środa, 26 marca 2014

6. TEN W KTÓRYM COŚ SIĘ ZMIENIŁO...

AUSTRIA, INNSBRUCK, WILLA SPORTOWA...

  Siedziała na schodach oparta o ścianę. Trzymała w ręce maskę z parującą do jej nozdrzy cieszą. Miała zamknięte oczy. Płuca zaczynały się przyzwyczajać i wracać do stanu używalności. Głowa mniej bolała a uczucie gorąca zniknęło. Czuła trzymające ją za ramiona ręce. Ciepłe ręce. Ktoś ją cały czas trzymał jak gdyby miała rozpaść się na kawałki...
- Rozwaliłam... szklankę... - wymamrotała ciężko. 
- Tak, to straszna strata, wszyscy ubolewamy. - usłyszała głos przejętego Stefana. Uśmiechnęła się lekko. Otwarła ponownie oczy. Tym razem przed sobą miała zatroskaną twarz blondyna, który ją trzymał. Widziała to przejęcie, to zmartwienie, ten strach w jego oczach. Tych pięknych błękitnych oczach. Zdjęła maskę wieszając ją sobie na szyi.
- Przestraszyłaś nas - powiedział poważnie Michael.
- Nie rób nam tego więcej, bo na zawał zejdę, ja już nie mam 20 lat -  odezwał się Wolfi. 
- Przepraszam... nie zdążyłam Wam powiedzieć... że czasem mogę dostać taki atak... - wysapała. -  Świetnie sobie poradziłeś, dziękuję Thomas. - zwróciła się do trzymającego ją mężczyzny. 
- To Schlieri. Tylko On wiedział co zrobić. - powiedział poważnie. Spojrzała w drugą stronę w celu znalezienia twarzy szatyna. Przypomniała sobie. To jego przejętą twarz zobaczyła kiedy się ocknęła. 
- Wyszedł kiedy się ocknęłaś. Kazał nam usadzić Cię wyżej więc jesteś tutaj. - wyjaśnił Manu.
- Thomas pomożesz mi? Chciałabym się położyć. Muszę się naładować - uśmiechnęła się lekko. Blondyn pomógł jej wstać. Chciała wyjść na kolejny stopień ale nie pozwolił jej na to.
- Nie ma takiej opcji moja droga. Trzymaj. - podał jej inhalator i jednym zgrabnym ruchem wziął ją na ręce. Oplotła dłonie wokół jego szyi.
- Nic mi nie będzie chłopaki! - wychrypiała zza głowy blondyna. 
- Zrobimy Ci herbatę! - krzyknął za nimi Die-die. - Myślicie, że lubi ciastka zbożowe?
- Die-die... gdzie jest granica Twojej durnowatości? - zapytał Andi wznosząc ręce ku górze. - Teraz daj jej spokój. Musi sobie odpocząć...

   Leżała na swoim łóżku okryta kocem. Nadal trzymała przy sobie inhalator. Wyłączyła go. Spojrzała na siedzącego obok blondyna. Cały czas na Nią patrzył. 
- Już jest dobrze Thomas. - powiedziała mocniejszym głosem.
- Na prawdę nas przestraszyłaś.
- Przepraszam. 
- Gdyby nie Schlieri... - zaczął. - Musisz mi mówić takie rzeczy. Co Ci jeszcze może się stać, jak Ci wtedy pomóc... - przerwał.
- Thomas? - chwyciła go za rękę. Spojrzał jej w oczy. - To będzie się zdarzało coraz częściej. -  powiedziała poważnie. - I nie zatrzymasz tego siłą woli. Lekami też już nie... Będzie coraz gorzej, coraz trudniej potem przywrócić mi oddech... W pewnym momencie nawet najsilniejsza inhalacja nie pomoże. - zacisnął dłoń w pięść. - Nadal chcesz próbować się przyjaźnić? - zapytała. - Nadal chcesz to tak przeżywać? 
- To co czuję nie ma znaczenia. Boję się o Ciebie bo cholernie Cię lubię. I myślę, że reszta martwi się tak samo. 
- Tylko Ty nie masz twardej dupy. - stwierdziła. - I to Cię niszczy. - puściła jego dłoń. - Nawet nie wiesz jak się cieszę, że Cię nie będzie przy mnie kiedy umrę. - powiedziała patrząc w ścianę. Nawet nie zdawała sobie sprawy, jak ciężko będzie jej wypowiedzieć te słowa. A przecież znali się 3 dni. 3 dni...
- Nie zniechęcisz mnie takimi tekstami. - westchnął. - Odpocznij. - pocałował ją w czoło. Spojrzała na Niego wzrokiem, który mógł zabić. Uśmiechnął się lekko i wyszedł z pokoju zostawiając ją samą ze swoimi myślami.
  Była zła. Na siebie, na Niego, na to wszystko. Niepotrzebnie przyjeżdżała. Zaczyna sobie i innym komplikować życie. A to nie było jej celem. Usiadła. Otwarła swojego laptopa i znów zaczęła przeglądać zdjęcia. Zdjęcia sprzed paru lat. Gdzie była wesoła, pełna zapału. Zbyt dużo wspomnień. Nie zamykając komputera położyła się spowrotem i zamknęła oczy. Usłyszała czyjeś kroki, a nie miała najmniejszej ochoty na żadną rozmowę w tym momencie. Ktoś zapukał. Nie odpowiedziała. Usłyszała otwierane drzwi. Ktoś wszedł do pokoju. "Strasznie uparty..." - pomyślała. Uchyliła lekko powiekę. Stał odwrócony plecami do Niej. Uważnie przyglądał się plakatowi na drzwiach od łazienki. Uśmiechnęła się lekko. Poruszył się więc zamknęła oczy spowrotem. Była przekonana, że wyjdzie z pokoju, kiedy zobaczy, że śpi. Myliła się. Intruz usiadł na krześle od biurka zaraz obok jej łóżka. Czuła na sobie jego wzrok. Po chwili poczuła, że gość bierze z jej kolan laptopa. Lekko uchyliła powiekę i zobaczyła go przeglądającego jej zdjęcia. Otwarła oczy całkiem. Był zapatrzony w ekran i nawet nie zauważył jak się w niego wpatruje. Miał poważną minę. W pewnym momencie tak po prostu się uśmiechnął. Tak, jak jeszcze nigdy nie widziała. Wesoło. Tak po prostu... Była ciekawa co wprawiło go w taki nastrój.
- Na prawdę tak wyglądaliśmy? - zapytał nie patrząc na Nią. - To musiało być straszne... Kiedy robiłaś te zdjęcia?
- Na ostatnich zawodach byłam 4 lata temu w Wiśle. Mniemam iż rozbawił Cię Twój nikły biceps. - stwierdziła. Spojrzał na Nią. Nadal się śmiał. Uniosła brew. Odwrócił komputer. - Tak, nie myliłam się.
- Mój nikły biceps nie może być większy. Co nie zmienia faktu, że na wszystkich Twoich zdjęciach wyglądamy jak lelawe chuchra z minami jak nienormalni. Jak to wytłumaczysz?
- Tacy jesteście na prawdę. Chciałam wtedy uchwycić Waszą prawdziwą twarz. - powiedziała poważnie. - Kto pozwolił Ci tu wejść i oglądać moje zdjęcia? - zapytała.
- Sam sobie pozwoliłem. Musimy pogadać.
- My?
- Tak. Obiecałem to Morgiemu. - odłożył laptopa i spojrzał na Nią poważnie. Usiadła opierając się o ścianę. Siedzieli na przeciwko siebie. Patrzyli w oczy. Coś zmieniło się w oczach szatyna. Już się ich tak bardzo nie bała. - On nie odpuści. - powiedział.
- Jest panikarzem. - odparła. - I masochistą. - dodała. - Ale przede wszystkim jest cholernie dobrym człowiekiem i nie potrafię mu odmówić.
- To widać. - bąknął. Puściła tą uwagę mimo uszu. - Nie chcę żeby znowu cierpiał. Tylko o to mi chodzi.
- Wiem. Ja też tego nie chce.
- Więc dlaczego pozwalasz mu się przywiązać? - zapytał oskarżycielskim tonem. Też zadawała sobie to pytanie. Od momentu, w którym go zobaczyła wiedziała, że będą z tego kłopoty. Wystarczyły 3 dni, żeby w jej głowie i sercu coś się zmieniło. Żeby blondyn stał się jej bliższy.
- Nie zakocha się we mnie. Możesz być o to spokojny.
- Skąd ta pewność? - zapytał.
- Bo mi to obiecał. I nie pozwolę mu na to. - powiedziała stanowczo.
- To tak nie działa. Na takie rzeczy nie mamy wpływu. - szatyn niestety miał rację.
- Wyluzuj Gregor. Jestem tu dopiero trzeci dzień. Przejdzie mu.
- A jeżeli nie? - zapytał z obawą.
- Wtedy postaram się, żeby mnie znienawidził. - powiedziała nie patrząc już na gościa. Zamilkł. Wziął jej laptopa spowrotem na kolana. Tym razem usiadł obok Niej. Zdziwiło ją to.
- Kazał mi się z Tobą zakolegować - wyjaśnił. - Nie utrudniaj mi tego. - dodał patrząc na Nią.
- Sam sobie utrudniasz. Ja jestem otwarta na nowe kontakty. - wyszczerzyła się. Wywrócił oczami. Znów przeglądał zdjęcia. Z każdym kolejnym musiała wysłuchiwać jego komentarzy.
- Masz tu dużo naszych zdjęć z fankami. To jakieś twoje koleżanki? - zapytał.
- Byłyśmy w jednym pokoju w domu dziecka. Jeździłyśmy razem na zawody. Pewnie mnie nawet nie pamiętają. - powiedziała obojętnie.
- Może by Cię zapamiętały jakbyś była na choć jednym zdjęciu. - powiedział kręcąc głową. Popatrzyła na Niego uważnie nic nie mówiąc. Po chwili na Nią spojrzał. - No co? - uśmiechnęła się smutno.
- Jestem na co drugim. - oznajmiła spokojnie. Jeszcze raz spojrzał na zdjęcia i uważnie przyglądał się każdemu z nich. Po chwili jego oczy zrobiły się wielkości pięciozłotówek. Zobaczył siebie. Siebie i dziewczynę. Uśmiechniętą. Wesołą. Z lekko zaróżowionymi policzkami. Miała piegi na nosie i pod oczami. On uśmiechał się szeroko robiąc dzióbek. Otwarł usta żeby coś powiedzieć ale nie wiedział co. - Urocze, czyż nie? - wpatrywał się w zdjęcie nie wierząc w to co widzi. Te oczy... te piękne zielone oczy. Widział je raz. Ale zapamiętał. Czasem mu się śniły. Ale potem pojawiła się Sandra...
- Ty jesteś brunetką... - powiedział. Zaśmiała się.
- Byłam. - powiedziała. - Wtedy jeszcze nie znałam za dobrze niemieckiego i nie wiedziałam jak Ci powiedzieć żebyś zrobił dzióbek hehe - znów się wesoło zaśmiała. Wspomnienia dawały jej radość. - A jak wracałeś do baraku to...
- To się wywaliłem na prostej drodze. - powiedział. - Pamiętam to. - uśmiechnął się. Nastała cisza. Oboje patrzyli na to zdjęcie. To było dawno. Ale każde z nich pamiętało ten moment. Do pokoju ktoś zapukał.
- Proszę! - zawołała wesoło. W drzwiach pojawiła się blond czupryna.
- No hej, jak się czujesz? - zapytał wesoło.
- Dobrze, jak nowo narodzona. - odpowiedziała.
- A co robicie? I dlaczego beze mnie?
- Umawiamy się na dziki sex. - powiedziała.
- To jest odpowiedź na oba Twoje pytania Hayboeck. - dodał szatyn. Blondyn wywrócił oczami.
- Dziki sex z Nim? - wskazał palcem szatyna.
- A co? Gregor ma jakieś ubytki natury fizycznej? - zaśmiała się.
- To Ty nie wiedziałaś? - zapytał zdziwiony blondyn.
- Zamknij się Hayboeck! - rzucił go poduszką szatyn śmiejąc się pod nosem. - Ja jestem Lwem seksu! - ogłosił poważnie.
- Ta, chyba Simbą. - zaśmiał się blondyn. Dziewczyna nie mogła opanować śmiechu. Schlieri mrucząc coś pod nosem wyszedł z pokoju obrażony. - Chodź na kolację, Thomas zrobił lasagne. - uśmiechnął się i wziął ją pod rękę jak dżentelmen.
   Kolacja minęła szybko i wesoło. Śmiali się ze wszystkiego. A najbardziej z biednego Dietharta, który cierpiał na ogromny ból zęba i nie chciał jechać do dentysty.
- Wolę cierpieć tutaj niż w tej jamie z wiertłami. - powiedział.
Nie dał się przekonać więc cały wieczór jęczał z bólu i przykładał sobie lód do policzka. Noc minęła spokojnie. Od czasu do czasu budziły ją skrzypnięcia podłogi. Ktoś ewidentnie sprawdzał czy z Nią wszystko w porządku. A sądząc po odgłosach zza ściany był to Thomas.

   KILKA DNI PÓŹNIEJ... SOBOTA.

  Siedziała na kanapie patrząc na tabliczki położone przed sobą. Na tabliczkach były wypisane noty sędziowskie. Obok Niej siedział Thomas, a po drugiej stronie Manu. Reszta siedziała wokół i także mieli tabliczki. Po chwili do salonu wszedł szatyn ubrany w koszulę w kratę i sprane jeansy. Stanął na środku i zrobił obrót. Wszyscy pokazali tabliczki. Oceny wahały się średnio od 15 do 18 punktów. 
- Alutka czemu 13? - zapytał.
- Bo wyglądasz jak uczeń gimnazjum. Łatwiej będzie mi ocenić ten strój gdybyś powiedział gdzie się wybierasz. - odpowiedziała gryząc jabłko.
- No właśnie. Robisz z tego tajemnicę jakbyś się chciał oświadczyć. - zaśmiał się Andreas. Szatyn nic nie odpowiedział tylko spojrzał na kolegę groźnym wzrokiem.
- Schlieri no co Ty... - zaczął Stefan.
- Serio? Z Sandrą? - zapytał zaskoczony Manu. Dziewczyna słysząc to zrobiła duże oczy.
- Nikomu się nie będę oświadczał. - powiedział spokojnie. - Ale zaprosiła swoich rodziców na kolację. 
- No to trzeba było tak od razu. - powiedział Thomas. - W tym pomyślą, że jesteś niedojrzałym dzieciakiem. Przebierz się. - rozkazał. Szatyn wyszedł się przebrać.
- Dlaczego nie lubicie jego dziewczyny? - zapytała.
- Bo to pusta lala. - odpowiedział Stefan wzruszając ramionami. Zdziwiła się.
- To czemu z Nią jest? - znów zapytała.
- Bo ma fajne cycki. - stwierdził Manu. Blondyn obok Niej się zaśmiał. Pokręciła głową. Szatyn wrócił do salonu. Wszyscy podnieśli tabliczki. Średnio 10-14.
- Dlaczego zero? Nie ma takiej noty nawet. - powiedział z pretensją.
- Wyglądasz jakbyś szedł na galę sportową a nie na kolację do dziewczyny. - odparła. Załamał się. - Nie płacz kupię Ci chechłacz. - powiedziała śmiejąc się razem z pozostałymi. - Chodź. - pociągnęła go za rękę do jego pokoju. Otwarła szafę i zaczęła przeglądać jego ubrania. Wzięła parę wieszaków i odwróciła się do Niego. - Rozbieraj się Schlierenzauer. - powiedziała z cwanym uśmieszkiem. 
- Zawsze jesteś taka władcza? - zapytał z odpowiednią miną. Wywróciła oczami.
- Zazwyczaj pętam facetom ręce i używam pejcza. - odparła wychodząc za drzwi. - Jak się ubierzesz to wyjdź. - powiedziała przez drzwi. Czekała kilka minut. Szatyn po chwili znalazł się dokładnie za Nią.
- I jak? - zapytał poprawiając marynarkę. Spojrzała na Niego. Miał na sobie ciemne jeansy, biały podkoszulek w serek i ciemnoniebieską marynarkę. Do tego eleganckie czarne buty i czarny elegancki zegarek. Poczuła coś czego wcześniej nie czuła. I nie było to fajne uczucie. Żołądek jej się zaplątał a oczy same kierowały się na jego zaznaczony podkoszulkiem tors. - To znaczy, że dobrze? - zapytał z cwanym uśmieszkiem. Opanowała się.
- Zawiąż sznurówkę Panie idealny. - powiedziała i skierowała się w stronę salonu. Kiedy weszli usłyszeli brawa. Zaśmiała się. - Z każdej ofiary zrobię przystojniaka. - powiedziała i ukłoniła się. Szatyn tylko wywrócił oczami i wyszedł z domu. 
- To co robimy? - zapytał Manu.
- Film! - krzyknęli chórem. 
 Rozsiedli się wygodnie na kanapach. I wtedy się zaczęło...
- Żadnych romansów Koffi!
- Czemu? Trzeba się uwrażliwiać Stefan!
- Obejrzymy kryminał! Twardym trzeba być!
- Twardym, twardym, jesteś nie twardy tylko sztywny jak widły w gnoju!
- Głupi jesteś!
- A Ty głupszy! - Stefan.
- Och zamilcz Ty wstrętny rumuński pederasto. - powiedział poważnie Manu.
- Hej! Koniec zabawy dzieci! - krzyknął Thomas. Od razu się uspokoili. - Może Alutka niech wybierze. - zaproponował. Pokiwali głowami.
- To może dostosujmy repertuar do poziomu emocjonalnego zgromadzonych tu osób... - zaczęła. Podeszła do płyt i włączyła jedną z nich. Z uśmiechem usiadła obok blondyna i włączyła START.
- Serio? Shrek? - zapytali z jękiem. Uśmiechnęła się triumfalnie. 
- Cisza ma być. - powiedziała poważnie. 
 Seans zaczął się dość smętnie, bo zaczęli jęczeć, że bajki dla dzieci oglądać nie będą. Po jakimś czasie dało się słyszeć kwestie filmowe.
- "Nie patrz w dół, nie patrz w dół... Shrek! Ja w dół patrzę!" - usłyszała Stefana. 
Oparła się o oparcie sofy i przymknęła powieki. Po chwili usłyszała szept.
- Wszystko w porządku?
 Poczuła ciepły oddech na swojej szyi. Przeszedł ją lekki dreszcz. Spojrzała w prawo. Jej nos zetknął się z nosem blondyna. Jego oczy były takie wesołe... Patrzyły na Nią jakby wyczekując jakiegoś ruchu z Jej strony. I to ją przestraszyło. Tak nie powinno być. Drzwi do domu trzasnęły i każdy odwrócił wzrok w tamtą stronę.
- Z nikim nie gadam, dobranoc. - powiedział zdenerwowany szatyn i poszedł na górę...

"Kiedy starasz się ... a nie ma dla kogo."

***********************************************************************************
Wena mnie naszła więc jest kolejny :D
Wasze wsparcie jest dla mnie nieocenione :*
Dziękuję :*

4 komentarze:

  1. Uwielbiam to opowiadanie! Jest nietypowe, a czyta się świetnie ;D
    uwielbiam ich gry słowne ;D Skoczkowie są niemożliwi ;) śmiałam się jak głupek przy tym rozdziale ; )
    Ciekawe, co się stało na tej kolacji, że Gregor taki 'nie w sosie' wrócił.
    Czekam na kolejny i dużo weny, kochana! ; *

    OdpowiedzUsuń
  2. Zaglądam tu kilka razy dziennie w oczekiwaniu na nowość!
    Cieszę się , że masz napływ weny i oby jak najdłużej.
    Kolejny odcinek z tych najlepszych.
    Gratuluje!
    Ann.

    OdpowiedzUsuń
  3. Gregor w końcu pokazał ludzką twarz, którą tak starannie ukrywa. :D
    Szkoda mi tylko Morgiego ponieważ widać, że się już angażuje
    i będzie pewnie cierpiał. :(
    Czekam na następny
    i pozdrawiam serdecznie. :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Hahah, jak Ty to robisz, że po przeczytaniu rozdziału na Twoim blogu nastrój mam zawsze lepszy? :D Śmieję się do tego czasu. ^^ To opowiadanie jest BOSKIE. *,* I będę Ci to powtarzać do oporu. : 3 I ja chce już następny rozdział... Muszę wiedzieć co stało się Gregorowi. Ale temu to wyczucia czasu też nie można odmówić... Morgi już o mały włos nie pocałowałby bohaterki. ;) Przypadek? Nie sądzę.^^ Może przeznaczenie? ;] Nie wiem czemu, ale ta dziewczyna mi jakoś do Morgiego nie pasuje. Od początku mi coś tutaj nie trybiło. :D Ale z Gregorem? Ho, ho. ;)) Dobraaaa... Teraz pisz jak najszybciej siódemkę, bo chyba umrę w długim oczekiwaniu na rozdział. :D
    Całusy, kochana. ;*

    OdpowiedzUsuń