środa, 7 maja 2014

41. TEN, W KTÓRYM JEDNO ŻYCIE SIĘ KOŃCZY...

MONACHIUM, KLINIKA...

   Czym tak właściwie jest szczęście? Niby tak abstrakcyjne ale takie realne. Mianem szczęścia określamy wiele rzeczy i sytuacji. Szczęście jest kiedy coś wygramy, kiedy unikniemy czegoś strasznego, kiedy widzimy bliską nam osobę po długiej rozłące, kiedy udaje się nam dokonać czegoś niemożliwego, kiedy pokonamy własny lęk... Szczęście jest wtedy. Gdzie? W nas. Szczęście to takie uczucie, kiedy każdy organ wewnątrz naszego ciała zaczyna tańczyć z radości. Kiedy nic nie jest w stanie usunąć uśmiechu z naszej twarzy. Kiedy wszystkie problemy stają się wręcz niewidoczne... W takim szczęściu minęły kolejne 2 tygodnie. Kto był tak szczęśliwy? Pewien brązowooki szatyn, który w spokoju spędził ten czas z narzeczoną. Wyniki badań ciągle wskazywały ten sam poziom. Choć nie idealny to stabilny. Mogłoby się wydawać jakby choroba czekała. Na co? Na to, żeby maleństwo mogło spokojnie przyjść na świat. Ta właśnie myśl dawała Im obojgu siłę. Najbardziej cieszyły Go momenty, w których wszystko przypominało Mu, że zostanie ojcem. Bicie serca, zdjęcie USG, nagłe zachcianki Alicji na niestworzone rzeczy takie jak makaron z keczupem i na deser lody waniliowe i ogórek kiszony, codzienne mdłości, które teraz miały swoje apogeum.
  Niestety w każdej sielance kiedyś przychodzi kryzys. Coś co sprawia że idylla nagle przestaje trwać. Zostaje przerwana. Do kociołka różowych jednorożców i tęcz wkrada się atrament, który niszczy magię... Takim atramentem dla Niej był zupełny brak kontaktu z blondynem. Gryzło Ją to od środka. Poczuła się zawiedziona kiedy po wygranej w Szwajcarii nie dał nawet znaku życia. Obiecał, że przyjedzie, bo musiała Mu powiedzieć coś bardzo ważnego, a tym czasem milczał. Wrócił do rodziny w Austrii. Uważała, że dobrze zrobił, że to z córką i z Kristiną powinien świętować wygrany konkurs. Bolał Ją jedynie fakt, że nawet nie odbierał od Niej telefonów. Nie odpisał na wiadomości. Zupełnie nic. Do kolejnych zawodów pozostało kilka dni. Wiedziała, że pojechali trenować do Francji. Poznawać skocznię. Ale gdzieś w środku tliła się nadzieja na to, że jednak blond czupryna pokaże się w drzwiach od Jej sali. Z każdą kolejną chwilą wątpiła w to jednak coraz silniej.
- ...z resztą, przyszła niedziela to chyba idealny termin, co o tym myślisz? - zapytał. Spojrzała na Niego nie rozumiejąc o co chodzi. - Nie słuchałaś mnie prawda?
- Przepraszam, zamyśliłam się.
  Usiadł obok Niej na łóżku szpitalnym i chwycił Jej dłoń.
- Przyszła niedziela. Lekarz powiedział, że na kilka godzin możesz dostać przepustkę. - stwierdził uśmiechnięty.
- A po co?
  Spojrzał na Nią niepewnie.
- Żeby jechać do urzędu stanu cywilnego.
  Musiała zamrugać kilkakrotnie żeby dotarło do Niej to co właśnie powiedział szatyn.
- Miałeś jakiś kontakt z Thomasem? - zapytała omijając temat rozmowy.
- Nie. - powiedział krótko. - To co z tą niedzielą? - spytał ponownie.
- Nie możemy załatwić obu ślubów jednocześnie? - zapytała.
- Nie, chciałbym żebyś nosiła moje nazwisko zanim dziecko się urodzi. - powiedział poważnie. Zaśmiała się.
- Alicja Schlierenzauer... Całkiem smacznie to brzmi hehe
- Idealnie. - powiedział rozmarzony. - To jak? Niedziela?
- Chciałabym, żeby Thomas tam był. - wyznała szczerze i stanowczo. Patrząc w oczy Austriakowi widziała w nich coś co się Jej nie spodobało. Niechęć. - Gregor... - zaczęła spokojnie. - To Nasz przyjaciel. Nie wiem co spowodowało, że się do mnie nie odzywa ale dowiem się i o ślubie powiem Mu osobiście. Tak jak chłopakom. Chyba na to zasługuje czyż nie?
  Wiedział, że prędzej czy później wszystko się wyda. I tak zdziwiło Go, że nie dowiedziała się o niczym przez te 2 tygodnie. Nie chciał Jej denerwować. Niestety nerwy i kilka słów za dużo wypowiedzianych przez telefon zmieniły w Jego życiu bardzo dużo. Stracił przyjaciela. Bolało Go to. Ale musiał bronić swojej rodziny.
- Muszę Ci o czymś powiedzieć. - zaczął. Spojrzała na Niego uważnie. - Tylko obiecaj mi, że nie będziesz się denerwować.
- Mów. - ponagliła Go. Wziął głęboki wdech.
- 2 tygodnie temu kiedy zostałem w szpitalu na noc po raz pierwszy pamiętasz?
- Tak. - pokiwała głową.
- Szybko zasnęłaś. Zadzwonił Ci telefon, a ja nie chciałem Cię budzić. Więc odebrałem. Dzwonił Thomas. - powiedział.
- I?
- Powiedzieliśmy sobie o kilka słów za dużo. - westchnął. - Powiedział, że mnie nienawidzi, bo to przeze mnie umrzesz. - patrzyła na Niego z niedowierzaniem. - Kazałem Mu się zająć własną rodziną i odczepić się od mojej. Powiedziałem Mu też żeby nie uczył mnie jak mam postępować bo o odpowiedzialności wiem więcej od Niego i... No i powiedziałem Mu, że się pobieramy. - dodał ciszej.
  Zaniemówiła. Nie wierzyła własnym uszom w to co usłyszała. Nawet nie wiedziała jak ma zareagować. Z jednej strony Jej przyjaciel dał mocno do zrozumienia, że ma gdzieś Jej zdanie i dobro dziecka, a z drugiej Jej narzeczony okłamywał Ją przez ostatnie dwa tygodnie bez mrugnięcia okiem. Co było najgorsze? Że poczuła się taka bezsilna. Że nie potrafiła żyć ze świadomością, że zniszczyła przyjaźń, ze Jej przyjaciel nienawidzi dziecka, które nosi, że Jej narzeczony potrafi Ją oszukiwać... Czuła się źle. Nadszedł kryzys, którego bardzo chciała uniknąć ale tym razem wątpiła w to, że się to uda. Poczuła ucisk w klatce piersiowej jakiego jeszcze nigdy nie czuła, a w ustach gorzki smak. W głowie zaczęło powoli wirować. Zaczęła ciężej oddychać. Powieki nagle zrobiły się ciężkie i wbrew Jej woli opadały coraz bardziej.
- Alicja, co się dzieje? - zapytał zaniepokojony. Mocno ścisnęła Go za rękę. - Połóż się, idę po lekarza. - powiedział i praktycznie wybiegł z sali...

PARKING PRZED KLINIKĄ...

  Grupa mężczyzn wysiadła z dość dużego Vana i ruszyła do drzwi szpitala. 
- Jesteś pewny, że chcesz tam iść? - zapytał Michael.
- Najwyższy czas spokojnie porozmawiać. - powiedział poważnie.
 W głowie miał ciągle słowa, które powiedział Mu Gregor przez telefon dwa tygodnie temu. "Alicja zgodziła się za mnie wyjść. Nie chciała żebyś dowiedział się tego w taki sposób ale nie dałeś mi wyboru. Thomas zastanów się nad swoim życiem, bo na razie wszystkich pouczasz a sam doskonały nie jesteś." Wiedział, że przesadził. Powiedział własnemu przyjacielowi, że Go nienawidzi. Obwinia Go o to co stanie się z Alicją. Z kobietą, którą obaj kochają. To chore uczucie prześladowało Go przez ostatnie 2 tygodnie jeszcze mocniej niż dotychczas. Dlaczego do Niej nie zadzwonił? Bał się. Że Schlierenzauer powiedział Jej o wszystkim, że pomyślała, że blondyn traktuje Jej dziecko jak przeszkodę, jak intruza komplikującego ich życie. Ale czy tak właśnie nie było? Był na tyle samolubny, żeby odbudowywać własną rodzinę i równocześnie rujnować szczęście przyjaciela byle tylko zatrzymać przy sobie dziewczynę? Tylko po co? Nawet gdyby wszystko się udało Ona kocha szatyna. I nigdy nie zostawiłaby Go dla Thomasa. A On nadal Ją kochał. W dziwny sposób. Ale kochał. Dlatego teraz przyjechał z kolegami. Czas oczyścić atmosferę...
- To nie Gregor rozmawia z tym lekarzem? - zapytał nagle Manu. 
  Wszyscy zerknęli w stronę korytarza, do którego wchodzili. Na samym jego końcu stał starszy mężczyzna w białym kitlu, tłumaczący coś wysokiemu szatynowi, który nerwowo machał rękami. Po chwili szatyn usiadł zrezygnowany na krześle stojącym obok sali i ukrył twarz w dłoniach. Lekarz jedynie poklepał Go po ramieniu i odszedł. 
- Jezus Maria on płacze... - powiedział cicho Michael.
 Blondyn nie czekał na nic więcej. Przed oczami stanęła Mu ta najgorsza wizja. Ta, której nigdy nie chciał zobaczyć. Ta, która prześladowała Go od momentu, w którym poznał dziewczynę. Obiecał Jej, że będzie w tym momencie przy Niej, że nie zostanie wtedy sama, że będzie Ją trzymał za rękę... Podbiegł do szatyna i zmusił Go jednym szarpnięciem do tego aby na Niego spojrzał. Jego oczy były puste. Zaczerwienione od łez, które leciały po Jego policzkach. Tylko raz w życiu widział przyjaciela w takim stanie. Kiedy Alicja Go zostawiła wyjeżdżając z Austrii. Odchodząc... 
  "Ona nie mogła tak po prostu odejść..." - pomyślał.
 Rozpacz wypisana na twarzy szatyna była nie do zniesienia. Do dwójki wpatrujących się w siebie przyjaciół dołączyła reszta. Patrzyli na tą sytuacje zaniepokojeni jak jeszcze nigdy. Chcieli wiedzieć co się stało. Choćby to miała być najgorsza prawda...
- Gregor... - zaczął cicho blondyn. - Co się stało? - zapytał trochę mocniejszym ale wciąż spiętym głosem. Nadal nie dopuszczał do siebie myśli, że to może być koniec. - Gregor mów do cholery! - prawie wrzasnął. 
 Oczy szatyna znów się zaszkliły. Nie wytrzymał...
- Dostała atak. Cholernie silny... - powiedział przez łzy. 
- Greg, mów do nas! - ponownie warknął blondyn.
- Lekarze podłączyli inhalację ale po minucie to nie dawało żadnego efektu... - mówił jak w jakimś transie. - Musieli Ją reanimować... 30 minut Thomas... - prawie wyszeptał.
- Błagam powiedz, że przeżyła... - powiedział tak cicho, że ciężko było Go usłyszeć. 
  Szatyn tylko pokiwał głową. Ulga jaką poczuł blondyn była nie do opisania. Puścił przyjaciela i usiadł obok Niego na krześle. Reszta wpatrywała się w nich jakby nie chcąc przerywać jakiejś ważnej rozmowy. Pierwszy odezwał się Stefan.
- Co z dzieckiem? - zapytał cicho. Wszyscy, nawet Thomas spojrzeli na szatyna. Przez moment nie reagował by po chwili najzwyczajniej w świecie rozpłakać się jak małe dziecko. Zamilkli. Sparaliżowało ich. Świadomość, że ich przyjaciel właśnie stracił dziecko szokowała ich tak bardzo, że nie mieli zielonego pojęcia jak się zachować. Nie chcieli dopuszczać do siebie mysli, ze to się zdarzy choć było to bardzo prawdopodobne... Od początku. Od kiedy tylko zdecydowali się, że powalczą o dziecko... 
  Thomas z niedowierzaniem patrzył na przyjaciela. Nie wyobrażał sobie jak ten teraz może się czuć. Wiedział jedynie, że cierpi jak jeszcze nigdy dotąd. Było mu wstyd, że jeszcze nie dawno zapewniał wszystkich i starał się im wpoić, że to dziecko i tak nie przeżyje. I dopiero teraz zaczął żałować tych słów. Wiedział, że od tej pory nic nie będzie takie samo. Że coś się zmieni. Bardzo. 
- Gdzie Ona teraz jest? - zapytał blondyn.
- Na bloku operacyjnym... Muszą... usunąć... - zaczął ale nie dał rady skończyć. Nie musiał. Wszyscy wiedzieli co teraz się dzieje. 
 Siedzieli pod salą czekając na Jej powrót. Długo to trwało. Dla szatyna natomiast czas jakby zatrzymał się w miejscu. Stanął. Utknął pomiędzy jedną śmiercią a drugą. Tą nadchodzącą. Czuł, że to nie koniec ich kłopotów. Czuł niepokój, który narastał z każdą kolejną chwilą oczekiwania na jakieś informacje. Zastanawiał się dlaczego to się stało... Przez ostatni czas wszystko było dobrze. Nic nie zapowiadało tragedii. Nie było ani jednego ataku. Zdrowie po prostu od Niej biło. Aż do dziś. Do momentu, w którym powiedział Jej o Thomasie...
- To wszystko przez Ciebie... - zaczął gorzko ale spokojnie szatyn nie patrząc na przyjaciela. Ten od razu wiedział, że chodzi o Niego. - Nie wiem co Ty w sobie masz, że wybaczyła Ci te Twoje histerie. To, że nie akceptujesz Jej decyzji. Ale wybaczyła. I czekała na obiecaną wizytę. Na chociaż jeden głupi telefon... - przerwał. - Nie mogłem dłużej tego ukrywać. Więc powiedziałem Jej o naszej rozmowie. O tym jak bardzo nienawidzisz mnie i tego dziecka... Zadowolony jesteś? - odwrócił głowę w stronę blondyna.
- Gdyby nie Ty Gregor Ona nie musiałaby wybierać pomiędzy własnym życiem a tym...
- Tym... - przerwał Mu szatyn. - Nawet nie potrafisz wypowiedzieć tych słów na głos co? Bo co? Bo to nie Twoje dziecko? Tylko moje? Bo to nie Ciebie ale mnie kocha?
- Więc po co Jej to wszystko powiedziałeś skoro wiesz jak działają na Nią takie informacje? Byłeś na tyle bezmyślny, żeby w Jej stanie mówić Jej, takie rzeczy? A może po prostu zobaczyłeś, że jednak nie jestem Jej obojętny i wykorzystałeś okazję, żeby mnie znienawidziła? To nie jest moja wina, że przez swoją głupotę i zazdrość zabiłeś własne dziecko! - warknął blondyn.
  Tego było już za wiele. Szatynem wstrząsnęło jakby dostał obuchem w głowę. Zagotowało się w Nim. Słowa Thomasa były kroplą, która przelała szalę goryczy. Nie panował nad sobą. Po prostu zgiął palce w pięść i uderzył blondyna w twarz najmocniej jak potrafił. Wściekłość aż z Niego kipiała. Od razu przywarli do Nich koledzy, żeby ich rozdzielić. Szatyn wyrwał się i wściekły odszedł na bok. Blondyn podniósł się z ziemi i równie wściekły usiadł na krześle obok sali tamując krew, która strumieniami lała się z rozbitego nosa.
  Oczekiwanie na jakiekolwiek informacje dłużyło się niesamowicie. Każdy z nich miał w głowie pełno myśli. Jeden zastanawiał się czy nie powiedział znowu zbyt wiele a drugi zastanawiał się jak dużo racji miał ten pierwszy. Ale to nic nie zmieniało. Rozpacz w sercu szatyna pogłębiała się tylko. Wyciągnął z kieszeni zdjęcie USG i wpatrywał się w Nie bez końca...
- Panie Schlierenzauer... - z zamyślenia wyrwał Go lekarz.
- Co z Alicją? - spytał nerwowo.
- Źle... Podczas zabiegu doszło do krwotoku. Opanowaliśmy Go ale potem znów musieliśmy Ją reanimować... Jej organizm bardzo osłabł a Jej płuca... pracuje tylko jeden płat w prawym płucu... Pilnie potrzebny jest przeszczep. A na dawcę możemy czekać bardzo długo. - słowa lekarza dochodziły do Niego jak zza jakiejś ściany. 
- Co to znaczy? Co może Pan zrobić? - spytał zdesperowany. - Musi Pan coś zrobić!
- I zrobię. Wszystko co w mojej mocy... Potrzebuję zgodę na podanie leków podtrzymujących funkcję płuc. Oraz na wprowadzenie pacjentki w śpiączkę. Tylko tak może przetrwać okres oczekiwania. 
- Gdzie mam podpisać? - zapytał.
 Lekarz podał Mu dokumenty, które natychmiast podpisał.
- Wie Pan, że to też nie gwarantuje całkowitego wyzdrowienia...
- Wiem. - przerwał lekarzowi. Ten tylko pokiwał głową. Spojrzał na zdjęcie trzymane w ręku przez szatyna. 
- Za chwilę przewieziemy Ją na OIOM. Jeżeli Pan chce to może tam Pan z Nią być.
- Dziękuję. - powiedział niemrawo. Podeszli do Niego koledzy.
- Jeszcze jedna sprawa... - zaczął lekarz. Szatyn spojrzał na Niego uważnie. - Po zabiegu zrobiliśmy specjalistyczne badania. I choć to był dopiero 9 tydzień to mogliśmy ustalić płeć dziecka...- szatynowi zaszkliły się oczy. - To była dziewczynka. - powiedział lekarz i odszedł.
- Sophie.. - szepnął znów zerkając na zdjęcie.
  Nie miał już siły. Usiadł na podłodze i zapłakał. Ponownie. Bolało Go wszystko. Każda komórka Jego ciała cierpiała. A serce? Rozpadło się na milion maleńkich kawałeczków. Nie słyszał słów jakie kierowali do Niego koledzy. Nie chciał słuchać. Wyłączył się. Musiał sobie to ułożyć sam. Musiał, bo był jeszcze ktoś kto na Niego liczy. Kto potrzebuje Jego wsparcia i Jego siły. Wstał. Bez słowa wyjaśnienia skierował się na OIOM. Tak, gdzie było teraz Jego miejsce. A Sophie? Już zawsze będzie w tych częściach serca jakie teraz starał się ułożyć spowrotem w jedną całość...


"Kiedy jedyna gra jaką musisz rozegrać to walka o życie..."

*********************************************************************************
Witajcie kochane :)
Dziś troszkę później ale jest.
Przepraszam ale musiałam to zrobić.
Obiecałam, że nigdy więcej nie uśmiercę w opowiadaniu skoczka.
Dlatego jest tak a nie inaczej. (już nie jest cukierkowo Krateczka)
Rozdział dedykowany Magic :) 
Bo dwie nieznające się osoby mogą rozumieć się tak dobrze w najmniej oczekiwanym temacie ;)
Buziole :*

13 komentarzy:

  1. :O i tylko tyle...
    Marta

    OdpowiedzUsuń
  2. Wiesz co myślę , prawda?
    Bez komentarza.
    No może jedno... Jak dla mnie to kto inny powinien być na miejscu 'Sophie'..ktoś kto rujnuje tu wszystko. Egoistka.

    Ann.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiedziałam, że Ci się to nie spodoba od kiedy zdecydowałam jak to dalej pociągnąć Ann. Przepraszam :* Ja wiem, że Twojego zdania na temat Ali nie zmienię ale nie mogłam Jej uśmiercić w tym momencie. Mam nadzieję, że mnie za to nie znienawidzisz, bo Ja Cię kocham :*

      Usuń
    2. ' .. Jej uśmiercić w tym momencie...' - pozostaje mi nadzieja.

      Ann,

      Usuń
    3. Wyczuwam instynkt mordercy kochana

      Usuń
    4. U mnie?! Nie... Ona zwyczajnie nie zasługuje na swoją szansę od losu.. Egoistka jedna... Na początku może i tak ... ale teraz? Niee...
      I nie ubliżaj mi tu wyzywając od Morderców:P Żabo♥

      Usuń
  3. Nie będę komentować... Powód? Naprawdę nie potrafię nic napisać... Kompletnie nic. Jedna, wielka pustka panuje teraz w mojej głowie, tuż obok czarnej rozpaczy, która sprawia, że po moim policzku teraz płynie łza za łzą...

    OdpowiedzUsuń
  4. O ku***... przepraszam ale to było pierwsze słowo jakie wypowiedziałam po przeczytaniu tego rozdziału. Nic więcej nie napiszę. Nie dam rady.
    Aga.

    OdpowiedzUsuń
  5. Znów się popłakałam. Kiedy czytałam o tym, jak Gregor płakał, bo Sophie nie przeżyła, rozkleiłam się na dobre. Ja pytam, jak Thomas mógł coś takiego powiedzieć?! Przyjaciel? Jaki z niego przyjaciel? Najechał na Gregora za to, że ten chciał zaopiekować się swoją rodziną oraz za to, że chciał być odpowiedzialny. Jeśli to ma być kogoś wina, to tylko Thomasa. To on wciąż nie może pogodzić się z tym, że Alicja wybrała Gregora, a nie jego. W tym momencie znienawidziłam Morgiego. Słusznie dostał po gębie od Gregora, należało mu się. Pewnie sama zrobiłabym tak samo. Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  6. I po cukierkowym klimacie :)
    Dramat, dramat, ból i łzy, zaskoczyło mnie, że jednak to dziecko nie przeżyło, ale... było to do przewidzenia.
    Gregor <3 tak cierpi
    Oby tylko Ala dała radę, żeby przeżyła i oby przeszczep się udał. Przecież jeszcze mogą być szczęśliwi, mieć dzieci w przyszłości...
    Thomas przegiął takie słowa nie powinny paść ( ze strony Gregora też nie, ale w jego przypadku to bardziej zrozumiałe). Jednak Morgi nei bardzo wziął rade przyjaciela do serca, żeby zastanowił sie nad swoim zachowaniem. Ale nadal nie potrafię się na niego gniewać, liczę, że się opamieta.
    krateczka

    OdpowiedzUsuń
  7. ...
    Jak zobaczyłam tytuł, to już się przeraziłam. Ale po kolei...
    Wydaje mi się, że Alicja nie powinna złościć się na Gregora... on nie powiedział jej tego wcześniej, bo wiedział jak może się to skończyć... i tak się właśnie stało, niestety (choć zapewne nie spodziewał się aż takich konsekwencji)...
    Kolejna nieprzyjemna rozmowa Gregora z Thomasem. Takie obwinianie siebie nawzajem nic nie da (choć Gregor ma dużo racji)... dlaczego Thomas nie przyjechał wcześniej, nie zadzwonił. Bo się bał? Mógł chociaż spróbować porozmawiać z Alicją. Niech się nie tłumaczy strachem. Przecież Alicja pisała do niego smsy, dzwoniła... Czy nie jest tak, że bardziej przemawiała przez niego złość na szatyna, może nawet na decyzję Alicji w spawie ślubu? Tchórz... ale (ja zawsze mam jakieś ale;)) ta jego myśl: "Wiedział jedynie, że cierpi jak jeszcze nigdy dotąd. Było mu wstyd, że jeszcze nie dawno zapewniał wszystkich i starał się im wpoić, że to dziecko i tak nie przeżyje. I dopiero teraz zaczął żałować tych słów". Czyli może jednak się opamięta... Tylko szkoda, że tak późno...
    Gregor jest usprawiedliwiony... w takim momencie człowiekiem miotają emocje... Przypomniałam sobie poprzedni rozdział, jak czuć było to wszechogarniające go szczęście... a tutaj taka wiadomość... Sophie... Dlaczego ludziom którzy chcą mieć dziecko, którzy zasługują na nie, którzy poświęcają własne życie, los odbiera taką szansę... boję się tego jak teraz będzie wyglądała przyszłość Gregora i Alicji. Jak Alicja zareaguje na tą wiadomość. Boję się, że oboje się załamią... Tak się mówi, że w przyszłości mogą mieć jeszcze dzieci. Tylko ile razy słyszy się, że takie pary nie mogą otrząsnąć się po stracie dziecka... że długo po tym wydarzeniu nie mają dzieci... oby Alicji i Gregorowi udało się przetrwać ten kryzys..:'( Ja cały czas uważam, że podjęli słuszną decyzję w sprawie nie przerywania ciąży.
    O co jeszcze się martwię? O to, że z Alicją nie będzie wszystko w porządku... jedna resuscytacja, krwotok, druga resuscytacja... oby lekarzom udało się znaleźć odpowiednie płuca dla Alicji w odpowiednim czasie... (co nie jest wcale takie proste...czasami płuca są, ale nie zawsze „pasują”... i można długo na nie czekać. W końcu ile młodych, zdrowych ludzi umiera każdego dnia? Ile rodzin decyduje się na oddanie narządów?)...
    P.S.1. Zwracam honor Gegorowi... myślałam, że to Alicja miała rację w sprawie płci dziecka...:(
    P.S.2. Ja kiedyś palpitacji dostanę przez to opowiadanie... i przez to, że rozdział po 14 (wiesz, że ja przed 11 zaczynam maraton po Twoim blogu:D... co pewien czas odświeżam stronę z nadzieją na nowy rozdział:D). Ale najważniejsze, że się pojawił. :D
    Po tym smutnym rozdziale czekam na dobre wieści...
    jk

    OdpowiedzUsuń
  8. Trzymałam się dzielnie cały rozdział.. Do momentu, w którym lekarz powiedział, że to dziewczynka.. A teraz siedzę i jedną ręką wachluję się zeszytem, żeby się nie rozryczeć porządnie.. Coś mi mówi, że Alicję też uśmiercisz i ja w głowie już widzę rozpacz Gregora i Thomasa.. I w ogóle reszty kadry też..
    Dziękuję za dedykację, kochana ; )

    OdpowiedzUsuń