sobota, 10 maja 2014

EPILOG...

AUSTRIA, INNSBRUCK, SPORO LAT PÓŹNIEJ...

   Stała przed lustrem. Z podziwem wpatrywała się w młodą piękną dziewczynę, która teraz trzęsła się jak galareta. Jej piękne ciemne loki upięte w wysoki kok lśniły spod delikatnego bielusieńkiego welonu. Suknia podkreślała idealną figurę dziewczyny. Delikatny makijaż tylko podkreślał Jej cudne zielone oczy. Dziewczyna odwróciła się i spojrzała z niepokojem na stojącą obok kobietę.
- Ja chyba zaraz zwymiotuję. - powiedziała z jękiem a oczy Jej się zaszkliły. Kobieta uśmiechnęła się z troską i położyła dłonie na ramionach dziewczyny.
- Jeśli to zrobisz, to przed ołtarzem staniesz w dresie. - powiedziała poważnie. Obie się zaśmiały. Patrząc w oczy otoczone delikatnymi zmarszczkami dziewczyna miała wrażenie jakby w nich zawarta była cała życiowa mądrość...
- Mamo... - zaczęła. - Kiedy wychodziłaś za tatę nie miałaś żadnych wątpliwości, że to ten jedyny? - spytała. Kobieta popatrzyła na córkę z lekkim rozbawieniem ale i wielką miłością.
- Kochanie... Jak często Joseph Cię denerwuje? - zapytała.
- Co chwilę. Jest taki irytujący... Czasem mam ochotę Go dźgnąć. Nigdy nie robi tego o co poproszę od razu, zawsze musi mi czymś dopiec...
- A gdyby stała Mu się krzywda?
- Najpierw bym rozpaczała, a potem kiedy bym umarła to jakbym Go spotkała to bym Mu takiego szpica w dupsko zasadziła...
 Kobieta uśmiechnęła się.
- Nadal masz wątpliwości? - spytała.
- A jeśli On coś zepsuje w trakcie ceremonii? - zapytała młodsza z niepokojem.
- Wiesz co zrobił Twój ojciec w dniu ślubu? Spóźnił się. A kiedy już dotarł jego garnitur wyglądał jak ścierka do podłogi. Do kościoła razem z wujkiem dotarli pługiem odśnieżającym ulice. A na palce założyliśmy sobie nakrętki ze śrub od tego właśnie pługu, bo w wieczór kawalerski włożył obrączki w tak bezpieczne miejsce, że szukaliśmy ich jeszcze przez 3 tygodnie po ślubie. - powiedziała spokojnie. - Będzie dobrze Hannah... - powiedziała i przytuliła córkę dodając Jej otuchy.
- Kocham Cię mamo... - wyszeptała.
 Zawsze mogła liczyć na swoją rodzicielkę. Uwielbiała z Nią rozmawiać kiedy wieczorami siadały na huśtawce na tarasie i podziwiały szczyty Alp. Poznawała wtedy wiele pięknych historii i zabawnych anegdot z życia swoich rodziców i wszystkich wujków, których dzięki ojcu miała na pęczki.
- Ja Ciebie też kocham córeczko. - powiedziała kobieta. Odsunęły się od siebie i jeszcze raz spojrzały w oczy.
- Chciałabym, żeby Sophie tu była. - powiedziała cicho. - 4 starsi bracia są świetni ale starsza siostra byłaby teraz mile widziana. - powiedziała zdenerwowana.
- My też bardzo byśmy tego chcieli. Ale wiem, że Jej duszyczka krąży gdzieś tam u góry i trzyma wszystkie nieszczęścia z dala.
- Gdzie Maleństwo? Bo pan młody się niecierpliwi. - powiedział wesoło wysoki barczysty mężczyzna wchodzący do pokoju. Zaraz za nim weszło kolejnych 3 takich "chłopców".
- Nie mów do mnie "maleństwo" - warknęła. Zaśmiali się.
- Hannah jak zwykle władcza. Ciekawe jak Joseph to zniesie. Całe życie z Tobą siostrzyczko to stanowczo o jedno życie za długo. - powiedział najstarszy z nich - Philip.
- W takim razie Twoja Willma w poprzednim życiu była Samarytanką. - warknęła.
- Albo jaskiniowcem. Yabadabadoooo - zaśmiał się najmłodszy z rodzeństwa.
 Kobieta spojrzała na wszystkie swoje dzieci i uśmiechnęła się do siebie. Z domu wyfruwało już ostatnie z nich. To wyczekiwane przez tyle lat... Kiedy urodził się Philip radość była ogromna. Niekończąca się. Dziecko, na które czekali ponad 3 lata od ślubu. A potem? Poszło jak z procy... Max... Eric...Fynn... I każdy z chłopców był wyjątkowy i obdarowywany ogromną miłością. A potem pojawiły się problemy. A potem cud. Cud w postaci Hannah. Ojciec oszalał na Jej punkcie. I to dla Niej zrezygnował z dalszej kariery sportowej i zajął się fotografią. Teraz był specjalistą od fotografii dziecięcej. A Hannah była Jego pierwszą modelką. Bardzo wymagającą ale najpiękniejszą i najbardziej wyjątkową. Wśród swoich braci, którzy każdy jeden byli tak podobni do ojca jakby Mu z oka wyskoczyli Hannah wydawała się być miniaturową porcelanową lalką. Swoją urodę odziedziczyła po matce. Posturę także. Dlatego bracia otaczali Ją zawsze wyjątkową opieką. Była ich oczkiem w głowie. Mimo, że złośliwa była niemiłosiernie i częściej im przeszkadzała niż wyrażała swoją miłość do Nich Oni zawsze stawali w Jej obronie. Byli Jej rycerzami. Kochała Ich nad życie. A Oni Ją.
- Już czas moje Panie. - powiedział przystojny mężczyzna w średnim wieku. Kobieta spojrzała na męża i pomimo zmarszczek, siwawych włosów i zarostu nadal widziała w Nim tego wesołego, pewnego siebie młodego mężczyznę, który tak bardzo Ją kiedyś irytował. Uśmiechnęła się. Pocałował Ją czule w policzek i podszedł do córki biorąc Ją pod rękę. - No dobra, Hanna jesteś pewna, że...
- Tak tato. - przerwała Mu i obdarowała ojca pocałunkiem w policzek. - To, że wychodzę za mąż nie oznacza, że przestanę być Twoją małą córeczką. - powiedziała Mu na ucho...

Ja Hanna, biorę sobie Ciebie Josephie za męża i ślubuję Ci
miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz że cię nie opuszczę aż do śmierci.
Tak mi dopomóż Panie Boże wszechmogący w Trójcy Jedyny i wszyscy święci.

Ja Joseph, biorę sobie Ciebie Hanno za żonę i ślubuję Ci
miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz że cię nie opuszczę aż do śmierci.
Tak mi dopomóż Panie Boże wszechmogący w Trójcy Jedyny i wszyscy święci.

  Słowa przysięgi składane przez córkę spowodowały powrót wspomnień. U obojga z nich. Spojrzała w bok patrząc na swatów. Uśmiechnęła się lekko. Thomas wyglądał poważnie. Kristina natomiast jak zawsze wyglądała bardzo dostojnie. Kiedy pojawił się na świecie Joseph oboje bardzo się cieszyli, mimo iż tak samo jak Lily był nieoczekiwanym dzieckiem. Ale tak samo mocno kochanym. A co z Lily? W życiu zdarzają się przeróżne rzeczy. W Jej dość burzliwym życiu były różne etapy. Od fascynacji księgą szatana, przez różową landrynę po skinów i zafascynowań. Były narkotyki, był alkohol, były szaleństwa i wielu mężczyzn. I nagle, kiedy rodzice tracili już powoli nadzieję na powrót ich córki stało się coś czego nie spodziewał się nikt. Lily postanowiła się wyciszyć i wstąpiła do zakonu. Teraz jeździ po całym świecie z misjami pomagając dzieciom głodującym w najmniej znanych częściach Ziemi. Ale na ślub brata przyjechała. Podawała co chwilę chusteczki swojej matce. 
  Kobieta zerknęła dalej. Rodzice Gregora przeżywają drugą młodość i zwiedzają świat jeżdżąc na wycieczki dla seniorów. Kto był dalej? Lucas i Jego żona oraz trójka dzieci. No i Gloria i Jej czwarty mąż, którym koniec końców był nie kto inny jak... Michael Hayboeck. Święty facet. Wytrzymywał z Nią już piąty rok i nadal nieźle się trzymał. Stefan i reszta nadal szukają swojego szczęścia. Częściowi rozwodnicy. Ciągle pytają jak Schlierenzauerowie tyle ze sobą wytrzymali. Prawie 30 lat razem. Spojrzała na swojego męża. Nadal kochała Go tak samo jak lata temu. Być może jeszcze silnej. 
  Wesele było wyjątkowo piękne. Uroczyste, wesołe, pełne zabawy i szaleństwa. Siedzieli na tarasie przed salą weselną i wspominali czasy, kiedy ich córka jeszcze nie chodziła. I nie obyło się bez łez.
- Wiesz... być może w ostatnim czasie już Ci tego nie mówię tak często ale kocham Cię cały czas tak samo jak wtedy kiedy się poznaliśmy. - powiedział. Uśmiechnęła się a wokół oczu pojawiły sie urocze zmarszczki.
- Wiem to Gregor. - powiedziała i ścisnęła Jego dłoń. - Udały się nam dzieci. - stwierdziła.
- Teraz tylko czekać na wnuki. - wspomniał.
- Willma prawie pęka. Biedna dziewczyna... tyle czasu już nosi bliźniaki a One jak na złość nie chcą wyjść. - zaśmiała się.
- Philip był przecież taki sam. Pamiętasz jak tydzień po terminie błagałaś lekarza, żeby Go z Ciebie wyciągnął? - zaśmiali się oboje. 
- Zostaliśmy w domu sami Gregor... - powiedziała z odrobiną smutku w głosie.
- Alicja... wychowaliśmy 5 cudownych dzieci. Czas dać Im żyć na własną rękę. My możemy teraz tylko czekać aż zaczną nam podrzucać dzieci kiedy będą chcieli wyskoczyć do znajomych. Możemy też teraz zacząć spędzać więcej czasu ze sobą. - pocałował Ją w dłoń. - Możemy zacząć jeździć po świecie. Jak moi rodzice.
- Albo zaproponować Hannie żeby zamieszkali z Nami. - powiedziała z nadzieją. - Gregor ja nie chcę zostać sama. - powiedziała cicho. - Chcę Ją mieć przy sobie. 
- Ja wiem, że gdyby to było możliwe to najlepiej żeby wszyscy z nami zamieszkali. Ale czas się pogodzić z koleją rzeczy. - powiedział i pocałował żonę w czoło. Przytuliła się do Niego mocno znów czując się jak 20-latka. 
  Do ławeczki podeszły wszystkie ich dzieci. 
- A fantastyczna piątka czego jeszcze od nas chce? - zapytał żartobliwie Gregor.
- Wiemy, że bardzo chcielibyście żebym razem z Josephem zamieszkała z Wami. - oznajmiła Hannah. Zdziwienie wypisane na twarzy rodziców mówiło samo za siebie. - Kiedyś usłyszałam Waszą rozmowę. - wyjaśniła niewinnie. - Wiecie też doskonale, że Thomas i Kristina zostają sami więc nie mogę tego zrobić. To u nich zamieszkamy. - powiedziała.
- Ale Was samych nie zostawimy. - odezwał się Max.
- Jeśli tak myśleliście to się grubo mylicie. Gorącego starczego seksu nie będzie. - powiedział Eric.
- Starczego? - oburzył się Gregor. - Ty uważaj smarku na słowa! - zagrzmiał żartobliwie.
- Dlatego razem z Renee postanowiliśmy sprzedać mieszkanie. - powiedział Fynn. - No i będę ojcem - przyznał się trochę zawstydzony. Co wywołało w rodzinie wesoły śmiech i trochę drwin ze strony rodzeństwa. - Rodzice Renee mieszkają w Szwajcarii więc jeżeli zgodzilibyście się to... 
- Możecie się wprowadzić choćby jutro. - powiedziała uradowana Alicja i przytuliła syna najmocniej jak potrafiła.
  Po chwili do nich dołączyła reszta rodziny. Rodzinny uścisk był tradycją. I taką już pozostanie. 

 Siedząc na huśtawce i obserwując szczyty gór trzymali się za ręce. To była forma bliskości, której nigdy sobie nie szczędzili. Kochali się i to było niezmienne. Dopóki śmierć ich nie rozłączy...
- Kocham Cię Gregor. Ty stary, upierdliwy, zdziadziały pierniku. - powiedziała poważnie.
- Ja Ciebie też kocham Alicja. Ty stara, pomarszczona, siwiejąca, gruba babo. - odparł.
- Gruba? W którym miejscu? - oburzyła się.
- W każdym kochanie. A brzuszek to masz jakbyś to Ty była w ciąży a nie Renee i Willma.
- No wiesz Ty co?
- Prawda w oczy kole? A mówiłem biegaj ze mną to wolałaś się z tymi dziadami na pokera umawiać. 
- Te dziady to Twoi przyjaciele.
- Nie mający życia prywatnego. Gdybyś ten czas spędzała ze mną na powietrzu to teraz nie wyglądałabyś jak foczka.
- Foczka?
- Tak, foczka. Taka z wąsami co klaszcze i odbija piłeczkę noskiem. - dodał robiąc odpowiednią minę. Spojrzała na Niego i powiedziała trzy wyraźnie tak dobrze znane mu słowa.
- Wal się Schlierenzauer.
Uśmiechnął się szeroko i całując Ją w czoło szepnął Jej do ucha...
- Nadal wolę jak mówisz do mnie Gregor...


"Dopóki śmierć nas nie rozłączy..."

************************************************************************************

Witajcie kochane :* I zarazem zegnajcie :(
Mimo, że w Epilogu jest happy end ja nadal mam łzy w oczach.
To zakończenie mnie zasmuca, bo na prawdę lubiłam tworzyć tą historię.
Lubiła wszystkich moich bohaterów i będzie mi ich tak bardzo brakować, że nie wiem jak się pozbieram po tym zakończeniu.
Trochę czuję się jakbym zostawiała tutaj jakąś część siebie. 
Chyba trochę bardziej przywiązałam się do tej historii niż do mojego pierwszego opowiadania.
I pewnie też dlatego jest mi się z nim trudniej rozstać.
Ale dość o mnie. 
Czas na Was moje Kochane :*
Bo to dzięki Wam miałam siłę i wenę do tworzenia kolejnych rozdziałów.
Wasza szczerość i opinie dawały mi więcej niż jakikolwiek inne inspiracje.
Bo to dla Was tworzyłam to co powstało.
I mam nadzieję, że z chęcią sięgniecie po to jeszcze raz.

Ann - Żabo moja najukochańsza na świecie. Byłaś przy Kamilu, byłaś i tutaj. I choć Alicja irytowała Cię niesamowicie to byłaś do końca i do końca dodawałaś mi skrzydeł. Twoja krytyka zachowań Ali dawała mi wiele do myślenia. I to dzięki Tobie Jej egoizm mogłam choć trochę zmniejszyć. Dziękuję :*
krateczka - Cicha motywatorka. Również obecna od Kamila. Twoje komentarze były zawsze dla mnie zaskakujące i bardzo mocno motywujące. Mam nadzieję, że Cię nie zawiodę w kolejnym moim dziele. :*
jk - Czyli ta, co nie lubi komentować. Nie lubisz ale jak już komentujesz to Twoje przemyślenia powodowały natłok myśli w mojej głowie. Z resztą wszystko co napisałaś było trafne i bardzo życiowe. Dziękuję :*
Magic - Ty wiesz, że mamy wiele wspólnego. I, że doceniam każde Twoje zdanie na temat tego co stworzyłam. Myślę, że tutaj więcej nie trzeba pisać. :*
Klaudia Mrau - Zawsze wierna. :) Twoje wsparcie było dla mnie na prawdę ważne. Bo zawsze nawet w najgorszym rozdziale znajdywałaś coś co jednak mogło się podobać. Taka moja dobra wróżka. :*
Kamila Sztuk - Równie wierna czytelniczka, której niezmiernie dziękuję za komentarze pozostawione tutaj.
Marta - która nabijała mi wizyty.
Aga - która wiele razy wprawiała mnie w dobry nastrój swoim komentarzem.
I wiele innych który tutaj nie wymieniłam, a którzy tutaj byliście aktywni i aktywnie mnie wspieraliście.
I tych, którzy do końca pozostali anonimowi.
Bardzo, bardzo, bardzo Wam dziękuję:*

Mam nadzieję, że w opowiadaniu, które stworzę również Was nie zabraknie.
Jeżeli tylko lubicie Pana Morgensterna i Pana Kota to zapraszam na:
Miłość owiana tajemnicą <3
Teraz przedstawienie postaci a po południu Prolog.
Serdecznie zapraszam :*
Obiecuję, że będzie ciekawie ;)
Po raz ostatni tutaj - Buziole:*