzewa uginały się pod ciężarem owoców. Ptaki śpiewały a woda w jeziorku błyszczała się odbijając promienie słońca. Było jak w małym raju... Spojrzała w bok. Na kolejnej ławce siedziała starsza kobieta. Za rękę trzymał Ją mężczyzna. Prawdopodobnie mąż. Nic nie robili. Trzymali się tylko za ręce. Patrzyli w oczy. Miłość jaka między nimi istniała biła po oczach. Uśmiechnęła się delikatnie. "Też tak chcę" - pomyślała. "Trzeba było o tym pomyśleć zanim nagadałaś Gregorowi tych wszystkich bzdur" - skarciła Ją podświadomość. Zdjęła z głowy chustkę i złożyła ją w kostkę. Już nie była Jej potrzebna. Odkąd przestała brać chemię włosy zaczęły odrastać. Minął już 3 miesiąc więc jej kruczoczarne włosy były teraz krótkie jak u chłopca. Podobało Jej się to. W końcu wyglądała w miarę normalnie i nie musiała ukrywać się pod peruką.
- Alutka! - usłyszała za sobą wesołe wołanie Stefana. Po chwili już był obok Niej. Razem z całą resztą. Prawie całą.
- Gdzie Thomas? - zapytała. Popatrzyli po sobie nie wiedząc jak zareagować. - Zero sekretów od tej pory - powiedziała poważnie. - Gdzie Thomas? - zapytała ponownie.
- Al... bo... Thomas właśnie rozmawia z kimś i...
- Z kim Stefan? - spojrzała Mu w oczy. Westchnął.
- Gregor tutaj jest. - oznajmił w końcu Michael. Odwróciła się w kierunku blondyna. Serce zaczęło bić szybciej. Płuca zakuły.
- Tutaj? - zapytała niedowierzając.
- Ale to nie wszystko. - dodał po chwili Manu. - Al... to Gregor opłaca Twoje leczenie. Od samego początku.
  W głowie zaczęło Jej wszystko wirować. "Jak to Gregor je opłaca? Przecież to miał być jakiś dziany biznesmen z Niemiec a nie On!". Zrobiło Jej się słabo. Musiała oprzeć się o Michaela żeby nie upaść.
- Gdzie Oni są? - zapytała.
- Gregor mówił, że chce porozmawiać z Twoim lekarzem o postępach w leczeniu. Jako opłacający je ma do tego prawo. - powiedział cicho Manu.
 Tego było za dużo. "Jeżeli będzie rozmawiał z lekarzem to o wszystkim się dowie. Nie może się dowiedzieć. Nie w ten sposób!". Chciała wstać z ławki ale nogi odmawiały Jej posłuszeństwa.
- Nigdzie nie idziesz. - zabronił Jej Stefan.
- Ja muszę... - wysapała. Czuła, że zbliża się kolejny atak ale walczyła o to żeby nie stało się to teraz. Nie mogło się to teraz stać.
- Na razie musisz uspokoić oddech. - powiedział stanowczo Michi.

KORYTARZ SZPITALNY...

- Nie umiałem inaczej Thomas. 
- Rozumiem Cię. Pewnie postąpiłbym tak samo. - odpowiedział Mu blondyn. - Dołożymy się jeśli trzeba Gregor. - dodał po chwili. Szatyn spojrzał na przyjaciela. - Dla nas Alicja jest jak siostra. A dla siostry robi się wiele.
- Dziękuję ale nie trzeba. Pieniądze teraz nie mają dla mnie większego znaczenia. - powiedział spokojnie. - Jak się czuje Lily? - zapytał.
- Jest już w domu. Kristina jest cały czas przy Niej. Po najbliższym konkursie do nich wracam. Al będzie miała Ciebie więc...
- Myślisz, że będzie chciała mnie widzieć? - zapytał niepewnie.
- Marzy o tym. - powiedział szczerze blondyn. 
 Obok nich pojawił się siwy lekarz. Wstali.
- Który z Panów...
- Ja. - odpowiedział szatyn przerywając lekarzowi. Pokazał dowód osobisty i od razu zapytał. - Co się dzieje?
- Cóż... Pani Alicja miałaby bardzo duże szanse na przeszczep.
- Miałaby? - wtrącił blondyn.
- Musi brać leki. A teraz leki odstawiła. W Jej stanie mogłyby bardzo zaszkodzić. Dlatego ten czas musi przeczekać bez leków. O ile zdoła go przeczekać...
- Zaraz... jaki czas? O czym Pan mówi? - zapytał zdezorientowany szatyn. Lekarz spojrzał na Niego jak na idiotę...

OGRÓD...

   Siedziała na ławce uspokajając oddech. Co chwilę kaszlała. Musiała się uspokoić. Dla bezpieczeństwa. Własnego i...
- Alicja? - zwrócił Jej uwagę Stefan. Spojrzała na Niego. Patrzył w kierunku wejścia do kliniki. Też tam spojrzała.
 Stali tam obaj. Obaj z podobnymi minami. Wyrażającymi duże zmartwienie i niepewność. Ale na jednej z twarzy widziała poczucie winy. W jednych oczach widziała tęsknotę i miłość. Przebaczenie ale i prośbę o to samo. Zobaczyła łzy. Zaraz potem poczuła to samo na swoim policzku. "On wie..." - pomyślała.
 Podszedł bliżej ciągle patrząc Jej w oczy. Stanął na przeciwko i nic nie mówiąc po prostu mocno Ją do siebie przytulił. Z całej siły. Chcąc pokazać swoje uczucia. To, że jest przy Niej, że Ją kocha, że będzie...
- Przepraszam... - wyszeptała przez łzy. 
  Odsunął się od Niej i znów spojrzał w oczy. Nie mógł się napatrzeć na Jej prawdziwą twarz. Na Nią. Odzyskał Ją. Była Jego. I w głowie pojawiła Mu się wizja przyszłości. Przyszłości, w której trzeba będzie podjąć najtrudniejszy wybór jaki kiedykolwiek przyszło im podejmować.
- Zrobię wszystko... - zaczął - Wszystko... żebyście byli zdrowi. - powiedział. - Oboje. - dodał ciszej, obejmując Ją ponownie...


"Kiedy każdy wybór jest wyborem tragicznym..."

**********************************************************************************
Jest list.
Jest reakcja Gregora.
Jest reakcja Thomasa.
I jest małe Schlierenzauer-niątko, które sprawi wiele zamieszania.
Buziole:*
P.S.: Mam nadzieję, że rozdział Was nie zawiódł :)
A z boku --------->
Pojawiła się ankieta, która bardzo mi pomoże w dogodzeniu czytelnikom, czyli Wam :)
Głosujcie :)

wtorek, 29 kwietnia 2014

36. TEN, W KTÓRYM ZNAJDUJE LIST...

 SZPITAL ONKOLOGICZNY...

  Spojrzała na dzwoniący telefon. THOMAS DZWONI. Napis migał na wyświetlaczu już kolejny raz dzisiejszego dnia. Nie odbierała. Najpierw nie miała czasu ze względu na ponowne badania kontrolne a potem nie miała ochoty widząc wyniki. Westchnęła. Nie mogła unikać rozmów z przyjacielem, bo zacząłby panikować i prędzej czy później by przyjechał. A to nie wchodziło teraz w grę. Nacisnęła zieloną słuchawkę.
- Słucham - powiedziała cicho.
- Boże, Al czemu nie odbierasz? Wiesz jak się martwiliśmy? - usłyszała głos blondyna. Uśmiechnęła się. "Martwiliśmy...". Czyli słyszą ich wszyscy. 
- Cały dzień miałam badania kontrolne. Nie miałam kiedy odebrać. - skłamała.
- Wszystko w porządku?
- Tak. - powiedziała cicho.
- Wiem kiedy kłamiesz siostrzyczko! - usłyszała groźny głos Stefana. Uśmiechnęła się ponownie.
- Nie wszystko jest tak jak być powinno ale jeszcze nie umieram. - zakaszlała. W słuchawce nastała cisza. Właśnie dlatego wolała nie rozmawiać już z Nimi przez telefon. Płuca przestawały poprawnie działać i oddychanie zaczęło sprawiać coraz większe trudności a kaszel się nasilił. - Leki mi pomagają. - skłamała ponownie trochę pewniejszym głosem. - Gratuluję wygranej chłopaki. - dodała weselej. 
- To złoto jest dla Ciebie Al. - powiedział Michael.
- No i przepraszamy, że indywidualnie nie udało się nam Go zdobyć. - dodał Manu.
- Byliście w najlepszej piętnastce. Dla mnie jesteście zwycięzcami. 
- Nie wszyscy wystartowali. - wspomniał Stefan. Westchnęła. Widziała konkurs. Cały weekend liczyła, że zobaczy na telebimie Jego twarz. Nie było Jej to dane.
- Dlaczego? - zapytała po chwili.
- Gregor nie wystartował bo Go tu z nami nie ma Alicja. - powiedział Thomas.
- Nie przyjechał na inauguracje sezonu? - zdziwiła się.
- Stwierdził, że Wisła i Zakopane mu nie po drodze.
- Nie po drodze? Co to znaczy Stefan?
- Gregor wyjechał z Innsbrucku jakieś 4 dni temu. - powiedział w końcu Thomas. - Nie wiemy gdzie jest ani co robi. Dziwnie się zachowywał przez ostatnie dwa tygodnie. Ciągle gdzieś wychodził, łaził po urzędach, zbierał pieniądze... Nie wiem co się z Nim dzieje. Nie chciał ze mną rozmawiać. W ogóle. 
- Nie wiem co mam Wam powiedzieć. - westchnęła.
- Nic teraz nie mów. Pogadamy jak się zobaczymy. Jutro będziemy w Krakowie - powiedział wesoło Stefan. Zamilkła. Teraz musiała im powiedzieć prawdę. A długo się zastanawiała czy to w ogóle zrobić.
- Nie cieszysz się? - zapytał Michael.
- Nie przyjeżdżajcie do Krakowa. - powiedziała poważnie.
- Alicja obiecałaś nam, że będziemy mogli Cię odwiedzić...
- Nie ma mnie w Krakowie Stefan. - przerwała mu.
- To gdzie Ty jesteś? - zapytał zdezorientowany.
- Al, co się dzieje? - tym razem odezwał się zdenerwowany Thomas.
- Jestem w klinice w Monachium. Czekam na przeszczep. - wydusiła z siebie...

FULPMES...

  Wszedł do domu z lekkim uśmiechem na twarzy. W salonie siedziała cała Jego rodzina. Wszyscy widząc Go zrobili miny jakby zobaczyli ducha, a On jak gdyby nigdy nic podszedł do każdego z nich i przywitał się uściskiem. Jak w rodzinie...
- Gregor... - zaczęła Jego matka. - Kochanie wszystko w porządku?
- Oczywiście, że w porządku. I to nawet nie wiesz jak.  - powiedział spokojnie.
- Co Ty tu robisz? I dlaczego nie jesteś w Polsce? - zapytała Gloria.
- Muszę Wam o czymś powiedzieć. Odpuszczam sezon letni. - powiedział poważnie.
- Dlaczego? - zapytał Lucas.
- Mam ważniejsze sprawy na głowie. - odpowiedział. Wszyscy zamilkli. Znali szatyna bardzo dobrze i doskonale wiedzieli, że zawsze na pierwszym miejscu w Jego życiu były zawody. A teraz nagle pojawia się w domu i oznajmia że odpuszcza cały sezon. - I o tych ważniejszych sprawach muszę Wam powiedzieć. - dodał.
- Jest coś jeszcze? - zapytała ponownie Gloria.
- Wyjeżdżam. - oznajmił. - Jestem tutaj tylko po to, żeby spędzić przed wyjazdem z Wami trochę czasu i przeprosić że ostatnio wyjechałem bez pożegnania i w dużych nerwach. To było niepotrzebne.
- Gregor, synku ale gdzie? Po co? Na jak długo?
- Mamo... - zaczął niepewnie. - Wyjeżdżam na Barbados. - oznajmił.
 Jego siostra zaczęła się śmiać. Głośno i ze łzami w oczach.
- Mamo Greg zwariował hahahaha
- Nie zwariowałem Gloria. To jest w tym momencie jedyne wyjście. Jedyne dobre dla mnie wyjście. - powiedział z powagą. Spojrzała na Niego z niedowierzaniem.
- Żartujesz sobie z nas. Po jaką cholerę Ty jedziesz na Barbados? - zapytał Lucas.
- Jeżeli zostanę w Innsbrucku wszystko mi o Niej będzie przypominało. Jeżeli będę tutaj tym bardziej będę o Niej myślał. I tak nie potrafię skakać jak kiedyś. Muszę to przeczekać. A jeżeli będę blisko to nic mnie nie powstrzyma żeby do Niej jechać. Zwłaszcza teraz kiedy... - przerwał.
- Kiedy co? - zapytała matka.
- Kiedy opłaciłem Jej leczenie i przeszczep w klinice w Monachium. - oznajmił. Cisza jaka zapanowała w salonie była nie do zniesienia. Czekał niecierpliwie na jakąkolwiek opinię ze strony rodziny ale Oni ciągle tylko patrzyli na Niego jak na wariata.
- Co zrobiłeś? - zapytała Gloria.
- Sprawiłem, że być może Alicja przeżyje. - powiedział z lekkim uśmiechem na twarzy. W końcu udało Mu się normalnie wypowiedzieć Jej imię. Nie obyło się bez bólu w sercu po tym jak Je wyrwała z Jego piersi ale kiedy je wypowiadał przed oczami stawał Mu obraz dziewczyny. Obraz tego jak było dobrze...
- Ile to kosztowało? - zapytał Lucas.
- To jest nieważne. Jej życie jest dla mnie bezcenne. - odpowiedział.
- Nawet po tym jak Cie potraktowała?
- Kocham Ją Gloria. I chyba zawsze już będę. Nie potrafię przestać. Być może to jest obsesja ale utrzymanie Jej przy życiu jest teraz moim celem. Jeżeli Ona umrze... ja umrę razem z Nią. Chcę żeby była szczęśliwa.
- Z daleka od Ciebie...
- Tak Lucas. Ona mnie nienawidzi. Dlatego nie może się dowiedzieć, że to ja zapłaciłem za leczenie. Muszę wyjechać żeby być jak najdalej bo codziennie coraz bardziej za Nią tęsknię i coraz bardziej chcę Ją zobaczyć. - powiedział. Znów nastała cisza. Patrzył na każdego po kolei. Wszyscy nie mogli uwierzyć w to co właśnie usłyszeli. Jedynie ojciec patrzył na Niego z wielką troską wypisaną na twarzy. W końcu zabrał głos.
- Odwiozę Cię na lotnisko. Powiedz tylko kiedy. - powiedział spokojnie.
- Tak po prostu chcesz Mu pozwolić na wyjazd nie wiadomo gdzie?! - krzyknęła matka.
- Angeliko... jeżeli będzie chciał to i tak pojedzie. Jestem przekonany, że ma już kupiony bilet. W jedną stronę. - ojciec spojrzał na syna uważnie. Ten tylko kiwnął głową.
- I kiedy zamierzasz wrócić?!
- Mamo... nie wiem. Jak sobie to wszystko poukładam. Proszę Cię... Nie utrudniaj mi tego. - powiedział poważnie...

MONACHIUM...

  Patrzyła na wyniki nie wierząc własnym oczom. Była świadoma, że z czasem może się pogorszyć. Że płuca będą jeszcze bardziej szwankowały ale teraz była zdruzgotana. Nigdy ale to nigdy nie brała takiej opcji pod uwagę. Oczekiwanie na przeszczep to ciągłe badania kontrolne. Ale też liczne zmiany leków, po których różnie się reaguje. Reakcja Jej organizmu nie zaskoczyła Ją. W końcu zawsze reagowała na wszystkie leki kiepsko. Ale teraz...
- Musi Pani podjąć decyzję Pani Alicjo. - powiedział siwawy lekarz siedzący na fotelu obok Niej. - Bez leków będzie pani ciężko oddychać. Z lekami komplikacje mogą być różne... W Pani przypadku bardzo złe. - przerwał. - Wie Pani, że przeszczep jest możliwy. Wie Pani jakie jest ryzyko. Zna Pani swój organizm i wie jak wiele może znieść. Reszta to Pani decyzja. Pobyt tutaj jest opłacany dla Pani co tydzień. Może Pani tutaj być do końca. Jaki by nie był. - powiedział i wyszedł z sali zostawiając Ją samą ze swoimi myślami.
 Sięgnęła po czerwony zeszyt i otwarła na pierwszej stronie, tam, gdzie było zdjęcie...
  "Co mam robić Gregor?... Tak bardzo teraz Cię potrzebuje... Wiem co byś wybrał... Zbyt wiele Twoich myśli już poznałam... Ale teraz... Cała odpowiedzialność spadnie na mnie...". Łza spłynęła Jej po policzku. W klatce piersiowej poczuła kłucie. Bardzo silne. Efekt nie brania leków... Położyła się na łóżku i wpatrywała w zdjęcie. 
  "Kocham Cię tak bardzo..."

FULPMES...

  Siedział z bratem w swoim starym pokoju. Pił piwo. Myślami był daleko stąd. Przy kimś innym...
- Greg, to nie jest Twoja kurtka prawda? - zapytał podnosząc czarną wiatrówkę z łóżka.
- Jest Thomasa. Pożyczyłem bo nie mogłem znaleźć swojej. - powiedział obojętnie.
- I piszecie do siebie listy? - zapytał brunet. Szatyn spojrzał na Niego dziwnie. Dopiero kiedy Lucas wyjął kopertę z kieszeni kurtki zauważył ją. - Jest na Niej napisane "Gregor". Więc zakładam, że to do Ciebie. - oznajmił podając bratu kopertę. 
 Wziął ją do ręki i otwarł. Wyjął z niej kartkę i rozłożył tak, żeby widzieć tekst. Nie mógł uwierzyć w to co widzi przed oczami. Wstał nadal czytając słowa wypisane na kartce. Słowa, które sprawiały, że ból się nasilał, że zdenerwowanie rosło ale serce napełniało się na nowo. Na nowo się odradzało... W głowie tysiące myśli ale tylko jeden obraz przed oczami... Ona...

ZAKOPANE, HOTEL...

- Powiem Mu jak tylko wrócimy. - oznajmił w końcu Stefan.
- Przecież nawet nie wiesz gdzie On teraz jest.
- Trudno Manu, ale On musi wiedzieć. Przecież jest szansa że Alicja przeżyje a to zmienia całkowicie postać rzeczy. - odparł.
- Może jest u rodziców? - zapytał Michael. - Może do nich zadzwońmy. - zaproponował.
- Thomas co o tym myślisz? - zapytał Andi.
- Gdzie jest moja wiatrówka? Taka czarna? - spytał szukając w swoich rzeczach.
- Serio? Teraz interesuje Cię Twoja wiatrówka?
- Tak Stefan, w niej był list od Alicji. Miałem go dać Gregowi jak... Po wszystkim. - powiedział dalej grzebiąc w rzeczach. - Teraz muszę Mu go dać wcześniej. - dodał. - Czas najwyższy żeby poznał prawdę. I tak już za długo zwlekałem.
- Thomas? - zaczął Die-die. - Thomas tutaj nie ma Twojej kurtki.
- Skąd wiesz? - zapytał nadal jej szukając.
- Bo Gregor ją pożyczył przed wyjazdem. Zapomniałem Ci powiedzieć. 
  Blondyn spojrzał na kolegę z niedowierzaniem. Zapanowała cisza. W oczach Morgensterna można było zobaczyć panikę. Ciszę przerwał telefon. Spojrzał na wyświetlacz. Po chwili odebrał a wszystkie oczy w pokoju zostały zwrócone w Jego kierunku.
- Gregor... - zaczął.
- Jak mogłeś mi to zrobić Thomas?! - usłyszał zdenerwowany głos w słuchawce.
- Posłuchaj mnie...
- Nie wybaczę Ci tego... - powiedział cicho i połączenie zostało przerwane...


"Kiedy musisz uciec przed miłością najlepszym miejscem jest bezludna wyspa"

*********************************************************************************
Witajcie kochane :)
Mam nadzieję, że bieg wydarzeń Wam się podoba.
Co teraz zrobi Gregor?
Pewnie się domyślacie ale jeśli mnie znacie to wiecie, że do happy endu daleko.
O ile w ogóle nastąpi ;P
Buziole:*
P.S.: Ann... ja nadal czekam na kolejny diament :D

poniedziałek, 28 kwietnia 2014

35. TEN, W KTÓRYM WRACA NADZIEJA...

POLSKA, SZPITAL ONKOLOGICZNY...

Gdyby istniał jakiś sposób na to, żebyś mnie pokochała już dawno bym go wypróbował.
Może nie "dawno" ale "niedawno".
Nigdy nie byłem mistrzem pióra...
Dzisiaj nawet na mnie nie spojrzałaś.
Jakby nic się nie wydarzyło.
"Nie analizuj" - powiedziałaś.
Za późno.
Cały czas się zastanawiam jak to robisz wyłączając się.
Wyszłaś z pokoju bez słowa.
Tak po prostu.
Czy chciałem, żebyś została?
Oczywiście, że tak.
Dlaczego Ci tego nie powiedziałem?
Bo wiedziałem, że jeśli to zrobię to nigdy więcej nie powtórzymy tej nocy.
A ja za bardzo Cie pragnę.
Całej.
Tylko dla siebie.
Nie mogę przestać o tym myśleć.
Do tej pory przyciągałaś mnie swoim charakterem.
Swoim sposobem bycia.
Stosunkiem do ludzi.
Dobrocią, która przez Ciebie przemawia.
Tym, że potrafisz rozmawiać nawet z kimś kto jest dla Ciebie wredny jak nikt inny.
Potrafisz zaprzyjaźnić się ze mną mimo moich wad.
Mimo ciągłych docinków z mojej strony.
Dziwi mnie to ale i cieszy.
Nawet nie wiem kiedy zdążyłem się przywiązać.
Sam powtarzałem Morgiemu, że przywiązanie do Ciebie Go zniszczy.
Teraz boję się o siebie.
Bo oprócz bliskości mentalnej dostałem bliskość fizyczną.
I czuję jak mnie to zabija.
Jedna noc a tak wiele zmieniła.
Sprawiłaś, że oszalałem...

AUSTRIA, BERGISEL...

   Trening przebiegał sprawnie. Każdy ze skoczków oddawał równe skoki ale nie każdy takie, jakich wymagał trener i nie takie na jakie ich stać. Zrezygnowany szatyn spojrzał na tabelę wyników i pokręcił głową z niedowierzaniem. Minął bez słowa kolegów i przebrawszy się opuścił teren skoczni. Nie miał najmniejszej chęci nadal się produkować bez efektów. Znów...
- Tydzień. I ciągle to samo. - powiedział Stefan z lekkim wyrzutem patrząc na blondyna.
- Wiem co chcesz powiedzieć ale nie Stefan, nie powiemy Mu. - powiedział stanowczo.
- Jesteś uparty jak osioł Thomas.
- Wiesz chociaż co u Niej? - zapytał Manu.
- Wczoraj wieczorem dzwoniła. Mówiła, że czuje się dobrze, że płuca jak na razie pracują w miarę normalnie. - powiedział poważnie i zapatrzył się w jeden punkt.
- Thomas? Co jest? - zapytał Michi. Kolega spojrzał na Niego i usiadł na ławce w szatni.
- Mam wrażenie, że mnie okłamuje. Że nie mówi mi całej prawdy. Zapytała mnie o Schlierego. Nie okłamywałem Jej. Powiedziałem jak jest. Powiedziałem też, że mam coraz większą ochotę Mu powiedzieć prawdę.
- I co Ona na to? - zapytał Andi.
- Powiedziała, że... - zaczął.
- Że? - dopytywał Stefan.
- Że już Jej to nie obchodzi. - dodał. Zamilkli. 
- Nie obchodzi Jej to... gdyby tak było nie pytałaby o Niego. - zauważył ponownie brunet. - Następnym razem ja sobie z Nią porozmawiam. - powiedział zdenerwowany. - Co Ona sobie wyobraża? Że kim do cholery jest? To, że jest umierająca nie upoważnia Jej do tego, żeby rządziła wszystkimi dokoła i ustawiała sobie wszystkich tak jak tego chce. Mam dość udawania Thomas.
- Wiem. Ja też mam dość. Od tygodnia widzę najlepszego przyjaciela, który zachowuje się jak zombie. Nic nie je, z nikim nie rozmawia, siedzi zamknięty w pokoju nie wiadomo co robiąc... 
- No to zróbmy coś z tym i Mu powiedzmy. - stwierdził nagle Manuel. - Skoro Alicja nadal czuje się dobrze to może to jest najwyższy czas żeby porozmawiali jak dorośli ludzie i zaczęli się tak zachowywać. Gdybym był umierający wolałbym spędzić te ostatnie tygodnie z kimś kto mnie kocha. Chyba mniej bym się bał. - powiedział poważnie.
- Manu ma rację. Nie robimy tego tylko dla Grega ale też dla Niej. Teraz oboje się męczą a jakby znali prawdę to może choć przez chwilę byliby w końcu szczęśliwi.
- Andi a co będzie jak w końcu Ona umrze? - zapytał blondyn.
- Myślisz, że Gregor teraz nie myśli o tym jak Ona się czuje i czy w ogóle żyje? Ostatnio zostawił laptopa w salonie. Chciałem zobaczyć tabele bukmacherskie i otwarłem go. W historii miał strony o raku płuc, przeszczepach, klinikach, leczeniu tego schorzenia... On cały czas myśli o tym, bo nie przestał Jej kochać. Osobiście uważam, że utrzymując to nadal w tajemnicy tylko skracamy im ten czas, w którym mogliby pobyć razem. - stwierdził.
  Blondyn spojrzał po kolegach i pokręcił głową.
- Nie. Koniec tematu. - powiedział i opuścił teren skoczni...

POLSKA...

Dziś o mały włos się nie wygadałem.
O mały włos Cię nie straciłem przez własną głupotę.
No i wmówiłem Ci, że zależy mi na Tobie jak na przyjaciółce...
Mam ochotę walnąć głową w ścianę, żeby głupota stamtąd wyszła.
Ale to nie jest takie proste.
Widzisz...
W głowie mam zdania gotowe do wypowiedzenia ale kiedy chcę to zrobić nagle jakby zapalała się jakaś niewidzialna lampka.
Coś mnie blokuje i zamiast powiedzieć "tak" mówię "nie".
Myślę "Ile Bóg da Ci jeszcze czasu" a mówię "Mam gdzieś ile jeszcze pożyjesz".
Myślę "Kocham Cię" i nie mówię nic...


Nigdy w życiu niczego tak na prawdę się nie bałem.
Do teraz.
Boję się, że się dowiesz.
Że Twoje bystre oko zauważy, że nie potrafię przejść obok Ciebie obojętnie.
Że z każdym kolejnym dotykiem, pocałunkiem, nocą...
Że coraz bardziej tracę dla Ciebie rozum.
Że nie umiem się wyłączyć tak jak tego chcesz.
Że nie jesteś dla mnie przyjaciółką...
Że jesteś dla mnie wszystkim...


Thomas wie.
Jestem tego pewny.
Wiem też, że mimo wszystko, mimo tego, że Cie kocha i mógłby Ci to powiedzieć dla własnej korzyści nie zrobi tego.
Bo jest najlepszy.
Najbardziej sprawiedliwy.
Jest po prostu świetnym przyjacielem.
Czasem chciałbym żeby przestał czytać mi w myślach.
Ale po to Go mam.
No i po to żeby chronił mnie przed głupotami.
Gdyby Lily nie była chora na pewno wybiłby mi Ciebie z głowy.
Tak jak ja próbowałem to zrobić Jemu.
Tylko ja jestem bardziej uparty.
Dlatego nigdy by Mu się to nie udało.
Bo Kocham Cię tak bardzo, że nic nie jest w stanie mi tego odebrać.
Prawie nic...

AUSTRIA, INNSBRUCK, WILLA SPORTOWA...

  Stał przy parapecie w swoim pokoju. W dłoni miał szklankę z wodą. Spojrzał na 3 doniczki stojące w równym rzędzie i uśmiechnął się do siebie. "W Twoim pokoju nie ma ani jednej rośliny Schlieri" - przypomniał sobie Jej oskarżycielski ton. "Może chociaż kaktus przeżyje w moich rękach." - pomyślał. Podlał kwiatki i usiadł przy swoim biurku. Otwarł laptopa i spojrzał po raz tysięczny na numer wyświetlany na ekranie. Znów zaczął się zastanawiać czy Go wykręcić czy też nie. Tylko po co? "Jestem dla Ciebie nikim a tak wiele bym dla Ciebie zrobił...". Wystukał numer i nacisnął zieloną słuchawkę. Zamknął laptopa i czekał na połączenie...

POLSKA...

Widziałem jak na Niego patrzyłaś.
Jak Go wspierałaś.
Jak bardzo jesteś Mu potrzebna...
Jest dla Ciebie jak brat.
A może kimś więcej?
Lily jest chora...
Dlaczego akurat Ona?
Nie pozwoliłaś Mu się nad tym zastanawiać ale wiem, że wierzysz, że nic nie dzieje się bez przyczyny.
Może to po to, żeby się opamiętali?
I wrócili do siebie?
Lily zasługuje na pełną rodzinę.
To cudowne dziecko.
Chciałbym kiedyś mieć takie cudo dla siebie.
Już raz miałem okazję ale wszystko było jednym wielkim oszustwem.
I to bolało.
Może nawet został mi po tym jakiś uraz?
Ciekawe czy gdybyś była całkiem zdrowa chciałabyś mieć dzieci.
Nigdy Cię o to nie zapytałem.
Ale chyba nie wypada prawda?
Tylko, że ja i tak pytam Cię o najbardziej dziwne rzeczy więc to pytanie raczej by Cię nie zdziwiło.
A ta kwestia akurat bardzo mnie interesuje.
Choć nigdy nie zdawałem sobie sprawy z tego jak ważna jest rodzina.
Teraz coś się zmieniło.
Pojawiłaś się Ty.
I wywróciłaś mój światopogląd.


Byłem dzisiaj w kościele.
Po raz pierwszy od bardzo dawna.
Pytałem Boga dlaczego mi Cię chce zabrać.
Dlaczego już?
Dlaczego skraca Ci termin i dlaczego w ogóle Ty musisz odejść?
Po co Mu tam jesteś?
Mi jesteś potrzebna bardziej.
Jak powietrze.
Jeżeli już ktoś ma cierpieć za swoje grzechy to chyba ja.
Ja nawet do kościoła nie chodziłem.
A Ty biegasz co niedzielę.
Jaki w tym sens?
Gdzie jest logika?
Jeżeli nie trafisz do nieba...
Jak umrę to zrobię rozrubę.
Chociaż...
Może bycie razem jest nam pisane dopiero w piekle...
Wszędzie będę Cię kochał tak samo...

AUSTRIA, INNSBRUCK, WILLA SPORTOWA...

  Blondyn po cichu wszedł na górę. Słyszał głos szatyna. Był ciekaw z kim tamten rozmawia. Nie słyszał Jego głosu tydzień. A jeżeli już usłyszał to "cześć, o której jutro trening?". Nie chciał się narzucać na siłę. Wiedział, że przyjaciel musi sam sobie wszystko poukładać ale świadomość tego, że żyje w błędzie nie dawała Mu spać spokojnie. Nawet Kristina była zdania, że Gregor powinien znać prawdę. 
  Zatrzymał się przy pokoju szatyna. Drzwi były lekko uchylone więc wszystko było słychać. Rozmawiał przez telefon.
- Tak... Rozumiem... Wszystko co mam przesłałem Panu mailem... Czyli jest taka możliwość?... Ale gdybym... Tak, rozumiem... Jak to wygląda ze strony prawnej?... Czyli nie trzeba nic specjalnego przygotować?... Dobrze... W takim razie najważniejsza sprawa, ile to będzie kosztowało?... To sporo pieniędzy... - powiedział cicho. - Tak rozumiem... Dobrze w takim razie odezwę się jeszcze do Pana. Dziękuję. - zakończył rozmowę. - Wiem, że stoisz pod drzwiami Thomas. - powiedział spokojnie.
 Blondyn wszedł do pokoju i spojrzał na przyjaciela. Ten lekko się do Niego uśmiechnął.
- Co się dzieje? - zapytał.
- Nic. A dlaczego coś ma się dziać?
- Masz kłopoty finansowe? - zapytał.
- Nie. Jestem najlepszym skoczkiem Austrii jakbyś nie pamiętał. - przypomniał przyjacielowi. Stanął na przeciwko Niego i spojrzał Mu w oczy. - Nie staraj się ze mnie nic wyciągnąć Thomas. 
- Martwię się o Ciebie. Ostatnio..
- Ostatnio nie idzie mi za dobrze na skoczni ale to się zmieni. Już niedługo. Zobaczysz. - poklepał przyjaciela po ramieniu i wyszedł z pokoju.
- Greg, gdzie idziesz? - zapytał wybiegając za Nim.
- Muszę coś załatwić. Wrócę wieczorem. O której mamy jutro trening? - zapytał.
- O 9:00.
- To do zobaczenia na skoczni. - powiedział i wyszedł z domu...

POLSKA...

- Chyba znasz już to na pamięć. - powiedziała Anna stojąca w drzwiach do sali. 
 Dziewczyna odłożyła czerwony zeszyt na stolik obok łóżka i spojrzała smutno na opiekunkę.
- Wiem, że popełniłam błąd. - powiedziała cicho. - Ale teraz jest już za późno na odkręcenie tego wszystkiego. - dodała.
- Na miłość nigdy nie jest za późno Alutka. - usiadła obok Niej.
- Na miłość tak. Ale na wybaczenie czegoś takiego potrzeba czasu. A My go nie mamy.
- Posłuchaj... Może jednak nie jest aż tak źle jak by się mogło zdawać. - powiedziała tajemniczo.
- Co masz na myśli? - zapytała.
- Dzisiaj popołudniu do ordynatora był telefon. - zaczęła. - Ktoś wypytywał jak działa system przeszczepów u nas i jak kwalifikowani są pacjenci. 
- No i? - zapytała zniecierpliwiona.
- Chce ufundować leczenie jednemu z pacjentów w Niemczech. - powiedziała ucieszona.
- Ale jaki to ma związek ze mną? Przecież ja i tak jestem nierokująca.
- Tutaj owszem. - powiedziała pewnie kobieta. - Ale w Niemczech jesteś pierwsza na liście oczekujących...


 "Nieprzeżyte,
najpiękniejsze dni nasze.
A te słowa,
słowa najpiękniejsze,
niewypowiedziane."

**********************************************************************************
I jest kolejny. :)
Wczoraj nie byłam w stanie nic stworzyć.
Musicie mi wybaczyć.
Ale impreza była odjechana w kosmos.:P
Składam na Wasze ręce.
Buziole :*
P.S.: Ann, tak, to był ten, o którym myślisz ;)