AUSTRIA, INNSBRUCK, WILLA SPORTOWA...
Odłożył długopis i zamknął zeszyt.
- To nie ma sensu... - powiedział sam do siebie.
"Noooo, Staaaary, co Ty w ogóle robisz?" - zapytała Go podświadomość.
- No właśnie, co ja robię...
"Oświecę Cię. Siedzisz od rana nad kartką papieru i piszesz jakieś ckliwe bzdury do laski, której nigdy tego nie powiesz, ba nawet Jej tego nie pokażesz."
- Dzięki.
"Nie ma za co. Zawsze do usług. A właściwie dlaczego Jej tego wszystkiego nie powiesz? Laski lecą na takie teksty"
- Bo obiecałem.
"Że nie będziesz gadał jak zakochany Szekspir?"
- Obiecałem, że wyłączę uczucia. - powiedział i westchnął.
- Komu?
Odwrócił się w stronę drzwi. Stał w Nich brunet z uśmiechem nr 5.
- Kraft, znudziło Ci się oddychanie prostym nosem, że wchodzisz bez pukania? - zapytał chowając zeszyt do biurka.
- Pukałem. Widocznie byłeś zbyt zajęty rozmową... ze sobą. Stary to jest uleczalne. - powiedział za co oberwał poduszką.
- Czego chcesz?
- Thomas przyjechał. - powiedział. Tyle wystarczyło, żeby szatyn od razu zszedł do salonu. Byli już wszyscy. Ona także. Siedziała z boku. Na oparciu fotela zajmowanego przez Manuela. Nie spojrzała na Niego. Jej wzrok wbity był w blondyna, który wyglądał jak weteran wojenny. On z resztą też patrzył tylko na Nią. Wyglądało to jakby rozmawiali tylko wzrokiem.
"Chłopie, Ty masz jakąś paranoje."
Usiadł obok przyjaciela i spojrzał na Niego. Ciszę zakłócała tylko chodząca lodówka w kuchni.
- Lily ma Chłoniaka Hodgkina. Leczy się go za pomocą chemioterapii... - zaczął blondyn. - Na szczęście został wykryty odpowiednio wcześnie i jest ponad 90% szans na całkowite wyleczenie. - wszyscy odetchnęli z ulgą. - Teraz trzeba tylko mieć nadzieję, że Lily będzie dobrze przyjmować leki. Pierwszy tydzień będzie decydujący. - dodał nadal na Nią patrząc.
- U tak małych dzieci ryzyko odporności na leki jest niewielkie, bo u nich wszystkie komórki namnażają się szybciej. Dlatego stare odporne na leki komórki zostają zastąpione nowymi, nieodpornymi i zostają zniszczone. - zaczęła. Szatyn widział, że teraz przyjacielowi potrzebna jest rada kogoś kto wiele o tym wie i kto umie to powiedzieć w przystępny dla każdego sposób. I taką osobą była właśnie Alicja. To dlatego wszystko wyglądało tak, jakby w salonie byli tylko Oni.
- Lekarze mówią do mnie niezrozumiałym językiem Al.
"Alicja, nie Al."
- Nie martw się. To jest nieważne. Jeżeli czegoś nie będziesz wiedział to dzwoń. Wszystko Ci wytłumaczę.
- Skoro komórki namnażają się w szybszym tempie... To znaczy, że komórki nowotworowe też namnażają się szybciej prawda? - zapytał ze strachem w oczach.
- Szybciej są niszczone. Chłoniak to specyficzny rodzaj nowotworu Thomas... W tej sytuacji można powiedzieć, że macie szczęście, że został tak szybko wykryty. W przyszłości da to Jej większe szanse na to, że nie pojawi się u Niej białaczka. - zapanowała cisza.
- Potrzebujecie czegoś? - zapytał w końcu szatyn.
- Nie, dzięki. Wszystko mamy. Moi rodzice przyjechali, są teraz z Kristy w szpitalu.
- Powinieneś odpocząć. - dodał Michi.
- Zaraz tam wracam.
- Jedź tam i zabierz Kristinę do domu. Odpocznijcie, porozmawiajcie, powiedz Jej to co usłyszałeś ode mnie. Bądź przy Niej i cały czas powtarzaj, że dacie radę. - powiedziała. - I nie pozwól Jej zastanawiać się dlaczego to spotkało Lily. To Was zacznie zjadać od środka. Uwierz mi. - dodała ciszej. Po Jego policzku spłynęła łza. Pierwszy raz pokazał łzy przy kolegach. Pierwszy raz przy Niej. Ale to było silniejsze od Niego. Bez słowa wstała i podeszła do Niego siadając obok i tak po prostu Go do siebie przytuliła. Jeden gest. I to wystarczyło. - Dzwoń o każdej porze dnia i nocy. - szepnęła mu na ucho.
- To nie ma sensu... - powiedział sam do siebie.
"Noooo, Staaaary, co Ty w ogóle robisz?" - zapytała Go podświadomość.
- No właśnie, co ja robię...
"Oświecę Cię. Siedzisz od rana nad kartką papieru i piszesz jakieś ckliwe bzdury do laski, której nigdy tego nie powiesz, ba nawet Jej tego nie pokażesz."
- Dzięki.
"Nie ma za co. Zawsze do usług. A właściwie dlaczego Jej tego wszystkiego nie powiesz? Laski lecą na takie teksty"
- Bo obiecałem.
"Że nie będziesz gadał jak zakochany Szekspir?"
- Obiecałem, że wyłączę uczucia. - powiedział i westchnął.
- Komu?
Odwrócił się w stronę drzwi. Stał w Nich brunet z uśmiechem nr 5.
- Kraft, znudziło Ci się oddychanie prostym nosem, że wchodzisz bez pukania? - zapytał chowając zeszyt do biurka.
- Pukałem. Widocznie byłeś zbyt zajęty rozmową... ze sobą. Stary to jest uleczalne. - powiedział za co oberwał poduszką.
- Czego chcesz?
- Thomas przyjechał. - powiedział. Tyle wystarczyło, żeby szatyn od razu zszedł do salonu. Byli już wszyscy. Ona także. Siedziała z boku. Na oparciu fotela zajmowanego przez Manuela. Nie spojrzała na Niego. Jej wzrok wbity był w blondyna, który wyglądał jak weteran wojenny. On z resztą też patrzył tylko na Nią. Wyglądało to jakby rozmawiali tylko wzrokiem.
"Chłopie, Ty masz jakąś paranoje."
Usiadł obok przyjaciela i spojrzał na Niego. Ciszę zakłócała tylko chodząca lodówka w kuchni.
- Lily ma Chłoniaka Hodgkina. Leczy się go za pomocą chemioterapii... - zaczął blondyn. - Na szczęście został wykryty odpowiednio wcześnie i jest ponad 90% szans na całkowite wyleczenie. - wszyscy odetchnęli z ulgą. - Teraz trzeba tylko mieć nadzieję, że Lily będzie dobrze przyjmować leki. Pierwszy tydzień będzie decydujący. - dodał nadal na Nią patrząc.
- U tak małych dzieci ryzyko odporności na leki jest niewielkie, bo u nich wszystkie komórki namnażają się szybciej. Dlatego stare odporne na leki komórki zostają zastąpione nowymi, nieodpornymi i zostają zniszczone. - zaczęła. Szatyn widział, że teraz przyjacielowi potrzebna jest rada kogoś kto wiele o tym wie i kto umie to powiedzieć w przystępny dla każdego sposób. I taką osobą była właśnie Alicja. To dlatego wszystko wyglądało tak, jakby w salonie byli tylko Oni.
- Lekarze mówią do mnie niezrozumiałym językiem Al.
"Alicja, nie Al."
- Nie martw się. To jest nieważne. Jeżeli czegoś nie będziesz wiedział to dzwoń. Wszystko Ci wytłumaczę.
- Skoro komórki namnażają się w szybszym tempie... To znaczy, że komórki nowotworowe też namnażają się szybciej prawda? - zapytał ze strachem w oczach.
- Szybciej są niszczone. Chłoniak to specyficzny rodzaj nowotworu Thomas... W tej sytuacji można powiedzieć, że macie szczęście, że został tak szybko wykryty. W przyszłości da to Jej większe szanse na to, że nie pojawi się u Niej białaczka. - zapanowała cisza.
- Potrzebujecie czegoś? - zapytał w końcu szatyn.
- Nie, dzięki. Wszystko mamy. Moi rodzice przyjechali, są teraz z Kristy w szpitalu.
- Powinieneś odpocząć. - dodał Michi.
- Zaraz tam wracam.
- Jedź tam i zabierz Kristinę do domu. Odpocznijcie, porozmawiajcie, powiedz Jej to co usłyszałeś ode mnie. Bądź przy Niej i cały czas powtarzaj, że dacie radę. - powiedziała. - I nie pozwól Jej zastanawiać się dlaczego to spotkało Lily. To Was zacznie zjadać od środka. Uwierz mi. - dodała ciszej. Po Jego policzku spłynęła łza. Pierwszy raz pokazał łzy przy kolegach. Pierwszy raz przy Niej. Ale to było silniejsze od Niego. Bez słowa wstała i podeszła do Niego siadając obok i tak po prostu Go do siebie przytuliła. Jeden gest. I to wystarczyło. - Dzwoń o każdej porze dnia i nocy. - szepnęła mu na ucho.
KILKA GODZIN PÓŹNIEJ...
- Al, za ile ten obiad?! - wrzasnął Stefan.
"Alicja, nie Al." - poprawił Go w myślach szatyn.
- Jak bardzo głodny jesteś? - zawołała mieszając sos.
- Tak, że zjadłbym nawet brukselkę! - jęknął na co reszta zareagowała śmiechem. Też się uśmiechnęła.
"Właśnie tak, tak masz się uśmiechać"
Odwróciła się w Jego stronę.
- Ileż można kroić cebulę Schlieri? - zapytała nie patrząc na Niego tylko na nóż, który trzymał w dłoni.
- Nie jęcz. Ciesz się, że się tym zająłem bo inni jakoś się nie wyrywali. - odpowiedział co chwilę przecierając oczy.
- Och, mam bić Ci pokłony?
- Podaj mi chusteczkę babo. - powiedział dobitnie.
- Babo? Serio? Nie stać Cię na nic innego?
"Stać ale nie chcesz tego słyszeć"
- Jeśli wolisz mogę mówić zła kobieto albo kaszalociku.
"Albo bogini biorąc pod uwagę dzisiejszą noc.."
- Zostańmy przy babie... Schlieri.
- Wiesz, że wolę...
- Wiem. I dlatego tak nie mówię. - przerwała mu. Uśmiechnął się.
"Czyli udajemy, że nic się nie wydarzyło..."
- Jeśli chciałabyś pogadać o Lily...
- Wyleczą Ją. Przy tym zostańmy. - przerwała stanowczo.
- Spojrzysz w końcu na mnie czy dalej będziesz tego unikać? - zapytał przerywając krojenie.
- Nie unikam niczego.
- To spójrz na mnie.
- Schlieri odpuść. Sos mi się przypali.
- Czego się boisz? - zapytał podchodząc do niej.
- Niczego się nie boję. - warknęła. - Skończyłeś z cebulą? - zapytała. Podał Jej miskę.
- To czego się wstydzisz?
- Nie męcz.
- To spójrz mi w oczy. - powiedział. Odwróciła się i zrobiła o co prosił. Uśmiechnął się cwanie.
- Co? - zapytała poirytowana.
- Wiesz, że można z Ciebie czytać jak z otwartej książki? - zapytał.
- Świetnie i coś tam wyczytał?
- Że Ci się cholernie podobało. - wyszczerzył się.
- Nie za pewny siebie jesteś? - zapytała zła.
- Twój rumieniec mówi, że nie. - odparł opierając się o blat. Wróciła do mieszania sosu. - Dlaczego tak szybko sobie poszłaś?
- A co? Liczyłeś na czułe słówka i romantyczne sny w swoich objęciach? - zapytała z ironią.
"Tak!"
- Nie.
- Schlieri... - odwróciła się w Jego stronę. - Czysty sex. Zero uczuć. Tak?
"Nie..."
- Tak.
- Więc nie analizuj. - powiedziała i wyszła do salonu.
"Za późno..."
- A co byście powiedzieli na mały meczyk? - zapytał Stefan. - Dwie drużyny, dwa kosze, jedna piłka.
- Znowu chcesz się zasapać? - zapytał Manu.
- I wybić sobie dwa zęby? - dodał szatyn.
- Chcę rewanż za ostatni mecz. Może dzisiaj nie będziesz oszukiwał Gregor, mamy bezstronnego sędziego - spojrzał na blondynkę.
- Ja chcę grać. - powiedziała. Wszystkie oczy zostały skierowane na Nią.
- To na pewno nie zaszkodzi Twoim płucom?
- Nie martw się Die-die. Najwyżej umrę ciut szybciej niż zamierzam. - wzruszyła ramionami. Napotkała badawczy wzrok szatyna ale nie przejęła się tym. - Idę się przebrać. Widzimy się na sali. - pobiegła do pokoju.
Zakładała właśnie spodnie kiedy drzwi do pokoju się otwarły.
- Nie umiesz pukać?! - wrzasnęła chowając się w łazience. Nie przeszkodziło to intruzowi do niej wejść. - Schlieri!
- Nie burz się tak, przecież więcej niż w nocy nie zobaczę. - stwierdził wzruszając ramionami.
- Ale pozostali nie muszą o tym wiedzieć. - warknęła i założyła spodnie. Związała włosy i ubrała koszulkę.
- Powiesz im?
- Że Twój penis jest lekko skrzywiony w prawo? Po co?
- O Twoich badaniach.
- Nie ma takiej potrzeby. - odpowiedziała i chciała wyjść z łazienki ale zatrzymał Ją. - Czego Ty właściwie chcesz?
- Nie uważasz, że powinni wiedzieć?
- Ale po co? Za miesiąc wyjadę i będzie tak jak miało być. Wrócicie do swoich zajęć a ja spokojnie wrócę do swojej rzeczywistości.
"Nie, tak nie miało być."
- Jak chcesz. - stwierdził i wyszedł. Dołączyła do Niego i razem szli na salę. - Twoja prawa pierś jest mniejsza. - stwierdził. - Ale nie przejmuj się moja dłoń i tak ją lubi. - dodał. Wzięła głęboki wdech i wypuściła spokojnie powietrze. Uśmiechnął się cwanie.
- No dobra, kto wylosuje krótką zapałkę ten jest sędzią!. - zarządził Stefan i każdy z nich pociągnął.
- Świetnie, przynajmniej się nie spocę. - skomentował Michi.
- Jako, że Thomas jest poza zasięgiem, a Wolfi jak zwykle u rodziny, nasze drużyny liczą po 3 osoby.
- Stefan, to ja jestem sędzią. - przypomniał Hayboeck. - Jako, że Thomas jest poza zasięgiem, a Wolfi jak zwykle u rodziny, nasze drużyny liczą po 3 osoby. - powtórzył. Wszyscy wywrócili oczami. - Pierwszym kapitanem jest Alicja, jako że gra z nami po raz pierwszy, a drugim Die-die, jako że zawsze jest wybierany na końcu. Alicja?
- Hmn... Manu - powiedziała z uśmiechem. Przybili sobie piątki.
- Andi. - stwierdził pewnie blondyn. Został szatyn i Stefan.
- Stefan zawsze obrywa, a Schlieri fauluje ale gra najlepiej. Twój wybór. - szepnął Jej Fetti. Zerknęła na szatyna. Wyszczerzył się i podszedł do Niej pewnie.
- Stefan. - powiedziała wystawiając język Gregorowi. Ten tylko pokręcił głową z uśmiechem na twarzy i odszedł do swojej drużyny.
Mecz się zaczął. Na początku było Jej trudno nadążyć za tempem narzuconym przez kolegów ale po jakimś czasie Oni też osłabli więc w końcu mogła wziąć sprawy w swoje ręce. Przy piłce był Stefan. W tym momencie blokowany przez Gregora. Stał przed Nim i kozłował piłką w miejscu. Blondynka stała kilka metrów za szatynem.
- Stefan... - zaczął. - Dzisiaj uprawiałem sex z Alicją. - powiedział poważnie. Blondynkę zamurowało. Natomiast brunet zaczął się śmiać i podał Jej piłkę kozłem. Ta szybko zrobiła skręt i wrzuciła piłkę do kosza. Przybiła piątkę ze Stefanem i podała piłkę zdezorientowanemu szatynowi. - Ej! Czemu mi nie wierzysz? - oburzył się.
- Stary byłbym w stanie uwierzyć w to, że tarantula siedzi mi na głowie ale nie w to. Wymyśl coś lepszego. - stwierdził Kraft. Wzruszyła ramionami i stanęła na przeciwko Niego. Zaczął powoli kozłować. Próbowała odebrać mu piłkę ale za każdym razem przerzucał ją nad blondynką. Jej niski wzrost nie pomagał... Uśmiechnął się widząc, że jest wkurzona.
- Odbierzesz mi w końcu tą piłkę? Czy mam tak kozłować do wieczora? - zapytał szczerząc się.
- Czemu mnie tak denerwujesz? - zapytała.
- Bo sprawia mi to przyjemność.
- Taką samą jak sex?
"Z Tobą...Nie ma porównania..."
- Może nawet większą... - powiedział zaprzeczając sam sobie.
- Hej! Gracie czy gadacie?! - krzyknął Michi. Blondynka wyprostowała się.
- Skoro już tak obdarzamy się szczerością, to nie kłamałam mówiąc o twoim penisie. - powiedziała poważnie patrząc mu prosto w oczy.
- A ja nie kłamałem mówiąc o Twoich piersiach.
"Nie dodałem tylko, że są najpiękniejsze na świecie"
- Z Thomasem było mi lepiej Schlieri. - powiedziała ciszej. Przestał kozłować.
"Ale... On Cię nie kochał... A ja tak... Więc.. Jak.."
W tym momencie piłka zniknęła z Jego ręki i wylądowała w koszu wybita przez blondynkę.
- Koniec czasu! Wygrywa drużyna Alicji! - krzyknął Michael a blondynka przybiła sobie piątki ze swoją drużyną uśmiechając się szeroko. A On... stał tam na środku jak sparaliżowany.
"Powiedz, że kłamałaś..."
Podeszła do Niego i znów zagłębiła się w Jego brązowych tęczówkach.
"Błagam powiedz, że kłamałaś..."
Zdziwiła się lekko widząc Jego wzrok. Wyglądał jakby właśnie dostał w brzuch. Był po prostu zrozpaczony. Zmrużyła oczy.
- yyyy Gregor, wszystko w porządku?
"Nie!"
- Jasne.
- Sandra stoi w drzwiach. - powiedziała zerkając w tamtą stronę.
- Nie mam już piłki a mecz się skończył. Może wystarczy tego znęcania się nad moimi emocjami co? - warknął.
- Ale Ona tam na prawdę stoi. - wskazała drzwi. Odwrócił się w tamtą stronę i zobaczył blondynkę machającą do Niego wesoło. Podszedł do Niej i bez skrępowania zapytał...
- Co Ty tutaj robisz?
- Przyszłam sprawdzić czy wszystko z Tobą w porządku. Mówiłeś, że wrócisz na noc. - powiedziała z wyrzutem.
- Do Ciebie? - prychnął.
- Będziemy rozmawiać przy Nich? - warknęła.
- Nie mam przed Nimi nic do ukrycia.
"Oprócz dzisiejszej nocy..."
- Coraz mniej się nami interesujesz Greg. - oskarżyła Go.
"Nie coraz mniej tylko w ogóle"
- Czego chcesz?
- Żebyś wrócił ze mną do domu. - powiedziała jakby to było oczywiste.
- Nigdzie z Tobą nie wracam - powiedział pewnie. Zaskoczył tym i Ją i swoich kolegów.
- Jak to nie wracasz?
- Normalnie. Tutaj jest mój dom. - wzruszył ramionami.
- Dorośnij Greg i przestań zachowywać się jak dziecko! Za niedługo będziesz miał swoje więc...
- Jesteś pewna, że moje? - zapytał. Nastała cisza. - Proste pytanie Sandra... Jesteś pewna że to moje dziecko? - nie odezwała się. - Bo wyniki badań mówią zupełnie coś innego.
- Kochanie, ja Ci to wszystko wytłumaczę... - zaczęła podchodząc do Niego.
- Nie dotykaj mnie! Nie chcę Cię więcej widzieć rozumiesz? Chcę zapomnieć, że Cię poznałem! Że kiedykolwiek Cie kochałem, bo tak właśnie było a Ty... Ty tylko potrafiłaś mnie wykorzystać kiedy byłem Ci potrzebny! - krzyknął.
- Nie zostawiaj mnie z tym samej... - zaczęła płaczliwym głosem. - Ojciec dziecka nie..
- Nie obchodzi mnie to! Ty mnie już nie obchodzisz! Rozumiesz?! Dla mnie już nie istniejesz! - wrzasnął i wyszedł wściekły z sali...
PÓŁ GODZINY PÓŹNIEJ, POKÓJ GREGORA...
Stał przy oknie tempo wpatrując się w ulewę, która sama w sobie nie miała nic ciekawego.
"Jak pogoda potrafi dostosować się do nastroju..." - pomyślał. "Po cholerę tutaj przychodziła. Prędzej czy później bym zadzwonił i powiedział co mam do powiedzenia. " Poczuł na swoim ramieniu czyjąś dłoń. Takie ciepło mogła dawać tylko jedna dłoń...
- Nie rozpaczam. - powiedział.
- Rozpaczasz. - sprzeciwiła się cicho.
"Nie nad tym o czym Ty myślisz."
- Możemy o tym nie gadać? - zapytał.
- Jakbyś to z siebie wyrzucił byłoby Ci...
- Po prostu chodźmy do łóżka. - przerwał Jej. Odwrócił się w Jej stronę i spojrzał w oczy. Nie odwróciła wzroku...
"Życie to gra, w której ktoś musi przegrać aby wygrać mógł ktoś..."
**********************************************************************************
Witam Was Moje kochane.
Rozpacz, rozpacz wszędzie.
We mnie też.
Że takie badziewie Wam wciskam.
Przepraszam :*
Ann, Żabciu moja kochana, przepraszam za wiesz co :*
Ann, Żabciu moja kochana, przepraszam za wiesz co :*
stara baba a czekam codziennie na rozdział...
OdpowiedzUsuńi jedno Ci powiem, to się musi skończyć happy endem w ogóle nie przyjmuję do wiadomości, że Alicja umrze!
do następnego ;)
Marta ;]
Żabciu?! Ja Ci dam żabciu! Nie wybaczę ! Do tej pory nie rozumiem, nie pojmuję nie zgadzam się!
OdpowiedzUsuńA teraz komentarz w sprawie rozdziału....
Czysty układ:D ...wszystko gra , szkoda tylko że słowo 'czysty' już nie za bardzo pasuje do tej relacji...
A Gregor? Co by nie zrobił i tak jest najlepszy ♥!
Oburzona( zachwycona) Ann!
Gregor zakochany... Teraz już sam przed sobą tego nie ukrywa... Ciekawi mnie tylko co czuje Alicja, bo tutaj nie było nic o jej uczuciach, co wydaje mi się trochę podejrzane. :) Może to samo, a boi się do tego przyznać? Albo żałuje tej nocy, którą spędziła z Gregorem? Jej zachowanie nie jest do końca normalne... A tak na marginesie to co sobie ta Sandra myślała?! Że Gregor wróci z nią do domu i stworzą wspaniałą rodzinkę?
OdpowiedzUsuńBuziaki. ;**
Gregor nieźle wygarnął Sandrze. Należało się jej za to co mu zrobiła. Wiedziałam, że ona coś kombinuję. Chciała go wrobić w dziecko. Szkoda tylko, że nie wiedziała, że można zrobić badania na ojcostwo. Dobrze, że z Lily się w jakimś stopniu wyjaśniło. Oby wyzdrowiała. Układ Gregora i Alicji coraz bardziej intrygujący. Ala sama nie wie, co ma z tym wszystkim zrobić, bo zakochała się w Gregorze. Najsmutniejsze jest to, że zostało im tak mało czasu. Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuń