sobota, 29 marca 2014

8. TEN, W KTÓRYM SPĘDZAJĄ DZIEŃ W GÓRACH...

AUSTRIA, INNSBRUCK, WILLA SPORTOWA...

   Szatyn zszedł do salonu i stanął w drzwiach. 
- Widzieliście gdzieś Alicję? - zapytał.
- A co? chcesz ją przeprosić? - zapytał Michi.
- Za co mam ją przepraszać? - spojrzeli na Niego jak na głupka.
- Schlieri za wczoraj. To co zrobiłeś było...
- Jakie było Andy? - zapytał beztrosko.
- Trochę przesadziłeś. - stwierdził Michael.
- Dlaczego? A może ja na prawdę chciałem ją zaprosić na randkę. - stwierdził wesoło.
- Daruj sobie. - powiedział blondyn i oparł się wygodnie o oparcie fotela, w którym siedział. - Poszli z Thomasem w góry. 
- W które? - zapytał zaciekawiony.
- Nawet gdybym wiedział to bym Ci nie powiedział. Daj im trochę poprzebywać samym.
- Samym... Michael Ty nie wiesz co Ty robisz...

TYMCZASEM GDZIEŚ W GÓRACH...

   Stała na zboczu jednego ze szczytów. Blondyn stanął tuż za Nią. Ciężko oddychała. Ale było jej z tym dobrze. To powietrze, ten widok. To wszystko było warte jej zmęczenia. 
- Wszystko w porządku? - zapytał cicho.
- Pytasz mnie już 5 raz. - wywróciła oczami.
- Bo się martwię. 
- Jak będzie źle to Ci powiem. Wzięliśmy inhalator więc o nic się nie martw. Poza tym robisz mi przerwy co godzinę więc na prawdę nie ma mowy o żadnych przykrych niespodziankach. - powiedziała. - Thomas zapomnij chociaż na chwilę, że jestem chora i ciesz się tym widokiem. - powiedziała wesoło i usiadła na trawie. Usiadł obok Niej. Spojrzał na rozciągający się widok. W dole widać było cały Innsbruck. Wieżyczki od kaplic, białe kamienne domy, ogrody... Usłyszał charakterystyczny dźwięk wydawany przez aparat. Spojrzał zaskoczony w Jej stronę.
- Skąd masz...
- Ukradłam Gregorowi. - przerwała mu. - Myślę, że mi wybaczy. - puściła mu oko. Zaśmiał się. 
- No to go użyjmy. - zachęcił. 
Zrobili sobie sweet focię z dzióbkami, bez dzióbków, stojąc, siedząc, leżąc, ona jemu, on jej... Mieli przy tym dużo zabawy. W końcu wyciągnęli kanapki z plecaków i termos z gorącą czekoladą. 
- O rany... Właśnie sobie dodałeś obowiązków Morgenstern. - powiedziała poważnie. - Od dzisiaj codziennie rano będziesz mi musiał robić taką czekoladę. - zaśmiała się.
- Tobie, zawsze. - stwierdził z uśmiechem. Zamilkli. Wpatrywali się w widok rozciągający się przed nimi. Był piękny. Wyjątkowy. 
- Tutaj jest tak spokojnie... - zaczęła. - Czas płynie wolniej... Mam wrażenie, że mam go więcej niż w rzeczywistości. - lekko się zaśmiała. Spojrzał na Nią. - Gregor ma rację. Wcale nie jestem taka twarda za jaką próbuję uchodzić... Cały czas myślę o tym jak to będzie w te ostatnie dni... Czy ktoś przejmie się w ogóle moim stanem oprócz Anny... Czy ktoś potrzyma mnie za rękę... 
- A chciałabyś tego? - zapytał.
- Chciałabym żeby ktoś przy mnie był. Najlepiej ktoś kogo nie znam, bo nie chcę umrzeć zapłakana. - pokręcił głową słysząc słowa dziewczyny. - Ale ktoś musi tam być.
- Boisz się? - spojrzała na Niego smutno.
- Cholernie się boję Thomas. - szepnęła. Jego serce pękało. Tak bardzo polubił tą dziewczynę. W półtora tygodnia zakradła się do jego serca i siedzi tam cicho, co chwilę wprawiając je w drgania, których on sam opanować nie potrafi. Broni się przed uczuciami, bo Jej to obiecał ale czy to jest to czego na prawdę chce? Przytulił ją do siebie bez słowa. Zaczął głaskać po głowie. W takiej ciszy siedzieli przez dłuższy czas. Nic nie mówiąc. 
- Chcę przy tym być. - powiedział niespodziewanie. Spojrzała na Niego natychmiast. Patrzył na Nią tak zaciętym wzrokiem... - Nie chcę żebyś się bała. - powiedział szczerze. 
- Nie. - powiedziała stanowczo. - Nie zgadzam się.
- Dlaczego?
- Bo jesteś dla mnie kimś zbyt ważnym Thomas. Nie wytrzymałabym rozstania z Tobą w taki sposób. Nie mogłabym odejść spokojnie wiedząc, że cierpisz.
- Myślisz, że mniej będę cierpieć jeżeli umrzesz 1000 km ode mnie? - zamilkła.
- Właśnie dlatego nasza przyjaźń to kiepski pomysł. - powiedziała cicho.
- Źle Ci przy mnie? Źle Ci jest teraz? - zapytał patrząc w jej zielone tęczówki.
- Nie. Teraz jest wspaniale. Ale..
- Ale... zawsze słyszałem jakieś ale. - powiedział. - Pozwól mi raz zrobić to czego chcę. Po swojemu. Bez niczyjej zgody.
- Thomas zależy Ci na mnie? - zapytała patrząc na Niego uważnie.
- Bardzo. - odpowiedział szczerze.
- Więc nie rań mnie. - powiedziała cicho. - Nie rób czegoś przez co potem będę cierpieć. 
- A teraz nie cierpisz? - spytał. - Jest Ci dobrze bez przyjaciół, bez kogoś kto Cie kocha, bez bliskich?
- Jest mi wygodnie.
- A jesteś z tym szczęśliwa? - zapytał. Przez chwilę wahała się przy odpowiedzi. W jego oczach widać było determinację. Wiedziała, że nie odpuści. Że będzie dążył do tego żeby ta przyjaźń trwała dłużej niż by tego sobie życzyła. 
- Thomas... 
- Jesteś szczęśliwa? - zapytał ponownie. Westchnęła. - Tak myślałem. - powiedział cicho. - Pozwól mi Cie uszczęśliwić Alicja... - powiedział prawie szeptem patrząc jej głęboko w oczy. Bolały ją te słowa. On tak wiele dla Niej znaczył a tak niewiele mogła mu zaoferować. Zbliżył swoje usta do jej ust. Był tak blisko... Czuła jego oddech na swojej skórze. Zamknęła oczy. Gdzieś w sobie walczyła żeby to przerwać... Poczuła jego usta na swoich. Tak delikatne jak dotyk motyla... Tak ciepłe i miękkie jak nic co do tej pory czuła. A sam pocałunek był tak spokojny jakby bał się, że pod jego wpływem dziewczyna się rozpadnie... Odsunęła się od Niego i spojrzała w oczy. To co działo się teraz w jej sercu było czymś czego jeszcze nigdy nie czuła. Ale to co działo się w jej głowie było jeszcze gorsze. Bo kiedy On dawał jej jasny znak swoich uczuć Ona chciała aby na Jego miejscu był ktoś inny. Żeby to ktoś inny mówił tak pięknie o swoich uczuciach...
- Nie... - powiedziała cicho. Jego oczy zgasły. Smutek aż wylewał się z jego twarzy. - Thomas... Tobie tylko się wydaje, że coś do mnie czujesz. Potrzebujesz miłości. I czułości. Potrzebujesz tego jak nikt inny na świecie. Ale pamiętaj, że masz Lily. Że musisz mieć ją na uwadze, że potrzebujesz kogoś kto kiedyś się Wami zajmie. Kto pokocha Was oboje i z kim mógłbyś spędzić resztę życia. Długiego życia.
- Alicja...
- Nie. - przerwała mu. - Nie zakochasz się we mnie. Pamiętasz? Obiecałam Ci, że Ci na to nie pozwolę a Ty obiecałeś mi, że tego nie zrobisz.
- Ale to się robi silniejsze ode mnie.
- Więc wrócę do Polski zanim będzie za późno. - powiedziała stanowczo. Panikę w jego oczach mógł zobaczyć każdy w tamtym momencie.
- Nie rób tego... Obiecuję, że więcej już tego nie zrobię.
- Obiecaj, że będziesz moim przyjacielem.
- Obiecuję.
- Przyjacielem i nikim więcej.
- Obiecuję. - powiedział cicho. Wtuliła się w jego ramiona. Objął ją delikatnie i lekko się uśmiechnął. - Nigdy nie przytulałem dziewczyny, która przed chwilą dała mi kosza. - wyznał. Zaśmiała się. Po chwili jednak spoważniała, bo zadał pytanie, którego bała się najbardziej. - Gdyby się okazało, że jest szansa. I żyłabyś normalnie...
- Zrobiłabym to samo. - powiedziała poważnie. Westchnął.
- Właśnie zdeptałaś moje serce - powiedział lekko żartobliwie. Zaśmiała się.
- Kobiety to suki. - przypomniała mu. Też się zaśmiał. - Ale jedno Ci muszę przyznać Morgenstern. Zajebiście całujesz. - powiedziała pewnie. Zaśmiał się wesoło. 
- Ciesze się, że się Pani podobało. gdybyś chciała to kiedyś powtórzyć...
- Morgi...- upomniała Go.
- Oj tam oj tam. - wystawił jej język. - Wracamy? - zapytał.
- Musimy? Posiedźmy tu jeszcze. Źle Ci ze mną? - zapytała przedrzeźniając go. 

KILKA GODZIN PÓŹNIEJ, WILLA SPORTOWA...

   Stał w oknie swojego pokoju wypatrując wracającej pary. Bał się, że mogą zrobić coś głupiego. Że Thomas może spróbować zadziałać na Nią swoim urokiem, którego mu nie brakuje i że co gorsze Ona nie zapanuje nad tym i się temu podda. Potem oboje będą cierpieć kiedy wyjedzie... Już nie mówiąc o tym kiedy umrze. Kiedy pomyślał o tym co ma się stać coś go ruszyło. Coś poczuł. Strach. Znów ten strach o nieznaną sobie dziewczynę, która częściej go denerwowała niż cokolwiek innego. Był zły na siebie za to co czuje kiedy myśli o jej odejściu. Czyżby się przyzwyczaił? Nie miał do czego. Zaangażował? Niby w co? "To po jaką cholerę wczoraj palnąłeś tą kwestię z randką?" - zapytała go zirytowana podświadomość. Też się nad tym zastanawiał. Czy zrobił to tylko po to, żeby ją wkurzyć? Żeby wkurzyć Thomasa? To po prostu z Niego wyszło. Tak pomyślał i tak powiedział. A Ona wolała wszystkim ogłosić jaki ma rozmiar biustu zamiast po prostu wyjść z Nim na kolację. Uśmiechnął się sam do siebie kiedy przypomniał sobie złość widoczną w jej oczach. Złość i determinację. Przestał się uśmiechać kiedy zobaczył wracających i śmiejących się z nie wiadomo czego blondynów. Obejmował ją ramieniem, a kiedy wziął od Niej plecak tak po prostu pocałowała Go w policzek. I znów nie mógł zapanować nad uczuciem jakie teraz się w nim pojawiło. Chciał żeby tego więcej nie robiła. Tylko czy aby na pewno z powodu dobra przyjaciela? Spojrzał na zegarek. 21:30. Nie było sensu schodzić na dół. Nie miał ochoty wysłuchiwać jak świetnie się bawili. Zdjął koszulkę, założył słuchawki na uszy i położył się na łóżku...

W TYM SAMYM CZASIE NA DOLE...

- Zdjęcia pokażemy jak wywołamy. - powiedział znudzony pytaniami blondyn. - O ile wywołamy, jak się Gregor dowie, że zwinęłaś mu aparat kiedy spał to może się zezłościć - zaśmiał się.
- Już ja się postaram żeby pozwolił. - powiedziała z tajemniczym uśmiechem.
- Szukał Cię rano. - powiedział Michi.
- Kto późno wstaje... - zaczął Thomas.
- Ten nie widzi się z Alutką. - dokończyła. - Troch jestem zmęczona więc wybaczcie mi ale pójdę się ogarnąć i lulu. - zaśmiała się i poszła na górę. Po prysznicu zaczęła przeglądać zdjęcia na aparacie. Uśmiech nie schodził z jej twarzy. Zerknęła za zegarek. 22:50. "Najwyżej Go obudzę." - pomyślała. Spojrzała na szlafrok, ale zostawiła go w pokoju, przejrzała się w lustrze i tym razem założyła drogą perukę. Wzięła aparat do ręki i zapukała do pokoju szatyna. Nie odpowiadał. Uchyliła drzwi i zobaczyła go leżącego na łóżku z słuchawkami na uszach. Uśmiechnęła się cwanie i po cichutki podeszła do wieży, do której był podłączony kabel od słuchawek. Już chciała dotknąć pokrętło kiedy...
- Ani mi się waż. - usłyszała za sobą. Wywróciła oczami i odwróciła się w kierunku szatyna. Miał zamknięte oczy. Nie krępując się niczym położyła się obok Niego na łóżku. Zdjął słuchawki i otworzył oczy. Spojrzał na Nią zaskoczony. Pochyliła się nad Nim i delikatnie przejechała dłonią po jego nagim torsie cały czas patrząc mu w oczy.
- Co ty robisz? - zapytał zdezorientowany.
- Pożyczyłam sobie rano Twój aparat. - powiedziała niewinnie. Jej dłoń nadal błądziła po jego ciele.
- Jak to pożyczyłaś? - zapytał zdenerwowany. Przycisnęła palec do jego ust.
- Ciiii, nie warto się tak denerwować. - szepnęła. Usiadł na Nim okrakiem. - Chciałabym żebyś wywołał zdjęcia, które zrobiliśmy z Thomasem. - powiedziała. Pochyliła się nad Nim. - Zrobisz to dla mnie? - zapytała szepcząc mu do ucha. 
- Alicja co ty do cholery robisz? - zapytał
- No co? Jeszcze wczoraj chciałeś się ze mną na randkę umówić a teraz krępuje Cię moja obecność w Twoim łóżku? - zapytała uwodzicielskim głosem.
- Nie. - zaprzeczył pewnie. - Dawno nie miałem tutaj dziewczyny. - powiedział z cwanym uśmieszkiem. Uniosła jedną brew i zbliżyła swoją twarz do jego twarzy opierając się delikatnie na jego klatce piersiowej. Popatrzyła w jego oczy.
- Czuję Gregor. - powiedziała uśmiechając się cwanie. Na początku nie wiedział o co jej chodzi. Dopiero po chwili dotarło do Niego co zrobiła z jego organizmem. - Przerażenie w Twoich oczach to najlepszy widok pod słońcem Schlierenzauer. - powiedziała śmiejąc się. Zeszła z łóżka i zerknęła na jego gatki. Natychmiast zakrył się kocem. Był wściekły. - Spokojnie. Wywołaj zdjęcia a to co się stało będzie naszą małą, słodką tajemnicą. Dobranoc Gregor. - powiedziała i wyszła z pokoju zostawiając go wściekłego na łóżku...

"Mrrrrr..."

***********************************************************************************
Co by tu powiedzieć... :D
Po pierwsze rozdział powyżej bardzo mi się podoba ale to nie mnie ma się podobać:P
Po drugie kocham Wasze komentarze i pragnę ich więcej i więcej :p
Po trzecie... chciałabym być w tym momencie na miejscu Alutki :P
Miłego czytania dzióbaski :*

piątek, 28 marca 2014

7. TEN, W KTÓRYM ŚPIEWAJĄ...

AUSTRIA, INNSBRUCK, WILLA SPORTOWA, SIŁOWNIA...

   Znów popełniła błąd. Znów przez ból głowy zeszła o północy do kuchni a On znów tam był. Znów spojrzał na Nią a Ona znów spojrzała na Niego. Znów była "naga". I znów się wstydziła. Znów nalała sobie wody do szklanki. Ale tym razem nie rozmawiali. Usiadła w salonie. Podkuliła nogi i zamknęła oczy. Liczyła, że jeżeli będzie cierpliwa to ból przejdzie. Oddychała głęboko. Wdech... wydech... wdech... wydech...
- Będzie potrzebny inhalator? - zapytał cicho.
Stał w drzwiach do salonu opierając się beztrosko o ścianę. Tym razem miał na sobie koszulkę. Nie popełnił tego błędu po raz drugi. A Ona tak.
- Nie będzie. To tylko głowa. - odpowiedziała i znów zamknęła oczy równo oddychając.
Poczuła jak siada obok Niej. Nic nie mówił. "I dobrze, jego kolejne kazanie nie jest mi potrzebne." - pomyślała. Musiała upłynąć bardzo długa chwila zanim się odezwał.
- Gdyby Thomas wrócił z kolacji z dziewczyną w takim nastroju jak ja to pierwsza byś poszła z Nim pogadać. - powiedział spokojnie. Otwarła oczy i spojrzała w jego kierunku. Jego twarz była oświetlona blaskiem księżyca, który na bezchmurnym niebie świecił niczym latarnia.
- Tak bym zrobiła. - odpowiedziała. Dopiero po chwili dodała... - Ale Thomas i ja...
- To nie Ty i ja. - dokończył patrząc na Nią uparcie. Uśmiechnęła się lekko.
- Thomas to przyjaźń. Ty to koleżeństwo i nie wchodzenie sobie w drogę. - wyjaśniła. Napiła się wody i znów zamknęła oczy opierając głowę o oparcie sofy. Nadal czuła jego wzrok na sobie. Tym razem jej to nie przeszkadzało. Właściwie nie wiedząc dlaczego cieszyła się tym sposobem patrzenia, którym patrzył na Nią szatyn. I znów pojawiło się to uczucie, które dało o sobie znać kiedy zetknęła się nosami z Thomasem. Teraz też wiedziała, że nie powinno tak być ale w tym przypadku zdawała sobie sprawę, że nawet gdyby pojawiło się jakieś uczucie to sposób w jaki się do siebie odnoszą, to jak się traktują i wzajemny dystans nie pozwoliłby na ewolucję w coś niebezpiecznego.
- Dlatego wydaje mi się, że nie będziesz w swojej opinii stronnicza. - powiedział poważnie. Znów na Niego spojrzała. Westchnęła dając mu znak, że może mówić. - Starałem się. Cały czas się starałem. Dzisiaj też się starałem. Chciałem wypaść jak najlepiej. Nawet kupiłem kwiaty dla jej matki i koniak dla ojca. - powiedział. Przerwał na chwilę. - A Ona zaprosiła mnie żeby mi powiedzieć, że wrócił jej dawny narzeczony. - wyznał. - Jej rodzice zaproponowali mu pracę w swojej firmie. A, że to rodzinny biznes i jego zarobki zawsze będą stałe i pewne... Ładnie podziękowała mi, że się Nią zaopiekowałem przez ten czas kiedy go nie było i życzyła mi powodzenia w tym co robię. - powiedział. - Zostawiła mnie przed drzwiami i po prostu odeszła. Tak po prostu. - dodał z żalem w głosie. - Ja nawet nie wiedziałem, że miała jakiegoś narzeczonego... Okazało się, że nic o Niej nie wiedziałem. - zakończył. Przez chwilę trwali w ciszy. - Thomas mówi, że nie była mnie warta i że szybko zapomnę.
- Myli się. - powiedziała poważnie. Spojrzał w końcu na Nią. - Myli się, bo skoro wg wszystkich była pustą lalą z dużymi cyckami to nie powinieneś tego tak przeżywać. Miała coś w sobie, coś co Cię do Niej przyciągało. Nie tylko fizycznie. Zakochałeś się w Niej. Być może nawet ją kochasz. I to Ci sprawia największy ból. Że nie potrafiła tego docenić. Że się zaangażowałeś. I to bardzo, a dla Niej to wszystko nie miało większego znaczenia. Że to ona musiała Ci powiedzieć jaka jest prawda, bo tak byłeś w Nią zapatrzony, że nic nie zauważyłeś. Czujesz się wykorzystany i zdradzony. I nie masz ochoty wysłuchiwać tekstów typu "przejdzie Ci", "zaraz znajdziesz sobie nową", "nie była Ciebie warta". To boli Cię tam głęboko. I nie będziesz tego okazywał. Będziesz cierpiał w samotności kiedy nikt nie widzi. W końcu dojdziesz do wniosku, że to nie ma sensu. Ale musi minąć trochę czasu. I musisz spotkać kobietę, która uświadomi Ci jak wartościowym człowiekiem jesteś. I jak kobieta może pokazać, że jej na Tobie zależy. Że Cię kocha. Musisz się znowu zakochać Gregor. - zakończyła swój wywód. Patrzył na Nią bez słowa. Tak łatwo wypowiadała słowa, które miał w głowie. Nie wiedział jak to robiła ale czytała mu w myślach. Rozumiała go. I to tego brakowało mu najbardziej ale i przerażało. Spotkał kogoś kto go rozumie jak nikt inny i ma możliwość bycia z tym kimś tylko przez chwilę. - Dobranoc Gregor. - powiedziała i wyszła.


NASTĘPNEGO DNIA...

- Gregor wstań! -wrzasnął Stefan.
- A co? Chcesz zobaczyć kto jest wyższy? - zapytał szatyn za co oberwał od bruneta po głowie.
- Zgubiłem przepustkę na skocznię. - powiedział prawie płacząc. Szatyn wywrócił oczami po czym wstał z kanapy. Brunet przeszukał każdy centymetr domu i nigdzie jej nie było. - Alex mnie zabije. - jęknął.
- Po treningu. - powiedział Manu. - Na trening się nie dostaniesz. - powiedział czym wywołał śmiech u pozostałych w salonie. 
- Zostało Ci 5 minut do wyjazdu Stefan. Streszczaj się z tymi poszukiwaniami. - powiedział Michael.
- Niechże mi ktoś pomoże... błagam Was - jęczał zdesperowany. Znów się z Niego śmiali.
- Stefan! - usłyszeli krzyk. - Stefan chodź tutaj bo jak ja zejdę to długo żył nie będziesz! - krzyczała. Wszyscy spojrzeli po sobie zaskoczeni.
- O rany, wiem gdzie jest przepustka... - jęknął i poszedł do pokoju dziewczyny. Reszta z zaciekawieniem udała się za Nim. Stała na środku pokoju. Ręce miała skrzyżowane na piersiach a jej policzki niebezpiecznie szybko się poruszały. Była zła. Bardzo zła. - Alutka? Znalazłaś może moją przepustkę? - zapytał nieśmiało.
- O to Ci chodzi? - zapytała trzymając w ręce mokrą kartę ze zdjęciem bruneta.
- Tak, jesteś aniołem... - zaczął.
- Co to jest? - wskazała leżące w łazience slipki. Reszta miała oczy wielkości pięciozłotówek. 
- Ja Ci to wyjaśnię... słoneczko ty moje... Wiesz, że u mnie jest awaria pralki... ja chciałem tylko sobie pranie zrobić i...
- I?
- I kiedy włożyłem rzeczy do pralki to Thomas mnie zawołał, że musimy się już zbierać a potem się okazało, że zgubiłem identyfikator...
- W czym był identyfikator? - zapytała spokojnie.
- W moich spodniach... - powiedział nieśmiało.
- Jakiego koloru były te spodnie? - pytała dalej a w oczach miała wściekłość.
- Bordowe? - zapytał.
- Wrzuciłeś swoje bordowe spodnie i brudne gacie do mojej pralki, w której była moja biała bielizna... - powiedziała spokojnie. Reszta tylko jęknęła śmiejąc się cicho.
- Oj?
- Oj?! - wrzasnęła.- Teraz wszystko jest łaciate a w najlepszym wypadku różowe!
- Spójrz na to z innej strony.. - zaczął przejęty. - Masz modną bieliznę - uśmiechnął się nieśmiało.
- Trzymajcie mnie bo zabiję! 
- Hej, hej, hej już dobrze - powstrzymał ją Michael śmiejąc się razem z pozostałymi. - Młody... musisz odkupić Pani bieliznę. - powiedział poważnie. 
- Wystarczy jak więcej nie będzie prał w mojej pralce, albo będzie mówił, że pierze w mojej pralce. - powiedziała już trochę mniej zła.
- Nie mamy teraz czasu na kłótnie o wasze gacie, jedźmy już. - powiedział śmiejąc się szatyn. 

  Stała pod skocznią i wpatrywała się w ten ogromny obiekt. Było gorąco, mimo, że to dopiero 9:00 rano. Słonce świeciło intensywnie. Wysokie drzewa wokół budowli dodawały uroku i pełniły funkcję zacieniającą. Było prawie bezwietrznie więc każdy z zawodników oddawał skoki w równych warunkach. Co chwilę słyszała jak Alex krzyczy przez walkie - talkie na biednych skoczków. Zwłaszcza na jednego, którego skoki miały wiele do życzenia. Nie wiedziała dlaczego ale było jej go szkoda. Cierpiał. Tak prawdziwie...
- Weź się w garść Gregor! - usłyszała w głośnikach. Szatyn przeszedł obok Niej bez słowa. Był wściekły. 
- Gregor! - zawołała. Obrócił się.
- Czego? - warknął. Wpadła wprost na Niego. Wywrócił oczami.
- Przepraszam. - bąknęła. 
- Chciałaś czegoś - przypomniał.
- Tak. - powiedziała stanowczo i wbiła w Niego wzrok. - Ogarnij się. Nie możesz teraz się złamać. Jeśli to zrobisz, to będzie Ci coraz trudniej. A Ona i tak ma to gdzieś. Rób swoje. To co kochasz. Skup się tylko na tym. Na niczym innym.
- Nie potrafię. - powiedział patrząc jej prosto w oczy. - Jestem za słaby.
- Hej! - potrząsnęła za jego ramiona. - Kto jak kto ale Ty raczej słaby nie jesteś. Wykorzystaj ta swoją umiejętność do maskowania się i skup się! Kiedy Ci zależało na Thomasie potrafiłeś nawet spowodować, że Cię pobił więc teraz też się postaraj. Skup wszystkie swoje negatywne emocje w jednym miejscu i zamień je na dobre skoki...

W TYM SAMYM CZASIE OBOK BARAKU...

   Patrzył na rozmawiającą dwójkę. Ona coś mu intensywnie tłumaczyła a On patrzył na Nią takim wzrokiem... Dawno nie widział u przyjaciela takich emocji. Może porzucenie przez Sandrę sprawiło, że Gregor się otworzył. Tylko dlaczego właśnie przed Nią? A może mu się tak tylko wydawało... Widział to co chciał widzieć. A właściwie to czego widzieć nie chciał. Szatyn obiecał mu, że postara się zakolegować z Alicją ale ich relacje od tygodnia wyglądały zupełnie inaczej. W jego towarzystwie dużo częściej się śmiała. Dogryzali sobie na wzajem. Ale patrzyli na siebie w taki sposób... "Żeby choć raz spojrzała w ten sposób na mnie" - pomyślał. "Przestań Morgenstern! Wmawiasz sobie. Poza tym obiecałeś jej, że postarasz się być jej przyjacielem. I nic więcej!" - krzyczała podświadomość. Uczucie jakie towarzyszyło mu w tej chwili było ciężkie. Nieprzyjemne...
- Chyba tylko Alutka potrafi do Niego dotrzeć. - usłyszał obok siebie. Spojrzał na stojącego obok blondyna. - W nocy długo rozmawiali. 
- W nocy?
- Słyszałem ich jak chciałem zejść po wodę. Wolałem nie przeszkadzać. Chyba liczy się z jej zdaniem. - powiedział.
- Dlaczego tak myślisz?
- Bo stwierdził, że tylko Ona nie jest stronnicza w jego sytuacji. Wiesz, nie jest do Niego przywiązana tak jak do Ciebie Thomas.
- Nie jest do mnie przywiązana. - stwierdził.
- Jesteście praktycznie nierozłączni. - zauważył.
- To tylko przyjaźń Michi. - powiedział znów patrząc na ową dwójkę.
- Czyżby?
- Przestań. Alicja nie czuje do mnie nic więcej prócz przyjaźni. - powiedział.
- Ja nie mówię o Alicji. - Thomas spojrzał na kolegę. - Może Gregor miał trochę racji... Może rzeczywiście za bardzo się angażujesz.
- Sugerujesz, że się w Niej zakochuję? Jesteś śmieszny.
- Jak chcesz. Ale zazdrość wypisana w tym momencie na Twojej twarzy mówi zupełnie coś innego. - stwierdził blondyn i odszedł w kierunku skoczni. 

  Wieczór zapowiadał się bardzo ciekawie. Wszyscy rozsiedli się w salonie gier na wielkich poduchach. Demokratyczne losowanie "co dziś robimy" jak zawsze było niedemokratyczne. Kłótni nie było końca. Każdy z nich chciał robić coś innego co nie zmieniało faktu, że wszystko co wymyślili to zabawy godne przedszkolaków. Wzięła kubek z herbatą i wyszła na taras. Słońce powoli chowało się za chmury. Usiadła na ławce i patrzyła na szczyty. Usiadł obok Niej. Uśmiechnęli się do siebie jak zwykle. 
- Jak się czujesz? - zapytał.
- Dobrze. To powietrze działa cuda. - zaśmiała się.
- Jest coś co chciałabyś dostać na urodziny? - spojrzała na Niego zdziwiona.
- Skąd wiesz, że... Michi. - stwierdziła rozbawiona. Również się uśmiechnął. - Nie ma nic takiego Thomas. I tak nie nacieszyłabym się niczym zbyt długo. - dodała.
- Może jest coś o czym marzysz? Co byś chciała zrobić? - dopytywał.
- Chciałabym polecieć w kosmos. - powiedziała. 
- Ok. Jakoś to załatwię. - stwierdził. Zaśmiali się. - Dzisiaj na treningu kłóciłaś się o coś z Gregorem... - zaczął.
- Nie kłóciliśmy się. Opierniczałam go. - powiedziała z uśmiechem. - Za mało się starał. Myślał o niebieskich migdałach zamiast skupić się na tym co ważne.
- Nie myślałem, że On tak przeżyje to rozstanie. - powiedział poważnie.
- W brew pozorom jest bardzo wrażliwy. - spojrzał na Nią.
- Coraz lepiej się dogadujecie. - zauważył.
- To chyba dobrze co nie? - zapytała nie wiedząc o co może chodzić blondynowi.
- Tak. To dobrze. - powiedział lekko się uśmiechając. - Jutro mamy wolny dzień. Zamierzam wybrać się w góry. Miałabyś może ochotę mi potowarzyszyć? - zapytał nieśmiało.
- Jasne. - odpowiedziała. - Myślałam już, że żaden z Was tego nie zaproponuje - zaśmiała się.
- Trzeba było mówić, że chcesz iść w góry, zabrałbym Cię tam już dawno.
- Oj, nie chcę Wam niczego narzucać. I tak siedzę Wam na głowie tylko przeszkadzając.
- Kto Ci tak powiedział?
- Nikt. Po prostu... tak jest.
- Hej - uniósł jej podbródek i spojrzał głęboko w oczy. - Nikomu tutaj nie przeszkadzasz. Już dawno się tak dobrze nie bawiliśmy jak teraz z Tobą. A ja... - zaczął. - Mi już dawno z nikim się tak dobrze nie rozmawiało. - powiedział poważnie. Te jego oczy... znów poczuła to niebezpieczne uczucie w brzuchu. Znów czuła się źle. Źle, bo w jego towarzystwie czuła się dobrze. Zbyt dobrze. A tak być nie powinno. Czuła jego oddech na swoim policzku. Jego wzrok przeskakiwał z jej oczu na usta i spowrotem. 
- Thomas... - zaczęła. 
- Tak? - zapytał cały czas będąc zbyt blisko.
- Thomas kto tak fałszuje? - spytała słysząc jęki dochodzące z salonu. Spojrzeli w tamtą stronę. Kiedy tylko blondyn odwrócił od Niej wzrok wstała i pociągnęła go za rękę. Weszli do salonu, gdzie na wielkim telewizorze leciał tekst dobrze wszystkim znanej piosenki a siedzący na kanapach skoczkowie pokładali się ze śmiechu. Na środku salonu stało ich trzech. Cudowne trio. Diethart-Hayboeck-Schlierenzauer. Stali i trzymając jeden mikrofon starali się odśpiewać tekst narzucony przez maszynę... Blondynka stanęła jak wryta z bananem na twarzy słysząc ich starania. Blondyn widząc jej szczery uśmiech mimowolnie sam się uśmiechnął i spojrzał na kolegów...

Duck say quack
and fish go blub
and the seal goes ow ow ow

But there’s one sound
That no one knows
What does the fox say?

Ring-ding-ding-ding-dingeringeding!
Gering-ding-ding-ding-dingeringeding!
Gering-ding-ding-ding-dingeringeding!
What does the fox say?

  Słysząc jęki wydawane przez każdego z nich nie mogła powstrzymać śmiechu. Łzy, które wypływały z jej oczu spowodowane były zgrabnymi podrygiwaniami każdego z nich. Byli cudowni w tym swoim fałszowaniu. Opanowała swój płacz ale nadal się cieszyła widząc ich zaangażowanie. Podszedł do Niej Manu i szepnął coś do ucha po czym zniknęli szybko u góry. Blondyn był lekko zdezorientowany ale po chwili śmiejąc się wrócili. Kiedy tylko występ się zakończył cudowne trio dostało owacje na stojąco, gromkie brawa i coś jeszcze... Z publiczności ktoś rzucił w nich bielizną. 
- Co to?
- To jest coś czego jeszcze długo nie będziesz trzymał w rękach Die-Die. - zaśmiał się rzucający w kolegę bielizną Manu. - Taki daliście występ, że staniki latają - znów się zaśmiał. Wszyscy się zaśmiali. 
- Hmn... - Michael uniósł rzecz trzymaną w dłoni przez kolegę. - Mniemam, iż to są te zafarbowane rzeczy Alutki, które zniszczył Stefan.. - powiedział cwanie.
- Ej! Już przeprosiłem, nie wypominaj! - oburzył się brunet. Tym razem to na twarzy szatyna zagościł uśmiech. Spojrzał na Nią a cwanym uśmieszkiem i wziął od Michaela biustonosz.
- Alutka... Alutka... Alutka... - zaczął. Zmrużyła oczy nie wiedząc o co może chodzić. - Ile to ciekawych rzeczy można się dowiedzieć o współlokatorach dając jeden malutki występ. - powiedział uradowany.
- Gregor... - zaczęła groźnie i wstała z kanapy. Uśmiechnięty Austriak zaczął powoli chodzić po pokoju wymachując bielizną. - Oddaj mi to.
- Hmn.. co my tu mamy... - zaczął przyglądając się rzeczy trzymanej w ręce. Poszła za nim a reszta śmiała się niemiłosiernie. Wszyscy oprócz Thomasa, któremu nie podobała się ta zabawa przyjaciela. - Ooo no Stefan będziesz musiał wydać trochę kasy. - zaczął. - Alutka lubi Victoria's Sekret. - powiedział z uśmiechem.
- Gregor oddaj! - warknęła idąc za nim.
- No i musi być białe, nie różowe Krafti. - dodał.
- Jeszcze jedno słowo a zginiesz. - powiedziała groźnie goniąc go pomiędzy kanapami. Zaśmiał się i stanął. Próbowała odebrać mu biustonosz ale wystawił rękę do góry i nie było mowy żeby dosięgła. 
- No i najważniejsza rzecz Stefan. Rozmiar...- powiedział cwanie. Wszyscy nagle przestali się śmiać i słuchali co ma do powiedzenia szatyn. 
- Gregor... oddaj to i siedź cicho. - powiedziała groźnie. Zaśmiał się.
- A co ja z tego będę miał? - zapytał.
- Moją dozgonną wdzięczność. - powiedziała. - Może nie potrwa to długo ale będziesz pewny, że Cię nie oszukam. - dodała.
- Gregor oddaj jej to.
- Nie wtrącaj się Thomas. - odpowiedział nadal na Nią patrząc.
- Co mam zrobić? - zapytała.
- Umów się ze mną na randkę. - powiedział z cwanym uśmiechem. Wszyscy zaniemówili. Popatrzyła na Niego zaskoczona. W jego oczach zauważyła coś co ją przerażało. Zauważyła, że mówi poważnie. Spojrzała na moment na stojącego obok blondyna. Wpatrywał się w przyjaciela nie wierząc w to co słyszy. Wróciła wzrokiem do oczu zadowolonego szatyna. Nie chciała dać mu tej satysfakcji. Wszyscy wyczekiwali jej odpowiedzi. Uśmiechnęła się i odwróciła w kierunku pozostałych. 
- 75C. - powiedziała i wyszła z domu trzaskając drzwiami...

"What does the Fox say...?"

**********************************************************************************
Dziękuję po raz kolejny za komentarze, które z reszta działają wenotwórczo. Mam nadzieję, że i kolejne rozdziały będą się cieszyć takim zainteresowaniem jak ten ostatni. I chociaż mi osobiście nie bardzo podoba się to powyżej (rozdział, bo karaoke chłopaków jest boskie) to już wiem w jakim kierunku pójdę z tym opowiadaniem. :D Buziole dla was :*

środa, 26 marca 2014

6. TEN W KTÓRYM COŚ SIĘ ZMIENIŁO...

AUSTRIA, INNSBRUCK, WILLA SPORTOWA...

  Siedziała na schodach oparta o ścianę. Trzymała w ręce maskę z parującą do jej nozdrzy cieszą. Miała zamknięte oczy. Płuca zaczynały się przyzwyczajać i wracać do stanu używalności. Głowa mniej bolała a uczucie gorąca zniknęło. Czuła trzymające ją za ramiona ręce. Ciepłe ręce. Ktoś ją cały czas trzymał jak gdyby miała rozpaść się na kawałki...
- Rozwaliłam... szklankę... - wymamrotała ciężko. 
- Tak, to straszna strata, wszyscy ubolewamy. - usłyszała głos przejętego Stefana. Uśmiechnęła się lekko. Otwarła ponownie oczy. Tym razem przed sobą miała zatroskaną twarz blondyna, który ją trzymał. Widziała to przejęcie, to zmartwienie, ten strach w jego oczach. Tych pięknych błękitnych oczach. Zdjęła maskę wieszając ją sobie na szyi.
- Przestraszyłaś nas - powiedział poważnie Michael.
- Nie rób nam tego więcej, bo na zawał zejdę, ja już nie mam 20 lat -  odezwał się Wolfi. 
- Przepraszam... nie zdążyłam Wam powiedzieć... że czasem mogę dostać taki atak... - wysapała. -  Świetnie sobie poradziłeś, dziękuję Thomas. - zwróciła się do trzymającego ją mężczyzny. 
- To Schlieri. Tylko On wiedział co zrobić. - powiedział poważnie. Spojrzała w drugą stronę w celu znalezienia twarzy szatyna. Przypomniała sobie. To jego przejętą twarz zobaczyła kiedy się ocknęła. 
- Wyszedł kiedy się ocknęłaś. Kazał nam usadzić Cię wyżej więc jesteś tutaj. - wyjaśnił Manu.
- Thomas pomożesz mi? Chciałabym się położyć. Muszę się naładować - uśmiechnęła się lekko. Blondyn pomógł jej wstać. Chciała wyjść na kolejny stopień ale nie pozwolił jej na to.
- Nie ma takiej opcji moja droga. Trzymaj. - podał jej inhalator i jednym zgrabnym ruchem wziął ją na ręce. Oplotła dłonie wokół jego szyi.
- Nic mi nie będzie chłopaki! - wychrypiała zza głowy blondyna. 
- Zrobimy Ci herbatę! - krzyknął za nimi Die-die. - Myślicie, że lubi ciastka zbożowe?
- Die-die... gdzie jest granica Twojej durnowatości? - zapytał Andi wznosząc ręce ku górze. - Teraz daj jej spokój. Musi sobie odpocząć...

   Leżała na swoim łóżku okryta kocem. Nadal trzymała przy sobie inhalator. Wyłączyła go. Spojrzała na siedzącego obok blondyna. Cały czas na Nią patrzył. 
- Już jest dobrze Thomas. - powiedziała mocniejszym głosem.
- Na prawdę nas przestraszyłaś.
- Przepraszam. 
- Gdyby nie Schlieri... - zaczął. - Musisz mi mówić takie rzeczy. Co Ci jeszcze może się stać, jak Ci wtedy pomóc... - przerwał.
- Thomas? - chwyciła go za rękę. Spojrzał jej w oczy. - To będzie się zdarzało coraz częściej. -  powiedziała poważnie. - I nie zatrzymasz tego siłą woli. Lekami też już nie... Będzie coraz gorzej, coraz trudniej potem przywrócić mi oddech... W pewnym momencie nawet najsilniejsza inhalacja nie pomoże. - zacisnął dłoń w pięść. - Nadal chcesz próbować się przyjaźnić? - zapytała. - Nadal chcesz to tak przeżywać? 
- To co czuję nie ma znaczenia. Boję się o Ciebie bo cholernie Cię lubię. I myślę, że reszta martwi się tak samo. 
- Tylko Ty nie masz twardej dupy. - stwierdziła. - I to Cię niszczy. - puściła jego dłoń. - Nawet nie wiesz jak się cieszę, że Cię nie będzie przy mnie kiedy umrę. - powiedziała patrząc w ścianę. Nawet nie zdawała sobie sprawy, jak ciężko będzie jej wypowiedzieć te słowa. A przecież znali się 3 dni. 3 dni...
- Nie zniechęcisz mnie takimi tekstami. - westchnął. - Odpocznij. - pocałował ją w czoło. Spojrzała na Niego wzrokiem, który mógł zabić. Uśmiechnął się lekko i wyszedł z pokoju zostawiając ją samą ze swoimi myślami.
  Była zła. Na siebie, na Niego, na to wszystko. Niepotrzebnie przyjeżdżała. Zaczyna sobie i innym komplikować życie. A to nie było jej celem. Usiadła. Otwarła swojego laptopa i znów zaczęła przeglądać zdjęcia. Zdjęcia sprzed paru lat. Gdzie była wesoła, pełna zapału. Zbyt dużo wspomnień. Nie zamykając komputera położyła się spowrotem i zamknęła oczy. Usłyszała czyjeś kroki, a nie miała najmniejszej ochoty na żadną rozmowę w tym momencie. Ktoś zapukał. Nie odpowiedziała. Usłyszała otwierane drzwi. Ktoś wszedł do pokoju. "Strasznie uparty..." - pomyślała. Uchyliła lekko powiekę. Stał odwrócony plecami do Niej. Uważnie przyglądał się plakatowi na drzwiach od łazienki. Uśmiechnęła się lekko. Poruszył się więc zamknęła oczy spowrotem. Była przekonana, że wyjdzie z pokoju, kiedy zobaczy, że śpi. Myliła się. Intruz usiadł na krześle od biurka zaraz obok jej łóżka. Czuła na sobie jego wzrok. Po chwili poczuła, że gość bierze z jej kolan laptopa. Lekko uchyliła powiekę i zobaczyła go przeglądającego jej zdjęcia. Otwarła oczy całkiem. Był zapatrzony w ekran i nawet nie zauważył jak się w niego wpatruje. Miał poważną minę. W pewnym momencie tak po prostu się uśmiechnął. Tak, jak jeszcze nigdy nie widziała. Wesoło. Tak po prostu... Była ciekawa co wprawiło go w taki nastrój.
- Na prawdę tak wyglądaliśmy? - zapytał nie patrząc na Nią. - To musiało być straszne... Kiedy robiłaś te zdjęcia?
- Na ostatnich zawodach byłam 4 lata temu w Wiśle. Mniemam iż rozbawił Cię Twój nikły biceps. - stwierdziła. Spojrzał na Nią. Nadal się śmiał. Uniosła brew. Odwrócił komputer. - Tak, nie myliłam się.
- Mój nikły biceps nie może być większy. Co nie zmienia faktu, że na wszystkich Twoich zdjęciach wyglądamy jak lelawe chuchra z minami jak nienormalni. Jak to wytłumaczysz?
- Tacy jesteście na prawdę. Chciałam wtedy uchwycić Waszą prawdziwą twarz. - powiedziała poważnie. - Kto pozwolił Ci tu wejść i oglądać moje zdjęcia? - zapytała.
- Sam sobie pozwoliłem. Musimy pogadać.
- My?
- Tak. Obiecałem to Morgiemu. - odłożył laptopa i spojrzał na Nią poważnie. Usiadła opierając się o ścianę. Siedzieli na przeciwko siebie. Patrzyli w oczy. Coś zmieniło się w oczach szatyna. Już się ich tak bardzo nie bała. - On nie odpuści. - powiedział.
- Jest panikarzem. - odparła. - I masochistą. - dodała. - Ale przede wszystkim jest cholernie dobrym człowiekiem i nie potrafię mu odmówić.
- To widać. - bąknął. Puściła tą uwagę mimo uszu. - Nie chcę żeby znowu cierpiał. Tylko o to mi chodzi.
- Wiem. Ja też tego nie chce.
- Więc dlaczego pozwalasz mu się przywiązać? - zapytał oskarżycielskim tonem. Też zadawała sobie to pytanie. Od momentu, w którym go zobaczyła wiedziała, że będą z tego kłopoty. Wystarczyły 3 dni, żeby w jej głowie i sercu coś się zmieniło. Żeby blondyn stał się jej bliższy.
- Nie zakocha się we mnie. Możesz być o to spokojny.
- Skąd ta pewność? - zapytał.
- Bo mi to obiecał. I nie pozwolę mu na to. - powiedziała stanowczo.
- To tak nie działa. Na takie rzeczy nie mamy wpływu. - szatyn niestety miał rację.
- Wyluzuj Gregor. Jestem tu dopiero trzeci dzień. Przejdzie mu.
- A jeżeli nie? - zapytał z obawą.
- Wtedy postaram się, żeby mnie znienawidził. - powiedziała nie patrząc już na gościa. Zamilkł. Wziął jej laptopa spowrotem na kolana. Tym razem usiadł obok Niej. Zdziwiło ją to.
- Kazał mi się z Tobą zakolegować - wyjaśnił. - Nie utrudniaj mi tego. - dodał patrząc na Nią.
- Sam sobie utrudniasz. Ja jestem otwarta na nowe kontakty. - wyszczerzyła się. Wywrócił oczami. Znów przeglądał zdjęcia. Z każdym kolejnym musiała wysłuchiwać jego komentarzy.
- Masz tu dużo naszych zdjęć z fankami. To jakieś twoje koleżanki? - zapytał.
- Byłyśmy w jednym pokoju w domu dziecka. Jeździłyśmy razem na zawody. Pewnie mnie nawet nie pamiętają. - powiedziała obojętnie.
- Może by Cię zapamiętały jakbyś była na choć jednym zdjęciu. - powiedział kręcąc głową. Popatrzyła na Niego uważnie nic nie mówiąc. Po chwili na Nią spojrzał. - No co? - uśmiechnęła się smutno.
- Jestem na co drugim. - oznajmiła spokojnie. Jeszcze raz spojrzał na zdjęcia i uważnie przyglądał się każdemu z nich. Po chwili jego oczy zrobiły się wielkości pięciozłotówek. Zobaczył siebie. Siebie i dziewczynę. Uśmiechniętą. Wesołą. Z lekko zaróżowionymi policzkami. Miała piegi na nosie i pod oczami. On uśmiechał się szeroko robiąc dzióbek. Otwarł usta żeby coś powiedzieć ale nie wiedział co. - Urocze, czyż nie? - wpatrywał się w zdjęcie nie wierząc w to co widzi. Te oczy... te piękne zielone oczy. Widział je raz. Ale zapamiętał. Czasem mu się śniły. Ale potem pojawiła się Sandra...
- Ty jesteś brunetką... - powiedział. Zaśmiała się.
- Byłam. - powiedziała. - Wtedy jeszcze nie znałam za dobrze niemieckiego i nie wiedziałam jak Ci powiedzieć żebyś zrobił dzióbek hehe - znów się wesoło zaśmiała. Wspomnienia dawały jej radość. - A jak wracałeś do baraku to...
- To się wywaliłem na prostej drodze. - powiedział. - Pamiętam to. - uśmiechnął się. Nastała cisza. Oboje patrzyli na to zdjęcie. To było dawno. Ale każde z nich pamiętało ten moment. Do pokoju ktoś zapukał.
- Proszę! - zawołała wesoło. W drzwiach pojawiła się blond czupryna.
- No hej, jak się czujesz? - zapytał wesoło.
- Dobrze, jak nowo narodzona. - odpowiedziała.
- A co robicie? I dlaczego beze mnie?
- Umawiamy się na dziki sex. - powiedziała.
- To jest odpowiedź na oba Twoje pytania Hayboeck. - dodał szatyn. Blondyn wywrócił oczami.
- Dziki sex z Nim? - wskazał palcem szatyna.
- A co? Gregor ma jakieś ubytki natury fizycznej? - zaśmiała się.
- To Ty nie wiedziałaś? - zapytał zdziwiony blondyn.
- Zamknij się Hayboeck! - rzucił go poduszką szatyn śmiejąc się pod nosem. - Ja jestem Lwem seksu! - ogłosił poważnie.
- Ta, chyba Simbą. - zaśmiał się blondyn. Dziewczyna nie mogła opanować śmiechu. Schlieri mrucząc coś pod nosem wyszedł z pokoju obrażony. - Chodź na kolację, Thomas zrobił lasagne. - uśmiechnął się i wziął ją pod rękę jak dżentelmen.
   Kolacja minęła szybko i wesoło. Śmiali się ze wszystkiego. A najbardziej z biednego Dietharta, który cierpiał na ogromny ból zęba i nie chciał jechać do dentysty.
- Wolę cierpieć tutaj niż w tej jamie z wiertłami. - powiedział.
Nie dał się przekonać więc cały wieczór jęczał z bólu i przykładał sobie lód do policzka. Noc minęła spokojnie. Od czasu do czasu budziły ją skrzypnięcia podłogi. Ktoś ewidentnie sprawdzał czy z Nią wszystko w porządku. A sądząc po odgłosach zza ściany był to Thomas.

   KILKA DNI PÓŹNIEJ... SOBOTA.

  Siedziała na kanapie patrząc na tabliczki położone przed sobą. Na tabliczkach były wypisane noty sędziowskie. Obok Niej siedział Thomas, a po drugiej stronie Manu. Reszta siedziała wokół i także mieli tabliczki. Po chwili do salonu wszedł szatyn ubrany w koszulę w kratę i sprane jeansy. Stanął na środku i zrobił obrót. Wszyscy pokazali tabliczki. Oceny wahały się średnio od 15 do 18 punktów. 
- Alutka czemu 13? - zapytał.
- Bo wyglądasz jak uczeń gimnazjum. Łatwiej będzie mi ocenić ten strój gdybyś powiedział gdzie się wybierasz. - odpowiedziała gryząc jabłko.
- No właśnie. Robisz z tego tajemnicę jakbyś się chciał oświadczyć. - zaśmiał się Andreas. Szatyn nic nie odpowiedział tylko spojrzał na kolegę groźnym wzrokiem.
- Schlieri no co Ty... - zaczął Stefan.
- Serio? Z Sandrą? - zapytał zaskoczony Manu. Dziewczyna słysząc to zrobiła duże oczy.
- Nikomu się nie będę oświadczał. - powiedział spokojnie. - Ale zaprosiła swoich rodziców na kolację. 
- No to trzeba było tak od razu. - powiedział Thomas. - W tym pomyślą, że jesteś niedojrzałym dzieciakiem. Przebierz się. - rozkazał. Szatyn wyszedł się przebrać.
- Dlaczego nie lubicie jego dziewczyny? - zapytała.
- Bo to pusta lala. - odpowiedział Stefan wzruszając ramionami. Zdziwiła się.
- To czemu z Nią jest? - znów zapytała.
- Bo ma fajne cycki. - stwierdził Manu. Blondyn obok Niej się zaśmiał. Pokręciła głową. Szatyn wrócił do salonu. Wszyscy podnieśli tabliczki. Średnio 10-14.
- Dlaczego zero? Nie ma takiej noty nawet. - powiedział z pretensją.
- Wyglądasz jakbyś szedł na galę sportową a nie na kolację do dziewczyny. - odparła. Załamał się. - Nie płacz kupię Ci chechłacz. - powiedziała śmiejąc się razem z pozostałymi. - Chodź. - pociągnęła go za rękę do jego pokoju. Otwarła szafę i zaczęła przeglądać jego ubrania. Wzięła parę wieszaków i odwróciła się do Niego. - Rozbieraj się Schlierenzauer. - powiedziała z cwanym uśmieszkiem. 
- Zawsze jesteś taka władcza? - zapytał z odpowiednią miną. Wywróciła oczami.
- Zazwyczaj pętam facetom ręce i używam pejcza. - odparła wychodząc za drzwi. - Jak się ubierzesz to wyjdź. - powiedziała przez drzwi. Czekała kilka minut. Szatyn po chwili znalazł się dokładnie za Nią.
- I jak? - zapytał poprawiając marynarkę. Spojrzała na Niego. Miał na sobie ciemne jeansy, biały podkoszulek w serek i ciemnoniebieską marynarkę. Do tego eleganckie czarne buty i czarny elegancki zegarek. Poczuła coś czego wcześniej nie czuła. I nie było to fajne uczucie. Żołądek jej się zaplątał a oczy same kierowały się na jego zaznaczony podkoszulkiem tors. - To znaczy, że dobrze? - zapytał z cwanym uśmieszkiem. Opanowała się.
- Zawiąż sznurówkę Panie idealny. - powiedziała i skierowała się w stronę salonu. Kiedy weszli usłyszeli brawa. Zaśmiała się. - Z każdej ofiary zrobię przystojniaka. - powiedziała i ukłoniła się. Szatyn tylko wywrócił oczami i wyszedł z domu. 
- To co robimy? - zapytał Manu.
- Film! - krzyknęli chórem. 
 Rozsiedli się wygodnie na kanapach. I wtedy się zaczęło...
- Żadnych romansów Koffi!
- Czemu? Trzeba się uwrażliwiać Stefan!
- Obejrzymy kryminał! Twardym trzeba być!
- Twardym, twardym, jesteś nie twardy tylko sztywny jak widły w gnoju!
- Głupi jesteś!
- A Ty głupszy! - Stefan.
- Och zamilcz Ty wstrętny rumuński pederasto. - powiedział poważnie Manu.
- Hej! Koniec zabawy dzieci! - krzyknął Thomas. Od razu się uspokoili. - Może Alutka niech wybierze. - zaproponował. Pokiwali głowami.
- To może dostosujmy repertuar do poziomu emocjonalnego zgromadzonych tu osób... - zaczęła. Podeszła do płyt i włączyła jedną z nich. Z uśmiechem usiadła obok blondyna i włączyła START.
- Serio? Shrek? - zapytali z jękiem. Uśmiechnęła się triumfalnie. 
- Cisza ma być. - powiedziała poważnie. 
 Seans zaczął się dość smętnie, bo zaczęli jęczeć, że bajki dla dzieci oglądać nie będą. Po jakimś czasie dało się słyszeć kwestie filmowe.
- "Nie patrz w dół, nie patrz w dół... Shrek! Ja w dół patrzę!" - usłyszała Stefana. 
Oparła się o oparcie sofy i przymknęła powieki. Po chwili usłyszała szept.
- Wszystko w porządku?
 Poczuła ciepły oddech na swojej szyi. Przeszedł ją lekki dreszcz. Spojrzała w prawo. Jej nos zetknął się z nosem blondyna. Jego oczy były takie wesołe... Patrzyły na Nią jakby wyczekując jakiegoś ruchu z Jej strony. I to ją przestraszyło. Tak nie powinno być. Drzwi do domu trzasnęły i każdy odwrócił wzrok w tamtą stronę.
- Z nikim nie gadam, dobranoc. - powiedział zdenerwowany szatyn i poszedł na górę...

"Kiedy starasz się ... a nie ma dla kogo."

***********************************************************************************
Wena mnie naszła więc jest kolejny :D
Wasze wsparcie jest dla mnie nieocenione :*
Dziękuję :*

wtorek, 25 marca 2014

5. TEN, W KTÓRYM ROZMAWIAJĄ...

AUSTRIA, INNSBRUCK, WILLA SPORTOWA, KUCHNIA...

   Odwróciła się w kierunku roześmianych kolegów i natychmiast przestała się uśmiechać. 
- Boże, co Ci się stało? - zapytała i podeszła do szatyna. Reszta również się odwróciła w kierunku kolegi.
- Nic. - powiedział i ominął ją podchodząc do szafki z lekami. Wyjął z niej wodę utlenioną i kilka wacików. Krew lała mu się z okolic nosa w wielkich ilościach. Spojrzał na opatrunek, który trzymał w dłoniach i usiadł na krześle trzymając się za nos.
- Kto Cię tak załatwił stary? - zapytał Stefan. Reszta nadal była w szoku. W tym momencie usłyszeli trzask drzwi wejściowych. Szatyn nadal nic nie mówił. Siedział tylko pochylony trzymając się za nos. Podeszła do niego i wzięła do rąk wodę i waciki.
- Podnieś głowę. - powiedziała spokojnie. Zrobił to o co prosiła. - I weź tą rękę. - dodała.
- To boli. - powiedział jak obrażone dziecko.
- Jeśli mi tego nie odsłonisz to będzie bolało dłużej - powiedziała wzdychając. Niechętnie puścił nos z grymasem na twarzy.
- O matko, Gregor biłeś się z bokserem? - zapytał Andi.
- Do boksera mu daleko. - mruknął. Spojrzała na Niego uważnie. Namoczyła wacik w wodzie i obmyła delikatnie okolice rany. Syknął.
- Dowiemy się co się stało? - zapytał w końcu Michi.
- Thomas. - powiedział krótko patrząc jej prosto w oczy. Jej oczy zrobiły się wielkości pięciozłotówek.
- Morgi? - zapytali prawie że chórem.
- Dlaczego? - zapytała zszokowana.
- Na pewno Ci powie. - powiedział z ironią w głosie. Przyłożyła wacik z wodą utlenioną wprost na bolący szatyna nos. - Ała! Uważaj! - krzyknął.
- Nos jest złamany. Nic więcej nie zrobię. Musi Cię ktoś zawieź na ostry dyżur. - powiedziała i wyrzuciła zakrwawione waciki do kosza na śmieci. - Trzymaj - podała mu ścierkę zwilżoną zimną wodą. - To zatrzyma krwawienie. Przyłóż do nosa. Michael - zwróciła się do blondyna. - Zawieź go do szpitala.
- Idę po samochód. - powiedział i już go nie było.
- Ale co się stało? Thomas nie łamie nikomu nosa bez powodu. - zapytał Stefan.
- On nikomu nie łamie nosa, a już na pewno nie przyjacielowi. - dodał Manu.
- Z tą przyjaźnią może być teraz różnie. - mruknął szatyn patrząc na blondynkę. Wstał i udał się do wyjścia.
- Dajcie mi numer do Morgiego. - powiedziała. Pokręcił głową i trzasnął drzwiami. Zignorowała to. Andreas dyktował jej numer.
- Thomas musiał być niesamowicie wściekły. - stwierdził Wolfi.
- Nie wiem co mu powiedział Gregor ale to musiało być coś dużego. Przecież to najlepsi przyjaciele. - dodał Manu.
- I jak? - zapytał blondynkę Stefan.
- Nie odbiera. - powiedziała zmartwiona. - Musimy czekać aż wróci.
- Co za dzień... myślicie, że powinniśmy z nimi pogadać?
- Chyba będzie lepiej jak sami to między sobą wyjaśnią Die-die. - powiedziała.

AUSTRIA, INNSBRUCK, GDZIEŚ W DRODZE DO SZPITALA...

   Blondyn spojrzał na już mniej krwawiącego szatyna. Tamten patrzył w okno milcząc. Był zamyślony, nieobecny... Miał prawo. W końcu nie codziennie dostaje się po mordzie od przyjaciela...
- Ostatnio Twoje stosunki międzyludzkie są nie najlepsze. - zaczął blondyn.
- Pytasz czy stwierdzasz? - odparł z lekką drwiną w głosie.
- Gregor najpierw Sandra, potem Alicja, teraz Morgi... co się dzieje?
- Nic.
- Nic?
- Nic. - powtórzył. - Odkąd przyjechała nie umiem się z nikim dogadać. Wszyscy powariowaliście na jej punkcie. A najbardziej Morgi.
- Jesteś zazdrosny, że poświęcamy Ci mniej uwagi? - zapytał zaskoczony.
- Przestań...
- No to o co chodzi?
- Macie jakąś fazę na tą dziewczynę. Wszyscy robicie się jej przyjaciółmi i wierzycie w tą jej bajkę z pogodzeniem się ze śmiercią itd. To jest chore, nie widzicie tego?
- Gregor... staramy się dostosować do jej sytuacji. A jeżeli jej jest łatwiej kiedy z tego żartuje... My robimy to samo. Nie musimy się zgadzać z jej podejściem. Ale uszanujmy jej decyzję. Robimy to dla Niej.
- Przywiązujecie się do Niej.
- Przyzwyczajamy.
- Po co? Za 3 miesiące sobie pojedzie, a za pół roku jej już nie będzie. Za rok nawet nie będziemy pamiętać że z nami była. - powtórzył szatyn.
- Jeśli to właśnie powiedziałeś Morgiemu to nie dziwię się, że Cię walnął. Sam mam teraz taką ochotę.
- I właśnie o tym mówię. Traktujecie ją jakby już była Waszą najlepszą przyjaciółką.
- Bo przez najbliższe 3 miesiące tak ma się czuć. Poza tym jest na prawdę fajną dziewczyną więc co złego jest w tym, że ją lubimy? - szatyn milczał. - Dlaczego Cię to tak boli? - nadal milczał. - Ok. Nie chcesz to nie mów. Ale jaki związek to ma z Sandrą?
- Nie podoba jej się że dziewczyna mieszka z nami. - powiedział znów patrząc za szybę. - A Sandy nie może.
- Po pierwsze nie dziewczyna tylko Alicja. Po drugie mieszka z nami tymczasowo. A po trzecie... żaden z Nas nie może teraz mieszkać z kim chce. Ty masz to szczęście, że Sandra tu mieszka. Co ma powiedzieć Wolfi? Musi jeździć co weekend do domu, żeby widzieć się z żoną i dziećmi. A Thomas? Myślisz że jemu jest łatwo być tak daleko od Lily?
- Właśnie o Niego mi w tym wszystkim chodzi Michael. Nie mów, że nie zauważyłeś ile czasu z Nią spędza. Znów się przywiąże i znów ktoś go zrani. Nie mam zamiaru znowu na to pozwolić.
- I dlatego powiedziałeś mu to wszystko?
- Tak. W większości. - powiedział ciszej.
- W większości? - spojrzał na kolegę. - Nie powiedziałeś mu, że chodzi Ci o jego cierpienie prawda?
- Gdybym mu to powiedział to nie trafiłoby to do Niego zbyt mocno.
- Jak na razie to on trafił Ciebie. I to dość intensywnie. Musisz mu to wytłumaczyć.
- Nie mam zamiaru.
- To Twój przyjaciel Gregor.
- Dlatego nie zamierzam go przepraszać...

AUSTRIA, INNSBRUCK, WILLA SPORTOWA, POKÓJ...

   Oglądała zdjęcia na swoim laptopie. Każde z nich miało jakąś historię. Zastanawiała się co się z nimi stanie po jej śmierci. Czy Anna je zachowa, czy wyrzuci razem z komputerem. "To smutne, że po skończonej historii nie ma nikogo kto by chciał do niej wrócić..." - pomyślała. Westchnęła. Ktoś trzasnął drzwiami do pokoju obok. "Wrócił...". Wyszła z pokoju. Natknęła się na bruneta.
- Co jest? - zapytała.
- Nie chce z nikim gadać. Zamknął się w pokoju. Gregor chyba na prawdę nieźle go wkurzył.
- Zostawmy go teraz w spokoju Manu.
- Może Ty byś z nim pogadała, co? Tak nie może być. Nie między nimi. A Ty się z Nim dobrze dogadujesz więc może chociaż Tobie coś powie.
- Spróbuję. Gregor już wrócił? - zapytała. W tym momencie usłyszeli drugi trzask drzwi wejściowych.
- Sądząc po jękach naszych drzwi to chyba tak. - odpowiedział. Po chwili zauważyli szatyna idącego w ich stronę. Ominął ich bez słowa i trzasnął drzwiami do swojego pokoju. - Sama widzisz tak się nie da, Oni muszą porozmawiać. 
- Ok, spróbuj pogadać ze Schlierim a ja pójdę do Thomasa. - powiedziała. Brunet pokiwał głową i poszedł w kierunku pokoju szatyna. Po chwili zniknął za jego drzwiami. Podeszła do drzwi obok. Zapukała cicho. Nie było odzewu. Znów spróbowała. Znów nic. Westchnęła. - Thomas to ja, otwórz proszę. - powiedziała. Znów cisza. - Nie chcę rozmawiać z drzwiami. - dodała. Cisza. - Chcę Twój autograf i sweet fotkę, fance odmówisz? Co z Ciebie za idol? - drzwi się otwarły i stanął za nimi blondyn. 
- Resztę też tak będziesz męczyła? - zapytał. Uśmiechnęła się. - Wchodź. - zaprosił ją do środka i zamknął drzwi. Po raz pierwszy była w jego pokoju. Był bardzo jasny. Jasny i przytulny. Beżowe ściany, brązowe zasłony, ciemne meble dla kontrastu... i mnóstwo zdjęć. Jego i jego rodziny. Jego córeczki.
- Śliczna. - powiedziała patrząc na zdjęcie wiszące nad łóżkiem. Ogromny portret małej dziewczynki o tak błękitnych oczach jakie widziała tylko raz w życiu. I te oczy właśnie w tym momencie na Nią spojrzały.
- Wiem. 
- I bardzo do Ciebie podobna. - dodała. Lekko się uśmiechnął.
- Nie mam zamiaru go za nic przepraszać. - powiedział poważnie.
- Złamałeś mu nos. Swojemu przyjacielowi. Najlepszemu. - powiedziała. - Zastanawiam się co takiego musiał Ci powiedzieć, że to zrobiłeś.
- Nie chcesz wiedzieć - mruknął i usiadł na łóżku. Usiadła obok Niego.
- Dlaczego mam wrażenie, że ma to związek ze mną? - zapytała próbując uchwycić jego wzrok.
- Bo ma. - westchnął.
- Obraził mnie przy Tobie tak? A Ty jako dżentelmen dałeś mu w pysk.
- Coś w tym stylu. - odpowiedział. Pokręciła głową.
- Nie przyjechałam tutaj, żeby robić zamieszanie. Nie po to, żeby skłócić najlepszych przyjaciół. Chciałam tylko spędzić z Wami fajne 3 miesiące i wrócić tam gdzie moje miejsce. A na razie minęły 3 dni i zdążyłam skłócić Ciebie z Gregorem i sprawić że mnie nienawidzi. - powiedziała. - Jeżeli tak to ma wyglądać to ja wracam do domu. - stwierdziła. Spojrzał na Nią uważnie. W tych błękitnych oczach zobaczyła smutek. A to do nich nie pasowało.
- Gregor stwierdził, że niepotrzebnie się do Ciebie przyzwyczajamy, że ja za bardzo się przyzwyczajam. Że za 3 miesiące pojedziesz, za pół roku Cię już nie będzie a za rok żaden z nas nie będzie o Tobie pamiętał. Że jeżeli się przywiążę to znów będę cierpiał i że jestem idiotą. - powiedział. - Ale to sam wywnioskowałem z jego wypowiedzi. - dodał. Uśmiechnęła się. - Jak mogłem nie zareagować inaczej? I dlaczego Cię to śmieszy?
- Nie śmieszy mnie to. Po prostu dopiero teraz widzę, jak duży mamy problem.
- My?
- Tak, ja i Ty Thomas. - powiedziała. Jego zdziwiony wzrok mówił wszystko. - Ty na prawdę usiłujesz się ze mną zaprzyjaźnić. A to nie jest dobre wyjście. I ciężko mi to przyznać ale Gregor ma rację.
- Że co?
- Już Ci mówiłam, że nie chcę się do nikogo przywiązywać, nie chcę się zaprzyjaźniać. To potem będzie bolało i mnie i tych ludzi. Dlatego stosunki czysto koleżeńskie to wszystko na co mogę sobie i Wam pozwolić w stosunku do mnie.
- Powtórzę po raz kolejny, że nie zabronisz mi się z Tobą zaprzyjaźnić. - powiedział dobitnie.
- Nie zabronię. Nie mogę. - przyznała mu rację. - Ale nie chcę żebyś potem cierpiał. Bo na prawdę jesteś fajny gość. I swoje już przeszedłeś. 
- Nie zakocham się w Tobie jeżeli o to Ci chodzi. - powiedział poważnie.
- No ja się już o to postaram żebyś się nie zakochał. - zaśmiała się. On również. - Jeżeli chcesz się zaprzyjaźnić... ok ale pod jednym warunkiem.
- Jakim?
- Przyjedziesz na mój pogrzeb. - powiedziała poważnie. Zacisnął dłoń w pięść ale kiwnął głową na znak, że się zgadza. - A teraz pójdziesz do Gregora i go przeprosisz.
- Alicja...
- Chodź. Nie gderaj. - wstała ciągnąc go za rękę. - Przynajmniej wysłuchaj co o tym myśli...

  Usłyszał pukanie do drzwi. 
- Manu mówiłem Ci, że... - przerwał widząc gościa. Wbiła w niego swoje zielone oczy. - No tak, w końcu to moja wina, że mnie uderzył. - stwierdził i usiadł na swoim ulubionym fotelu. - Słucham. Chcesz mnie opierdzielić? Działaj. To co powiedziałem Morgiemu...
- Miałeś rację. - przerwała mu. Spojrzał na Nią z zaskoczeniem. - Miałeś rację w 100%. Też sądzę, że Thomas niepotrzebnie się angażuje w naszą znajomość. Ale nie uważasz, że mogłeś mu to powiedzieć w inny sposób? - zapytała. Nie uzyskała odpowiedzi. - To Twój przyjaciel, nie zmarnuj tego. - powiedziała i wyszła z pokoju zostawiając zdezorientowanego szatyna samego. Po chwili w drzwiach do jego pokoju pojawił się blondyn...

  Siedzieli w salonie. Oglądali program sportowy, w którym leciał akurat jakiś mecz piłki nożnej. Poczuła jak robi jej się duszno. Głowa znów zaczęła boleć a płuca odmawiały posłuszeństwa. Wzięła kilka głębszych wdechów. Na chwilę pomogło. Na tyle, żeby wstać i udać się do kuchni po szklankę wody. 
- Wszystko w porządku? - usłyszała za sobą.
- Tak Michi... wszystko ok. - odpowiedziała i zniknęła w kuchni.
- Ciekawe czy się pogodzą. - stwierdził brunet.
- Na razie nic nie słychać to może się nie biją Manu.
- Stefan... kiedy Thomas złamał Gregorowi nos też nic nie było słychać. - zauważył Andi. Wróciła do salonu trzymając w ręce szklankę z wodą. Czuła, że coś jest nie tak. Czuła, ze dawno nieobecny atak się zbliża. 
- Michi... - zaczęła. Zauważyła, że jej ręka się lekko trzęsie. Blondyn natychmiast znalazł się obok Niej.
- Wszystko ok? - zapytał przestraszony.
- Chyba... - zaczęła. - Gdybym kiedyś zemdlała i przestała oddychać to w moim pokoju jest zielony inhalator... - powiedziała i oparła się lekko o Niego. Cała reszta patrzyła na dwójkę przestraszona. Zobaczyła schodzących po schodach przyjaciół. Byli uśmiechnięci. Szturchali się na wzajem wesoło rozmawiając. Blondyn uśmiechnął się do Niej. Tyle zdołała zauważyć. A potem szklanka upadła na podłogę rozbijając się na maleńkie kawałeczki. Przed oczami zobaczyła ciemność, a w płucach ból...
Blondyn złapał ją w ostatniej chwili i ułożył na podłodze.
- Morgi w jej pokoju jest jakiś zielony inhalator, przynieś go! - zawołał Michael. Thomas od razu pobiegł do pokoju dziewczyny. Reszta patrzyła na całą sytuację ze strachem w oczach. Szatyn nie wiedział co ma ze sobą zrobić. Widząc ją leżącą bez ruchu poczuł strach. Strach o kogoś kogo w ogóle nie znał.
- Masz! - Morgi wpadł do salonu ze sprzętem w ręce.
- Nie wiem jak tego użyć! - krzyknął na Niego Michael.
- Ja też nie... - powiedział cicho blondyn i spojrzał na dziewczynę z paniką w oczach.
- Oddaj mi to. - powiedział szatyn i wziął do rąk urządzenie. Założył jej maseczkę na usta i nos i włączył zielony guzik. Obok guzika przyczepione były jakieś fiolki. Próbował coś przeczytać ale nic nie rozumiał. Spojrzał na przerażonego Thomasa. Rozerwał zabezpieczenie leku i wlał do pojemnika inhalatora. - No dalej dziewczyno... oddychaj... - mówił patrząc na jej blada twarz...


"Kiedy nie wiesz dlaczego Ci zależy..."

***********************************************************************************
Bójka zaskoczyła więc mam nadzieję, że kolejne wydarzenia również Was zaskoczą i że nie zawiodę Was :)
Dziękuję za każdy komentarz, to dzięki nim tworzę nadal i chce to robić, wiec proszę o więcej Waszych opinii. Pozdrawiam i całuję :*

poniedziałek, 24 marca 2014

4. TEN, W KTÓRYM GRAJĄ W KARTY...

AUSTRIA, INNSBRUCK, WILLA SPORTOWA, GDZIEŚ OKOŁO PÓŁNOCY...

   Usiadła na łóżku. Spojrzała w okno... Pełnia. Księżyc świecił wyjątkowo pięknie. Ból głowy nie dawał jej spokoju. Założyła puchaty biały szlafrok i weszła na moment do łazienki. Spojrzała w lustro. Blade policzki, lekko siwe okolice oczu... Obmyła delikatnie twarz. Spojrzała w bok. Na niewielkim plastikowym stojaku zawieszony był jej największy skarb. Skarb, bez którego nie pokazywała się nikomu. Spojrzała na zegarek, który widać było na stoliczku w pokoju. Wyraźnie świecił pomarańczowymi cyframi. 23:41. "I tak pewnie śpią" - pomyślała. Poprawiła brązową chustę w kwiaty, którą miała na głowie. Westchnęła. Wyszła z pokoju i po cichu zeszła do kuchni. Blask księżyca sprawiał, że nie musiała zaświecać światła, żeby wszystko wyraźnie widzieć. Wzięła szklankę i nalała sobie wody. Upiła łyk wpatrując się w widok za oknem. Księżyc świecił wysoko nad szczytami gór. W tym momencie chciała być na szczycie. Żeby być bliżej tego piękna...
- Nie możesz spać? - usłyszała ciche pytanie. Zaskoczona odwróciła się w stronę intruza. Stał tam w samych bokserkach. Spojrzała na jego oczy. Znów ją przeraziły. Były skupione. Jakby analizowały wszystko co się wokół dzieje. Każdy centymetr pomieszczenia, każdy najmniejszy pyłek. Wyraźnie spoglądał w stronę nakrycia jej głowy. Odwróciła wzrok.
- Głowa mnie rozbolała, przyszłam się tylko napić wody. - odpowiedziała. Nadal czuła jego wzrok na sobie. - Nie myślałam, że kogoś tu zastanę. - dodała jakby próbując usprawiedliwić swój "negliż". 
- Nie musisz mi się tłumaczyć. - odpowiedział pogodnie i uśmiechnął się do Niej lekko po czym sam nalał sobie wody do szklanki i stanął obok Niej patrząc w okno. Zrobiła to samo. Wszystko, byle nie patrzeć mu prosto w oczy...
- Też nie możesz zasnąć? - zapytała cicho.
- Jak za dużo myślę przed snem to potem mam problem przez całą noc. - powiedział.
- To myśl w dzień. Noc jest od spania. - powiedziała pewnie.
- Mówi dziewczyna, która woli patrzeć w księżyc niż odpoczywać.
- Odpocznę... już niedługo... - powiedziała patrząc nadal w dal. Spojrzał na Nią. - Muszę zapamiętać ten widok. Na piękno można patrzeć cały czas. - dodała poważnie. 
- Źle wyglądasz.- zaczął. - Wszystko w porządku? - zapytał. Uśmiechnęła się lekko.
- To tylko ból głowy... To płuca mi nie działają jak powinny. - powiedziała i zwróciła wzrok w jego stronę. - Nie jestem z porcelany. - jego wzrok znów wywiercał w jej głowie dziurę. Odwróciła się.
- Mam wrażenie, że się mnie boisz... - powiedział z lekkim rozbawieniem. Ton jego głosu ją trochę rozzłościł. Bawił się jej kosztem. - Mam rację? - zapytał.
- Nie Gregor. Nie boję się Ciebie. - powiedziała pewnie. Nadal nie patrzyła na Niego. - Po prostu... Mam wrażenie, że patrzysz na mnie... Jakbyś analizował czy aby na pewno jeszcze oddycham. - zakończyła swoją wypowiedź. Milczał. W końcu odważyła się na Niego spojrzeć. Znów był skupiony. Znów analizował. Westchnęła i chciała odejść ale jego głos ją zatrzymał.
- Przepraszam. - powiedział w jej kierunku. - Nie chciałem, żebyś to tak odebrała. Nie analizuję Cię. I wiem, że nie jesteś z porcelany. Po prostu... Ciężko mi uwierzyć, że jesteś taka jaką się nam przedstawiłaś. - powiedział.
- To znaczy? - odwróciła się w jego stronę.
- Kiedy mówisz o swojej chorobie opowiadasz jakby to było przeziębienie, potem mówisz, że masz jazdę bez trzymanki i że umrzesz w przeciągu pół roku. I to wszystko z taką lekkością. Jakbyś opowiadała historię kogoś zupełnie innego. Nie wierzę, że tak po prostu się z tym pogodziłaś. To jest niemożliwe. 
- Płakanie nic nie zmieni więc po co marnować ostatnie chwile życia na coś co nic nie zmieni?
- Nie wiem. - odpowiedział szczerze. - Ale nie wierzę, że nie płaczesz, że Cie to nie przerasta. Tak się po prostu nie da.
- Chcesz o tym ze mną porozmawiać? - zapytała. - Widzę, że masz z tym problem.
- Ja mam problem? - spytał oburzony. - To nie ja żartuję z własnej śmierci. 
- Jeżeli Ci to przeszkadza to więcej nie będę. - powiedziała cicho.
- To nie chodzi o mnie. Takie rzeczy powinni mówić starzy schorowani ludzie, którzy przeżyli już wszystko. A nie młode dziewczyny mające całe życie przed sobą. - powiedział widocznie zdenerwowany. Zacisnął dłonie w pięści. Wbił w Nią swój wzrok. Była zaskoczona jego wybuchem.
- Jesteś zły na mnie, bo jestem umierająca i nie walczę o kilka miesięcy więcej? - zapytała. Nie odpowiedział. Podeszła do Niego bliżej. - Uwierz mi, że gdybym tylko miała pewność, że jeżeli jeszcze trochę powalczę to coś się zmieni... Nie wahałabym się. Ale ja walczę od 5 lat. I z każdą nadzieją na przeszczep pojawiała się rzeczywistość i ktoś bardziej rokujący. I zawsze będzie ktoś taki. Zbyt wiele wycierpiałam przez posiadanie nadziei. Więcej tego błędu nie popełnię. - powiedziała dobitnie i wyszła z kuchni zostawiając szatyna samego. 
   Kolejny dzień mijał powoli. Bardzo powoli. Podczas treningu na siłowni miała ochotę obrócić wskazówki zegara o 3 godziny w przód. Tym razem nie brała udziału w żadnych zabawach. Siedziała cicho przy wodzie i ręcznikach. Co jakiś czas odpowiadała krótko na zadawane przez kolegów pytania. Myślami była gdzieś indziej. Zdarzyło jej się zerknąć w stronę szatyna. Napotykała wtedy jego ostry jak brzytwa wzrok. On sam również nie był zbyt aktywny społecznie podczas ćwiczeń. Robił to co miał robić a kiedy skończył natychmiast wyszedł z zajęć. 
   Założyła słuchawki na uszy i puściła najgłośniej jak się da swoją ulubioną muzykę. Uspokajała ją. Pozwalała odpłynąć gdzieś daleko. Nie przejmować się tym co tu i teraz. Czuła na sobie promienie słońca. Promienie, które ktoś zasłaniał. Otwarła jedno oko a potem drugie. Kiedy zobaczyła uśmiechniętego blondyna wyjęła słuchawki z uszu i wyłączyła muzykę. Usiadł obok Niej i podparł się rękami wystawiając twarz ku słońcu. 
- Jak chcesz to możemy pomilczeć razem ale to nie zmniejszy twojego problemu. - powiedział. Spojrzała na Niego.
- Mam jakiś problem? - zapytała. Popatrzył w jej oczy. Lekko się uśmiechnął. Pokręciła głową. - Chłopaków też tak męczysz? - zapytała. 
- Oni nie mają wypisane na twarzach, że ktoś sprawił im przykrość.
- Sprawił przykrość? Dlaczego uważasz, że ktoś...
- Od rana jesteś nieobecna. Nic Cię nie cieszyło. Praktycznie się nie odzywałaś. Co takiego powiedział Ci Gregor?
- Skąd...
- Był tak samo nieobecny jak Ty. Wyszedł bez słowa z treningu. Patrzyliście na siebie jakbyście liczyli, że któreś z Was jednak się odezwie. Wczoraj było fajnie a dziś...
- Przepraszam za popsucie atmosfery.
- Wiesz, że nie o to mi chodzi. - powiedział. Usiadł na przeciwko niej i popatrzył jej prosto w oczy. - Co się stało?
- Mamy różne zdania na temat mojego podejścia do życia. 
- Ja i Ty też mamy różne podejścia co do tego.
- Ale On nie potrafi zaakceptować tego, że ktoś może myśleć inaczej niż On. - powiedziała poważnie.
- Musisz dać mu czas. Jest na prawdę w porządku. Czasem tylko musi wyrzucić z siebie pewne rzeczy. 
- Nie lubi mnie. Delikatnie mówiąc.
- Teraz to bredzisz. - stwierdził. - Wolałabyś żeby oszalał na Twoim punkcie i śledził Cię na każdym kroku? - zapytał z uśmiechem.
- Hahaha Schlierenzauer gdzie nie spojrzę? Nie, dzięki. Wystarczy mi jego mordka na drzwiach od łazienki. - zaśmiali się. W tym momencie na podwórko wyszedł Loitzl. Pomachał im i rozglądnął się.
- Nie widzieliście gdzieś Schlierego? - zapytał podchodząc do dwójki.
- Jest na drzwiach od mojej łazienki. - powiedziała śmiejąc się. Blondyn również.
- Nie wiem co braliście ale albo bierzecie połowę albo zmieńcie dilera. Idziecie na partyjkę? Stefan uparcie chce się odegrać. - wywrócił oczami. 
- Zagrasz z nami? - zapytał blondyn.
- W co?
- Austriaccy skoczkowie są mistrzami nie tylko w skakaniu. Musisz wiedzieć, że masz do czynienia z kamiennymi twarzami, mistrzami ciętych ripost i perfidnymi oszustami. - powiedział poważnie brunet. Zrobiła minę mówiącą "nie kminie o co biega".
- W pokera. - wyjaśnił spokojnie blondyn. - To jak?
- Podajcie zasady to spróbujemy. - uśmiechnęła się. 
   Drzwi do willi trzasnęły a do salonu wszedł wściekły szatyn. Grupa właśnie rozkładała zielony obrus na wielkim stole obiadowym. Rozsiedli się wkoło niego. Spojrzeli na kolegę, który wszedł.
- Bardzo niegrzecznie potraktowałeś te drzwi Gregor. - powiedział Stefan. - Przeproś. - dodał grożąc mu palcem. Szatyn pokręcił głową i lekko się zaśmiał.
- Co tym razem? - zapytał Michi.
- Nie pytaj. Baby to dobry dodatek do fajnej bryki. - stwierdził.
- A faceci to dodatek do penisa. - powiedziała mijając go. Postawiła butelki z pepsi, fantą i sokiem porzeczkowym na środku stołu. Usłyszała śmiech blondyna stojącego obok. Uśmiechnęła się do niego.
- Gregor grasz z nami? Podobno Stefan odkrył jakiś cudowny sposób na odegranie się. - powiedział Andi.
- Po prostu będę tak samo oszukiwał jak Wy - powiedział urażony. Zaśmiali się.
- No dobra wchodzę w to. - powiedział szatyn. Usiedli przy stole.
- O co gramy? - zapytała.
- O pieniądze. - powiedział patrząc na Nią uważnie.
- Spokojnie, minuty na bieżni. - uspokoił ją blondyn siedzący obok Niej. Posłał szatynowi groźne spojrzenie ale tamten nie zareagował. 
- Jesteś pewna, że chcesz się w to wpakować? - zapytał.
- Tak Gregor. To tylko zabawa. - odpowiedziała mu. 
- Grałaś w to kiedyś? - dopytywał kiedy Die-die rozdawał karty.
- Nie. Ale szybko się uczę. Mam dobrego nauczyciela. - puściła oko blondynowi. 
  Rozgrywka zaczęła się dość ostro. Często pasowała. Na twarzy szatyna, który ciągle wygrywał widać było zadowolenie. Cieszyła go każda jej porażka. 
- Może Ci jednak pomogę? - szepnął jej na ucho blondyn.
- Poradzę sobie. Jeśli nie chcesz się zasapać na śmierć to odpuść w następnej kolejce. - powiedziała mu. Spojrzał na Nią uważnie ale tylko pokiwał głową. Stefan starał się grać ostro ale każda jego reakcja na karty była widoczna jak na dłoni. Kiedy dostawał dobrą kartę jego policzki się napinały a kiedy złą zagryzał delikatnie wargi. Natomiast z twarzy Schlieriego nie dało się nic wyczytać. Posąg. Kamień. Zero reakcji.
- Jeśli Twoje reakcje na wszystko są takie same to nie dziwię się, że Twoja dziewczyna wczoraj wybiegła stąd zdenerwowana. - powiedziała patrząc w swoje karty. Spojrzała na niego. Wokół zrobiła się cisza. Uśmiechnął się lekko.
- Szybko się uczysz. - przyznał. - Ale to za mało. - dodał a jego twarz znów przybrała ten sam wyraz. - Wymieniam dwie. - powiedział. Diethart podał mu dwie karty. Spojrzał na Nią. - Dokładam 10. - powiedział.
- Pass. - powiedział zniechęcony Stefan.
- Pass - powtórzył Andi. Przyszła jej kolej.
- Wymieniam jedną. - powiedziała. Dostała swoją kartę. Spojrzała na szatyna. Przygryzła wargę. Zwróciła się do blondyna. Mówiła szeptem ale takim żeby szatyn usłyszał. - Thomas 3 Króle to dobrze tak? - zapytała. Blondyn jęknął a szatyn się zaśmiał. 
- Tak. - westchnął. - Pasuje - powiedział zrezygnowany.
- A można tu zrobić coś takiego jak va bank? - zapytała.
- Teoretycznie tak. Wtedy ten kto wygra czyli w tym przypadku prawdopodobnie Gregor odda Ci swoje minuty biegania a z Twoimi 2 godzinami już na koncie to będzie dokładnie 2 godziny i 35 minut. - wyjaśnił Die-die. Pokiwała głową.
- Ok. Va bank. Wchodzisz w to Schlieri? - zapytała wesoło.
- Alutka może lepiej... - zaczął Morgi.
- Chcesz wyzionąć ducha szybciej niż mówisz. - przerwał mu szatyn.
- Gregor!
- Spokojnie Michi... - powiedziała z uśmiechem. - Jestem pewna że to wygram.
- Wchodzę - powiedział śmiejąc się.
- Pokażcie co macie. - powiedział zniecierpliwiony Manu. Szatyn z uśmiechem rzucił na stół karty i oparł się wygodnie o oparcie krzesła. Pokiwała głową z podziwem.
- Trzy Asy i dwie Damy... - powiedział z przygnębieniem Andi. - Może jednak zamienimy karę...
- To nie będzie konieczne. - powiedziała i wstała z obojętną miną. Podeszła do zadowolonego szatyna i spojrzała na niego. Usiadła na stole i położyła karty zaraz przed Nim. Wszyscy obserwowali jej poczynania z zaciekawieniem.
- Wiesz, że trójka z króli przegrywa z moimi kartami? - zapytał z drwiną w głosie. Uśmiechnęła się.
- A kto powiedział, że mam trójkę z króli? - zapytała. Jego uśmiech trochę przygasł. Postukała palcem w karty. Zwrócił na nie uwagę. Odkrywała je powoli. Jedną po drugiej. Najpierw poszedł As trefl... potem król z tego samego koloru... następna była dama...a kolejny był walet...
- Niemożliwe - powiedział cicho Michi. Uśmiechnęła się i odkryła dziesiątkę trefl. Puściła oko zszokowanemu szatynowi i zeszła ze stołu.
- Robimy coś do jedzenia? Zgłodniałam trochę. - powiedziała wesoło. 
- Mówiłem już, że Cię kocham? - zapytał Michael. - Wyjdź za mnie, będziemy razem wygrywać miliony i kupimy sobie Bahamy. - zachęcił ją. Zaśmiała się.
- Nie jesteś w moim typie - powiedziała żartobliwie. 
- A jaki jest Twój typ? - zapytał tym razem Andi.
- Niski, gruby, łysy i z mnóstwem piegów. - powiedziała. - Macie ochotę na coś z kuchni meksykańskiej? - zapytała.
- Jasne! - odpowiedzieli chórem. Wyszli razem z Nią do kuchni. W salonie został tylko szatyn wpatrujący się w karty i blondyn sprzątający stół.
- Co się zmieniło, że tak ją zacząłeś traktować? - zapytał blondyn stając na przeciwko przyjaciela.
- Oszukuje. - odpowiedział szatyn.
- Gregor ja nie mówię teraz o kartach.
- Ja też nie Thomas. Ona oszukuje i nas i siebie samą. Wcale nie jest taka silna za jaką chce uchodzić. - powiedział stanowczo.
- I co z tego? To źle, że nie chce nam tu ryczeć w rękawy i wprawiać w zakłopotanie?
- Może to sprawiłoby, że zaczęłaby walczyć.
- Dlaczego tak Ci na tym zależy? Znasz ją 3 dni.
- Jak dla mnie może sobie nawet podciąć żyły w wannie dzisiejszej nocy, mało mnie to interesuje ale niech nie udaje kogoś kim nie jest. To jest zwykłe okłamywanie nas. A powinna być w stosunku do Nas fair.
- A skąd wiesz, że nie wypłakuje się któremuś z Nas, żeby oszczędzić tego reszcie? - zapytał zdenerwowany. Szatyn spojrzał na przyjaciela zdziwiony.
- Widzę, że randka się udała. - powiedział. - Radzę Ci Thomas, odpuść. To nie jest dziewczyna dla Ciebie. Za pół roku jej już nie będzie a Ty znowu będziesz cierpiał. I to niepotrzebnie bo za rok nie będziesz pamiętał, że ktoś taki istniał. - powiedział dobitnie Schlieri. Tego było zbyt wiele. W blondynie coś się zagotowało. Coś pękło. Nie panował nad tym co robi. Jego pięść wylądowała w okolicach nosa szatyna, który upadł na podłogę. Spojrzał na stojącego nad Nim przyjaciela i nie mógł uwierzyć w to co się stało. Blondyn natomiast patrzył na swoją rękę ze strachem w oczach. - Prawda boli, co? - zapytał zbierający się z podłogi Gregor. Spojrzał jeszcze raz na przyjaciela i trzymając się za nos pokręcił głową...

"Przyjaźń niejedno ma imię..."

***********************************************************************************
Jest akcja :D
Czekam na Waszą reakcję :D 
Dziękuję Wam za ciepłe słowa i pozytywne komentarze, to mi baaaardzo pomaga :*

niedziela, 23 marca 2014

3. TEN, W KTÓRYM SPĘDZAJĄ RAZEM DZIEŃ...

AUSTRIA, INNSBRUCK, SIŁOWNIA W KOMPLEKSIE SPORTOWYM...

   Siedziała przed siłownią czekając na nowych kolegów. Ubrana w swój ulubiony czerwony dres była gotowa do treningu. Co prawda miała tylko podawać wodę i robić zdjęcia ale czuła, że ten strój jej się przyda. I nie myliła się...
- Gotowa na trening? - zapytał podchodzący do Niej blondyn. 
- Tak jest! - zasalutowała. 
- No to zapraszam do środka. - Thomas otwarł drzwi do ogromnej sali wypełnionej po brzegi sprzętem, który można spotkać w każdej siłowni. Z tym, że tutaj tego sprzętu było 2 razy więcej. Stanęła na środku i rozglądnęła się po sali. Wszystko było poczwórne. 4 bieżnie, 4 ławeczki, 4 rowerki, 4 wiosła... i dwa ogromne atlasy na środku. Bieżnie stały przy ścianie wyłożonej lustrami co sprawiało wrażenie, że sala jest jeszcze większa niż by się mogło wydawać. Przy ścianie stały wysokie kozły oraz materace. Po drugiej stronie sterta ręczników i zgrzewek wody mineralnej. Po chwili do sali wpełzła reszta grupy i trener, z którym już zdążyła się zapoznać. Sprawiał wrażenie człowieka bardzo apodyktycznego ale w gruncie rzeczy był to bardzo sympatyczny mężczyzna. 
- Dobra chłopcy, to co zawsze. Każdy na coś innego. Tutaj macie rozpiskę ile, który ma powtórzeń i na co zwrócić większą uwagę. Ta lista wędruje do Waszej nowej koleżanki, dzisiaj to ona będzie Was nadzorowała, a potem mi powie, który z Was będzie biegał wokół kompleksu. - powiedział poważnie. Wręczył dziewczynie kartkę. - Ja robię sobie wolne. Miłego dnia chłopcy. - powiedział i wyszedł. Stała tak z kartką w ręce i zaskoczoną miną. Grupka mężczyzn patrzyła na Nią z uśmiechami na twarzach.
- Luzy Panowie - stwierdził wesoło Stefan i położył się na ławeczce zakrywając oczy podkoszulkiem. 
- Twoje miejsce jest przy lustrze Stefan. - powiedziała podchodząc do niego. Spojrzał na Nią jednym otwartym okiem. Jej mina mówiła wszystko.
- Żartujesz sobie, prawda? - zapytał.
- Nie, masz dzisiaj bieganie. I to sporo, bo podobno tyjesz z prędkością światła. - przeczytała opis z kartki czym wywołała uśmiech na twarzach pozostałych.
- To przez te makarony Schlieriego! - oburzył się.
- Dlatego Gregor Ci potowarzyszy - powiedziała z uśmiechem. 
- Jak to? - zapytał zdziwiony szatyn i wziął od Niej kartkę. Po chwili praktycznie rzucili się na nią pozostali. Z jękiem zajęli swoje stanowiska i zaczęli ćwiczyć. 
- Wzięła do ręki kamerę, którą szatyn brał praktycznie wszędzie i zaczęła ją oglądać. W lustrze zobaczyła, że ów szatyn przygląda jej się uważnie. Odłożyła sprzęt i rozglądnęła się po pomieszczeniu. Manu już cały czerwony męczył się ze skakanką, której jak się dowiedziała nie znosi. Wzięła drugą i zaczęła skakać przez Nią razem z Nim.
- Poprawiasz swoją kondycję? - zapytał zasapany.
- Raczej przypominam sobie dzieciństwo. - odpowiedziała wesoło. Przyspieszyła tempo co spowodowało niezadowolenie bruneta, który chciał jej dorównać.
- Może małe urozmaicenie? - zapytał i zaczął swoja przeplatankę. Zaśmiała się.
- Nie wiesz z kim zaczynasz. - powtórzyła ruch bruneta. Reszta zaprzestała swojego treningu i wpatrywała się z zaciekawieniem owej dwójce. Szatyn wziął kamerę do ręki i zaczął nagrywać.
- A tak potrafisz? - brunet zrobił skomplikowany podskok. I z zadowoloną miną patrzył na blondynkę. Puściła mu oko i bez najmniejszych problemów zgrabnie powtórzyła figurę. Usłyszała brawa. - Ok. Ale tego nie zrobisz. - powiedział i wykonał przeplatankę z przełożeniem rączek od skakanki. Uśmiechnęła się i z lekkością zrobiła to samo. - Dobra, Ty coś zaproponuj. - stwierdził. 
- Jesteś pewien? - zapytała.
- Powtórzę wszystko. - odpowiedział pewnie. Przestała skakać i podeszła pod początek sali. Spojrzała na zdezorientowanego bruneta i uśmiechnęła się wesoło. Zaczęła przeskakiwać przez skakankę by po chwili przełożyć ją sobie w dłoniach i z rozbiegu zrobić salto nadal obracając ją wokół siebie. Stanęła na końcu sali i obróciła się w kierunku bijących jej brawa kolegów. - Ok. Wygrałaś. - stwierdził z rezygnacją brunet. Zaśmiała się.
- Gdzie uczą takich sztuczek? - zapytał przybijający jej piątkę Thomas.
- W bidulu nie ma PlayStation - odpowiedziała i wzruszyła ramionami.
- Czuję, że będzie niezły ubaw - powiedział wesoło Kraft.
- Dobra dobra, wracać do ćwiczeń. - zaśmiała się. - Gregor? - zwróciła się do szatyna odkładającego kamerę na miejsce.
- Słucham - odwrócił się w jej stronę. W jego oczach zobaczyła coś co nie pozwalało jej długo patrzeć w te brązowe tęczówki. Szczerze mówiąc... trochę się ich bała.
- Mogę się trochę pobawić Twoim sprzętem? - zapytała. Usłyszała głośny śmiech ze strony biegającego obok Krafta. Wywróciła oczami.
- Jasne - odpowiedział. - Tylko bądź delikatna, jest strasznie wrażliwy. - powiedział. Brunet nie wytrzymał ze śmiechu i musiał zejść z bieżni żeby się uspokoić. - Debil. - skomentował szatyn przechodząc obok kolegi ale sam zaśmiał się z tej sytuacji. 
Trening mijał spokojnie. Pilnowała czasu i zmian, które miały się odbywać na przyrządach. W pewnym momencie Andi zaczął zabawę...
- No dobra dzisiaj ja zaczynam. - powiedział.
- Alutka włącz kamerę - powiedział jej ze śmiechem Michi. Zdezorientowana zrobiła posłusznie to o co prosił i skierowała się w stronę Koflera.
- W celu wyjaśnienia - powiedział w jej stronę, zrobiła zbliżenie. - Zabawa ta polega na tym, że każdy z nas ma za zadanie zaśpiewać fragment jakiejś piosenki opisującej kolegę, który znajduje się po jego prawej stronie. - powiedział poważnie. - Jeżeli ktoś nie ma pomysłu mówi "pass" ale wykonuje karne 50 pompek. 
- Macie chore zabawy - skomentowała ze śmiechem. - Dawaj. - zachęciła. - Dla jasności... po swojej prawej stronie masz bardzo zmęczonego ćwiczeniami Stefana. - skierowała kamerę na mokrego już bruneta. Wyglądał jak siedem nieszczęść. W tym momencie usłyszeli Andiego, który zniżył głos i zaśpiewał seksownie...

Let me dip my feet in and make you sweat
I just wanna make you sweat
I wanna make you sweat
I just wanna make you sweat
I wanna make you sweat
Sweat, sweat

  Wszyscy leżeli ze śmiechu na podłodze, dziewczyna nie mogła się powstrzymać od śmiechu. Andi zrobił ukłon godny artysty operowego, a biedny Stefan skomentował jego występ jednym słowem.
- Głupek. - powiedział ale sam po chwili zaczął się śmiać. - Dobra, koniec śmiania. Teraz ja. - powiedział dumnie. - Po mojej prawej stronie mam Pana Morgensterna. - powiedział z cwanym uśmieszkiem i zaczął śpiewać słodkim głosikiem...

I can't help the way I am
Hope you don't misunderstand

Cause I'm too cool
Yeah I'm too cool
To know you
Don't take it personal
Don't get emotional
You know it's the truth
I'm too cool for you

Blondyn pokręcił głową z niedowierzaniem.
- Na prawdę? Camp Rock? - zapytał z zażenowaniem. Znów głośny śmiech i brawa. - Ok. Po mojej prawej stronie jest wieczny podrywacz Hayboeck. A więc mam coś co opisuje Cię w 100%...

Take me by the tongue, And I'll know You
Kiss Me 'till You're drunk, And I'll show You
All the moves like jagger
I've got the moves like Jagger
I've got the moooooves like Jagger

- Lecz się - usłyszał od blondyna. Ale powiedziane z uśmiechem.
- Ja od razu mówię, że pasuje - powiedział Wolfi.
- I ja też. - poparł go Manu.
- W takim razie po swojej prawej stronie mam - zaczął szczerząc się. - Alutkę - powiedział ruszając wymownie brwiami. 
- Mam się bać? - zapytała z uśmiechem.
- Jeszcze Cię dobrze nie poznaliśmy ale już podejrzewam jaka możesz być więc wydaje mi się, że mam coś odpowiedniego. - powiedział i stanął na środku zaraz obok Niej...

The phone rings in the middle of the night
My father yells what you gonna do with your life
Oh daddy dear you know you're still number one
But girls they want to have fun
Oh girls just want to have -

That's all they really want
Some fun
When the working day is done
Girls - they want to have fun
Oh girls just want to have fun

Jego wysoki piskliwy głosik jakim zaśpiewał sprawił, że każdy wybuchł śmiechem.
- hahaha serio? Sindy Lauper? - zapytała. Tylko puścił jej oko. - Czyli teraz moja kolej. - powiedziała z obawą. Spojrzała w prawo.
- Ja pasuję - powiedział poddając się Die-die. Obok niego stał uśmiechnięty szatyn.
- No i co ja mam wybrać... - mruknęła z uśmiechem.
- To co Ci pierwsze przychodzi na myśl kiedy patrzysz na Schlierego. - stwierdził Michi. - Jeśli będzie to "What the hell" nie zdziwimy się - zaśmiał się blondyn.
- Alutka zamknij oczy! - krzyknął Andi. - Na 3 je otworzysz i zaśpiewasz to co Ci pierwsze przyjdzie do głowy! - posłusznie zamknęła oczy. - Raz! Dwa! Trzy! 

I wanna see your peacock, -cock, -cock,
You peacock, -cock
Your peacock, -cock, -cock,
 Your peacock

Wszyscy. Razem z blondynką zaczęli się śmiać. A sam zainteresowany pokręcił głową z uśmiechem. 
- Uwielbiam tą dziewczynę - powiedział cały czas śmiejąc się Hayboeck.
- Pasuję, nie pobiję jej - zaśmiał się szatyn. Cała pasująca czwórka zrobiła po 50 pompek. Chwilę później wszyscy okupowali swoje łazienki. Mieli teraz chwilę dla siebie. Wzięła koc z pokoju i ułożyła się na nim na trawie. Otwarła swoją książkę i zagłębiła się w świecie XIX wieku. Nawet nie zauważyła jak ktoś położył się obok Niej. Dopiero po chwili odwróciła głowę. Uśmiechnęła się do blondyna.
- Nie przeszkadzaj sobie, złapię tylko trochę słońca. - powiedział. Wróciła do lektury. - Co czytasz? - zapytał.
- Przeminęło z wiatrem. - odpowiedziała spoglądając na Niego.
- Scarlett O'Hara... - powiedział z uśmiechem.
- Czytałeś? - zapytała zdziwiona odkładając książkę na bok.
- Zdarzyło się. - odpowiedział. - Dlaczego akurat Ona?
- Hmn... to jedyna kobieta, którą podziwiam. Sprzeciwiała się wszystkiemu i zawsze miała swoje zdanie. Nie przejmowała się zdaniem innych i dążyła do celu. Wzięła sprawy w swoje ręce i dbała o własny interes. Była cholernie zaradna i sprytna, a przy tym bardzo inteligentna.
- Tylko życie uczuciowe miała do bani. - skomentował.
- Sama sobie takie sprawiła. 
- Powiesz mi czemu kobiety uganiają się za beznadziejnymi facetami mając przy sobie kogoś kto je kocha nad życie?
- Nadal rozmawiamy o Scarlett? - zapytała widząc minę blondyna. Uśmiechnął się lekko.
- Lubicie łamać serca facetom. - skomentował.
- Kobiety to wredne suki. - powiedziała.
- Też jesteś kobietą. - zauważył z uśmiechem.
- Mówiłam to świadomie. - odparła. - Czasem laskom odbija. I dopiero po czasie zaczynają rozumieć co straciły. Tylko wtedy zazwyczaj jest za późno na powrót. - dodała. 
- Morgi! - ktoś krzyknął ze środka budynku. - Morgi łajzo gdzie dałeś moje słuchawki?! - blondyn wywrócił oczami. Przeprosił dziewczynę i wszedł do domu mijając się w drzwiach z kilkoma kolegami. Wróciła do swojej lektury. Niestety ktoś zasłonił jej słońce. Spojrzała w górę i zobaczyła uśmiechniętego Krafta. To nie wróżyło nic dobrego.
- Zbieraj się. - powiedział. - Idziemy na misję. - powiedział dumnie.
- Jaką misję? - zapytała.
- Misję "przetrwać psychicznie najbliższe 3 godziny". - powiedział Michael.
- Chyba jestem zbyt głupia żeby zrozumieć Wasze przenośnie. - stwierdziła wstając z koca.
- Będziemy odpisywać na listy od fanek. Pomożesz nam. - powiedział Manu.
- Przykro mi ale mamy inne plany. - wtrącił uśmiechnięty blondyn, który wrócił do dziewczyny. - Możemy jechać. - zwrócił się do Niej.
- Gdzie jedziecie?
- Na randkę Michi. - powiedział wymijająco Thomas. - Gotowa? - znów ją zapytał.
- Wezmę tylko torebkę. - powiedziała i zniknęła za drzwiami domu.
- Na randkę... - powtórzył Stefan. - blondyn tylko pokręcił głową i z uśmiechem udał się do swojego samochodu.

KILKA GODZIN PÓŹNIEJ...

  Siedzieli w małej przytulnej kawiarni pijąc kawę i jedząc ciastko. Co chwilę z czegoś się śmiali. 
- Nie wiem jakim cudem oddam Ci te pieniądze... - powiedziała.
- Przestań, już Ci mówiłem, że wystarczy kawa i ciastko. Jesteśmy kwita. - uśmiechnął się. Zapadła cisza. Zerkali na siebie co chwilę. W końcu odezwał się blondyn. - Masz czasem pretensje do losu, że to na Ciebie trafiło?
- Miałam. Na samym początku. Ale płakanie i wpadanie w histerie nic nie dawało. Nie zmienię tego co się stało.
- Ale przyszłość można zmienić. - zauważył.
- W większości przypadków. Nie w moim. - powiedziała poważnie. - Pogodziłam się już z tym. Gdyby teraz pojawiła się jakaś nadzieja na to, że jednak przeszczep mógłby się odbyć pewnie trochę bym się załamała. 
- Załamała? 
- Przez ostatnie 4 lata oswajałam się z myślą o tym, że niedługo się to wszystko skończy. Że przestanie boleć. Że w końcu przestanę być dla wszystkich ciężarem. A teraz nagle pojawiłaby się jednak możliwość że będę żyć. I co dalej? Nie mam żadnych planów na przyszłość. Nie zaczęłam studiów. Nie przywiązywałam się do ludzi i nie mam przyjaciół. Zostałabym sama i bez niczego. To byłoby gorsze wyjście.
- Życie byłoby gorsze niż śmierć? - zapytała niedowierzając w słowa dziewczyny.
- Dla mnie tak. Thomas ja po prostu nie mam dla kogo żyć. - powiedziała i uśmiechnęła się smutno. Do blondyna słowa te dotarły bardzo głęboko. Coś go ruszyło. Nie potrafił się pogodzić z tym, że taka młoda kobieta mówi takie słowa i co najgorsze głęboko w nie wierzy. 
- Każdy ma kogoś dla kogo chce żyć. - powiedział.
- Nie mam rodziny, przyjaciół... nie mam nic.
- A co będzie jeśli po tych 3 miesiącach się do kogoś przywiążesz? Jeśli się z nami zaprzyjaźnisz?
- Postaram się do Was za bardzo nie przyzwyczajać. I Tobie radzę to samo, nie przyzwyczajaj się do mnie. - powiedziała poważnie.
- Zabronisz mi się z Tobą zaprzyjaźnić? - zapytał.
- Mało Ci ważnych dla Ciebie osób, które Cię zostawiły? - zapytała. Spojrzał na Nią uważnie. - Przepraszam. Nie powinnam...
- Nic nie szkodzi. Masz trochę racji. Ale tylko trochę. - powiedział. - Christina mnie zostawiła, ale okres kiedy byliśmy razem był wspaniały. I nie żałuję ani jednej chwili z nią spędzonej. I gdybym miał jeszcze raz to przeżyć wiedząc jak to się skończy to bez wahania bym się na to zdecydował. 
- Pomimo bólu, który Ci sprawiła? 
- Ból jest nieodłączną częścią życia. - zakończył. 
   Drogę do willi spędzili na słuchaniu muzyki. Jodłowanie w wykonaniu blondyna było tak komiczne, że przez cały czas się śmiała. Kiedy rozweseleni szli w kierunku wejścia do domu minęli wysoką blondynkę, która była w widocznie złym humorze. Ominęła ich bez słowa i wsiadła do taksówki. 
- Cześć Sandra... pa Sandra. - powiedział blondyn. Zaraz za Nią wybiegł szatyn ale odjechała. Spojrzał na wesołą dwójkę. - Wszystko gra? - zapytał blondyn. Gregor spojrzał na dziewczynę i mruknął tylko ciche "tak". - Na pewno?
- Małe nieporozumienie. Jutro jej przejdzie. - powiedział ciągle patrząc na gościa. - Nie będę Wam zawracał głowy. Dobranoc. - powiedział i wrócił do domu...

"Trening...- inspiracja :D"


*********************************************************************************
Austria Team puchar narodów :D
Gregor - III miejsce w lotach :D
Kamil - kryształowa kula :D
Cudowny sezon za nami :D
A tutaj link do reklamy, z której pochodzi gif :D :

Reklama z Morgim, Schlierim i Loitzlem :D