MONACHIUM, KLINIKA, 5 TYGODNI PÓŹNIEJ...
~ON~
Stał w drzwiach sali nr 214. Patrzył na Nią. Jak przez ostatnie tygodnie. Milczał. Jak przez ostatnie tygodnie. W sercu toczyła się walka uczuć. Jak przez ostatnie tygodnie. Miłość... Do kobiety leżącej w łóżku. Podłączonej do aparatury podtrzymującej Jej życie. Do kobiety, która walczyła o swoje życie. Do kobiety, która teraz była sensem Jego istnienia. Bo już nic wokół nie miało znaczenia... Nienawiść... Do samego siebie. Bo cały czas się obwiniał o śmierć własnego dziecka. Przyznał rację Thomasowi, który nie miał siły patrzeć na powolną śmierć dziewczyny. Nie mógł Go dłużej nazwać przyjacielem. Nie po tym jak stchórzył i po prostu wyjechał nie chcąc być blisko śmierci. Dlatego też czuł do Niego żal... Nadzieja... To uczucie było chyba opisem samego Gregora. Było całym Nim. Żył nadzieją. Że kolejny dzień przyniesie w końcu dobrą wiadomość. Dobrą dla Niego. Bo żeby Ona mogła żyć ktoś musiał zginąć. I tu wkradało się kolejne uczucie... Bezradność... Bo nic nie mógł sam zrobić. Ani dla Niej ani dla tego kto odda za Nią swoje życie. Przez ten czas rozmowy z Nim wyglądały codziennie tak samo. Odpowiadał na zadawane pytania zdawkowo i to tylko wtedy kiedy uznał, że odpowiedź jest konieczna. Duże wsparcie ze strony rodziny i kolegów było miłe. Ale nie wnosiło nic konstruktywnego. Bo to nie Oni przeżywali największą tragedię w życiu. Wtedy... Przez miesiąc...
I wtedy pojawiła się szansa. Młoda dziewczyna z wypadku na motorze. I Jej zrozpaczeni rodzice, którzy za nic w świecie nie chcieli zgodzić się na pobranie narządów od ich córki. Wystarczyła jedna szczera rozmowa szatyna z Nimi. Wystarczyło opowiedzenie historii. Jego historii. Ich historii... Operacja trwała prawie 10 godzin. I udało się... Stał teraz w drzwiach do sali, a Ona stała przy oknie wpatrując się w milczeniu w świat po drugiej stronie. Liście zmieniały już swoją barwę. Wrzesień postarzał całą przyrodę...
Od operacji minął tydzień. 6 dni od momentu, w którym musiał powiedzieć Jej najgorszą wiadomość jaką kiedykolwiek usłyszała. Zamilkła. Nie usłyszał Jej głosu od tamtej pory. Zamknęła się na świat. Jakby wyłączyła. Wyłączyła wszystko w sobie. Błysk w oku, chęć do kłótni, uczucia... Nie zapłakała. Ani raz. Tylko milczała. I codziennie siadała na fotelu przy oknie i pustym wzrokiem wpatrywała się w to co znajdowało się za nim. Nie odpowiadała na pytania, nie reagowała na żadne gesty, nie patrzyła na Niego. Stała się osobną planetą bez dostępu dla innych... Dla Niego... To była Jej forma przeżywania straty. Widocznie musiało tak być. Więc trwał przy Niej. Przynosił posiłki, które zjadała jak zaprogramowana maszyna, czesał Jej włosy, które miały wystarczającą długość by móc się zaplątać, mówił do Niej choć wiedział, że Go nie słucha...
Czuł, że obwinia Go o to wszystko. Że to co się wydarzyło zmieniło stanowczo za dużo. Że nic nie będzie już takie samo... Bał się. Że Jej nie odzyska, że już nigdy nie usłyszy Jej głosu, że kiedy minie już jakiś czas po prostu zostawi pierścionek na półce i zniknie z Jego życia zapadając się pod ziemię... A tej straty już by nie przeżył...
~ONA~
Stała przy oknie obserwując przechodniów. Niektórym z nich wiatr zdmuchiwał nakrycia głów. Z ludzi można było dużo wyczytać. W szpitalu w Krakowie uwielbiała stać na końcu korytarza i obserwować pętlę tramwajową. Tutaj... wszystko kojarzyło Jej się tylko z jednym. Ze stratą, z którą nie umiała się pogodzić. Czuła tą pustkę w całym swoim ciele. Każdy jego centymetr odczuwał brak jakiejś istotnej części w środku. Odruchowo dotknęła brzucha. Miała ochotę ryczeć. Wypłakać całe swoje nieszczęście. Cały swój ból. Czuła ból choć nie powinna, bo przecież miała nowe płuca, które jak dotąd świetnie się sprawdzały. Ból był psychiczny ale ciało reagowało jak na ból fizyczny. Nie mogła Go znieść.
Wiedziała, że szatyn stoi w drzwiach w milczeniu się Jej przyglądając. Znów. Jak codziennie. Za chwilę poda Jej kubek z gorąca herbatą, którą automatycznie wypije i drożdżówkę, którą automatycznie zje. Potem powie Jej jak jest na dworze i jaka ma być noc. Potem będzie z Nią milczał. Stojąc obok Niej i wpatrując się w tylko sobie znany punkt za szybą. A potem pójdzie po obiad, który Ona znowu automatycznie zje. I znów powie coś o pielęgniarkach i zamilknie. Z kolacją będzie to samo. Tylko zacznie narzekać na Glorię, która codziennie przychodzi przynosząc jakiś deser denerwując Go swoim gadaniem. Posiedzą oboje w milczeniu a potem zaśnie z głową opartą na oparciu fotela, żeby obudzić się o 5.00 i zdążyć się odświeżyć po czym wróci i zacznie swój rytuał od nowa...
Nie mogła spojrzeć Mu w oczy. Nie potrafiła. Nie chciała widzieć w nich żalu i niewypowiedzianej pretensji. Czuła się winna tego wszystkiego. Tego całego cierpienia. Tego, że nie potrafiła się opanować i dała zawładnąć swoim ciałem chorobie. Że nie ochroniła ich dziecka przed śmiercią mimo, że jeszcze się nie narodziło. Zawiodła Go i nie chciała tego zobaczyć w Jego tęczówkach. W oczach, które tak bardzo kochała. Za których spojrzeniem tak bardzo tęskniła. Których czułego spojrzenia tak bardzo potrzebowała, bo umierała od środka. Z rozpaczy.
Gdyby tylko w nie spojrzała coś mogłoby pęknąć. Coś mogłoby się odblokować. Fala bólu spowodowałaby, że zaczęłaby mówić. A to co miała do powiedzenia nie mogło dojść do Jego uszu. Bo miała ochotę wykrzyczeć, że to Ona powinna umrzeć a nie dziecko, że nie było niczemu winne, że nie potrafi żyć ze świadomością, że je zabiła, że wie jak bardzo On Ją za to nienawidzi, że nie chce żeby nadal udawał troskę, żeby się męczył. A potem wtuliłaby się w Jego ramię i wybuchła głośnym płaczem. Szlochem nie do opanowania. I błagałaby Go o wybaczenie. O to, żeby Jej nie opuszczał. Żeby z Nią został i nigdy nie odchodził. Bo tego potrzebowała. Uwolnić te wszystkie emocje, które siedziały głęboko w Niej.
Wzięła głębszy oddech znów zapominając o tym, że przez jakiś czas ten odruch będzie bolał. Na Jej twarzy pojawił się lekki grymas ale nic poza tym. Musiała nauczyć się oddychać na nowo. Nie mogła zaprzepaścić tej szansy. Tylko w ten sposób mogła podziękować osobie, która dla Niej zginęła. Tylko akceptując te płuca mogła poczuć się odrobinę lepiej. Na dobre nowiny było jeszcze za wcześnie. Astma mogła zabić płuca w każdym momencie. Trzeba było tylko czekać i mieć nadzieję, że w ciągu miesiąca atak nie nadejdzie...
Szatyn podszedł i postawił przed Nią kubek z gorącą herbatą i drożdżówkę. Uśmiechnęła się w duchu. Czy gdyby Ją nienawidził robiłby takie rzeczy?
- Dzisiaj wieje jak jasny gwint. Niby 18 stopni ale w nocy ma spaść do 10. - powiedział cicho i zamilkł.
I tyle. Dwa zdania, których teraz mogłaby słuchać w nieskończoność. Bo tak bardzo kochała ten głos. Wzięła w dłoń drożdżówkę i zaczęła powoli jeść...
Spojrzała na chodnik. I nagle jakby ktoś uderzył Ją w głowę. Nie zdawała sobie sprawy, że taki obraz może wywołać u Niej reakcje jak po zderzeniu z ciężarówką. Jej dłoń zatrzymała się w połowie drogi do ust. Oczy zapiekły ale nie mogła sobie pozwolić na łzy. Nie przy Nim. Na łzy przychodzi czas w nocy. Kiedy Go nie ma. Odwróciła się i zamknęła oczy. Czuła jak Jego ciało się napina. Przeczuwała wybuch. Ale zamiast tego On po prostu wyszedł z sali. A Jej pękło serce...
Wiedziała, że szatyn stoi w drzwiach w milczeniu się Jej przyglądając. Znów. Jak codziennie. Za chwilę poda Jej kubek z gorąca herbatą, którą automatycznie wypije i drożdżówkę, którą automatycznie zje. Potem powie Jej jak jest na dworze i jaka ma być noc. Potem będzie z Nią milczał. Stojąc obok Niej i wpatrując się w tylko sobie znany punkt za szybą. A potem pójdzie po obiad, który Ona znowu automatycznie zje. I znów powie coś o pielęgniarkach i zamilknie. Z kolacją będzie to samo. Tylko zacznie narzekać na Glorię, która codziennie przychodzi przynosząc jakiś deser denerwując Go swoim gadaniem. Posiedzą oboje w milczeniu a potem zaśnie z głową opartą na oparciu fotela, żeby obudzić się o 5.00 i zdążyć się odświeżyć po czym wróci i zacznie swój rytuał od nowa...
Nie mogła spojrzeć Mu w oczy. Nie potrafiła. Nie chciała widzieć w nich żalu i niewypowiedzianej pretensji. Czuła się winna tego wszystkiego. Tego całego cierpienia. Tego, że nie potrafiła się opanować i dała zawładnąć swoim ciałem chorobie. Że nie ochroniła ich dziecka przed śmiercią mimo, że jeszcze się nie narodziło. Zawiodła Go i nie chciała tego zobaczyć w Jego tęczówkach. W oczach, które tak bardzo kochała. Za których spojrzeniem tak bardzo tęskniła. Których czułego spojrzenia tak bardzo potrzebowała, bo umierała od środka. Z rozpaczy.
Gdyby tylko w nie spojrzała coś mogłoby pęknąć. Coś mogłoby się odblokować. Fala bólu spowodowałaby, że zaczęłaby mówić. A to co miała do powiedzenia nie mogło dojść do Jego uszu. Bo miała ochotę wykrzyczeć, że to Ona powinna umrzeć a nie dziecko, że nie było niczemu winne, że nie potrafi żyć ze świadomością, że je zabiła, że wie jak bardzo On Ją za to nienawidzi, że nie chce żeby nadal udawał troskę, żeby się męczył. A potem wtuliłaby się w Jego ramię i wybuchła głośnym płaczem. Szlochem nie do opanowania. I błagałaby Go o wybaczenie. O to, żeby Jej nie opuszczał. Żeby z Nią został i nigdy nie odchodził. Bo tego potrzebowała. Uwolnić te wszystkie emocje, które siedziały głęboko w Niej.
Wzięła głębszy oddech znów zapominając o tym, że przez jakiś czas ten odruch będzie bolał. Na Jej twarzy pojawił się lekki grymas ale nic poza tym. Musiała nauczyć się oddychać na nowo. Nie mogła zaprzepaścić tej szansy. Tylko w ten sposób mogła podziękować osobie, która dla Niej zginęła. Tylko akceptując te płuca mogła poczuć się odrobinę lepiej. Na dobre nowiny było jeszcze za wcześnie. Astma mogła zabić płuca w każdym momencie. Trzeba było tylko czekać i mieć nadzieję, że w ciągu miesiąca atak nie nadejdzie...
Szatyn podszedł i postawił przed Nią kubek z gorącą herbatą i drożdżówkę. Uśmiechnęła się w duchu. Czy gdyby Ją nienawidził robiłby takie rzeczy?
- Dzisiaj wieje jak jasny gwint. Niby 18 stopni ale w nocy ma spaść do 10. - powiedział cicho i zamilkł.
I tyle. Dwa zdania, których teraz mogłaby słuchać w nieskończoność. Bo tak bardzo kochała ten głos. Wzięła w dłoń drożdżówkę i zaczęła powoli jeść...
Spojrzała na chodnik. I nagle jakby ktoś uderzył Ją w głowę. Nie zdawała sobie sprawy, że taki obraz może wywołać u Niej reakcje jak po zderzeniu z ciężarówką. Jej dłoń zatrzymała się w połowie drogi do ust. Oczy zapiekły ale nie mogła sobie pozwolić na łzy. Nie przy Nim. Na łzy przychodzi czas w nocy. Kiedy Go nie ma. Odwróciła się i zamknęła oczy. Czuła jak Jego ciało się napina. Przeczuwała wybuch. Ale zamiast tego On po prostu wyszedł z sali. A Jej pękło serce...
~ON~
Siedział przed salą i wpatrywał się w podłogę. Nie potrafił się opanować. Nie potrafił opanować tego co działo się z Jego ciałem. Cały drżał. Tylko przez to, że zobaczył jeden jedyny obraz. I Ona też to zobaczyła. Nie mógł sobie wyobrazić jak wielki ból poczuła. Była matką, której odebrano największy skarb. Jeszcze nienarodzony...
- Coś się stało? Wyglądasz jakbyś zobaczył ducha. - powiedziała Gloria i usiadła obok Niego.
Spojrzał na Nią takim wzrokiem... Bo trafiła w samo sedno.
- Czemu jesteś tak wcześnie? - zapytał.
- Wieczorem muszę wracać do domu. Urlop mi się kończy. Mama obiecała, że przyjedzie jak tylko upora się z urzędem skarbowym.
- Niech nie przyjeżdża. To nie ma sensu. Dobrze o tym wiesz. - powiedział cicho.
- Powiesz mi co się stało? - spytała kładąc delikatnie swoją dłoń na ramieniu brata. Westchnął.
- Zobaczyliśmy przez okno młoda kobietę. Wychodziła ze szpitala. Miała chustę na głowie.
- Chora... tutaj krąży wiele chorych ludzi...
- Miała na rękach noworodka. - przerwał Jej. - Jakiś mężczyzna otworzył Jej drzwi do samochodu i pocałował i Ją i dziecko. - dodał. Zamilkła. - Nie wiedziałem, że to może tak boleć Gloria... - wyszeptał.
- Jak na to zareagowała Alicja?
- Odwróciła się i zamknęła oczy. Po raz pierwszy zobaczyłem na Jej twarzy rozpacz...
- I co zrobiłeś?
- Wyszedłem. Miałem wrażenie, że za chwilę wybuchnie i wykrzyczy mi w twarz, że mnie nienawidzi. Że to wszystko moja wina. Powie mi to co doskonale wiem ale czego nigdy nie chciałbym usłyszeć z Jej ust. Boję się...
- Czego Greg?
- Że Ją straciłem. Ona nawet na mnie nie patrzy.
Siostra tylko przytuliła mocno szatyna. Nie miała pojęcia co w takiej sytuacji mogłaby mu powiedzieć. Był wrakiem człowieka. Emocjonalnie i fizycznie. Usłyszeli jak drzwi do sali się otwierają. Stanęła w nich brunetka. Znów nie patrzyła na szatyna. Spojrzała za to w oczy Glorii. Wzięła Ją za rękę i pociągnęła bez słowa za sobą...
- Coś się stało? Wyglądasz jakbyś zobaczył ducha. - powiedziała Gloria i usiadła obok Niego.
Spojrzał na Nią takim wzrokiem... Bo trafiła w samo sedno.
- Czemu jesteś tak wcześnie? - zapytał.
- Wieczorem muszę wracać do domu. Urlop mi się kończy. Mama obiecała, że przyjedzie jak tylko upora się z urzędem skarbowym.
- Niech nie przyjeżdża. To nie ma sensu. Dobrze o tym wiesz. - powiedział cicho.
- Powiesz mi co się stało? - spytała kładąc delikatnie swoją dłoń na ramieniu brata. Westchnął.
- Zobaczyliśmy przez okno młoda kobietę. Wychodziła ze szpitala. Miała chustę na głowie.
- Chora... tutaj krąży wiele chorych ludzi...
- Miała na rękach noworodka. - przerwał Jej. - Jakiś mężczyzna otworzył Jej drzwi do samochodu i pocałował i Ją i dziecko. - dodał. Zamilkła. - Nie wiedziałem, że to może tak boleć Gloria... - wyszeptał.
- Jak na to zareagowała Alicja?
- Odwróciła się i zamknęła oczy. Po raz pierwszy zobaczyłem na Jej twarzy rozpacz...
- I co zrobiłeś?
- Wyszedłem. Miałem wrażenie, że za chwilę wybuchnie i wykrzyczy mi w twarz, że mnie nienawidzi. Że to wszystko moja wina. Powie mi to co doskonale wiem ale czego nigdy nie chciałbym usłyszeć z Jej ust. Boję się...
- Czego Greg?
- Że Ją straciłem. Ona nawet na mnie nie patrzy.
Siostra tylko przytuliła mocno szatyna. Nie miała pojęcia co w takiej sytuacji mogłaby mu powiedzieć. Był wrakiem człowieka. Emocjonalnie i fizycznie. Usłyszeli jak drzwi do sali się otwierają. Stanęła w nich brunetka. Znów nie patrzyła na szatyna. Spojrzała za to w oczy Glorii. Wzięła Ją za rękę i pociągnęła bez słowa za sobą...
~ONA~
Usiadła na łóżku. Spojrzała na kobietę a ta zrobiła to samo. Teraz za zamkniętymi drzwiami, bez bacznego oka szatyna mogła w końcu być sobą. Nie mogła dłużej ukrywać swoich uczuć. Musiała Je komuś powierzyć. A Jej mogła zaufać. Z Nią mogła porozmawiać. Bo Ona w brew pozorom potrafiła słuchać. Więc odezwała się po raz pierwszy od tygodnia.
- Nienawidzi mnie prawda? - zapytała szeptem.
Kobieta spojrzała na Nią zaskoczona. Nie wiedziała co Ją bardziej zaskoczyło. Czy to, że Alicja się odezwała, czy to, że uważa, że Gregor Ją nienawidzi.
- Czuję to. - dodała. - Nienawidzi mnie i ma do tego prawo. Tylko ja tak bardzo Go kocham Gloria... Ja bez Niego nie dam sobie z tym rady. Nie potrafię mu spojrzeć w oczy, bo wiem, że zobaczę w nich nienawiść i zawód. Boję się, że mi powie, że to koniec. A wiesz co jest najgorsze? - spojrzała na kobietę. - Że będzie miał rację. Bo to ja powinnam umrzeć a nie Ona. Bo to przeze mnie teraz oboje jesteśmy wrakami. Nigdy w życiu nie czułam się taka pusta w środku...
- Alicja co Ty mówisz? - zapytała spokojnie. - Jak w ogóle mogłaś pomyśleć, że mój brat Cię znienawidził? On cały czas obwinia się o to co się stało. Ciągle mówi tylko, że to Ty Go nienawidzisz, że prędzej czy później od Niego odejdziesz, że mu wykrzyczysz, że to wszystko to Jego wina... - mówiła. Brunetka patrzyła na Nią z niedowierzaniem. - On Cię kocha. Nigdy nie widziałam, żeby kogoś tak kochał jak Ciebie. Kiedy czekałaś na płuca siedział przy Tobie dzień i noc. Podczas operacji prawie wszedł na salę, bo bał się, że lekarze popełnią jakiś błąd. Jakby się na tym znał. - zażartowała. Westchnęła. - Chyba czas żebyście sobie wszystko wyjaśnili i po prostu porozmawiali. - powiedziała.
- Jesteś tego pewna? - zapytała ze łzami w oczach brunetka.
- Pójdę po Niego. - powiedziała i wyszła.
Nie minęło kilka chwil a do sali wszedł szatyn. W końcu na Niego spojrzała. Przestraszyła się. Wyglądał okropnie. Schudł, był lekko zgarbiony, w oczach nie było już tej iskry co zawsze... Pod oczami miał podkowy. Wyglądał jakby postarzał się o kilka ładnych lat. I emocje wzięły górę. Bo zobaczyła w Jego oczach to samo co widziała w swoich kiedy przeglądała się w lustrze. Rozpacz. Tragedię. Ból... Pękła. Łzy wylewały się rzekami po Jej policzkach. Z ust dobył się jęk rozpaczy i po chwili już była w Jego ramionach. Tulił Ją tak jakby miała się rozpaść. I tak się właśnie czuła. Jakby rozpadła się na kawałki. Poczuła złość. Na los, który sprawiał tyle złego. że to właśnie ich to spotkało. Biła pięściami w Jego klatkę piersiową by po chwili ponownie wtulić się w Nią i łapać kurczowo powietrze. A On... głaskał Ją po głowie i plecach co chwile całując Jej czoło. Z Jego oczu także płynęły łzy. Choć ostatnio miał wrażenie, że już nawet płakać nie potrafi. Ale teraz odzyskał nadzieję. Że jeszcze nie wszystko stracone. Że jest jeszcze dla kogo się starać. Jest kogo wspierać. Dla kogo oddychać...
- Kocham Cię tak bardzo Alicja... - powiedział tuląc Ją bardzo mocno. A Jej szloch stał się jeszcze większy. Bo poczuła odrobinę szczęścia. Miłości, którą utraciła. I choć wydawało Jej się, że wraz ze stratą dziecka straciła wszystko, to było coś co musiał uratować. Miłość, którą musiała zacząć doceniać i pielęgnować. O którą musiała walczyć i dbać. Bo taka miłość zdarza się tylko raz.
- Przepraszam...- wychlipiała. - Przepraszam...
Podniósł Jej podbródek tak, żeby na Niego spojrzała. Tęsknił za tym. Cholernie tęsknił.
- Jesteśmy w tym razem... - szepnął. - I przejdziemy przez to razem... - dodał.
Bardzo chciała wierzyć w te słowa. Bo to One sprawiały, że każdy kolejny dzień miał mieć sens. Poczuła na swoich ustach ciepło, które mogły dawać jedynie usta szatyna. Miłość, którą przekazywał tak delikatnie ale tak stanowczo. I tak wiele jej w Nim było. To musiało wystarczyć. Żeby jutro nie było szare...
"Kiedy płaczesz, bo szczęście nie odwróciło się całkowicie..."
***********************************************************************************
Witam Was :)
Ostatni rozdział przyniósł wiele smutku i łez.
Mam nadzieję, że emocje, które chciałam przekazać w tym rozdziale także wzbudzą w Was falę uczuć.
Tym samym z dużym smutkiem informuję, że zbliżamy się do końca tej historii.
Pozostał jeden rozdział i Epilog.
I aż ciężko mi o tym pisać.
Dacie wiarę, że przy tworzeniu tego rozdziału sama miałam łzy w oczach? :(
Buziaczki :*
Jeszcze kilka rozdziałów temu pisałaś , że to opowiadanie potrwa JESZCZE i co teraz robisz? No wiesz...
OdpowiedzUsuńHm... szkoda mi jedynie tego , że kończysz swoją twórczość na tym blogu , bo to cudowne móc zaglądać tu każdego dnia i czytać to co tworzysz...widzę jeden plus .. nie będę musiała znosić tej Egoistki ...a minus? Co ja zrobię bez Grega i Thomasa?
Sama nie wiem...
Twórz kochana żabo:*
Ann!♥
Oj nawet nie wiesz jak długo się zastanawiałam nad tym ile jeszcze rozdziałów stworzyć ale stwierdziłam, że ciągnięcie tego w nieskończoność może trochę znudzić. A tak, historia się zakończy i można zacząć czytać od nowa. Albo... Zacząć czytać historię, która powstanie po tej historii :)
UsuńCzytanie od początku? Mogę i pewnie to zrobię , ale do pewnego momentu... powtórki z All Egoistki raczej nie zafunduje sobie ponownie, dziękuje...A NOWA będzie o ?
UsuńNo nie wiem właśnie. Mam problem, bo myślałam, że Gregor tym razem pójdzie w odstawkę i coś zmienię, żeby monotonnie nie było. A tu nagle Mu w sondzie procenty wzrosły. Ale raczej postawię na kogoś innego i myślę, że może Ci się to spodobać :D
UsuńCzyli ja już chyba wiem na kogo :D! ♥
UsuńMasz może gg bądź coś tego typu ?
Ann - Żaba:P
9899897 ;)
UsuńStraszna szkoda, ze Gregor nie bedzie glownym bohaterem w kolejnym opowiadaniu. Jak wiekszosc glosujacyh bardzo chcialabym go znowu zobaczyc w twoim opowiadaniu. Jednakze, niezaleznie od tego na kogo postawisz bede czytac ;) Pozdrawiam :*
UsuńTutaj już nie wytrzymałam.. Poza tym.. czytałam od razu po tamtym, więc nie zdążyłam się uspokoić. Mam totalną pustkę w głowie teraz.. Nie wierzę, że jeszcze tylko dwa posty, nie wierzę..
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że zaczniesz coś nowego.
I kolejna piękna historia zbliża sie ku końcówi...szkoda, wielka szkoda, ale rzeczywiście, nie ma sensu ciągnąć czegoś na siłę, żeby nie wyszło takie lanie wody. Nowe opowiadanie sie szykuje i to najwazniejsze! Bardzo mnie to cieszy. Co do sondy... nie wtrącam się, wybierzesz kogo będziesz uważała, ale skoro nie Gregor ( 1 miejsce) to może 2? :)
OdpowiedzUsuńCo do dzisiejszego rozdziału, bo się trochę rozpisałam nie na temat:
,,I choć wydawało Jej się, że wraz ze stratą dziecka straciła wszystko, to było coś co musiał uratować. Miłość, którą musiała zacząć doceniać i pielęgnować. O którą musiała walczyć i dbać. Bo taka miłość zdarza się tylko raz."- jakie piękne słowa i prawdziwe. To zaskakujące, jak wzajemnie potrafili się obwiniać o to, co ich spotkało zapominając że przeciez oboje bardzo się kochają! Musi być dobrze!
Pozdrawiam i czekam na piękne zakończenie hstorii:) :***
krateczka
Już "rano" myślałam co tu napisać... i dalej nie wiem...;/
OdpowiedzUsuńSzczęście i rozpacz przeplatają się ze sobą... myślę, że pomimo tego, że wszystko sobie wyjaśnili i "są w tym razem" i tak będzie im ciężko pogodzić się z losem... z losem z jednej strony przychylnym, a z drugiej - okrutnym.
Thomas. Ja już nie wiem co o nim myśleć. Obiecywał Alicji, że będzie z nią w tych ostatnich chwilach i co? Przyszedł ciężki czas i zwiał bez słowa? Ale łatwo oceniać kiedy nie jest się w takiej sytuacji...
Co oni by zrobili bez Glorii.:)
Wzruszyłam się, a czarę goryczy przelała wiadomość, że został tylko jeden rozdział i epilog...
Wszystko co dobre szybko się kończy. Do tego opowiadania na pewno powrócę. Zapewne wydrukuję je, zabiorę na wakacje i zagłębię się w tej historii od początku.:)
Tylko proszę... zacznij pisać coś nowego, obojętnie o kim. Ja przeczytam wszystko co wyjdzie spod Twojego pióra.:) I pomyśleć, że nie lubię czytać, a codziennie czekam z niecierpliwością na nowy rozdział... Może to przymus czytania lektur mnie tak "zniechęcił" (ale uważam, że to jest konieczne, szczególnie w obecnych czasach:)). Po maturach biorę się za siebie. Przeczytam "Przeminęło z wiatrem", albo coś o podobnej tematyce... Jedyną książką którą wielbię jest „Duma i uprzedzenie”, a z lektur najbardziej podobało mi się „Tango”...
A na koniec- zmieniam swój głos na Wank’a . Biedak, nikt na niego nie głosuje... Widzę, że Schlierenzauer nadal robi furorę. :D Jest tyle opowiadań o nim i jeszcze się nie znudził... ciekawe, ciekawe. :D Ale fakt, większość z tych opowiadań jest wyjątkowa. Jak to Twoje.:) ("to" albo "te", bo w poprzednim Gregor też dostał "rolę").;)
jk
Nie wiem co mam napisać. Kiedy przeczytałam, ze do końca tego opowiadania został tylko jeden rozdział i epilog, nie wiedziałam co mam zrobić. Uwielbiam to opowiadanie, świetnie piszesz. Co do rozdziału, cieszę się, że Alicja i Gregor w końcu ze sobą porozmawiali. No i oczywiście najważniejsze, Ala miała przeszczep, który się udał, teraz tylko czekać na to czy płuca się przyjmą. Wierzę, że między naszym kochanym Gregorem a Alutką, wszystko będzie dobrze. Jeszcze doczekają się małej istotki, którą będą wychowywać. Co do Thomasa, zachował się jak tchórz. Po prostu wyjechał, uciekł. Nic więcej. Przyjaciel jak cholera. Może to i nawet lepiej, dzięki temu Alicja i Gregor wszystko między sobą poukładają. Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuń