sobota, 12 kwietnia 2014

21. TEN, W KTÓRYM GODZĄ SIĘ Z RZECZYWISTOŚCIĄ...

AUSTRIA, INNSBRUCK, WILLA SPORTOWA...

   Przygotowywała obiad. Albo próbowała przygotować... Myślami była zupełnie gdzie indziej. Od kilku dni nie mogła skupić się na niczym innym niż mężczyzna, który jest dla Niej niedostępny, który wyjechał i nie daje znaku życia. Martwiła się. Bardzo się martwiła. Kiedy wyjechał ostatnim razem przynajmniej oddzwonił. Teraz... nic. Cisza. 
- Al coś się pali. - zauważył Michael siedzący na przeciwko niej przy blacie, przy którym kroił pomidory. Natychmiast zdjęła garnek z kuchenki. Zaglądnęła do niego i stwierdziła, że może nie wszystko stracone. - Wszystko w porządku? - zapytał.
- Tak, uratuję ten obiad. - odpowiedziała.
- Nie pytam o obiad. - powiedział poważnie. Spojrzała na Niego. Kolejny blondyn chcący ratować zagubiona dziewczynkę. Powoli miała tego dość.
- Wszystko gra. 
 Do kuchni wszedł Stefan. Usiadł obok kolegi i podparł ręką głowę. Uśmiechnęła się widząc Jego mordkę. Jako jedyny nie pytał o powód Jej roztargnienia. Jako jedyny zachowywał się w miarę normalnie. O ile Stefan Kraft i normalność mogły kiedykolwiek iść ze sobą w parze...
- Co Ci? - zapytał Michi.
- Wiem dlaczego Monica nie oddzwoniła. - powiedział przygaszony.
- Dlaczego? - zapytał ponownie blondyn.
- Obiecajcie że nie będziecie się śmiać. - spojrzał na Nich.
- Obiecuję. - powiedzieli równocześnie.
- Wiecie, że przyjechała tutaj żeby zrobić sobie wakacje od wszystkiego tak?
- Wiemy. - znów powiedzieli równocześnie.
- No i że wyjechała też wiecie.
- Wiemy.
- Ech... Nie wymieniliśmy się numerami. - powiedział załamany. Przez chwilę panowała grobowa cisza. Niestety nie mogli się powstrzymać i musieli parsknąć śmiechem. - Tak właśnie można na Was liczyć. - powiedział obrażony. - Teraz nie mam z kim iść na jutrzejszą galę. - jęknął. Zrobiło Jej się Go żal.
- Ja z Tobą pójdę Stefan. - oznajmiła przyjaźnie. - Jeśli byś chciał. - dodała.
- Serio? A Schlieri? - zapytał. 
- Nie wiadomo czy wróci do tego czasu a nawet jeśli wróci to pewnie będzie chciał tam iść z Sandrą. - powiedziała pewnie. Cały czas miała tą myśl w głowie. Dopóki nie wypowiedziała tych słów na głos czuła się lepiej. Teraz... czuła się jednym słowem źle. Ciągle miała nadzieję, że szatyn jednak wróci. Otworzy drzwi i wejdzie wesoło do środka mówiąc, że to wszystko to tylko pomyłka, powie jakąś kąśliwą uwagę na Jej temat i wszystko wróci do normy. 
- Super! - ucieszył się brunet. - Tylko mnie nie wystaw! - zawołał wesoło wychodząc z kuchni.
- Spoko! Jakby coś to Ja MAM Twój numer! - zawołała. Blondyn tylko wesoło się zaśmiał. - Widziałeś gdzieś Thomasa? - zapytała. Od rana chciała z Nim porozmawiać ale nigdzie nie mogła Go znaleźć.
- Pojechał do Kristiny. Lily chyba zachorowała i nie ma się kto Nią zająć. - odpowiedział. Pokiwała głową. Kristina... Kolejna osoba, która nie dawała Jej spokoju. Ostatnio Thomas coraz częściej o Niej mówił. Wspominał... W Jego oczach można było dostrzec resztki uczuć jakimi obdarzał matkę swojego dziecka. Był bardzo uczuciowy i sentymentalny. Dlatego bała się, że będzie próbował wpakować się po raz drugi do tej samej rzeki. I co gorsza znów się podtopić...
  Z rozmyślań wyrwał Ją głos blondyna.
- Gregor? Stary, no w końcu wróciłeś! - podniosła wzrok i ujrzała twarz szatyna. Uśmiechnęła się lekko widząc Go całego i zdrowego. To było najważniejsze. Nie zrobił żadnej głupoty. Nie patrzył na Nią. Przywitał się z kolegą i odwrócił w stronę wchodzącej do kuchni blondynki. 
- Kochanie pośpiesz się, bo tata czeka w samochodzie. - powiedziała i usiadła na stołku na przeciwko Alicji. Zlustrowała Ją wzrokiem i wzięła sobie kawałek pomidora. Szatyn bez słowa poszedł do swojego pokoju. Zerknęła zdziwiona na blondyna, który tylko wzruszył ramionami. Michael od razu poszedł za kumplem zostawiając blondynki w kuchni. Nie przejęła się obecnością Sandry. Postanowiła wrócić do gotowania. Milczenie przerwała wyższa z blondynek. - Podobno jesteś brunetką. - zaczęła. Alicja wzięła głęboki wdech. "Znów się zaczyna..."
- Tak, to prawda. - odparła.
- To czemu nosisz blond perukę? - zapytała zaciekawiona. "Chciałam sprawdzić jak to jest być tak głupią jak Ty" - pomyślała.
- To nie zależało ode mnie. - odpowiedziała spokojnie. 
- Jestem ciekawa jak to jest kiedy człowiek wie, że jego termin się zbliża. - stwierdziła.
- Wybiera rodzaj trumny, kupuje miejsce na najspokojniejszym cmentarzu i opłaca sztuczny tłum, żeby miał kto płakać na pogrzebie. - stwierdziła. - Zwykłe czynności. - dodała wzruszając ramionami. Spojrzała na gościa i w duchu uśmiechnęła się widząc jej zszokowaną twarz. 
- Jesteś dziwna. - stwierdziła i wstała z krzesła. 
- Za 50 lat będziesz robiła to samo więc nie widzę w tym nic dziwnego. - stwierdziła i wróciła do kuchenki.
 Po chwili znów usłyszała ten drażniący Ją głos...
- Wszystko wziąłeś? - zapytała podchodząc do szatyna i chwytając Go za rękę.
- Tak. - odpowiedział. Zwykłe, ciche, krótkie "tak". To wszystko co usłyszała z Jego ust. Nawet na Nią nie spojrzał. Po prostu wziął walizkę i wyszedł razem z Nią. Spojrzała na blondyna. Westchnął i usiadł na przeciwko Niej.
- Jej ojciec kupił im mieszkanie. - wyjaśnił. Pokiwała głową. - To bez sensu - zaczął. - Przecież On Jej nie kocha. 
- To jest ich sprawa Michi. - powiedziała nie wierząc we własne słowa. Wyprowadził się, żeby zamieszkać z Sandrą... To nadal nie mogło do Niej dotrzeć. "Ej! Panienko! A coś Ty myślała?! Przecież będą mieli dziecko! A nawet gdyby nie, to co z tego? Wytrzymaj jeszcze te półtora miesiąca bez głupich porywów sercowych i zmiataj do domu!" - wrzeszczała Jej podświadomość. Miała rację. Nawet gdyby to się nie wydarzyło to Ona nie miała prawa czuć tego co powoli zaczęła do siebie dopuszczać. Nadszedł czas żeby wzięła się w garść i znów zaczęła być tym kimś kto nie potrzebuje nikogo. Czas wrócić do rzeczywistości i się z Nią pogodzić. "Umierasz głupia! Więc bierz co się da i olej uczucia! Wyłącz je zrozumiano?!" - nadal wrzeszczała. "Zrozumiano..." - pomyślała...

AUSTRIA, INNSBRUCK, APARTAMENT W CENTRUM, WIECZÓR...

   Stał na balkonie wpatrując się w gwiazdy świecące wysoko na Niebie. W dłoni trzymał szklankę ze schłodzonym alkoholem. Upił łyk... Znów poczuł pewien spokój. Jakby alkohol zabijał złe myśli i złe uczucia... Albo rozbudzał obojętność... Ale czy to ważne? Ważne że działał. Poczuł dłonie oplatające Go w pasie. Kiedyś gdy Go dotykała czuł przyjemny dreszcz. Cieszył się widząc Jej oczy. Mógł patrzeć na Jej nagie ciało godzinami... Teraz... Nie czuł zupełnie nic.
- Nie robię tego dla Ciebie Sandra. - powiedział cicho. Odwrócił się w Jej stronę. Miała na sobie satynową krótką koszulkę i taki sam szlafrok. Spojrzała na Niego z lekką złością w oczach. - Robię to dla dobra dziecka. Wiem jak wygląda to u Thomasa i nie chcę żeby moje dziecko było przerzucane tam i spowrotem między matką a ojcem. - dodał poważnie.
- Popełniłam jeden błąd a Ty tak po prostu przestałeś mnie kochać? - zapytała z pretensją.
- Oszukałaś mnie. Wykorzystałaś. Zraniłaś. Upokorzyłaś. Bawiłaś się mną... Mam wymieniać dalej?
- To już przeszłość. Musimy się teraz skupić na naszej przyszłości.
- Nie ma Nas Sandra. - przerwał Jej i uwolnił się z Jej uścisku. - Jestem Ja Ty i dziecko. 
- Wiesz, że to nie zadziała na dłuższą metę. - powiedziała nie kryjąc już swojej złości.
- Być może. Jak dziecko będzie w odpowiednim wieku to wtedy wszystko mu wyjaśnię. 
- I co? odejdziesz? - prychnęła.
- Nie będę miał od kogo bo nigdy nie będziemy razem. - powiedział poważnie. Jej mina mówiła wszystko. Nie tak to sobie wymyśliła. - A do tego czasu... Rób z życiem co chcesz. Ale nie oczekuj gorącego uczucia. 
- A co z sypialnią? - zapytała. Uśmiechnął się lekko.
- Nadal mam potrzeby - powiedział.
- Słucham?!
- Sandra... doskonale wiemy czego tak na prawdę chcesz. Ojca dla dziecka, pieniędzy i seksu. Po co mamy się szarpać skoro mamy spędzić w jednej sypialni dobre kilkanaście lat? - zapytał. Wściekła podeszła do stolika z alkoholem i nalała sobie trochę do szklanki. Wziął ją od Niej. - Co Ty robisz? - warknął.
- Chcę się napić! 
- Jesteś w ciąży!
- To moje ciało!
- Ale moje dziecko i nie pozwolę Ci go truć. To, że Ciebie nie kocham nie znaczy, że jego też nie! - zamilkła. Spojrzała na Niego uważnie.
- Ty na prawdę kochasz to dziecko... - stwierdziła ze zdziwieniem. Odstawiła szklankę na stolik i poszła do sypialni zrzucając po drodze na podłogę szlafrok. Dopił resztę alkoholu i poszedł za Nią...

TYMCZASEM W WILLI...

- Alutka! - zawołał blondyn wchodząc do domu. Zeszła po schodach i uśmiechnęła się do Niego. Pocałował Ją na przywitanie w policzek. - Coś do Ciebie. - wręczył jej sporej wielkości pudełko.
- Do mnie? - zdziwiła się.
- Właśnie minąłem kuriera. - wyjaśnił. - Pewnie coś z Polski, wątpię żeby któryś z chłopaków znał Twoje nazwisko. A ja Ci nic nie wysyłałem. - zaśmiał się. 
- Jak Lily? - zapytała.
- W porządku, trochę gorączkowała ale już jest lepiej. Kristy wzięła wolne, ma do Niej przyjechać Jej matka więc sobie poradzi. - powiedział. Patrzyła na Niego uważnie. Wydawał się być nadzwyczaj wesoły. I trochę Ją to niepokoiło.
- A coś Ty taki wesoły? - zapytała. Uśmiechnął się szerzej.
- Nie chcę zapeszyć. Ale jak się uda to dowiesz się pierwsza. Obiecuję. - powiedział i pocałował Ją w czoło. Traktował Ją jak młodszą siostrę. I w sumie tak było lepiej ale czuła się dziwnie biorąc pod uwagę to, że jeszcze nie dawno z Nią sypiał. I teraz tak po prostu przestawił się z trybu Alicja-kochanka na Alicja-siostra. Tak, to było dziwne. Ale o nic nie pytała. Skoro obiecał, że dowie się pierwsza to dowie się pierwsza. Poczłapała do sofy i usiadła pomiędzy Kraftem a Hayboeckiem. Otwarła pudełko, które niestety nie posiadało danych nadawcy. W jego wnętrzu znajdował się materiał. Lekki, delikatny i w przepięknym kolorze morza. Zdezorientowanie było wypisane na jej twarzy.
- Co to? - zapytał Manu widząc Jej minę.
- Nie mam pojęcia ale zaraz się dowiem. - wstała i powoli delikatnie wyjęła materiał z pudełka. Kiedy rozłożyła go zaniemówiła. Nigdy w życiu nie widziała równie pięknej sukni. Z tyłu miała odkryte głęboko plecy, z przodu - wyszyta pięknymi małymi kamyczkami linia obojczyków aż do ramion... Materiał ciągnął się aż do ziemi. Usłyszała gwizdnięcie i spojrzała na Thomasa, który z pudełka wyciągał właśnie parę srebrnych sandałów na obcasie. 
- No to masz w czym jutro iść na bal. - skomentował Manu. Spojrzała na Stefana i uśmiechnęła się do Niego wesoło. 
- Na prawdę chciałbym ale ja nawet nie potrafię odpowiednich kwiatów kobiecie kupić. - stwierdził.
- To nie Ty? - zapytała zaskoczona.
- Przykro mi ale nie. - odparł. 
- Na nas nie patrz, my do tej pory nie wiedzieliśmy że nazywasz się Szczepańska. - wykaleczył Jej nazwisko Andi.
- Ktokolwiek to był to miał gest. - stwierdził Michi. - Patrzcie na metkę. - pokazał.
- Chanel... - stwierdził Thomas. - Ktoś się nieźle wykosztował. - dodał i spojrzał na Nią.
- Hej, tu jest liścik - powiedział ucieszony Stefan i wziął do rąk kopertę. Natychmiast mu ją wyrwała.
- To do mnie o ile się nie mylę. - wystawiła im język i otwarła kopertę. W środku był list. Niedługi.

"Alicjo,
Przepraszam, że wystawiam Cię do wiatru ale wiem, że będziesz w dobrych rękach.
Stefan nie pozwoli Ci się źle bawić.
Przepraszam, że w ten sposób ale rozmawiając z Tobą, patrząc Ci prosto w oczy pewnie byłbym zdolny zrezygnować z decyzji jaką podjąłem. 
Za bardzo liczę się z Twoim zdaniem i to w brew swojej woli.
A wiem, że wg Ciebie to co robię jest bez sensu.
Uwierz mi,
chciałbym obudzić się jutro i usłyszeć jak mówisz do mnie "Wal się Schlierenzauer"...
Wtedy wiem, że wyzwalam w Tobie te największe emocje.
I to powoduje mój uśmiech.
Wiem, że teraz myślisz o tym czy jestem szczęśliwy.
Zbyt dobrze Cie poznałem i wiem jak dobrą osobą jesteś.
Mimo tego jak Cię traktuję dobrze wiesz, że robię to wszystko bo Cię polubiłem i chcę żebyś te ostatnie chwile spędziła na prawdę pełnią życia.
Szczęście? Ono jest a potem znika.
Mogę powiedzieć, że byłem szczęśliwy móc Ci dokuczać.
To był zaszczyt.
Dziękuję Ci za wszystko co dla mnie zrobiłaś.
Co chciałaś zrobić...
To wiele dla mnie znaczy.
I przepraszam za wszystkie przykrości jakie Ci sprawiłem.
Dlatego potraktuj to jak prezent w ramach wdzięczności.
Nie wiem co będzie dalej ale wiem, że nic nie będzie już takie samo.
Być może nie jestem już tym człowiekiem, którego poznałaś.
Musiałem pogodzić się z rzeczywistością.
Będę trzymał za Ciebie kciuki.
Do końca...
Dziękuję.
G.
P.S.: Nadal wolę jak mówisz do mnie Gregor..."


"Gdy odchodzisz...
Nie oglądaj się za siebie."

**********************************************************************************
Co tu dodać?
Chyba nic nie dodam. 
Oddaję w Wasze ręce.
I całuję :*
A na moim drugim blogu kolejny odcinek :)

piątek, 11 kwietnia 2014

20. TEN, W KTÓRYM JEST PIJAŃSTWO I KAC...

AUSTRIA, INNSBRUCK, WILLA SPORTOWA...

   Spojrzała na zegar w kuchni. Wskazywał prawie 2:00 w nocy. A Ona stała w oknie i patrzyła na podjazd. Czy przypadkiem ktoś nie wjedzie swoim srebrnym Audi. Denerwowała się. Bardzo. Po tym jak bez słowa wyszedł z Jej pokoju zostawiając Ją w osłupieniu opuścił willę i nikt Go więcej nie widział. Kiedy otrząsnęła się na tyle, żeby móc swobodnie oddychać natychmiast poszła do pokoju blondyna.
- I co? Przeprosił ładnie? - uśmiechnął się wesoło.
- Sandra jest w ciąży Thomas. - powiedziała poważnie. Zaśmiał się na początku ale widząc Jej minę zrozumiał, że blondynka nie robi sobie z Niego jaj.
- Z Gregiem? - zapytał niedowierzając. Pokiwała głową.
 Od tamtej pory oboje zaczęli się martwić o szatyna. Wyrzucił z siebie to co Go męczyło ale co dalej? Kolejną fazą powinno być odreagowanie ale w jaki sposób?
- Usiądź. Patrzenie na podjazd nie sprawi, że Gregor się tam pojawi. - usłyszała za sobą.
- Naskoczyłam na Niego jak głupia, bo zrobił sobie żarcik...
- Skąd miałaś wiedzieć, że coś mu leży na wątrobie? Nikomu nic nie powiedział.
- Powiedział mi, Thomas. - odwróciła się w Jego stronę. -  A ja nie zareagowałam. Siedziałam jak idiotka patrząc na Niego zamiast mu cokolwiek powiedzieć. Pozwoliłam mu wyjść nie wiadomo gdzie w takim stanie. - przerwała. - On wyglądał jak siedem nieszczęść. Był załamany.
- Ja też mogę się obwiniać że nic nie zauważyłem ale przez cały dzień odgrywał tą swoja rolę dokuczliwego lowelasa. Nikt się nie zorientował że coś jest nie tak. - podszedł do Niej i uniósł Jej podbródek tak, żeby na Niego spojrzała. Westchnęła.
- Nawet nie potrafię sobie wyobrazić ile Go to udawanie, że wszystko jest w porządku musiało kosztować.
- Ale ja wiem. Miałem tak samo. Też nie potrafiłem się z tym faktem pogodzić ale dałem radę. I On też da radę. Tylko musimy przy Nim być.
- My? - zapytała zaskoczona. - Ty musisz. Jesteś Jego najlepszym przyjacielem, a ja tylko irytującą współlokatorką. - stwierdziła.
- Która martwi się o Niego jak o własne dziecko. - dokończył. - Ciebie też potrzebuje. To, że wyprowadza Cię z równowagi to jedno ale jakbyś jeszcze nie zauważyła to zawsze liczy się z Twoim zdaniem. Poza tym jesteś mu to winna. W końcu dzięki Niemu tutaj teraz jesteś. - powiedział.
  Miał trochę racji. Była winna szatynowi bardzo dużo ale czy On w ogóle zechce Jej pomocy? W tym momencie drzwi do domu się otwarły trochę głośniej niż powinny. Wyszli do salonu i zobaczyli w nich kompletnie zalanego Gregora. Thomas natychmiast do Niego podszedł widząc, że przyjaciel słania się na nogach.
- No dobra przyjacielu, chyba powinieneś trafić do łóżka... - zaczął. - Al pomóż mi. - poprosił. Od razu podeszła z drugiej strony zarzucając rękę szatyna na swoje ramię. Powoli szli w kierunku Jego pokoju.
- Thomas... pszszszyjacielu... - bełkotał. - Czemu nazywaszszsz Aliszję jak faceta ze "Świata wg Bundych?" pszszszecież Ona ma takie piiiękne imię... - zaczął. Blondyn spojrzał na przyjaciółkę a ta tylko wywróciła oczami. - Aliszja... Alissssssssssss... Tak... bajkowo. - odwrócił głowę w jej stronę. - Alicjo... Jeśli chcesz... to powiedz tylko jedno słowo... a zabiorę Cię. - powiedział z cwanym uśmiechem, który w Jego stanie wyglądał bardziej jak grymas bólu. Weszli do Jego pokoju zamykając drzwi.
- Tak? A gdzie mnie chcesz zabrać? - zapytała podtrzymując Go.
- Do krainy czarów... - szepnął Jej do ucha lekko przy tym plując. Blondyn się tylko zaśmiał. Podeszli do łóżka i położyli Go przykrywając kocem. - Alicjo? - spytał.
- Tak? - odezwała się lekko rozbawiona Jego stanem.
- Jedziesz jutro na narty? - zapytał poważnie.
- Tak, tak. - odpowiedziała chcąc skrócić rozmowę do minimum. Szatyn natomiast podniósł się na łokciach i sturlał z łóżka. Blondyni od razu Go "wrócili" na odpowiednie miejsce.
- To muszę Ci nasmarować narty. - powiedział pewnie odkrywając koc.
- Thomas mi nasmaruje. - powiedziała i spowrotem okryła Go kocem. Spojrzał na przyjaciela uważnie. Po chwili sam przykrył się kocem i położył spokojnie na łóżku. Spojrzał na Nią z wyrzutem.
- Zawsze Thomas. - mruknął. - Przecież zerwaliście. - powiedział jak obrażona dziewczynka. Blondynowaci wymienili się odpowiednimi spojrzeniami. Pijany Schlierenzauer to męka dla umysłu. - Zerwaliście prawda? - zapytał.
- Tak Gregor zerwaliśmy. - odpowiedziała.
- Och... - uśmiechnął się. - Uwielbiam jak mówisz do mnie Gregor. - powiedział rozmarzony. Wzięła głęboki wdech.
- Śpij już. - powiedziała.
- A dasz mi buzi na dobranoc? - zapytał.
- Nie, bo byłeś niegrzeczny.
- Lubisz niegrzecznych... - stwierdził zadowolony. Jego oczy mimowolnie się zamykały.
- Wytrzymaj jeszcze chwilę, zaraz zaśnie. - blondyn szepnął Jej na ucho.
- Alicja? - zapytał.
- Słucham Cię.
- Masz ochotę na sex? Bo tak się składa, że mam akurat wolne miejsce na penisie. - wymruczał. Pokręciła głową i spojrzała na Morgiego. Prawie płakał ze śmiechu.
- Ale masz ubaw, co? - zapytała Go szeptem.
- To co z tym seksem? - kontynuował pijany.
- Obawiam się, że nic z tego. - odparła.
- Wiesz, że kiedy mi odmawiasz to gdzieś na świecie płacze szczeniak? - wymamrotał. Nie wytrzymała i sama prawie parsknęła śmiechem. Postali jeszcze chwilę nad przyjacielem, a kiedy myśleli, że zasnął zamierzali wyjść. - Zostań ze mną... - powiedział lekko chwytając Ją za rękę. Spojrzała na Jego twarz. Patrzył na Nią takim smutnym wzrokiem. Takim bezradnym... Odwróciła się w stronę blondyna.
- Poradzę sobie. Idź spać. Rano Ty przejmiesz dyżur. - powiedziała cicho. Pokiwał głową i wyszedł. Po chwili wrócił z Jej telefonem w ręce.
- Gdyby się coś działo to dzwoń. - pocałował Ją w czoło i wyszedł.
   Szatyn nadal trzymał Ją za rękę. Usiadła na brzegu łóżka i oparła się o ramę. Przysunął się do Niej tak, żeby ułożyć głowę na jej nogach i ręką objąć jedną z nich. Uśmiechnęła się lekko widząc to jak się uczepił Jej nogi ale widząc Go w tym stanie nie potrafiła być zła. Położyła dłoń na Jego głowie i zaczęła delikatnie głaskać Go po włosach. Były bardzo miękkie. I przyjemne w dotyku.
- Wolałbym żebyś Ty była ze mną w ciąży. - powiedział nagle. Aż przestała Go głaskać z wrażenia.
- yy... Gregor... My ze sobą nie sypiamy. - odparła nie wiedząc co ma powiedzieć.
- Czemu nie chcesz ze mną sypiać? - zapytał nagle. - Nie podobam Ci się?
- Podobasz się wszystkim kobietom. - powiedziała pewnie.
- Nie o to pytałem. - westchnęła.
- A czemu Ty chcesz ze mną sypiać? - zapytała. Milczał. - No właśnie. Idź spadź Schlieri. -ponownie zaczęła Go głaskać.
- Nie kocham Jej. - powiedział cicho. - I nie chcę z Nią być. - dodał.
- Wiem. Ale życie wymaga od nas żebyśmy byli odpowiedzialni za swoje czyny. I teraz tą odpowiedzialność musisz wziąć na siebie słońce. - powiedziała. Po chwili usłyszała lekkie chrapanie. Uśmiechnęła się i zamknęła oczy...

KILKA GODZIN PÓŹNIEJ...

   Słońce raziło Go w oczy. Otwarcie ich nie było dobrym pomysłem. Zamknął je spowrotem i przekręcił się na drugi bok. Poczuł czyjąś obecność. Ktoś był w Jego pokoju. Dlaczego? Uchylił powiekę i zobaczył zmartwioną twarz blondyna. Westchnął.
- Jak bardzo źle ze mną było? - zapytał zachrypniętym głosem.
- Zapytałeś Alicję czy nie ma ochoty na sex bo masz akurat wolne miejsce na penisie. - odpowiedział mu poważnie.
- Nie tak źle. Zawsze mogłem próbować Ją rozebrać. - mamrotał trzymając się za głowę.
- Masz... - przyjaciel podał mu butelkę z wodą i aspirynę. Usiadł na brzegu łóżka i wypił prawie całą butelkę wody duszkiem. - Idź się odświeżyć a potem pogadamy. - powiedział blondyn siadając na fotelu.
- Chyba nie mam ochoty na pogawędki. - mruknął szatyn i poczłapał do łazienki.
  Ciepła woda lekko Go otrzeźwiła. Uspokoiła. Pozwoliła ochłonąć. Stał pod prysznicem i czekał. Nie wiedział na co. Na to aż woda zmyje z Niego to co czuje? Aż pozbędzie się strachu i przerażenia? Wszystko znowu stało się takie wyraźnie, takie rzeczywiste... Po alkoholu przynajmniej było zamglone a wszystkie uczucia schodziły na drugi plan. Był znieczulony. A teraz? Teraz znowu poczuł węzeł w brzuchu. Znowu głowa pękała mu od natłoku myśli. Puls znów niebezpiecznie przyspieszał na wspomnienie słów blondynki... "Gregor... To jest nasze dziecko... Nasze dziecko... Nasze dziecko..." Te słowa ciągle odbijały się echem w jego umyśle. I ten wesoły wzrok blondynki. Jej dłoń na Jego dłoni. Otwarł oczy i opuścił prysznic. Rzeczywistość wróciła. I teraz przyszło się Mu z nią zmierzyć. Ubrał dres i wrócił do pokoju. Na stoliku przy łóżku stał kubek z herbatą i kilka kanapek. Spojrzał na blondyna i usiadł na łóżku.
- Alicja. - odpowiedział przyjaciel na nieme pytanie. Szatyn pokiwał głową i upił łyk herbaty. Zerknął na zegarek. 15:00.
- Mówiłeś już chłopakom? - zapytał w końcu.
- Nie. Al też nie. - odparł. Szatyn skrzywił się słysząc to określenie. Za każdym razem kiedy ktoś w ten sposób skracał Jej imię miał ochotę wykrzyczeć, że blondynka nie jest facetem i że ma na imię Alicja. "Tak ciężko to wymówić?" - pomyślał. Milczeli. Morgi wiedział, że na wszystko przyjdzie czas. Że tego czasu teraz właśnie potrzebuje Gregor. Musi się oswoić z myślą, że od teraz wszystko się zmieni. Że Jego życie odwróci się o 180 stopni. I nic już nie będzie tak proste i łatwe... Nic już nie będzie takie jak przedtem.
- Nie wiem co robić Thomas. - odezwał się w końcu.
- Daj sobie czas.
- Na co? - zapytał patrząc na przyjaciela pustym wzrokiem. - Nie przyzwyczaję się do tego. Nie potrafię... Ja nawet nie potrafię sobie wyobrazić, że mógłbym być ojcem. Nie teraz..
- Ale to się dzieje i musisz się z tym pogodzić. Doskonale wiem jak się teraz czujesz ale uwierz mi... To odmieni całe Twoje życie. Teraz będziesz się bał pogodzić z tym faktem ale kiedy już się to stanie to dasz sobie radę. A jak ta mała istotka pojawi się na świecie to będziesz najszczęśliwszym facetem pod słońcem. - uśmiechnął się do Niego. W tym momencie usłyszeli ciche pukanie i do pokoju weszła blondynka.
- Mogę? - zapytała. Kiwnął głową. Usiadła obok blondyna na oparciu fotela. Szatyn nawet na Nią nie spojrzał.
- Thomas ja nie chcę tego dziecka. - powiedział pewnie. Blondyni spojrzeli po sobie porozumiewawczo. - Nie chce z Nią być, nie chcę mieć z Nią nic wspólnego. Nie kocham Jej rozumiesz? - zapytał łamiącym się głosem.
- Teraz tak mówisz... Thomas był w takiej samej sytuacji i poradził sobie z tym zobaczysz, też dasz sobie radę. - odezwała się
- Nie dam sobie rady Alicja! Nie jestem Thomasem! - krzyknął na Nią. W Jego oczach zobaczyła furię. Jeszcze nigdy nie widziała Go w takim stanie. Wstał z łóżka, wyciągnął torbę sportową i zaczął się pakować.
- Co Ty robisz? - zapytał blondyn.
- Wyjeżdżam. - warknął. - Nie zostanę tutaj.
- Nie możesz teraz uciec Greg. - blondyn wstał z fotela.
- Nie uciekam! - krzyknął.
- A co robisz?! - blondyn szarpnął przyjaciela za rękaw.
- Muszę zmienić otoczenie.
- To kup sobie pieprzoną paprotkę! - tym razem to Ona krzyknęła. Obaj odwrócili się w Jej kierunku. Zapanowała cisza. Szatyn patrzył na Nią z niedowierzaniem. Krzyknęła na Niego. Tak po prostu na Niego krzyknęła. Podeszła do Niego i mocno do siebie przytuliła. - Pomożemy Ci Gregor tylko pozwól nam na to. - powiedziała ciszej. Pokręcił głową odsuwając się od Niej.
- Muszę sobie to wszystko poukładać... - zaczął. - Jak to zrobię to wrócę. - powiedział i zabrał torbę wychodząc bez słowa.
- Thomas zrób coś! - krzyknęła na blondyna. Spojrzał na Nią uważnie.
- Dajmy mu czas. On teraz tego potrzebuje. - powiedział spokojnie.
- A jak zrobi coś głupiego?!
- Jak będzie chciał to i tak to zrobi. Musimy mu zaufać. Życie mu się wywraca do góry nogami. Ma prawo do chwili samotności.
- Ale...
- Nie Alicja...- przerwał Jej. - Musimy Mu zaufać. - powiedział pewnie. - Nic więcej nie możemy dla Niego zrobić. - dodał i wyszedł z pokoju.
  Usiadła na pustym łóżku. Uczucia szarpały Jej sercem i Jej duszą. Nie rozumiała co się z Nią dzieje. Nie chciała żeby wyjeżdżał. Nie tak miało być. Z resztą to wszystko miało być inaczej... Poczuła się po prostu samotna. Kiedy tutaj był samym denerwowaniem Jej wypełniał pustkę jaką czuła w sercu. A teraz wyjechał. A jak wróci to nic już nie będzie takie samo. On będzie musiał dorosnąć. Stać się odpowiedzialnym. Być ojcem. Być może się wyprowadzi. "Ale co Cię to obchodzi? Przecież i tak będziesz tu jeszcze tylko 2 miesiące. I to nie całe." - mówiła Jej podświadomość. Właśnie... Czemu czuła, że w momencie, kiedy dowiedziała się o dziecku straciła Go? Przecież nigdy nie był Jej. Nawet nie chciała żeby był Jej. Nie chciała albo nie chciała tego chcieć... Myśl, że została zupełnie sama bolała. Miała Thomasa... ale co z tego? On nadal kochał Kristinę i był dobrym przyjacielem. Już nie był Jej. "Przecież sama Go rzuciłaś głupia!". Od razu wyrzuciła z głowy myśli o jakimkolwiek głębszym uczuciu do blondyna. "Teraz zrób to samo z myślami o Schlierim!" - rozkazała podświadomość. I teraz dopiero strach opanował Jej ciało. Poczuła ucisk w sercu. A do oczu napłynęły łzy. To była reakcja obronna na uczucia. Na uczucia, które tak nagle i tak gwałtownie pojawiły się w Jej sercu. Głowa zaprzeczała... Serce potwierdzało. Jej serce było jakimś cholernym masochistą. "Nie mogę!" - krzyczała w myślach. "Nie mogę się zakochać! Nie i koniec!"... Wyszła natychmiast z pokoju szatyna trzaskając drzwiami...


"Schować się przed światem...
Tam, gdzie nikt nas nie znajdzie"

**********************************************************************************
Dziś tylko cudowna trójka... :)
Mam nadzieję, że się dobrze czytało ;)
Do Tej co nie lubi komentować! :
"Lalka" jest cholernie nudną lekturą tylko dlatego, że główny bohater jest cholernym popapranym romantykiem i nie widzi prawdziwej miłości tylko ugania się za tą toksyczną. 
Ale i tak jest lepsza niż "Cierpienia młodego Wertera", której nie znosiłam i wytrzymałam tylko pierwszą część.
Więc trzymam kciuki za to, żebyś zniosła chociaż streszczenie ;)
Buziole:*

czwartek, 10 kwietnia 2014

19. TEN, W KTÓRYM PRZEPROWADZAJĄ ROZMOWY...

AUSTRIA, INNSBRUCK, WILLA SPORTOWA, LEŻAKI NA TARASIE...

   Wylegiwanie się w słońcu jak jaszczurki po obiedzie to ulubiona czynność skoczków narciarskich oprócz skakania oczywiście... Rząd nagich klatek piersiowych, na który teraz patrzyła powinien Ją bardzo pociągać i powodować uśmiech na twarzy, a przynajmniej rumieniec na policzku. Nic z tego. Jedyne co Ją zawstydzało, to to, że aby nabrać trochę koloru musiała zdjąć z siebie sukienkę i pokazać się tej bandzie napalonych wariatów w skąpym stroju kąpielowym. Widząc jedyne wolne miejsce będące pomiędzy Michaelem a Gregorem zwątpiła w swój pomysł. Lekki grymas na Jej twarzy mówił wszystko...
- Ktoś tu się wstydzi... - mruknął wesoło szatyn i spoglądnął znad okularów przeciwsłonecznych na Nią. Westchnęła. - Nie krępuj się mała i wyskakuj z kiecki. - dodał.
- Chyba jednak zrezygnuję. - stwierdziła widząc Jego wzrok na sobie.
- Czemu? Ja swoje widziałem a chłopaki tylko zerkną - powiedział jak gdyby nigdy nic. Gdyby wzrok mógł zabijać właśnie by to zrobiła. 
- Nie przejmuj się Nim. Ręka Go znowu boli i każdemu dzisiaj dogaduje. - stwierdził Wolfi. - Thomas teraz tutaj. - wskazał swoją twarz a blondyn wywracając oczami niechętnie zaczął Go wachlować. Zdziwił Ją ten widok.
- A Morgi wachluje Cię bo... - zaczęła.
- Thomas zawsze chciał choć przez chwilę wcielić się w Egipcjanina. A Wolfi jest Jego Faraonem. Taka gra wstępna. - skomentował szatyn.
- Przegrałem zakład. - wyjaśnił blondyn. 
- To była ta druga opcja. - dodał Gregor. 
- To co? Opalasz się z nami? - wyszczerzył się Stefan.
- Poczytam książkę. - odparła. - W cieniu. - dodała i wzięła ze sobą leżak rozkładając go pod drzewem.
- Słońce Cię drażni? - zapytał szatyn.
- Ty mnie drażnisz. - powiedziała pewnie. Uśmiechnął się lekko i wrócił do opalania. 
  Książka bardzo Ją wciągnęła. Jak zawsze z resztą. Mogła ją czytać godzinami. Milion razy. Zawsze z niecierpliwością przyswajała kolejne wydarzenia mimo, iż wiedziała jak to się wszystko skończy. Oparła się wygodnie i spojrzała na skoczków. Ich klatki piersiowe mimo, iż bardzo wychudzone były świetnie wyrzeźbione. W myślach mogła robić tylko jedno...
- Kto zajmuje pierwsze miejsce? - usłyszała szatyna.
- O co tym razem Ci chodzi Schlieri? - zapytała.
- Robisz w myślach ranking klat. Więc? - zapytał. Reszta skoczków otwarła oczy i z zaciekawieniem na Nią spojrzała. Uśmiechnęła się i pokręciła głową. "Jak On to robi?" - zapytała samą siebie w myślach.
- Nie wciągniesz mnie w to. - powiedziała z uśmiechem.
- Dlaczego nie? Ja w sumie się chętnie dowiem, które miejsce w zespole mam. - powiedział zadowolony Kraft. 
- W sumie to ja też jestem ciekawy. - stwierdził Michael. 
- Nie ma mowy. - powiedziała stanowczo i zamknęła oczy opierając się o oparcie leżaka.
- To chociaż powiedz kto jest pierwszy. - stwierdził Manu. 
- Wszyscy jesteście za chudzi. - stwierdziła. 
- Alicja powiedz... - marudził Stefan.
- Jest remis.
- Al kto? - zapytał zainteresowany Michi. 
- Andi i Thomas. - stwierdziła.
- Ciekawe... - stwierdził Gregor i podniósł się na łokciach żeby na Nią spojrzeć. - A z nich dwóch? - zapytał.
- Greg... - zaczął Morgenstern.
- Thomas. - powiedziała pewnie ciągle patrząc na szatyna. Uśmiechnął się lekko i pokiwał głową.
- On zawsze wygrywa. To nie fair. - stwierdził zawiedziony Stefan.
- Nie martw się zrobimy ten sam plebiscyt za rok. - stwierdził Schlieri. - Oh nie... przecież Alicja nie ma tyle czasu... To zrobimy Go jutro. - dodał. Pokręciła tylko głową i westchnęła.
- Gregor przystopuj trochę. - stwierdził Michi.
- Alicja? Masz jakieś plany na sobotę? - zapytał Stefan.
- Nie... czemu pytasz? 
- W sobotę jest Gala "Sportowcy roku" w Wiedniu i może... potowarzyszyłabyś mi na niej? - zapytał.
- Ej! Ustaliliśmy, że to ja zapraszam Alicję! - odezwał się Michi.
- To Ja miałem Ją zaprosić. - stwierdził Manu.
- Alicja i tak pójdzie tam ze mną. - powiedział zadowolony szatyn.
- A może dajcie Alicji zdecydować? - zapytał Thomas i spojrzał na Nią z uśmiechem. - Oczywiście gdybyś zechciała mi potowarzyszyć byłbym zaszczycony. - dodał.
- Ok, to się robi nudne zrobimy losowanie. - powiedział szatyn i wyszedł do domu. Po chwili przyszedł z metalową miską w ręce i sześcioma karteczkami. - Mam tutaj karteczki z imionami 6 wybitnych sportowców. Ten, którego wylosujesz zabierze Cię na galę. - powiedział i podał jej miskę. - Oczywiście Wolfi i Andi odpadają ze względu na to, że jeden ma żonę a drugi dziewczynę. - dodał dla jasności. Szybko wylosowała karteczkę i otwarła Ją. 
- Po Twoim wyrazie twarzy mniemam iż trafiłaś na Gregora - zaśmiał się Michi.
- Mówiłem, że pójdzie ze mną. - wzruszył ramionami zadowolony i chciał zabrać miskę dziewczynie.
- Czekaj. - wzięła ją od Niego i otwarła kolejne karteczki. Spojrzała na Niego z wyrzutem. - Na wszystkich jest Twoje imię Schlieri.
- Na prawdę? Widzisz? To przeznaczenie. - stwierdził szczerząc się. Pokręciła głową i na odwrocie karteczek napisała poprawne imiona. Losowanie odbyło się jeszcze raz.
- Teraz będę ja. - powiedział pewnie Stefan. Wyciągnęła karteczkę i otwarła ją. 
- Michi. - powiedziała i schowała karteczkę do książki.
- Tak! - ucieszył się blondyn. Wstała z leżaka i chciała odejść ale szatyn Ją zatrzymał.
- Czekaj czekaj... - wziął od Niej książkę. Wyjął karteczkę i zobaczył swoje imię. Odwrócił ją na drugą stronę i też zobaczył swoje imię. Uśmiechnął się cwanie. - Ty oszustko... Przeznaczenie wygrało. Moi drodzy... To ja pójdę z Alicją na galę. - wyszczerzył się. - Sprawdźcie sobie. - podał karteczkę kolegom.
- Ze szczęścia zrobię nam obiad. - powiedziała z sarkazmem i poszła do kuchni. Szatyn usiadł zadowolony na leżaku i poprawił swoje okulary. Widząc wchodzącego do domu Thomasa lekko się zaniepokoił.
- Ej... poradźcie mi coś. Byłem ostatnio na randce. I było miło sympatycznie i wgl... i Ona teraz nie odbiera. Jak myślicie, dlaczego? - zapytał Stefan.
- Spałeś z Jej siostrą? - zapytał szatyn.
- Nie. - odparł zdezorientowany brunet.
- Z Jej matką?
- Nie!
- To nudna historia. - skomentował.
- To kto idzie do sklepu? - zapytał niespodziewanie Michi.
- Po co? - zapytał Manu.
- Po dużą paczkę Snikersów. Bo Gregor gwiazdorzy. - zaśmiał się.
- Aleś ty zabawny kolego. - stwierdził szatyn. - Stefan, znasz pierwszą zasadę dobrej randki? - zapytał kolegę.
- Kup przez przypadek bilety na horror a nie na komedię? - zapytał.
- Ok... a drugą?
- Oświeć mnie. - stwierdził. Reszta słuchała z uśmiechami na ustach tej jakże genialnej wymiany zdań.
- Słuchaj i zapamiętuj te najbardziej niedorzeczne teksty. Chodź, trochę praktyki dobrze Ci zrobi. - stwierdził i wesoło poszedł w stronę domu. Pozostali ruszyli za Nim.

TYMCZASEM W KUCHNI...

- Pomóc Ci w czymś? - zapytał blondyn podchodząc do Niej. Uśmiechnęła się pogodnie do niego.
- Jeśli bardzo chcesz to możesz pokroić warzywa. - powiedziała. Od razu wziął się za robotę. Przez chwilę między nimi panowała cisza. Trochę niezręczna... Mimo, że wyjaśnili sobie całą sytuację jakoś nie potrafili wrócić do normalnych rozmów podczas dnia. Minął tydzień od tej nocnej rozmowy. Tylko tydzień i aż tydzień...
- Unikasz mnie? - zapytał w końcu przerywając ciszę. Spojrzała na Niego uważnie.
- Nie, nie unikam Cię Thomas. - zaprzeczyła.
- To czemu mam wrażenie, że kiedy się pojawiam to Ty znikasz? - zapytał spokojnie.
- Bo tak jest. - odparła pewnie. Przestał kroić warzywa i odwrócił się w Jej stronę. - Thomas... Nie zauważyłeś jeszcze, że Gregor nas separuje? - zapytała z uśmiechem. Zaśmiał się wesoło.
- Rzeczywiście ostatnio jakoś dziwnie się zachowuje. - stwierdził.
- On nie chce żebyśmy do siebie wrócili. - zaśmiała się lekko.
- Słucham? haha Przecież z Nim o tym już rozmawiałem...
- O tak, ja też miałam z Nim pogawędkę na ten temat. 
- I będziemy się nim przejmować? - zapytał.
- Męczy mnie podporządkowywanie się Schlieremu.
- Dzięki Bogu Al. - objął Ją i przytulił. Jak małą siostrzyczkę. Tak po prostu. 
- Dobra, dobra wracaj do krojenia warzyw. - dźgnęła Go w bok. W tym momencie do kuchni weszli pozostali. Na przeciwko dziewczyny usiadł sobie szatyn i patrzył na Nią uważnie. Zerknęła na blondyna porozumiewawczo i próbowała wymyślić co tym razem Schlieri wymyślił. 
- Co dzisiaj na obiad? - zapytał Manu widząc, że nikt nie zamierza nic powiedzieć.
- Rybka z ratatuj. - powiedziała ciągle spoglądając na patrzącego na nią szatyna. Coś Jej w tym nie pasowało.
- To może my nakryjemy do stołu co? - zapytał Andi i razem z Wolfim i Diethartem udali się do jadalni.
- Ok, jestem gdzieś umazana na twarzy? - zapytała Go wprost.
- Nie. - odpowiedział krótko nadal wpatrując się w Jej oczy. Zatrzymała na nich swój wzrok. Były jakieś dziwne. Takie... szczere. Zdziwiło Ją to i lekko zaintrygowało. Przestała zajmować się rybą. 
- To czemu tak się wpatrujesz? - zapytała z zaciekawieniem. Przez moment nic nie mówił. Delikatnie dotknął palcem jej dłoni i zaczął jeździć nim po niej. Poczuła delikatny dreszcz pod wpływem tego dotyku. Wróciła wzrokiem do Jego brązowych oczu. Tak niezwykle patrzących tym razem na Nią. 
- Pamiętasz jak kiedyś rozmawialiśmy w nocy tutaj przy oknie? - zapytał cicho.
- Pamiętam. - odpowiedziała lekko zdezorientowana. 
- Zapytałem Cię wtedy dlaczego tak intensywnie wpatrujesz się w księżyc. - stwierdził. - Pamiętasz co mi odpowiedziałaś? - zapytał. Jego wzrok przeszywał Ją tak bardzo... Robił z Nią co chciał. Tak łatwo potrafił zadziałać żeby zapomniała o wszystkich dokoła i widziała tylko te Jego hipnotyzujące tęczówki...
- Że muszę zapamiętać ten widok, bo na piękno można patrzeć cały czas... - powiedziała automatycznie. 
- I teraz właśnie to robię... - odpowiedział poważnie. Słysząc te słowa rozchyliła usta z zaskoczenia. Cisza i pustka w Jej głowie była wystarczającym dowodem na to jak zadziałał na Jej umysł... Pamiętał te słowa... Pamiętał... On... W brew sobie poczuła w sercu ciepło. Nigdy nie usłyszała nic tak pięknego... Wpatrywała się w Niego zszokowana. Uśmiechnął się i odwrócił w stronę bruneta puszczając Jej dłoń. - Pamiętaj Stefan... Słuchaj i zapamiętaj te najbardziej niedorzeczne rzeczy. Widzisz? - wskazał blondynkę. - Będzie Twoja i następnym razem sama oddzwoni. - stwierdził zadowolony. 
Po usłyszeniu tych słów nie wierzyła własnym uszom. "Że co? Najbardziej niedorzeczne rzeczy?". Poczuła ogromną złość. I taki... ból. To ciepło, które pojawiło się w Jej sercu natychmiast zamieniło się w ogromny chłód i ból rozprzestrzeniający się po całym ciele. Zrobiło Jej się najzwyczajniej w świecie przykro. Spojrzała niedowierzając na szatyna. Spojrzał na Nią zadowolony czego po chwili pożałował. Na swoim policzku poczuł piekący ból. Dopiero po chwili zorientował się skąd się wziął. Blondynka po wymierzeniu mu policzka natychmiast wyszła z kuchni. 
- Jesteś idiotą Gregor. - powiedział blondyn i poszedł za Nią.
- I chyba podziękuję za Twoje rady. - dodał Stefan.
- Stary... co się z Tobą dzieje? - zapytał Manu.
- Na prawdę przegiąłeś. Nawet jak na Ciebie. - stwierdził Michi. 
- Przecież ja tylko...
- Gregor zamknij się w końcu i zastanów nad swoim zachowaniem. Bo to co robisz w stosunku do Niej na prawdę przekracza granice żartu. - przerwał mu ponownie blondyn po czym wyszedł z kuchni z kolegami.

POKÓJ ALICJI...

- Alicja nie przejmuj się, nie warto... - zaczął blondyn siadając obok Niej na łóżku.
- A czy ja się przejmuję? - zapytała patrząc na Niego. Po chwili lekko się uśmiechnęła. - Odstawiłam tą szopkę tylko po to, żeby mi trochę odpuścił. Może coś do Niego dotrze. Nic mi nie jest, w ogóle się tym nie przejęłam. - odpowiedziała.
- Mnie nie okłamiesz. - powiedział spokojnie patrząc Jej prosto w oczy. Westchnęła. Wiedziała, że Go nie oszuka. Za dobrze Ją zdołał poznać. Przytulił Ją lekko do siebie. - Porozmawiam z Nim.
- Nie. - odparła stanowczo. - Jestem Ci bardzo wdzięczna za wszystko co dla mnie robisz Thomas ale nie. Po prostu muszę trochę ochłonąć. Wybił mnie trochę z rytmu.
- Zawrócił Ci w głowie.
- Co? Nie. Nie ma takiej opcji. Powiedział jakiś marny tekst i myśli, że jest mistrzem podrywu.
- Ale ten marny tekst zadziałał. - zauważył blondyn. Skarciła Go wzrokiem. - Być może pożałuję tego pytania ale... Czujesz coś do Niego? - spytał poważnie.
- Tak. Bardzo Go nie znoszę. - odpowiedziała pewnie. Patrzył na Nią przez chwilę milcząc. Uśmiechnął się lekko. W tym momencie usłyszeli ciche pukanie. - Proszę! - w drzwiach stanął szatyn. - Czego chcesz? - warknęła.
- Pogadajmy co? 
- To ja Was zostawię. Jakby co to krzycz. Jestem obok. - powiedział blondyn i pocałował Ją w czoło po czym wyszedł zamykając za sobą drzwi. Szatyn stał na środku pokoju bez słowa. Spojrzała na Niego wzrokiem mordercy.
- Słucham. - powiedziała.
- Przepraszam... - zaczął. Usiadł obok Niej. - Trochę przesadziłem. Chciałem tylko pokazać Stefanowi...
- Taktykę na podryw. Świetnie. Gratuluję. I co? Udało się? - spytała z pretensją w głosie.
- Nie sądziłem, że tak zareagujesz.
- A jak miałam zareagować? Miałam się uśmiechnąć i pochwalić Twój nieziemski trick? 
- Nie ale...
- Ale co? Powiedziałeś że zapamiętałeś te najbardziej niedorzeczne rzeczy Gregor! Na prawdę wszystko co mówię jest tak niedorzeczne? Każda moja opinia jest niedorzeczna? Czy niedorzeczne jest to, że widzę piękno w zwykłym księżycu? - zapytała patrząc na Niego uważnie. Nie wiedział co ma powiedzieć. Milczał. - Czy Ty w ogóle czasem się słyszysz co mówisz? Bo my musimy.
- Posłuchaj to wszystko to czyste nieporozumienie...
- Nieporozumieniem byłoby gdybyś mi podał lemoniadę zamiast herbaty. Ja rozumiem bycie złośliwym i denerwowanie innych ale powoli zaczynasz przeginać. Wisi mi czy mnie zranisz czy nie. Ale kiedyś przestanę wystarczać Ci ja i zaczniesz się tak zachowywać w stosunku do swoich przyjaciół. I co wtedy?
- Ok, zrozumiałem. Przepraszam. - powiedział. - Nie chciałem żeby to tak wyszło. Stało się i się już nie odstanie. Po prostu... mam gorszy dzień. 
- Jak masz gorszy dzień to pogadaj z przyjacielem. Nie zamierzam być Twoim workiem treningowym...
- Sandra jest w ciąży. - przerwał Jej. Spojrzała na Niego jak na kosmitę. Wyglądał jakby właśnie uwolnił się z jakiś więzów.
- Co? - zapytała niedowierzając.
- Spotkałem się z Nią rano. Pokazała mi zdjęcie USG i wyniki badań. - powiedział załamany. Poczuła się jakby ktoś dał jej obuchem w łeb. Jakby ktoś właśnie powiedział, że nie zostało jej pół roku tylko kilka godzin. Zabolało. Nie wiadomo dlaczego zabolało. Siedzieli na łóżku patrząc na siebie bez słowa. Każde z nich na swój sposób przyswajało tą wiadomość... - Będę ojcem Alicja... - powiedział łamiącym się głosem. Tym razem poczuła kopniak w brzuch. Miała ochotę zapłakać. "Jak to ojcem? On? To niemożliwe!". Cisza panująca w pokoju aż kuła w uszy. Ale żadne z nich nie potrafiło powiedzieć ani słowa więcej. Tylko siedzieli i patrzyli na siebie bez słowa...


"Budujesz coś od fundamentów po dach.
A potem stajesz na środku i czekasz aż wszystko się zawali..."

**********************************************************************************
Nie jestem zadowolona z tego rozdziału.
To co miało wyjść a co wyszło to dwie różne rzeczywistości. 
Mam tylko nadzieję, że następnym razem mi się uda.
:(

środa, 9 kwietnia 2014

18. TEN, W KTÓRYM MA BRATA...

AUSTRIA, FLUGHAFEN INNSBRUCK...

   "W romantycznych filmach kiepskiego reżysera w tym momencie powinienem znaleźć odpowiednią kolejkę, wypatrzyć blondynkę, podbiec do Niej i wpić się ustami w Jej usta zatrzymując Ją tutaj wyznaniem miłości..." - pomyślał. Spojrzał na tłum ludzi, który przemieszczał się z jednego miejsca w drugie i w brew oczekiwaniom wcale się nie zmniejszał. "Ja jestem w koszmarze..." Tablica odlotów co chwilę odświeżała informacje. Odlotów do Polski brak jak na razie. "Świetnie, byłoby dobrze, gdybym jeszcze wiedział, o której leci do domu." Zerknął na zegarek. Obok Niego stanęła jakaś dziewczyna i uważnie Mu się przyglądała. Grupka podobnie wyglądających dziewczyn stała niedaleko. "Kurde. Rozpozna mnie za 3...2...1..."
- Mogę prosić o autograf? - zapytała słodkim głosem. Westchnął.
- Dam Ci autograf i stówę jeżeli powiesz swoim koleżankom, że Ja to nie Ja. - zaproponował poprawiając okulary.
- Dwie stówy. - powiedziała cwanie. Dał jej obiecane pieniądze i z uśmiechem odeszła do przyjaciółek.
- Młodzież... - mruknął pod nosem. Rozglądał się dokoła szukając znajomej twarzy ale w tym tłumie znalezienie Jej było niemożliwe. Spojrzał na tablicę odlotów. - W końcu... - szepnął sam do siebie i pobiegł w kierunku odprawy nr 4...

TYMCZASEM W WILLI...

 Do salonu wszedł brunet i rozglądnął się uważnie.
- Czego szukasz Stefan? - zapytał Michael.
- Gdzie jest Alicja? - spytał.
- Zostawiła obiad i kartkę, że idzie pobiegać i wróci późno. A co? 
- Co dobrego zrobiła? 
- Nie wiem ale smakuje nieziemsko. - powiedział wychodzący z kuchni Andi.
- A gdzie Morgi? - zapytał patrząc na talerz kolegi.
- Też zostawił kartkę i też poszedł pobiegać. - powiedział Manu.
- Myślicie że poszli na sex? - zapytał ucieszony Kraft za co tradycyjnie oberwał poduszką.
- Po pierwsze... bawisz się w 20 irytujących pytań? Po drugie... zerwali. Muszą odreagować.
- A Ty Wolfi to wiesz oczywiście bo chodzisz po korytarzu i podsłuchujesz ich rozmowy. - stwierdził Michi.
- Ktoś musi panować nad tym burdelem.
- To oznacza, że jesteś burdel mamą... tak jakby. - zauważył Die-die.
- To oznacza, że zaraz oberwiesz... tak jakby...

LOTNISKO...

   Czekała na swoją kolej z biletem w ręce. "Dobrze robię... dobrze robię... dobrze robię..." - powtarzała w myślach. "Źle robię... Namieszałam i znikam. Tchórzostwo pierwsza klasa. Najwyżej mnie znienawidzą czy coś... Nie?". 
- Przepraszam, przepraszam... przepraszam... narzeczona czeka, przepraszam... - usłyszała znajomy głos. Wyprostowała się jak struna, a po chwili szatyn stał już obok Niej. Nie spojrzała na Niego nawet.
- Alicja... - zaczął.
- Przepraszam ale nie znam niemieckiego. - powiedziała po angielsku i uśmiechnęła się do Niego lekko. Wziął głęboki wdech.
- Serio? - spytał z powątpieniem. Westchnęła.
- Co chcesz? - zapytała.
- Co ty do cholery wyprawiasz? - zapytał z pretensją w głosie.
- Czekam aż mnie na pokład wpuszczą. - powiedziała jak gdyby nigdy nic.
- Uciekasz. - poprawił Ją.
- Wszystko byle być jak najdalej od Ciebie. - odparła.
- Nie rozwiązujesz problemu tylko Go omijasz. - powiedział.
- Byłeś ostatnio na lekcjach filozofii?
- Alicja porozmawiaj ze mną! - warknął.
- Nie ma o czym. Przepraszam ale zaraz moja kolej. - powiedziała.
- Hej.. to nie jest Thomas? - zapytał patrząc gdzieś za Nią. Odwróciła się w tamtą stronę i w tym momencie straciła z rąk bilet. Kiedy wróciła wzrokiem do szatyna bilet był już w małych kawałeczkach. Oczy zrobiły się Jej wielkie jak spodki. Nie wierzyła, że posunął się do tego stopnia. - A teraz porozmawiamy. - powiedział stanowczo.
- Nie mamy o czym. I tak jestem na liście pasażerów więc wpuszczą mnie tam na dowód osobisty. - powiedziała pewnie. 
- Dobra, nie chcesz po dobroci to zrobimy to po mojemu. - powiedział i objął Ją w pasie po czym przerzucił sobie przez ramię. Zgięła się w pół i zawisła w powietrzu. Ruszył do wyjścia trzymając Ją za nogi.
- Puść mnie! Słyszysz! Puść mnie natychmiast! - krzyczała bijąc pięściami Go po plecach. - Puszczaj!
- Przepraszam bardzo ale co Pan robi? - zatrzymał Go ochroniarz.
- Wynoszę stąd moją siostrę. - odpowiedział spokojnie.
- Nie jestem Jego siostrą! Proszę mu powiedzieć żeby mnie zostawił! - krzyknęła.
- Żebyś znowu uciekła z tym gachem? - zapytał. - Panie władzo moja siostra od lat sprawia same kłopoty. Zawsze muszę Ją odbierać jak nie z posterunku to z lotniska, bo chce uciec z kraju z facetem poznanym w internecie. Starszym od Niej o 30 lat. 
- Nie znam Cię! - wrzasnęła. 
- Och też wolałbym Cię nie znać niż robić sobie tutaj obciach młoda. Ale mam to nieszczęście, że nasza matka Cię zna i kocha a ja w przeciwieństwie do Ciebie szanuję Ją dlatego zamierzam Cię doprowadzić spowrotem do domu! - warknął.
- Jesteś jakimś świrem! 
- A Ty jesteś małą wredną wiedźmą! 
- Zostaw mnie popaprańcu!
- Nie bij kaleki idiotko!
- Ok, ok... Tak odzywać się do siebie może jedynie rodzeństwo... - zaczął ochroniarz. - Proszę wyprowadzić siostrę. I powodzenia. - powiedział i oddalił się spokojnie.
- Że co?! - wrzasnęła.
- Cicho tam na górze. Jedziemy do domu. - powiedział zadowolony.
- Nienawidzę Cię Schlierenzauer.. - powiedziała przestając wierzgać nogami.
Uśmiech nie schodził mu z twarzy. Nawet kiedy wsadzał Ją do samochodu. Usiadł za kierownicą i spojrzał na Nią. Nie ruszył. Najpierw musieli porozmawiać.
- Nie wybaczę Ci tego. - powiedziała.
- Nie dbam o to. - stwierdził. - Namieszałaś Alicja. I teraz czas wziąć za to odpowiedzialność. Ostrzegałem Cię, że tak będzie.
- A ja Ci mówiłam, że jeżeli Go zranię to wyjadę.
- Musisz teraz wypić piwo, które sama nawarzyłaś.
- Czemu mnie nie zostawisz w spokoju?
- Bo nie o Ciebie tutaj chodzi! - warknął. - Możesz chociaż przez chwilę pomyśleć o kimś innym niż o sobie?! Możesz chociaż przez chwile nie robić z siebie ofiary?! Cały czas słyszałem od Ciebie że nie chcesz się wiązać, że nikogo nie chcesz skrzywdzić... Nie zostało Ci wiele czasu więc nie chcesz Go marnować na cierpienie. Ok! Ale mimo tego byłaś w stanie świadomie skrzywdzić Thomasa a teraz zostawiasz Go samego i znowu każesz mi Go z tego wyciągać! Nigdy w życiu nie poznałem nikogo bardziej samolubnego i zadufanego w sobie Alicja! Więc teraz wrócisz ze mną do domu, porozmawiasz z Thomasem i spędzisz te dwa miesiące z Nami męcząc się z wyrzutami sumienia! Bo wiesz co? W dupie mam to, że będziesz z tego powodu cierpieć. Może to Ci pokaże co to jest prawdziwe życie. - zamilkł. 
  Wpatrywała się w Niego jak zahipnotyzowana. Jego słowa zabolały jakby właśnie ktoś uderzył ją w policzek. Zabolały bo jako jedyny potrafił powiedzieć jej szczerą prawdę. Prawdę, którą tak od siebie odpychała. Była tchórzem i samolubną suką. Westchnął. Przekręcił kluczyk w stacyjce i ruszył bez słowa. Przez całą drogę milczeli. Każde z nich było pogrążone we własnych myślach. On zastanawiał się jak bardzo Ją zranił tymi słowami a Ona jak bardzo podłą zdzirą się stała. Zabrał jej walizkę z bagażnika i mijając Ją bez słowa zaniósł do Jej pokoju. W willi było ciemno. Wszyscy zapewne spali a Ona siedziała w salonie tępo wpatrując się w wazon na stoliku przy schodach. Chciała iść do blondyna. Chciała Go przeprosić ale co niby miała mu powiedzieć? Że jest jej przykro? Tak i to cholernie. Że żałuje, że Go skrzywdziła? Oczywiście że tak, ale co z tego? To już się stało... Ktoś zszedł po schodach i nie zauważając Jej wszedł do kuchni. Po cichu tam zajrzała. On... Stał tam wpatrując się w księżyc. Tak jak kiedyś Ona. Jakby ten okrągły świecący daleki punkt miał czarodziejską moc wymazywania złych wspomnień czy leczenia bólu. Podeszła do Niego i stanęła obok. Uśmiechnął się lekko po czym spojrzał na Nią. Widząc te smutne oczy coś ścisnęło Ją za serce. Patrzyli na siebie długą chwilę. Odczytywali emocje z tak wiele mówiącego spojrzenia. Zrobiło Jej się po prostu wstyd. Tak najzwyczajniej w świecie wstyd. Blondyn nie mówiąc ani słowa objął Ją ramionami i mocno do siebie przytulił. A Ona? Ten gest sprawił, że nie wytrzymała. Musiała uwolnić emocje, które tak bardzo chciała schować. Łzy zalały Jej bladą twarz. 
- Tak bardzo Cię przepraszam Thomas... - wyszeptała. Głaskał Ją po głowie. Powoli, delikatnie i rytmicznie... Jakby chciał uspokoić i uśpić małe dziecko. - Zachowałam się tak samolubnie...
- Sam się o to prosiłem... - odpowiedział cicho. - Wiedziałem na co się piszę, wiedziałem, że nie darzysz mnie uczuciem tak silnym jak ja Ciebie a mimo to brnąłem do przodu. Uparcie. Być może nawet wymusiłem na Tobie tą decyzję. Ale nie żałuję tego. Bo sprawiłaś, że przez tydzień żyłem jak nowo narodzony. 
- Zraniłam Cię...
- I pewnie jeszcze nie raz ktoś mnie zrani... - odparł. - Pogubiłem się. I o mały włos nie straciłem przyjaciela... Na szczęście On jest trochę mądrzejszy w tych sprawach. - zaśmiał się lekko. Ona również to zrobiła słysząc Jego śmiech. - Alicjo... nie mam do Ciebie żalu. O nic. Chciałem zapełnić sobie w sercu pustkę jaką zostawiła w nim Kristina. I ta chęć przyćmiła wszystko inne. - spojrzała na Niego.
- Ty Ją nadal kochasz... - powiedziała zaskoczona. Posmutniał.
- Chyba zawsze będę. - westchnął. - Muszę tylko nauczyć się z tym żyć. - powiedział cicho. 
- Wybaczysz mi? - zapytała.
- Nie mam czego Ci wybaczać. - powiedział pewnie.
- Chyba wolałabym gdybyś mnie zaczął wyzywać.
- Nie potrafię. - zaśmiał się. - Cieszę się, że Gregorowi udało się powstrzymać Cię przed wyjazdem.
- Wiedziałeś o tym? - zapytała zdziwiona.
- Jak już mówiłem to mój najlepszy przyjaciel...

POKÓJ GREGORA...

   Wpatrywanie się w sufit choć mało interesujące było jedyną fascynującą rzeczą w tej chwili w Jego wykonaniu. Dziś powiedział bardzo dużo. Być może nawet za dużo ale Thomas zasługuje na szczerość i zainteresowanie. A Ona? Czy na pewno była aż tak samolubna i zadufana w sobie? Była zagubiona. Chciała udawać twardą, nie przejmować się resztą życia jaka Jej została. Nie przejmować się przemijaniem i śmiercią. Potem zapragnęła zaznać trochę szczęścia. A gdy już go zaznała przestraszyła się, że może będzie chciała żeby to trwało jak najdłużej. Myślała o sobie ale czy to coś złego? Zawsze była sama i zawsze skazana na siebie. Więc w sumie to u Niej powinno być normalne. Czy kiedyś przestanie Go nienawidzić? Nie wiedział. Mógł mieć tylko nadzieję. Tylko po co? Właściwie to lepiej dla Niego byłoby gdyby nadal Go nie lubiła. Łatwiej byłoby później się pożegnać. Na lotnisku zrozumiał, że nie będzie to jednak takie proste. Kiedy podarł jej bilet poczuł ulgę, że to jeszcze nie teraz, że to jeszcze nie ten moment. Tylko czy ta ulga to dobry znak? Usłyszał pukanie do drzwi. Zerknął na zegarek 00:23. Nie teraz... Drzwi lekko się uchyliły. Nie miał zamiaru z nikim teraz rozmawiać. Zamknął oczy i uspokoił oddech. Ktoś usiadł na jego łóżku.
- Jesteś najlepszym bratem pod słońcem. - usłyszał szept. - Ale nigdy Ci tego nie powiem. - dodała i wyszła.
Uśmiechnął się zadowolony z tego co właśnie usłyszał i zasnął...


"Kiedy wszystko idzie po Twojej myśli..."

**********************************************************************************
A dzisiejszy odcinek dedykowany Ann :D
Specjalnie dla Ciebie ktoś powiedział Ali kilka słów prawdy ;)
Mam nadzieję, że dobrze się czytało :)
Buziole :*

wtorek, 8 kwietnia 2014

17. TEN, W KTÓRYM COŚ SIĘ WYJAŚNIA...

AUSTRIA, GDZIEŚ W ALPACH...

   Usiadł pod drzewem zmęczony wędrówką. Ręka znów zaczęła Go boleć. Od trzech dni chodził po górach. Wychodził rano, wracał wieczorem... Starał się nie myśleć. Źle mu to wychodziło. Zastanawiał się tylko nad jednym. Nie nad tym, czy Jego przyjaciel jest szczęśliwy, nie nad tym, czy Jego przyjaciel będzie cierpiał i nie nad tym, czy dobrze zrobił wyjeżdżając ale nad tym dlaczego 4 dni temu nie powiedział przyjacielowi "nie"... Przecież nic nie czuł do tej dziewczyny... Wyciągnął z kieszeni telefon. Po czterech dniach bez kontaktu ze światem musiał w końcu go włączyć. Kilka nieodebranych połączeń od kolegów. Ani jednego od Thomasa. I jeden nieodczytany sms... Przez chwilę wpatrywał się w ekran po czym odczytał wiadomość...

"Napiszę tylko raz. Jak włączysz telefon to zadzwoń, bo nadal czekam na Twoje przeprosiny i wyjaśnienia, a nie mam za wiele czasu jak wiesz. Poza tym Thomas coś kręci a ja tego strasznie nie lubię więc to też mi wyjaśnisz. Strasznie nudno nie być poirytowaną Twoim zachowaniem Schlierenzauer więc wracaj szybko. Al."

  Uśmiechnął się do ekranu i spojrzał na szczyty gór...

AUSTRIA, INNSBRUCK, WILLA SPORTOWA...

  Siedzieli na kanapach śmiejąc się w najlepsze. "American Pie" w środku dnia z grupą walniętych skoczków to nie był dobry pomysł. Zdecydowanie. 
- To może ja dołożę popcornu. - zaproponowała i poszła do kuchni. Blondyn podążył zaraz za Nią. - Thomas... Od kilku dni chodzisz za mną jak cień. Mam Cię oskarżyć o prześladowanie? - zapytała wesoło.
- Aż tak przeszkadza Ci moje towarzystwo? - zapytał obejmując Ją czule i całując w szyję. Zaśmiała się.
- Nie podziękowałam Ci za wczorajszy wieczór... - powiedziała odwracając się w Jego stronę.
- To tylko kino i kolacja. No i moje wspaniałe towarzystwo... - powiedział dumnie.
- O hoho jakiś Ty skromny - zaśmiała się ponownie.
- Lubię kiedy jesteś w takim dobrym humorze - powiedział całując Ją. Usłyszeli kroki i od razu odsunęli się od siebie. 
- Thomas miałeś jakieś wiadomości od Gregora? - zapytał Michael.
- Nie. - odpowiedział krótko.
- Dziwne. - stwierdził Michi. Cała trójka usłyszała dźwięk dzwonka.
- To mój... - powiedziała zdziwiona. Zazwyczaj nikt do Niej nie dzwonił. Praktycznie rzecz biorąc nie miała po co mieć telefonu. Anna kontaktowała się z Nią przez Skype. Dopiero po poznaniu chłopaków zaczęła nosić telefon przy sobie. Ale teraz wszyscy byli tutaj. Prawie wszyscy... - O wilku mowa... - powiedziała i odebrała telefon. - Schlierenzauer! Jednak żyjesz? A już myślałam że będę miała spokój. - zaśmiała się. Blondyn przyglądał Jej się uważnie. Denerwowało Ją to.
- Thomas wie, że ze mną rozmawiasz? - usłyszała w słuchawce. Zmarszczyła brwi.
- Tak. - odpowiedziała. Westchnienie po drugiej stronie dało Jej znak, że jest coś o czym nie wie, a powinna. Spoważniała i poszła do swojego pokoju zamykając drzwi na klucz.
- Dobra, mów co jest grane. - powiedziała.
- Nic. Pisałaś, że tęsknisz za moim seksownym głosem więc dzwonię. - usłyszała tym razem.
- Gregor!
- Już nie Schlieri? Dostałem awans? - zapytał. Nie odezwała się. Przez chwilę żadne z Nich się nie odzywało. - Co u Was? - zapytał spokojniej.
- Po staremu. Jak w psychiatryku.
- A Ty i Thomas? Wszystko gra? 
- Nie wiem. Coś przede mną ukrywa. - odpowiedziała. - Czemu wyjechałeś? - tym razem to Ona zapytała.
- Musiałem sobie przemyśleć parę spraw.
- Musiałeś?
- Chciałem. - poprawił się. Znów cisza. - Przepraszam... - zaczął. - Nie powinienem mówić Jej takich rzeczy. To wszystko trochę wymknęło mi się spod kontroli.
- Wiem. - przerwała mu. - Zapomnijmy o tym incydencie ok? Mam za mało czasu żeby się przejmować pierdołami. 
- Na pewno? - zapytał.
- Jasne. Wracaj mnie trochę podenerwować Schlieri. - powiedziała podkreślając ostatnie słowo.
- Nadal wolę jak mówisz do mnie Gregor. - powiedział i oboje się zaśmiali. Znów zapadła cisza. 
- Ty wiesz dlaczego Thomas zachowuje się tak dziwnie, prawda?
- Wiem.
- I nie powiesz mi tego, mam rację?
- Punkt dla Ciebie mała. - wywróciła oczami.
- To kiedy mogę się spodziewać Twojego powrotu?
- Za tydzień.
- Za tydzień... Dostałeś jakiś limit ile możesz być w domu? - zaśmiała się.
- Powiedzmy. - stwierdził. Oświeciło Ją.
- Czekaj... Thomas kazał Ci wyjechać na te dwa tygodnie?! 
- Nie, skąd Ci to... - nie zdążył dokończyć, bo przerwała połączenie. Musiała się uspokoić. Ale było Jej trudno. To co zrobił blondyn przekraczało ludzkie granice. Nie wiedziała jedynie po co to zrobił. Po co pozbywał się najlepszego przyjaciela na ten czas. I tego musiała się dowiedzieć... Zeszła spokojnie na dół. 
- I co? - zapytał Stefan.
- Gregor wraca za tydzień. - powiedziała spokojnie. - Nic mu nie jest, zrzędzi jak zawsze. - dodała wywracając oczami. - Thomas możesz zerknąć na mojego laptopa? Mam problem z ekranem. - powiedziała.
- Jasne. - z chęcią poszedł za Nią do Jej pokoju. Już chciał Ją objąć kiedy odsunęła się od Niego i spojrzała mu w oczy. - Coś nie tak? - zapytał.
- Wszystko jest nie tak. - odparła. - Możesz mi wyjaśnić dlaczego kazałeś Schlieremu wyjechać? - zapytała zła. Westchnął.
- Wygadał się tak? Tak właśnie można na Niego liczyć. - stwierdził. - To miały być Nasze 2 tygodnie. Tylko Nasze. A On wiecznie pojawiał się na horyzoncie. 
- Kazałeś swojemu najlepszemu przyjacielowi wyjechać bo byłeś zazdrosny?!
- Ten mój najlepszy przyjaciel jak Go nazwałaś ciągle wtykał nos w nieswoje sprawy!
- Bo się o Ciebie martwił!
- Właśnie widzę jak się martwi, robi wszystko żeby mnie pogrążyć! Żebyś tylko przerwała to co jest między nami! Nie widzisz tego?!
- Nie traktuj mnie jak zabawkę, którą ktoś chce Ci zabrać!
- Wcale tego nie robię! Ten mój przyjaciel czeka tylko aż popełnię jakiś błąd!
- Co Ty w ogóle mówisz?! Ten Twój przyjaciel zaprzeczył kiedy Go zapytałam czy Ty kazałeś mu wyjechać! - krzyknęła. 

TYMCZASEM W SALONIE...

- Jakoś cicho się zrobiło. - zauważył Manu.
- Myślicie, że Go zabiła? - spytał Stefan. Znów oberwał poduszkami.
- Nie wygląda to dobrze...
- Co masz na myśli Michi? - zapytał Andi.
- Wiedziałem, że prędzej czy później się pokłócą. Thomas ostatnio robi rzeczy, których nie powinien.
- A jaśniej? - zapytał Die-die.
- Thomas i Alicja spotykają się ze sobą. Myślą, że nikt o tym nie wie. 
- Ale Ty Wolfi przecież widzisz wszystko. - skomentował Manu.
- Wystarczy jak w nocy przejdziecie się korytarzem w pobliżu pokoju Thomasa. Sami usłyszycie. - powiedział. - Thomas jest strasznie zazdrosny o Gregora.
- Czemu? Przecież Greg i Alicja raczej za sobą nie przepadają. - stwierdził Stefan.
- Kto się czubi ten się lubi. Poza tym dzisiaj zadzwonił do Niej, nie do Nas.
- Bo chciał Ją pewnie przeprosić za Sandrę. - stwierdził Michi.
- Ślepcy... kiedy przejrzycie na oczy?

POKÓJ NA GÓRZE...

   Usiadł obok Niej na łóżku. Chwycił za dłoń. 
- Tak bardzo mi na Tobie zależy... - zaczął.
- Być może aż za bardzo. - powiedziała i spojrzała na Niego. - Zmusiłeś swojego najlepszego przyjaciela, żeby wyjechał z miasta... - powiedziała spokojnie. - Tak nie miało się nigdy stać. Nie miałeś spieprzyć swoich najlepszych relacji z mojego powodu. - kontynuowała. - To zaszło stanowczo za daleko Thomas.
- Co masz na myśli? - zapytał z niepokojem.
- Nie mogę pozwolić żebyś rozwalał sobie życie z mojego powodu. 
- Alicja... Ja chcę tylko żebyś zobaczyła we mnie kogoś z kim mogłabyś...
- Z kim mogłabym co? - zapytała. - Ja już nic nie mogę. Nie mam takiego prawa. 
- Nie mów tak...
- I nie miałam takiego prawa godząc się na ten układ. - kontynuowała.
- Nie rób tego, proszę...
- Przykro mi Thomas... - zbliżyła się do Niego i złożyła na Jego ustach delikatny pocałunek. - To był najlepszy tydzień w moim życiu. I nie żałuję żadnej chwili spędzonej z Tobą ale... To koniec. - szepnęła. 
- Błagam przemyśl to sobie jeszcze wszystko na spokojnie... - powiedział cicho.
- Proszę, puść moją rękę... - powiedziała odwracając wzrok. Zamilkł. W tym momencie wiedział już, że stracił Ją na zawsze. Wstał i skierował się w stronę drzwi. - Thomas... - zatrzymał się. - Nie chcę mieć w Tobie wroga. Nadal uważam Cię za przyjaciela...- powiedziała. Pokręcił tylko głową i wyszedł. 
Serce bolało Ją niezmiernie. Ale powinna była to zrobić już dawno. W ogóle nie powinna była się zgadzać na ten układ. Wiedziała, że ktoś na tym ucierpi. Nigdy nie chciała żeby cierpiał akurat On. Miał być Jej przyjacielem a teraz... Za pewne Ją znienawidził. Z tej sytuacji zostało tylko jedno wyjście...

FULPMES...

  Stał przy grillu popychając co chwilę młodszego brata.
- Stary jestem silniejszy chcesz żebym Ci złamał zdrowa rękę? - zapytał.
- Wtedy będziesz musiał mnie karmić, przebierać i podcierać mi tyłek Lucas. - powiedział szczerząc się szatyn.
- Jaki Ty głupi jesteś.
- Obaj jesteście durni - odezwała się Gloria.
- Ho ho ho jaka mądra się odezwała. - stwierdził młodszy. - IQ moje i Grega sięga razem prawie 300
- O to tak samo ja IQ pięciu idiotów. - zauważyła. Szatyn tylko wywrócił oczami. "I jak żyjąc w takiej rodzinie nie być złośliwym? Przecież to jest zapisane w genach." - pomyślał. Poczuł wibracje telefonu. Zerknął na wyświetlacz. SMS. Widząc nadawcę natychmiast odczytał...

"Miałeś rację. Ten układ to nie był dobry pomysł. Musisz wrócić i pomóc Thomasowi przez to przejść, a ja muszę się odsunąć w cień. Za dużo narozrabiałam. Mimo wszystko, fanie było móc Cię poznać Schlierenzauer. Al."

  Wpatrywał się w ekran nie wiedząc o co chodzi. 
- Gloria Ty jesteś kobietą, prawda? - zapytał podchodząc do siostry. Spojrzała na Niego jak na idiotę.
- Mam Ci cycki pokazać? - zapytała z ironią. Wywrócił oczami. - Co chcesz?
- Co znaczy jak dziewczyna pisze, że "musi się odsunąć w cień i że miło było mnie poznać?"
- To ta co z Wami mieszka? - zapytała.
- To istotne?
- Jeżeli to Ona to jutro będzie już w Polsce. - wyjaśniła wzruszając ramionami...


"I nagle nie wiesz co robić..."

**********************************************************************************
Hej hej :D
Cieszą mnie Wasze opinie. I to jeszcze jak :D
W tym rozdziale jak same pewnie zauważyłyście Alicja wyciąga konsekwencje i być może zachowuje się lekko mówiąc jak zimna suka ale czy aby na pewno nie ma takiego prawa?
Od razu mogę Was zapewnić, że w kolejnych rozdziałach będzie się działo! Oj będzie! :P
Więc zachęcam: czytajcie, analizujcie i komentujcie! ;)
Buziole:*
P.S.: Rozdział dedykowany Klaudii Mrau żeby nie zrzędziła tylko uwierzyła we własne opowiadanie i pisała dalej ;)

poniedziałek, 7 kwietnia 2014

16. TEN, W KTÓRYM KTOŚ POKAZUJE PAZURKI...

AUSTRIA, INNSBRUCK, WILLA SPORTOWA...

- Stary, widziałem Ją w takim wydaniu i to kilka razy i co z tego? - zapytał zirytowany już szatyn. Blondyn siedział na fotelu w Jego pokoju i patrzył uważnie na przyjaciela.
- Jak to się stało? - zapytał.
- Poszedłem się napić wody raz czy dwa. Do kuchni. 
- I dziwnym trafem Alicja też tam była, tak? - zapytał z powątpieniem.
- Tak. Tak właśnie było. Też przychodziła się napić wody. Chwilę rozmawialiśmy i tyle. A to, że nie miała wtedy peruki tylko samą chustę... To już nie moja wina. Przecież nie będzie spać w peruce. - powiedział broniąc się. - Thomas czemu mnie atakujesz?
- Nie atakuję, chcę sobie tylko wyjaśnić parę spraw.
- Ok. Wiec jedną mamy wyjaśnioną, gdybym wiedział, że to dla Ciebie takie ważne to bym Ci powiedział. 
- Dlaczego powiedziałeś o tym Sandrze?
- Bo nie chciałem żeby była zazdrosna nie mając o kogo. Nie myślałem wtedy, że ona kiedykolwiek to wykorzysta, zwłaszcza w taki sposób.
- Wiesz o co zapytała mnie Alicja? - zapytał patrząc przyjacielowi prosto w oczy. - Dlaczego mój najlepszy przyjaciel tak Jej nienawidzi... - szatyn pokręcił głową nie wierząc w to co słyszy. - Też chciałbym to wiedzieć. - dodał. 
- Wcale Jej nie nienawidzę. - odparł.
- Gregor... Alicja jest pierwszą kobietą, z którą mam wrażenie, że mógłbym stworzyć coś...
- Stworzyć? Thomas czy Ty się słyszysz? Ona jest umierająca! Jak Ty chcesz z Nią coś stworzyć?
- Stworzyć coś wyjątkowego. - dokończył blondyn. - Wiem, że nie potrwa to długo ale chyba zasługujemy na chwilę szczęścia tak?
- Jasne. bądź samarytaninem. Cierp i zbawiaj świat. Tylko Ty potem będziesz się wypłakiwał mi. A Jej to już będzie wszystko jedno. Widziałem jak cierpiałeś po odejściu Kristiny. Przez rok byłeś jak zombie. Nie mam zamiaru dopuścić do tego po raz drugi.
- Gdybym teraz codziennie sprowadzał sobie inną pannę miałbyś to gdzieś! Dlaczego tak się uczepiłeś akurat Jej?! - blondyn nie wytrzymał. Szatyn patrzył na Niego ze zdziwieniem w oczach. Jeszcze przed godziną sam się nad tym zastanawiał. - Bądź chociaż raz ze mną szczery i powiedz mi prawdę nie owijając jej w ta całą troskę o mnie! - przez chwilę żaden z nich nic nie mówił. - Czujesz coś do Niej? - zapytał spokojniej.
- Nie zamierzam Ci jej odbić...
- Pytam czy coś do Niej czujesz Gregor. - przerwał mu stanowczo blondyn. Przyjaciel spojrzał na Niego nic nie mówiąc. W jego głowie panował mętlik. Sam nie wiedział czemu tak się zachowuje. Milczał zamiast powiedzieć jedno proste "nie". Ale nie potrafił. Blondyn pokręcił głową niedowierzając. - Dała mi te dwa tygodnie... Dobrze o tym wiesz... - zaczął nie patrząc na szatyna. - Pozwól mi chociaż przez ten czas nacieszyć się tym uczuciem. Proszę Cię jak przyjaciela. - dodał łamiącym się głosem.
- Co chcesz przez to powiedzieć?
- Jeżeli po dwóch tygodniach zdecyduje, że nie chce tego kontynuować... Będziesz miał zielone światło. A teraz proszę Cię tylko o jedno... - spojrzał mu w oczy...

NASTĘPNEGO DNIA KOŁO 16:00...

   Zeszła po schodach śmiejąc się jak wariatka razem ze Stefanem. Prawie płakała ze śmiechu. Otwarła lodówkę i wyciągnęła mięso i warzywa. Odwróciła się w stronę blatu i znów parsknęła śmiechem. 
- Ok. Co ten łoś zrobił, że tak się śmiejesz? - zapytał Manu podchodząc do blatu. 
- Hahaha haahah - nie mogła się opanować.
- Opowiedziałem dowcip. - powiedział dumnie brunet.
- I Alutka śmieje się bo? - drążył dalej nie wiedząc o co chodzi.
- Bo dowcip był na tyle dobry, żeby Ją rozbawić. - znów powiedział dumnie.
- Przecież Ty nie znasz żadnych dobrych dowcipów. - odezwał się Michi podchodząc do wesołej kompanii. 
- Znam i Alicja jest tego przykładem. Chcecie posłuchać? - jęknęli ale pokiwali głowami. - Uwaga: W pociągu jadą 3 kobiety na gapę. Brunetka, ruda i blondynka. Po pociągu chodzi konduktor i sprawdza bilety. Widząc go wszystkie trzy chowają się do plecaków. Konduktor podchodzi do plecaka z brunetką i potrząsa... słyszy "Miał miał..." Podchodzi do tego z rudą... potrząsa... słyszy "Hau hau..." Podchodzi do tego z blondynką... potrząsa... i słyszy "ZIEMNIAKI!" - powiedział i razem z blondynką zaczęli się śmiać. Manu i Michi spojrzeli po sobie i pokręcili głowami. - Ej! To było dobre! - oburzył się Stefan. Kiedy blondynka uspokoiła śmiech mogła się zabrać za obiad.
- Alicja a Ty znasz jakiś dowcip? - zapytał Michi.
- Widząc i słysząc Twoją reakcję na humor Krafta na pewno będzie błyskotliwy. - dodał Manu. 
- Idą dwa pomidory przez tory i jeden do drugiego mówi "Ej tssss!!" - popatrzyli na Nią w dziwny sposób.
- He heh - zaczął śmieć się Stefan.
- Nie masz pojęcia o co chodzi prawda? - zapytał Go Michi.
- Zielonego. - odparł brunet. Tym razem jęknęła cała trójka. - Że przez tory... 
- Co jeździ po torach Stefan? - zapytał blondyn.
- Pociąg... pociąg! Przejechał go pociąg! Rozumiem! - wywrócili oczami. 
- Co będzie na obiad? - zapytał wesoło blondyn.
- Burito. - odpowiedziała. - Gdzie reszta? - zapytała.
- Na siłowni. A Thomas pojechał odwieź Schlierego. - powiedział Manu.
- Odwieź? - zapytała zdziwiona.
- Gregor i tak nie może trenować przez jakiś czas więc stwierdził, że pojedzie do rodziny na trochę. - wyjaśnił. Pokiwała głową i zajęła się robieniem obiadu. 
  Jej myśli zajmował szatyn. Jego nagły wyjazd był dziwny nawet jak na Niego. Owszem, nigdy nie potrafiła Go rozgryźć i zrozumieć Jego zachowania ale ucieczka była do Niego nie podobna. To był typ faceta, który nie przejmuje się reszta świata. A mając na uwadze to, że wczoraj chciał Jej wszystko wytłumaczyć jeszcze bardziej dziwiło Ją Jego zachowanie. "Czy Twój umysł nie powinien teraz wyświetlać Ci obrazka kogoś zupełnie innego?" - zapytała jej podświadomość. "Jest taki jeden blondyn..." - dodała. Dziewczyna pokręciła głową z uśmiechem. W jej umyśle natychmiast pojawiło się wspomnienie pewnej nocy w siłowni. Przygryzła delikatnie wargę i uśmiechnęła się a w jej brzuchu pojawiło się to miłe mrowienie. 
- Al! Długo jeszcze?! - usłyszała głos Stefana.
- Już podaję!

TYMCZASEM W FULPMES...

   Siedzieli w samochodzie na podjeździe niewielkiego domu. Żaden z nich nie odezwał się przez całą drogę. Ich ostatnia rozmowa wyciągnęła na wierzch zbyt wiele. Nawet jak na przyjaciół. 
- Miłego pobytu Gregor. Pozdrów swoją mamę. - powiedział w końcu blondyn. Szatyn pokręcił głową i wysiadł z samochodu. Pochylił się jeszcze i zajrzał przez okno do przyjaciela. - Coś jeszcze? - zapytał zły.
- Thomas... chcę tylko żebyś zaczął normalnie funkcjonować. Ona...
- Spałem z Nią Greg. - powiedział i spojrzał w stronę przyjaciela. Uśmiechnął się widząc Jego wyraz twarzy. Szatyn wyglądał jakby właśnie mu powiedziano, że stracił milion. - Widzisz? Nawet nie potrafisz udawać, że Cię to nie interesuje. Właśnie dlatego chcę żebyś był jak najdalej od Nas przez te dwa tygodnie. - powiedział i odjechał. 
- Gregor? Co Ty tu robisz synku? - na podjazd praktycznie wybiegła matka mężczyzny. - I co Ci się stało?
- Długa historia. - stwierdził patrząc na oddalające się auto. - Muszę trochę odpocząć. Zresetować umysł mamo. - zwrócił się do kobiety i razem z Nią ruszył do domu. 

INNSBRUCK...

   Przyparł Ją do ściany w swoim pokoju i całował namiętnie. Poddała się temu nie mając ochoty na nic mniej przyjemnego. Zjechał ustami na jej szyję... Zamknęła oczy... Jej oddech stał się płytszy... Sprawnie uniósł jej nogę i podwijając sukienkę dotykał jej uda... Zarzuciła ręce na Jego kark.
- Thomas... - szepnęła.
- Tak? - zapytał pomiędzy pocałunkami. Odsłonił jej ramię delikatnie odsuwając szelki od sukienki i biustonosza. Jego ręka wędrowała w górę uda wtapiając się w nie z dużą siłą.
- Dlaczego Gregor wyjechał? - zapytała lekko sapiąc. 
- Chciał spędzić trochę czasu z rodziną i przewietrzyć głowę. - powiedział szybko i powrócił do pieszczot. Poczuła jak rozsuwa zamek od jej sukienki. Jego gorąca dłoń dotykała Jej pleców co przyprawiło ją o dreszcze... Ręka przesunęła się z uda do brzegu jej koronkowych figów pociągając lekko na delikatny materiał. Jęknęła cicho...
- Nie uważasz że to do Niego niepodobne? - zapytała znowu. Blondyn znieruchomiał. Spojrzał Jej w oczy i odsunął się trochę.
- Na prawdę chcesz teraz o Nim rozmawiać? W tym właśnie momencie? - zapytał z lekką pretensją i usiadł na łóżku. Spojrzała na Niego ze zdziwieniem. 
- Ok... Myślałam, że skoro jesteście przyjaciółmi to..
- Wyobraź sobie, że nie dzielimy się wszystkimi myślami ze sobą. Chciał wyjechać to wyjechał. Chcesz to do Niego zadzwoń. Na pewno się ucieszy. - powiedział wściekły.
- Thomas... - podeszła do Niego i usiadła mu na kolanach. - Spójrz na mnie. - poprosiła. - Po prostu dziwi mnie Jego zachowanie, zwłaszcza, że jeszcze wczoraj chciał mnie przeprosić. On raczej jest uparty niż wycofany. Może coś się stało i potrzebuje Cię teraz? - zapytała głaszcząc Go po policzku. Spojrzał Jej w oczy i lekko się uśmiechnął.
- On na prawdę chce tylko trochę przestrzeni i odpoczynku. - powiedział. - Kazał mi się Nim nie przejmować i cieszyć się szczęściem. - dodał i obrócił Ją tak, że leżała na Jego łóżku a On na Niej. - I to właśnie zamierzam zrobić. - powiedział i wpił się ustami w jej usta...
  Leżał wtulony w Jej nagie plecy. Spała. Tak słodko... Była taka delikatna... Taka piękna... Być może przekroczył granicę przyjaźni, być może nie był całkiem fair w stosunku do Gregora. Ale wiedział jedno. W tej walce musiał wygrać. I do tego potrzebował nieczystych zagrań. Pocałował jej nagie ramię. Należała do Niego. Jeszcze przez półtora tygodnia i kto wie... Może przez trochę dłużej. Nie mógł teraz popełnić żadnego błędu. Zbyt wiele jest do stracenia...


"Wszystko albo nic..."

**********************************************************************************
Ta daaaam :D
Pan Thomas "ciepłe kluchy" Morgenstern pokazał pazurki. :D
Jak się Wam to podoba? Czy też nie podoba? :P
Buziole :*
P.S.: Do ANONIMA - Kochana (mniemam iż jesteś płci pięknej ;) ) Co do Sandry, z którą związany jest obecnie Schlieri nie mam osobiście nic. A nawet więcej - życzę im wszystkiego co najlepsze. Natomiast Sandra w opowiadaniu... no cóż... na kogoś paść musi bycie czarnym charakterem, a że są ze sobą to i w opowiadaniu to musi być i jakoś zostać rozwiązane :P 

niedziela, 6 kwietnia 2014

15. TEN, Z NIEZAPOWIEDZIANĄ WIZYTĄ...

AUSTRIA, INNSBRUCK, WILLA SPORTOWA...

   Zeszła powoli schodami na dół. Wiedziała, że wszyscy są na skoczni więc mogła sobie pozwolić na trochę luzu. Było gorąco. Bardzo gorąco. 28 stopni o 10:00 rano to upał. Dlatego bielizna była wystarczającym strojem na śniadanie. Otwarła lodówkę i zagłębiła się w środku. Była wyjątkowo wesoła. Nuciła sobie piosenkę, która właśnie leciała w radio i ruszała rytmicznie biodrami. Wyjęła z lodówki mleko i sięgnęła po miskę oraz płatki.
- "Cheri cheri lady" - zamilkła odwracając się w stronę blatu. 
- Nie krępuj się, całkiem nieźle Ci szło. - powiedział opierający się o futrynę drzwi szatyn. - Witam 75C we własnej osobie. - dodał kierując swój wzrok na jej biust. Zaklęła w myślach. Zupełnie zapomniała, że mężczyzna jest wyłączony z treningów na dłuższy czas i zostaje w domu. Westchnęła i ze spokojem nalała mleka do miski z płatkami. "Nie daj mu się sprowokować." - mówiła jej podświadomość.
- 75C wita... - spojrzała na Niego. Jej wzrok zatrzymał się w odpowiednim miejscu. - 13cm. - puściła mu oko i biorąc miskę poszła na górę. Nie wiedziała dlaczego ale była z siebie zadowolona. Po wejściu do pokoju zarzuciła na siebie zwiewną sukienkę i usiadła przy laptopie. Nie minęło 5 minut a do jej pokoju wszedł beztrosko szatyn i rozsiadł się na fotelu przy łóżku. Spojrzała na Niego po czym wróciła do przeglądania sieci. Jadła powoli swoje płatki czytając plotki na polskich stronach internetowych. Weszła w wiadomości sportowe. Piłka nożna, tenis, rajdy... W końcu zamknęła laptopa i spojrzała na szatyna. - Czego? - zapytała. 
- Musisz mi się pomóc ubrać. - powiedział. - I byłbym wdzięczny gdybyś zrobiła mi jakieś kanapki. I może kawusię? - zapytał.
- I siedzisz tu pół godziny nic nie mówiąc bo chcesz, żebym Cię ubrała i zrobiła śniadanie... - stwierdziła. - Badałeś się może kiedyś psychiatrycznie? - zapytała wstając z łóżka. Zrobił to samo. Udali się do Jego pokoju.
- Jak każdy sportowiec. - powiedział pewnie.
- To jak Ci się udało uciec z psychiatryka? 
- Ooo żarciki, docinki, uwagi... ktoś ma świetny humor. - zauważył. Otwarła jego wielką szafę i wyciągnęła podkoszulek. - Wolę ten biały. - powiedział. Zmroziła Go wzrokiem. - To co z tym humorem? - spytał.
- Nawet Ty mi Go nie zniszczysz Schlieri. - powiedziała wyciągając podkoszulek. Stanęła przed Nim. - Poradziłbyś sobie sam. - powiedziała patrząc na Niego. - Lewa ręka i głowa najpierw, potem wepchnę ten twój połamany kikut. - jak powiedziała tak zrobiła. 
- Bez Twojej pomocy nie byłoby macanka - powiedział uśmiechnięty. - A tak przynajmniej poczułem dreszczyk podniecenia czując Twoje zwinne dłonie przylegające do mojego...
- Och zamknij się. - powiedziała i skierowała się w stronę drzwi.
- Hej! - zatrzymał ją. - Jeszcze spodenki. - wyszczerzył się.
- Zapomnij! - zawołała wychodząc. 
Kiedy zszedł na dół siedziała przy blacie pijąc kawę. Obok leżał stos kanapek i drugi kubek. Uśmiechnął się i przysiadł do blondynki. Była zamyślona. 
- Masz lęk wysokości? - zapytał niespodziewanie.
- Jeżeli chcesz mnie zabrać na romantyczny wieczór na szczycie Bergisel to zapomnij.
- Pytałem tylko czy masz lęk wysokości. - stwierdził z pełną buzią. Wywróciła oczami.
- Nie mam. - stwierdziła popijając kawę. Przez chwilę nic nie mówił.
- Nadal twierdzisz, że z Thomasem będzie Ci dobrze? 
- Przeprowadzasz wywiad środowiskowy?
- Uważam tylko, że popełniasz błąd. - wzruszył ramionami. Spojrzała na Niego uważnie.
- Nawet jeśli to nie zadziała to niczego nie będę żałować.
- A Thomas?
- Thomas sam to zaproponował.
- Co nie zmienia faktu, że może cierpieć.
- Jeżeli będzie cierpiał to wyjadę. - powiedziała poważnie. Odłożył kanapkę na talerz.
- Czujesz coś do Niego? Coś więcej niż przyjaźń? - zapytał.
- Być może... - powiedziała cicho wspominając ostatnią noc. Szatyn uważnie przypatrywał się jej twarzy.
- Zapytam Cię o to za tydzień. Wtedy oczekuję czegoś więcej niż być może. - odpowiedział po chwili wracając do śniadania. Spojrzała na Niego uważnie.
- Tobie na prawdę na Nim zależy. - stwierdziła.
- Zaskoczona? Schlieri ma uczucia. Ludzkie uczucia. - powiedział lekko ironicznie.
- Nigdy nie twierdziłam, że ich nie masz. - powiedziała. - Po prostu robisz wszystko żeby ich mi nie pokazać. I zastanawiam się dlaczego. - wzruszyła ramionami. W tym momencie usłyszeli dźwięk dzwonka do drzwi. Podeszła do nich i otworzyła je. Jej oczom ukazała się wysoka blondynka, która lustrowała ją wzrokiem.
- Zastałam może Gregora? - zapytała dość nieprzyjemnym głosem.
- Schlieri! Masz gościa! - zawołała i wpuściła kobietę do salonu. Szatyn stanął jak wmurowany.
- Sandra? Co Ty tutaj robisz? - zapytał zdziwiony.
- Kochanie co Ci się stało? - zapytała z troską widząc Go poobijanego.
- Kochanie? - zapytał zdziwiony.
- Skarbie, wróciłam. - oznajmiła zadowolona. - Kocham Cię najbardziej na świecie i zrozumiałam, że to właśnie z Tobą chcę stworzyć rodzinę. - dodała.
- Ach tak? I nie ma to nic wspólnego z bankructwem Twojego narzeczonego? - zapytał z pretensją w głosie.
- To może ja Was zostawię samych. - powiedziała blondynka i chciała iść na górę kiedy szatyn złapał ją za rękę i przyciągnął do siebie.
- Zostań. - poprosił patrząc jej w oczy. Widziała w nich desperację. I pełno bólu i żalu. I to nieme błaganie o pomoc. Pokiwała głową.
- Ach tak... - gość się uśmiechnął. - Dość szybko znalazłeś sobie pocieszenie. - powiedziała. W tym momencie od willi weszli pozostali domownicy z blondynem na czele. Widząc blondynkę przylegającą do szatyna stanął zdezorientowany na środku. Z resztą jak cala reszta. Tymczasem kobieta kontynuowała... - Słabe to pocieszenie. - stwierdziła. - Nie dość, że chuchro to jeszcze tylko na chwilę. Gregor na prawdę stać Cię na więcej.
- Sandra przestań. - powiedział spokojnie.
- Myślałam, że te Twoje zapewnienia o miłości coś znaczą ale widzę, że Ty masz inną misję życiową niż bycie szczęśliwym. Wolisz być samarytaninem, który pozwoli tej sierocie przeżyć ostatnie chwile swojego życia w ułudzie szczęścia i miłości... Och jakie to wzruszające.
- Sandy...
- Co? Boli Cię parę słów prawdy? Gregor... wybaczę Ci ten incydent. - stwierdziła znów lustrując blondynkę z góry do dołu. - Jeżeli chcesz to nawet dam Ci te.. czekaj ile Ona tu jeszcze ma być? Ach tak Te 2 miesiące. I tak wiem, że potem wrócisz do mnie z podkulonym ogonem. A Ty dziecinko... - zwróciła się do blondynki. - Współczuję Ci. Na prawdę sądzisz, że istnieje pomiędzy Wami jakaś więź?
- Sandra zamknij się! - warknął szatyn.
- Och przestań. Każdy wie jak to się skończy. Trochę się poprzytulacie, może nawet ją przelecisz... Chyba że Ty właśnie takie lubisz... Trzeba było mówić od razu to zgoliłabym się na łyso. Mówiłeś że bez peruki wydaje Ci się być taka bezbronna.. - wspomniała. - Ech... za kilka miesięcy i tak jej już nie będzie więc odezwij się do mnie wtedy. - powiedziała i wyszła z domu trzaskając drzwiami. Wszyscy stali jak zamurowani. Szatyn natychmiast odwrócił się w stronę blondynki, którą nadal trzymał za rękę.
- Alicja przepraszam, jej zachowanie było...
- Bezbronna? - zapytała patrząc tępo w jego twarz. Zamilkł. - Opowiadałeś jej o moich prywatnych sprawach? O tym, że widziałeś mnie bez... - przerwała. - To była najbardziej intymna rzecz w moim życiu Gregor... - powiedziała cicho.
- Alicja...
- Nic nie mów. - powiedziała spokojnie. - Puść mnie. - zrobił to o co prosiła. Odwróciła się na pięcie i poszła spokojnym krokiem do swojego pokoju. Po zamknięciu drzwi coś pękło. W oczach pojawiły się łzy spływające po policzkach strumieniami. Poczuła się taka słaba... Taka wykorzystana... Oszukana... Usiadła pod drzwiami i po prostu płakała. Tylko na to w tej chwili było ją stać. "Jak On mógł opowiadać o tym komukolwiek? No jak? Z resztą... Jak mogłam w ogóle pomyśleć, że to zostanie między Nami. Że te nocne rozmowy nie ujrzą światła dziennego. Że zachowa ten obraz dla siebie..." Była rozgoryczona. Usłyszała ciche pukanie do drzwi.
- Alicja otwórz proszę, muszę Ci to wszystko wytłumaczyć! - usłyszała za drzwiami. - Porozmawiaj ze mną! To wszystko nie tak! - cały czas mówił. Uspokoiła lekko głos.
- Gregor odejdź... - powiedziała spokojnie.
- Nie pójdę dopóki ze mną nie porozmawiasz. Będę tu siedział dopóki mi nie otworzysz.
- Gregor idź do swojego pokoju. - usłyszała znajomy głos.
- Muszę jej to wytłumaczyć.
- Nie teraz.
- Thomas..
- Odejdź! - warknął blondyn. Usłyszała oddalające się kroki. Odetchnęła z ulgą. I znów pukanie do drzwi. Otwarła je i wpuściła blondyna do środka po czym znów zamknęła na klucz. Odwróciła się w Jego stronę i spojrzała w oczy. Te pełne ciepła oczy. Łzy znów poleciały po policzkach. Mocno się w Niego wtuliła. Jego silne ramiona dały jej to czego potrzebowała w tej chwili najbardziej. Bezpieczeństwo i wsparcie. Nie musiał nic mówić. Po prostu przy Niej był...

  Leżeli na łóżku. Wtulona w jego klatkę piersiową mogła już spokojnie oddychać. Głaskał jej plecy okryte przez cienką sukienkę.
- Dziękuję. - powiedziała cicho. Pocałował ją w rękę. Uśmiechnęła się lekko.
- Alicja... - zaczął niepewnie. - Wczoraj tak nagle zniknęłaś... - powiedział.
- Thomas wiem, że zabrzmi to teraz dość komicznie ale możesz być pewny, że nie uciekłam od Ciebie i że niczego nie żałuję. Po prostu... musiałam wyjść do toalety. A kiedy wróciłam Ciebie już nie było. - spojrzał na Nią uważnie. Uśmiechnęła się nieśmiało.
- Czyli... nie żałujesz?
- Ani jednej chwili. - szepnęła patrząc mu w oczy. Uśmiechnął się i złożył na jej ustach gorący pocałunek. Pełen uczucia i delikatnej pieszczoty. Przyjemny...
- To była wyjątkowa noc Alicjo. - powiedział odrywając się od Niej na chwilę.
- To poczekaj na następne... - powiedziała kusząco. Zaśmiał się i znów ją pocałował. Było jej wyjątkowo dobrze w Jego ramionach. Czuła jak ich relacja się pogłębia. Od pewnych rzeczy nie było już odwrotu. Ale i nie żałowała żadnej z nich. Widok szczęśliwego blondyna uszczęśliwiał i Ją. I to było teraz najważniejsze.

TYMCZASEM W SALONIE...

- Ok. Nic nie rozumiem. Wydaje mi się czy w tym domu dzieją się rzeczy o których nikt nam nie mówi? - zapytał siedzących na kanapach kolegów Stefan.
- Być może. A być może Tobie się zbyt wiele wydaje i wtrącasz nos w nie swoje sprawy. 
- Michael... Stefan ma trochę racji. Jeżeli coś się pomiędzy Nimi dzieje to powinniśmy o tym wiedzieć, w końcu jesteśmy przyjaciółmi tak?
- Tak Manu i właśnie dlatego powinniśmy uszanować ich prywatność. - powiedział blondyn. Zamilkli kiwając głowami. Nie minęła minuta kiedy ponownie odezwał się Stefan.
- To co jest pomiędzy Alicją a Gregorem? - zapytał. Blondyn jęknął ale na nic to się zdało, bo zwyciężyła ciekawość i plotkarstwo kolegów.
- Po dzisiejszej sytuacji wnioskuję, że może coś ich łączyć. - stwierdził Andi.
- Przecież Thomas z Nią kręcił. - zaczął Die-die. - Czy się mylę?
- Nie mylisz się. Ale chyba dała mu kosza. - dodał Manu.
- Sprawa wygląda tak... Thomas i Alutka kręcą ze sobą. Schlieri zajmuje się denerwowaniem jej i irytowaniem. Natomiast dzisiejsza sytuacja to zbieg okoliczności. 
- A Ty Wolfi wiesz to bo?
- Bo nie jestem ślepy. Tak jak Wy. Jestem tu 30% czasu mnie od Was a wiem wszystko. Po prostu czasem się rozglądnijcie. 
- Dobra. Czy to jest ważne kto z kim? Alicja będzie tu jeszcze przez 2 miesiące. I niech czuje się z nami jak z braćmi tak? A to co jest pomiędzy tamtą trójką... zostaje pomiędzy tamtą trójką. - powiedział Michi. Znów pokiwali głowami.
- A może ona na prawdę jest lesbijką? - zapytał Stefan po czym oberwał wszystkimi możliwymi poduszkami w salonie.

POKÓJ GREGORA...

  Stał w oknie patrząc na góry. Ten widok zawsze Go uspokajał. A teraz to było mu potrzebne. "Po co tu przychodziła? Po co prosiłem, żeby Alicja ze mną została? Oszczędziłbym Jej tego... A teraz? Teraz nienawidzi mnie bardziej niż do tej pory. I sam sobie na to zapracowałem. Tylko czy mnie to w ogóle obchodzi? Cierpi... I pewnie jeszcze trochę w swoim krótkim życiu pocierpi. Widziałem wzrok Thomasa kiedy wszedł do domu. To co kryło się za tym wzrokiem było jednoznaczne. Zakochał się. I to jak cholera się zakochał. Tylko dlaczego obchodzi mnie w kim? Gdyby znalazł sobie jakąkolwiek inną laskę nie myślałbym o tym czy Go zrani, czy nie. Tylko czy myślę o tym jedynie ze względu na Niego? Oczywiście ze tak! I nawet przez chwilę nie mogę myśleć inaczej. To, że mój penis ciągnie mnie do Niej jest zwykłą reakcją na tą jej zadziorność." - uśmiechnął się myśląc o tym. "Teraz muszę jakoś załagodzić sytuację. Nie chcę stracić przyjaciela przez kobietę. To nie wchodzi w grę. A czuję, że powoli Go tracę... Zazdrość? O co? O to, że On kogoś ma? Przecież to tylko na chwilę..." - pomyślał. W tym momencie do pokoju wszedł blondyn. Spojrzał na przyjaciela poważnie i powiedział ciche...
- Musimy porozmawiać Greg...

"Kiedy życie płata nam figle..."

***********************************************************************************
Cześć i czołem!
Dziękuję za wszystkie komentarze, te pozytywne i te, które sprawiają, że na mojej pyzatej buźce pojawia się podkówka. One też stymulują do tworzenia tego co potem czytacie więc bardzo za nie dziękuję :*
Mam nadzieję, że ten rozdział trochę mniej zawiedzie :)
Miłego czytania, buziole :*