AUSTRIA, INNSBRUCK, WILLA SPORTOWA, GDZIEŚ OKOŁO PÓŁNOCY...
Usiadła na łóżku. Spojrzała w okno... Pełnia. Księżyc świecił wyjątkowo pięknie. Ból głowy nie dawał jej spokoju. Założyła puchaty biały szlafrok i weszła na moment do łazienki. Spojrzała w lustro. Blade policzki, lekko siwe okolice oczu... Obmyła delikatnie twarz. Spojrzała w bok. Na niewielkim plastikowym stojaku zawieszony był jej największy skarb. Skarb, bez którego nie pokazywała się nikomu. Spojrzała na zegarek, który widać było na stoliczku w pokoju. Wyraźnie świecił pomarańczowymi cyframi. 23:41. "I tak pewnie śpią" - pomyślała. Poprawiła brązową chustę w kwiaty, którą miała na głowie. Westchnęła. Wyszła z pokoju i po cichu zeszła do kuchni. Blask księżyca sprawiał, że nie musiała zaświecać światła, żeby wszystko wyraźnie widzieć. Wzięła szklankę i nalała sobie wody. Upiła łyk wpatrując się w widok za oknem. Księżyc świecił wysoko nad szczytami gór. W tym momencie chciała być na szczycie. Żeby być bliżej tego piękna...
- Nie możesz spać? - usłyszała ciche pytanie. Zaskoczona odwróciła się w stronę intruza. Stał tam w samych bokserkach. Spojrzała na jego oczy. Znów ją przeraziły. Były skupione. Jakby analizowały wszystko co się wokół dzieje. Każdy centymetr pomieszczenia, każdy najmniejszy pyłek. Wyraźnie spoglądał w stronę nakrycia jej głowy. Odwróciła wzrok.
- Głowa mnie rozbolała, przyszłam się tylko napić wody. - odpowiedziała. Nadal czuła jego wzrok na sobie. - Nie myślałam, że kogoś tu zastanę. - dodała jakby próbując usprawiedliwić swój "negliż".
- Nie musisz mi się tłumaczyć. - odpowiedział pogodnie i uśmiechnął się do Niej lekko po czym sam nalał sobie wody do szklanki i stanął obok Niej patrząc w okno. Zrobiła to samo. Wszystko, byle nie patrzeć mu prosto w oczy...
- Też nie możesz zasnąć? - zapytała cicho.
- Jak za dużo myślę przed snem to potem mam problem przez całą noc. - powiedział.
- To myśl w dzień. Noc jest od spania. - powiedziała pewnie.
- Mówi dziewczyna, która woli patrzeć w księżyc niż odpoczywać.
- Odpocznę... już niedługo... - powiedziała patrząc nadal w dal. Spojrzał na Nią. - Muszę zapamiętać ten widok. Na piękno można patrzeć cały czas. - dodała poważnie.
- Źle wyglądasz.- zaczął. - Wszystko w porządku? - zapytał. Uśmiechnęła się lekko.
- To tylko ból głowy... To płuca mi nie działają jak powinny. - powiedziała i zwróciła wzrok w jego stronę. - Nie jestem z porcelany. - jego wzrok znów wywiercał w jej głowie dziurę. Odwróciła się.
- Mam wrażenie, że się mnie boisz... - powiedział z lekkim rozbawieniem. Ton jego głosu ją trochę rozzłościł. Bawił się jej kosztem. - Mam rację? - zapytał.
- Nie Gregor. Nie boję się Ciebie. - powiedziała pewnie. Nadal nie patrzyła na Niego. - Po prostu... Mam wrażenie, że patrzysz na mnie... Jakbyś analizował czy aby na pewno jeszcze oddycham. - zakończyła swoją wypowiedź. Milczał. W końcu odważyła się na Niego spojrzeć. Znów był skupiony. Znów analizował. Westchnęła i chciała odejść ale jego głos ją zatrzymał.
- Przepraszam. - powiedział w jej kierunku. - Nie chciałem, żebyś to tak odebrała. Nie analizuję Cię. I wiem, że nie jesteś z porcelany. Po prostu... Ciężko mi uwierzyć, że jesteś taka jaką się nam przedstawiłaś. - powiedział.
- To znaczy? - odwróciła się w jego stronę.
- Kiedy mówisz o swojej chorobie opowiadasz jakby to było przeziębienie, potem mówisz, że masz jazdę bez trzymanki i że umrzesz w przeciągu pół roku. I to wszystko z taką lekkością. Jakbyś opowiadała historię kogoś zupełnie innego. Nie wierzę, że tak po prostu się z tym pogodziłaś. To jest niemożliwe.
- Płakanie nic nie zmieni więc po co marnować ostatnie chwile życia na coś co nic nie zmieni?
- Nie wiem. - odpowiedział szczerze. - Ale nie wierzę, że nie płaczesz, że Cie to nie przerasta. Tak się po prostu nie da.
- Chcesz o tym ze mną porozmawiać? - zapytała. - Widzę, że masz z tym problem.
- Ja mam problem? - spytał oburzony. - To nie ja żartuję z własnej śmierci.
- Jeżeli Ci to przeszkadza to więcej nie będę. - powiedziała cicho.
- To nie chodzi o mnie. Takie rzeczy powinni mówić starzy schorowani ludzie, którzy przeżyli już wszystko. A nie młode dziewczyny mające całe życie przed sobą. - powiedział widocznie zdenerwowany. Zacisnął dłonie w pięści. Wbił w Nią swój wzrok. Była zaskoczona jego wybuchem.
- Jesteś zły na mnie, bo jestem umierająca i nie walczę o kilka miesięcy więcej? - zapytała. Nie odpowiedział. Podeszła do Niego bliżej. - Uwierz mi, że gdybym tylko miała pewność, że jeżeli jeszcze trochę powalczę to coś się zmieni... Nie wahałabym się. Ale ja walczę od 5 lat. I z każdą nadzieją na przeszczep pojawiała się rzeczywistość i ktoś bardziej rokujący. I zawsze będzie ktoś taki. Zbyt wiele wycierpiałam przez posiadanie nadziei. Więcej tego błędu nie popełnię. - powiedziała dobitnie i wyszła z kuchni zostawiając szatyna samego.
Kolejny dzień mijał powoli. Bardzo powoli. Podczas treningu na siłowni miała ochotę obrócić wskazówki zegara o 3 godziny w przód. Tym razem nie brała udziału w żadnych zabawach. Siedziała cicho przy wodzie i ręcznikach. Co jakiś czas odpowiadała krótko na zadawane przez kolegów pytania. Myślami była gdzieś indziej. Zdarzyło jej się zerknąć w stronę szatyna. Napotykała wtedy jego ostry jak brzytwa wzrok. On sam również nie był zbyt aktywny społecznie podczas ćwiczeń. Robił to co miał robić a kiedy skończył natychmiast wyszedł z zajęć.
Założyła słuchawki na uszy i puściła najgłośniej jak się da swoją ulubioną muzykę. Uspokajała ją. Pozwalała odpłynąć gdzieś daleko. Nie przejmować się tym co tu i teraz. Czuła na sobie promienie słońca. Promienie, które ktoś zasłaniał. Otwarła jedno oko a potem drugie. Kiedy zobaczyła uśmiechniętego blondyna wyjęła słuchawki z uszu i wyłączyła muzykę. Usiadł obok Niej i podparł się rękami wystawiając twarz ku słońcu.
- Jak chcesz to możemy pomilczeć razem ale to nie zmniejszy twojego problemu. - powiedział. Spojrzała na Niego.
- Mam jakiś problem? - zapytała. Popatrzył w jej oczy. Lekko się uśmiechnął. Pokręciła głową. - Chłopaków też tak męczysz? - zapytała.
- Oni nie mają wypisane na twarzach, że ktoś sprawił im przykrość.
- Sprawił przykrość? Dlaczego uważasz, że ktoś...
- Od rana jesteś nieobecna. Nic Cię nie cieszyło. Praktycznie się nie odzywałaś. Co takiego powiedział Ci Gregor?
- Skąd...
- Był tak samo nieobecny jak Ty. Wyszedł bez słowa z treningu. Patrzyliście na siebie jakbyście liczyli, że któreś z Was jednak się odezwie. Wczoraj było fajnie a dziś...
- Przepraszam za popsucie atmosfery.
- Wiesz, że nie o to mi chodzi. - powiedział. Usiadł na przeciwko niej i popatrzył jej prosto w oczy. - Co się stało?
- Mamy różne zdania na temat mojego podejścia do życia.
- Ja i Ty też mamy różne podejścia co do tego.
- Ale On nie potrafi zaakceptować tego, że ktoś może myśleć inaczej niż On. - powiedziała poważnie.
- Musisz dać mu czas. Jest na prawdę w porządku. Czasem tylko musi wyrzucić z siebie pewne rzeczy.
- Nie lubi mnie. Delikatnie mówiąc.
- Teraz to bredzisz. - stwierdził. - Wolałabyś żeby oszalał na Twoim punkcie i śledził Cię na każdym kroku? - zapytał z uśmiechem.
- Hahaha Schlierenzauer gdzie nie spojrzę? Nie, dzięki. Wystarczy mi jego mordka na drzwiach od łazienki. - zaśmiali się. W tym momencie na podwórko wyszedł Loitzl. Pomachał im i rozglądnął się.
- Nie widzieliście gdzieś Schlierego? - zapytał podchodząc do dwójki.
- Jest na drzwiach od mojej łazienki. - powiedziała śmiejąc się. Blondyn również.
- Nie wiem co braliście ale albo bierzecie połowę albo zmieńcie dilera. Idziecie na partyjkę? Stefan uparcie chce się odegrać. - wywrócił oczami.
- Zagrasz z nami? - zapytał blondyn.
- W co?
- Austriaccy skoczkowie są mistrzami nie tylko w skakaniu. Musisz wiedzieć, że masz do czynienia z kamiennymi twarzami, mistrzami ciętych ripost i perfidnymi oszustami. - powiedział poważnie brunet. Zrobiła minę mówiącą "nie kminie o co biega".
- W pokera. - wyjaśnił spokojnie blondyn. - To jak?
- Podajcie zasady to spróbujemy. - uśmiechnęła się.
Drzwi do willi trzasnęły a do salonu wszedł wściekły szatyn. Grupa właśnie rozkładała zielony obrus na wielkim stole obiadowym. Rozsiedli się wkoło niego. Spojrzeli na kolegę, który wszedł.
- Bardzo niegrzecznie potraktowałeś te drzwi Gregor. - powiedział Stefan. - Przeproś. - dodał grożąc mu palcem. Szatyn pokręcił głową i lekko się zaśmiał.
- Co tym razem? - zapytał Michi.
- Nie pytaj. Baby to dobry dodatek do fajnej bryki. - stwierdził.
- A faceci to dodatek do penisa. - powiedziała mijając go. Postawiła butelki z pepsi, fantą i sokiem porzeczkowym na środku stołu. Usłyszała śmiech blondyna stojącego obok. Uśmiechnęła się do niego.
- Gregor grasz z nami? Podobno Stefan odkrył jakiś cudowny sposób na odegranie się. - powiedział Andi.
- Po prostu będę tak samo oszukiwał jak Wy - powiedział urażony. Zaśmiali się.
- No dobra wchodzę w to. - powiedział szatyn. Usiedli przy stole.
- O co gramy? - zapytała.
- O pieniądze. - powiedział patrząc na Nią uważnie.
- Spokojnie, minuty na bieżni. - uspokoił ją blondyn siedzący obok Niej. Posłał szatynowi groźne spojrzenie ale tamten nie zareagował.
- Jesteś pewna, że chcesz się w to wpakować? - zapytał.
- Tak Gregor. To tylko zabawa. - odpowiedziała mu.
- Grałaś w to kiedyś? - dopytywał kiedy Die-die rozdawał karty.
- Nie. Ale szybko się uczę. Mam dobrego nauczyciela. - puściła oko blondynowi.
Rozgrywka zaczęła się dość ostro. Często pasowała. Na twarzy szatyna, który ciągle wygrywał widać było zadowolenie. Cieszyła go każda jej porażka.
- Może Ci jednak pomogę? - szepnął jej na ucho blondyn.
- Poradzę sobie. Jeśli nie chcesz się zasapać na śmierć to odpuść w następnej kolejce. - powiedziała mu. Spojrzał na Nią uważnie ale tylko pokiwał głową. Stefan starał się grać ostro ale każda jego reakcja na karty była widoczna jak na dłoni. Kiedy dostawał dobrą kartę jego policzki się napinały a kiedy złą zagryzał delikatnie wargi. Natomiast z twarzy Schlieriego nie dało się nic wyczytać. Posąg. Kamień. Zero reakcji.
- Jeśli Twoje reakcje na wszystko są takie same to nie dziwię się, że Twoja dziewczyna wczoraj wybiegła stąd zdenerwowana. - powiedziała patrząc w swoje karty. Spojrzała na niego. Wokół zrobiła się cisza. Uśmiechnął się lekko.
- Szybko się uczysz. - przyznał. - Ale to za mało. - dodał a jego twarz znów przybrała ten sam wyraz. - Wymieniam dwie. - powiedział. Diethart podał mu dwie karty. Spojrzał na Nią. - Dokładam 10. - powiedział.
- Pass. - powiedział zniechęcony Stefan.
- Pass - powtórzył Andi. Przyszła jej kolej.
- Wymieniam jedną. - powiedziała. Dostała swoją kartę. Spojrzała na szatyna. Przygryzła wargę. Zwróciła się do blondyna. Mówiła szeptem ale takim żeby szatyn usłyszał. - Thomas 3 Króle to dobrze tak? - zapytała. Blondyn jęknął a szatyn się zaśmiał.
- Tak. - westchnął. - Pasuje - powiedział zrezygnowany.
- A można tu zrobić coś takiego jak va bank? - zapytała.
- Teoretycznie tak. Wtedy ten kto wygra czyli w tym przypadku prawdopodobnie Gregor odda Ci swoje minuty biegania a z Twoimi 2 godzinami już na koncie to będzie dokładnie 2 godziny i 35 minut. - wyjaśnił Die-die. Pokiwała głową.
- Ok. Va bank. Wchodzisz w to Schlieri? - zapytała wesoło.
- Alutka może lepiej... - zaczął Morgi.
- Chcesz wyzionąć ducha szybciej niż mówisz. - przerwał mu szatyn.
- Gregor!
- Spokojnie Michi... - powiedziała z uśmiechem. - Jestem pewna że to wygram.
- Wchodzę - powiedział śmiejąc się.
- Pokażcie co macie. - powiedział zniecierpliwiony Manu. Szatyn z uśmiechem rzucił na stół karty i oparł się wygodnie o oparcie krzesła. Pokiwała głową z podziwem.
- Trzy Asy i dwie Damy... - powiedział z przygnębieniem Andi. - Może jednak zamienimy karę...
- To nie będzie konieczne. - powiedziała i wstała z obojętną miną. Podeszła do zadowolonego szatyna i spojrzała na niego. Usiadła na stole i położyła karty zaraz przed Nim. Wszyscy obserwowali jej poczynania z zaciekawieniem.
- Wiesz, że trójka z króli przegrywa z moimi kartami? - zapytał z drwiną w głosie. Uśmiechnęła się.
- A kto powiedział, że mam trójkę z króli? - zapytała. Jego uśmiech trochę przygasł. Postukała palcem w karty. Zwrócił na nie uwagę. Odkrywała je powoli. Jedną po drugiej. Najpierw poszedł As trefl... potem król z tego samego koloru... następna była dama...a kolejny był walet...
- Niemożliwe - powiedział cicho Michi. Uśmiechnęła się i odkryła dziesiątkę trefl. Puściła oko zszokowanemu szatynowi i zeszła ze stołu.
- Robimy coś do jedzenia? Zgłodniałam trochę. - powiedziała wesoło.
- Mówiłem już, że Cię kocham? - zapytał Michael. - Wyjdź za mnie, będziemy razem wygrywać miliony i kupimy sobie Bahamy. - zachęcił ją. Zaśmiała się.
- Nie jesteś w moim typie - powiedziała żartobliwie.
- A jaki jest Twój typ? - zapytał tym razem Andi.
- Niski, gruby, łysy i z mnóstwem piegów. - powiedziała. - Macie ochotę na coś z kuchni meksykańskiej? - zapytała.
- Jasne! - odpowiedzieli chórem. Wyszli razem z Nią do kuchni. W salonie został tylko szatyn wpatrujący się w karty i blondyn sprzątający stół.
- Co się zmieniło, że tak ją zacząłeś traktować? - zapytał blondyn stając na przeciwko przyjaciela.
- Oszukuje. - odpowiedział szatyn.
- Gregor ja nie mówię teraz o kartach.
- Ja też nie Thomas. Ona oszukuje i nas i siebie samą. Wcale nie jest taka silna za jaką chce uchodzić. - powiedział stanowczo.
- I co z tego? To źle, że nie chce nam tu ryczeć w rękawy i wprawiać w zakłopotanie?
- Może to sprawiłoby, że zaczęłaby walczyć.
- Dlaczego tak Ci na tym zależy? Znasz ją 3 dni.
- Jak dla mnie może sobie nawet podciąć żyły w wannie dzisiejszej nocy, mało mnie to interesuje ale niech nie udaje kogoś kim nie jest. To jest zwykłe okłamywanie nas. A powinna być w stosunku do Nas fair.
- A skąd wiesz, że nie wypłakuje się któremuś z Nas, żeby oszczędzić tego reszcie? - zapytał zdenerwowany. Szatyn spojrzał na przyjaciela zdziwiony.
- Widzę, że randka się udała. - powiedział. - Radzę Ci Thomas, odpuść. To nie jest dziewczyna dla Ciebie. Za pół roku jej już nie będzie a Ty znowu będziesz cierpiał. I to niepotrzebnie bo za rok nie będziesz pamiętał, że ktoś taki istniał. - powiedział dobitnie Schlieri. Tego było zbyt wiele. W blondynie coś się zagotowało. Coś pękło. Nie panował nad tym co robi. Jego pięść wylądowała w okolicach nosa szatyna, który upadł na podłogę. Spojrzał na stojącego nad Nim przyjaciela i nie mógł uwierzyć w to co się stało. Blondyn natomiast patrzył na swoją rękę ze strachem w oczach. - Prawda boli, co? - zapytał zbierający się z podłogi Gregor. Spojrzał jeszcze raz na przyjaciela i trzymając się za nos pokręcił głową...
"Przyjaźń niejedno ma imię..."
***********************************************************************************
Jest akcja :D
Czekam na Waszą reakcję :D
Dziękuję Wam za ciepłe słowa i pozytywne komentarze, to mi baaaardzo pomaga :*
O kurde! Gregor+ Thomas= bójka?! o.o Tego to bym się nie spodziewała. xd Zwłaszcza spoglądając na to zdjęcie na dole, które jest jakże przepiękne. <3 ;)) Ale nie dziwię się, że Thomas mógł się zdenerwować. Gregor nie powinien patrzeć na tę dziewczynę przez pryzmat jej choroby i 'ile pożyje' a ile nie... To raniące. Cudowny rozdział, wiesz o tym? A pewnie, że wiesz! ;*
OdpowiedzUsuńPozdrawiam cieplutko. ;**
Poker ze skoczkami, sama bym chętnie zagrała ; D
OdpowiedzUsuńFajnie w końcu przeczytać coś, gdzie Thomas nie jest upośledzony uczuciowo, chociaż po końcówce nie byłabym taka pewna.. Ten słowa Gregora- zastanawiające..
Niecierpliwie czekam na nowy rozdział i mam nadzieję, że pojawi się równie szybko ; D
- Jak dla mnie może sobie nawet podciąć żyły w wannie dzisiejszej nocy, mało mnie to interesuje ale niech nie udaje kogoś kim nie jest. To jest zwykłe okłamywanie nas. A powinna być w stosunku do Nas fair....Mądry Schlieri!D ♥
OdpowiedzUsuńZauroczyłam się!
Ann.